Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2016, 16:57   #34
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Opuszczenie ponurego lasu i wkroczenie na pozbawione życia pustkowia nie było jakąś pozytywną zmianą. Roland miał przeczucie, że gdziekolwiek by się nie podziali, tam i tak zawsze znajdzie ich jakaś mroczna, pragnąca wyrządzić im krzywdę bestia. Krajobraz oraz zamieszkujące go istoty nasuwały jego myślom przykre wizje i przypuszczenia. Miał nadzieję, że są one błędne. Że miejsce, w którym się znaleźli, to nie czeluście piekielne lub inne zaświaty.

W milczeniu podążał za resztą zbieraniny, usilnie starając się wydobyć cokolwiek z wydarzeń, które miały miejsce tuż przed pojawieniem się w mieście uśpionych. Na nic jednak spełzły jego próby. Jego pamięć najwyraźniej miała własną wolę i wracała do niego tylko kiedy jej się podobało. Musiał uzbroić się w cierpliwość, jeżeli chciał rozgryźć zagadkę tego miejsca.

Schronienie, które jakby spadło im z nieba, mogło równocześnie stać się ich trumną. W tak widocznym miejscu, na środku mrocznych równin byli niewątpliwie narażeni na wykrycie. Jednak nie mieli wyboru, w końcu musieli kiedyś odpocząć. Jego przypuszczenia okazały się słuszne, wielkie skorpiony wyskoczyły na nich i choć nie stanowiły większego problemu, jeden z nich zdołał dźgnąć go swoim ogonem. Na całe szczęście, jad bestii był zbyt słaby by wyrządzić Rolandowi poważniejsze szkody. Bestie zostały szybko zabite, a półork nie pozwolił, by jego zdobycze się zmarnowały. Mieli okazję zjeść średnio smaczną kolację ze skorpiona. Zawsze lepsze to niż głodówka.

- W tamtym przeklętym mieście mieliśmy przynajmniej zagwarantowane wyżywienie i nocleg. Alkohol i inne ciekawe atrakcje za darmo. Po co my stamtąd w ogóle uciekaliśmy? - zaśmiał się Roland. Zaczął rozglądać się po “pomieszczeniu”. - Miejmy nadzieje, że ta żmudna droga nam się opłaci. W sumie, co mamy do stracenia. Ciekawe ilu Przebudzonym, którzy byli tu przed nami udało się dotrzeć do tej całej “Utopii”.
- No cóż... Droga powrotna chyba nie powinna być trudna - zażartował Shade. - Jedzenie, trunki, i nawet nader chętna panienka też tam była.
- Już wolę szukać Utopii - dodał. - Jeśli zachowamy ostrożność, to jakoś damy sobie radę.
- Musimy. W przeciwnym razie zdechniemy z głodu lub skończymy w paszczy jakiejś bestii - odpowiedział Rognir, po czym wręczył każdemu po kawałku pieczonego skorpiona. - Smacznego - powiedział na widok ich zniesmaczonych min, uśmiechając się przy tym pod nosem.
- S-smacznego - zawtórował mu Roland, niechętnie wgryzając się w smażonego skorpiona. Być może to przez silny głód jaki go do tej pory dręczył, ale mięso nie smakowało tak źle jak wyglądało.
- Jak zjem, to poszukam na tym śmietnisku czegoś co pomogłoby mi opatrzyć wasze rany - dodał.
- Zjedzenie go i tak będzie lepsze niż siedzenie w torturowni - mruknęła Bazylia niechętnie sięgając po skorpionową pieczeń. Skrzywiła się na wspomnienie w sumie całkiem niedawnych wydarzeń.
- Mnie się tam nawet podobało - odpowiedział z sarkazmem w głosie półork.
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - powiedział z ironią Shade. - Mi się tam podobało mniej. Ale może to dlatego, że mam mało wspomnień z okresu pobytu w mieście.
- Nie wiem jak Rognir, ale wcale więcej ich nie mam. Przebudziłam się w mieście i niedługo potem zgarnęli mnie jako służkę dla kata - butelka wskazała na półorka. - To nie tak, że zawsze tam byliśmy. Nawet kuźwa wypalili mi znamię.
Rognir odebrał butelkę, po czym pociągnął mocny łyk i przekazał ją dalej.
- Ano właśnie, ciekawe co oznacza. Wy też takie posiadacie?
- Nigdy o tym nie myślałem - odparł Shade. - Gdzie ci je wypalili? Może to symbol, że nie należy wa tykać? Coś jakby przepustka?
- Nie wydaje mi się sądząc po tym, że już wcześniej miałam inne. Poza tym to litera. Mam dwa R na łopatce - Bazylia z lekkim ociąganiem podniosła się z oparcia aby odwrócić się i pokazać plecy. Sukienka jakkolwiek prosta specjalnie skromna też nie była trzymając całość tylko na jednym ramiączku, które cholernie łatwo się rozwiązywało. Diabelstwo odsłoniło kawałek pleców męcząc się później z złapaniem sznurka.
- Wydaje mi się, że to może być litera do kogo należymy. R jak Rognir… przypisali mnie w końcu do ciebie jako służkę. Nie wiem tylko czemu mam dwa i nie pamiętam wypalenia tego wcześniejszego… nie żebym w sumie w ogóle coś pamiętała - ostatnie dodała ze skwaszoną miną.
- No, panowie, wyskakujcie z ciuszków - powiedział półork z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Takiś ciekawy? - odburknął Shade. Zaczął rozpinać koszulę.
Nie musiał się rozbierać, bowiem jemu wypalono znak na lewym obojczyku. Literę "S".
- “W” - powiedział Roland unosząc prawą rękę w górę. Na przedramieniu, tuż przy łokciu widniał owy znak. - Nie wydaje mi się, by oznaczało to do kogo należymy. Za pomocą tych liter zapewne nas klasyfikowali w jakiś sposób. Być może, każda z nich jest skrótem od nazwy czynu, który popełniliśmy i za który zostaliśmy tam zesłani? To tylko moja teoria, ale czy wam też to miejsce nie przypomina jakichś piekielnych zaświatów? Mroczne anioły, sukkuby, czerwonoocy strażnicy, pozbawione życia lasy i pustkowia. Jeżeli to nie jest jakiś piekielny plan, to przynajmniej skutecznie go udaje…
Wygłaszając na głos wnioski do jakich doszedł i które trapiły go od jakiegoś czasu, mężczyzna wstał ze zrezygnowaną miną. Nie powinien o tym teraz myśleć.
- Eh, nieważne - powiedział, po czym zaczął zaczął przeszukiwać pomieszczenie. Miał nadzieję znaleźć coś, czym mógłby opatrzyć rany swoich towarzyszy.
- R i R jakoś niespecjalnie mnie przekonują że to nazwa czynu… no i jeszcze zbieżność z pierwszą literą imienia Rognir… czy coś - powiedziało diabelstwo, żując leniwie jakąś część skorpiona. W sumie był obrzydliwie smaczne. Niemal od rana nic nie jadła to i taki posiłek był ucztą.
- Swoją drogą nie bądź taki cwany i sam pokaż swoje znamię - zwróciła jeszcze uwagę półorkowi tak chętnie chcącemu rozebrać resztę.
- Myślałem, że miałaś wystarczająco dużo okazji by się temu przyjrzeć - odpowiedział Rognir z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym odwrócił głowę i światło ogniska padło na jego kark, na którym wyryta była litera “M”.
- Ciekawi mnie jaki symbol miał ten co go piranie zeżarły, ale tego raczej się już nie dowiemy. Chyba, że ktoś chce wracać. - Półork aż wzdrygnął się na samą myśl o powrocie.
- Rictor. Pewnie niewiele z niego już pozostało - mruknął Shade.
Zostawił Rictora w wodzie, ale wtedy jakoś nie widział możliwości zabrania ze sobą nieżyjącego kompana i godnego go pochowania w późniejszym czasie. Teraz, prawdę mówiąc, nie zmienił zdania.

Dalsza rozmowa przebiegała już bez udziału Rolanda, który zaczął przeszukiwać pomieszczenie. Trudno było się spodziewać po takim miejscu profesjonalnego sprzętu medycznego, jednak niektóre w miarę czyste szmaty nadały się na opatrunek. Alkoholu również brakowało, jednak odnalezione butelka wody mogła następnego dnia być nieocenionym skarbem, kiedy pragnienie zacznie dawać o sobie znać. Poza tym nie znalazł w tym miejscu niczego wartego uwagi, dlatego czym prędzej przystąpił do opatrywania ran towarzyszy. Spodziewał się spędzić nad tym niemało czasu.

Zaczął dosyć niezgrabnie. Długo męczył się z oczyszczeniem i opatrzeniem ran Shade’a i Bazylii, a efekt jego starań okazał się mizerny. Gdzie była jego magia, kiedy jej tak bardzo potrzebował? Jednak później coś w nim zaskoczyło. Ranami Johanny i Rognira zajął się sprawniej i ze zdecydowanie lepszymi efektami. Zdawało mu się, że niejednokrotnie robił to już w przeszłości. Kiedy skończył z Johanną, miał nadzieje jeszcze znaleźć chwilę na poprawienie opatrunków pierwszej dwójki, jednak oboje już spali. Dopiero wtedy Roland uświadomił sobie, jak już jest późno. Kilkukrotnie robił sobie krótkie drzemki w czasie swojej pracy, jednak przypuszczał, że jutro i tak odczuje skutki braku snu. Nim sam w końcu się położył, zajął się jeszcze swoimi ranami. Skończywszy, padł z wycieńczenia. Odpoczynek miał być krótki.
 
Hazard jest offline