Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2016, 12:24   #107
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Wszyscy

Ragnwald również opowiedział swoją historię. Była najpieprzniejsza ze wszystkich, bo jak się zdawało była najbardziej realna. Brodacz posiadał talent do opowiadania o swoich przygodach z wielkim darem przekonywania i humorem, toteż rozbawił wszystkich przy stole. Nawet poważnego Fuchsa. Jak przewidział baron, jego dowódca straży i Ragnwald szczepili się za pomocą kufli. Gdy impreza się wykruszała, a jako pierwszy odpadł Edgar, Niedźwiedź i były sierżant Armii Imperialnej przenieśli się w kąt, do miejsca przy kominku. Wytoczyli kilka butelek wódki i zaczęli rozmawiać.

Baronowi towarzyszył jeszcze Yrseldain i Algrim, ale wkrótce elf pożegnał się z wszystkimi życząc dobrej nocy i zniknął w pokoju. Argumentował to tym, że wstawał zawsze wcześniej, mniej więcej z świtem, co potwierdził Algrim skinieniem głowy. Krasnolud jeszcze chwilę pił z Steinbergiem, również rozmawiając, aż baron musiał przystopować. Czuł, że jego zmysły były otępiałe i krasnoludowi nigdy nie dorówna.


Gdy wracał do swojego pokoju, Algrim przysiadł się do dwójki. Nie pamiętał jak długo siedzieli, ale był pewien, że dość szybko osuszyli to co mieli i poszli spać.

****

Ranek zastał was stukotem wozów i oddalonym pianiem koguta. Kupcy z okolic szykowali się do powrotu, wybierając boczne uliczki. Nie mniej, dla znacznej części z was dzień zaczął się uporczywym kacem. Komuś po głowie tupały kury, gdzieś za głośno latał kurz, kogoś męczył gigant. Standard.
Ratunek przybył w postaci solidnej jajecznicy i sera w plastrach oraz piwa. Jak mawiają, żołnierz musi zapchać kichę by pracować, by potem nie zarzucić dowódcy, że nie dba.
Wraz z pierwszym nabożeństwem modlitw w miejscowej świątyni Ulryka, wskakiwaliście na swoje wierzchowce. Pochód otwierał Fuchs, zaraz za nim jechał Edgar z baronem, za nimi uśmiechnięty elf, a pochód zamykał Ragnwald i Algrim.

Powolne tępo dodawało urokowi ładnej pogody, która roztaczała się nad okolicą. Mimo, że znaczną część dominowały lasy. Półtorej godziny jazdy zaowocowało ponownym przywitaniem zamku Steinhoff. Co normalne, o tej porze wszystko wydawało się zabite na głucho, jednak Horst wiedział, że prawdopodobnie trafili na śniadanie, a służba ruszyła do swoich obowiązków. Brama zamku był otwarta, a jej kraty uniesione wysoko.
Fuchs jako pierwszy wtoczył się na dziedziniec z swoim obładowanym koniem. Część zbroi barona wiózł on, część sam Horst. Wybrali się trochę w pośpiechu, bez lepszych juków czy innej możliwości transportu opancerzenia, ale wyprawa okazała się zwycięska. Z okna wychodzącego wprost na dziedziniec zamkowy wypatrywała was znajoma postać łysego i wiecznie profesjonalnego majordomusa.





Na widok całego i zdrowego Pana uśmiechnął się nieznacznie, by zniknąć z okna. Po chwili pojawił się przed wami. Przywitał się z Fuchsem uściskiem dłoni, po czym przystanął przy baronie. Służba pojawiła się momentalnie, przejmując konie gości. Zostały zabrane do zamkowej stajni, gdzie czekał ich odpoczynek i kilka zabiegów pielęgnacyjnych.
Majordomus pochylił głowę na znak powitania.
- Witaj z powrotem, Mości Baronie. Cieszę się, że wrócił Pan cały. Rodzina właśnie śniada.
Horst kiwnął tylko głową.
- Raczej nie będziemy im przeszkadzać. Mam z moją drużyną kilka ważnych spraw i prawdopodobnie wyjedziemy jeszcze dzisiaj. Przybądź do mojej komnaty za kilka minut. Weź z sobą kilka przyborów balwierza, potem udamy się do zbrojowni. - powiedział to już bardziej do Hagena, bliżej jego ucha. Wierny sługa skinął głową i zniknął z dziedzińca wykonać zadania.

Znowu prowadził Fuchs. Weszli bocznymi drzwiami, zapewne przeznaczonymi dla straży. Kapitan poprowadził ich przez kilka korytarzy, musieli wspiąć się na wiele schodów i otworzyć kolejne drzwi, by wyjść na korytarz. Korytarz był... powiedzmy, że był na tyle reprezentatywny, na ile pozwalały to gusta oraz warunki arystokratów północy Imperium. Tam gdzie jechali, podobnymi luksusami, no! może trochę lepszymi mógł poszczycić się tylko sam Elektor Nordlandu.

***

Weszli do komanty Horsta. Surowo urządzone wnętrze przypominało salę pełna trofeów. Stara zbroja, z czasów rejz na ziemie Marienburga. Kilka pięknych obrazów przedstawiających Middeheim, dzikość Drakwaldu czy perła w jego kolekcji - uczciwie zdobyty obraz namalowany przeszło 80 lat temu, przedstawiający panoramę Marienburga w świetle zachodzącego Słońca. Jedna ze ścian gościła sporych rozmiarów kominek, nad których wisiała tarcza z herbem rodowym Steibergów. Zaraz za nią zatknięty był miecz tragicznie zmarłego Jorga von Steinberga, a także oręż jego poległych braci. Nad sekretarzykiem wisiał skromny obraz przedstawiający rodzinę von Steinbergów: majestatycznego Jorga, do którego Horst się upodobnił, jego dwóch braci Klausa i Johanna pośród nich stał on - Horst. Na małym krześle siedziała Ilsa von Steinberg, na której ramionach spoczywały dłonie kochającego męża. Na kolanach matki siedziała malutka Agnes, a obok matki stali Matthias i Fredrich.
Pamiątka po czasach gdy rodzina Steinbergów była szczęśliwa.


Do komnaty przybył również Hagen taszcząc za sobą spory kufer z ubraniami.
- Musimy udawać zwykłych najemników. O ile w przypadku Algrima nie będzie to trudne, bo wystarczy ściąć czub włosów, nałożyć hełm, tak Ragnwald będzie musiał przejść kilka zabiegów pielęgnacyjnych - zaśmiał się baron.
 
Gveir jest offline