Otaczająca ich ponura rzeczywistość była zdecydowanie lepsza, niż sen o torturach i smoczej paszczy.
Taar rzucił okiem na Amy, której stan niestety nie uległ zbyt wielkiej poprawie, po czym chwycił w dłonie topór i zagłębił się w modlitwie, prosząc Pana Bitew o siłę, potrzebną podczas nadchodzących godzin.
- Nie mam pojęcia, czy można jej pomóc - odparł na pytanie Athlena. - Na to potrzeba czasu. Kawałek możemy ją nieść, ale - ściszył głos do szeptu - być może, jeśli będziemy musieli się przebijać przez hordy koboldów, trzeba będzie skrócić jej cierpienia. Nie można dopuścić do tego, by żywa wpadła w ich łapska.
Słowa nie brzmiały zbyt optymistycznie, ale to była jedyna łaska, jakiej mógł jej udzielić, gdyby sytuacja zrobiła się beznadziejna.
- Pomogę ci przy tych drzwiach - zmienił temat.
Na dobrych chęciach się skończyło, bowiem Rardas nagle zaczął się drzeć jak opętany.
Na szaleńcach Taar się nie znał i nie wiedział, co trzeba by zrobić z Rardasem, gdyby ten faktycznie oszalał.
Dać w łeb i związać? I co potem?
Gdy jednak poznał powód owych wrzasków, cofnął się o krok, stając między Amy a Rardasem.
- Na wszystkich bogów?! Rogi...? |