Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2016, 14:58   #83
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację

Oskar przejrzał się w lustrze. Od pewnego czasu próbował stworzyć nowego dopalacza. Całkiem nowego, a nie kolejnego mefedrona, mofodrona, mefodrona, czy mofedrona jakie poniewierały się po ulicach, w szkołach podstawowych, czy na parkingach centrów handlowych. Coś jednak co by było tak popularne, a może i bardziej. Eksperymenty narkotykowe doprowadziły go do wniosku, że powinien spróbować zabrać się do zadania od nowej strony. Całkiem nowej, ale równocześnie bardzo starej. Nakupował różnych książek okultystycznych, o szamaniźmie i mitologii i w ten sposób próbował wskrzesić pewne specyfiki opisane w tych źródłach jako naturalne.

Sukces osiągnął na kilka chwil przed błędem konstrukcyjnym kolejki podziemnej. Budynek zatrząsł się w posadach i to wystarczyło, żeby kilka fiolek jego zbiorów upadło na podłogę. Jakby był trzeźwy to zdążyłby zareagować, ale lawirując pomiędzy latającymi drobinkami kurzu ciężko mu było skupić się. Chmura psychodelicznej podróży otoczyła go, a następnie wchłonęła łącząc się z tym co już krążyło w jego żyłach... tym co zatruwało jego umysł (lub w jego mniemaniu "otwierało mu nowe ścieżki myślenia"). Dalsza część tej historii opiera się na mocno wzruszonej normalności odbieranych bodźców przez Oskara. Nie chodzi o to, że jego pamięć została uszkodzona, bo ta działała bez zarzutu - inaczej w zakresie jego percepcji.

Ostatkiem racjonalnych myśli skierowała się do okna, aby je otworzyć i przewietrzyć w pomieszczeniu. Dopadł do klamki i szarpał nią, aby chociaż uchylić okno. Ciągnął, a powinien przekręcić w bok i w górę. W końcu urwał ją i upadł do tyłu uderzając w stołek i upadając na ziemię. Cały czas wdychał świństwa, które były w powietrzu. Ze stołu porwał nóż i zwrócił uwagę, że był cały we krwi. Z przestrachem, że sam siebie dziabnął odrzucił nóż i skierował się w kierunku drzwi na klatkę schodową. Pustka.

Następne co pamiętał to to, że wkroczył do mieszkania Pana Ryszarda Bimbromanty, aby pomógł mu z podjęciem decyzji co powinni zrobić ze zwłokami Jaśka Śnieżynki. Liczył na obecność Złomoklety, bo z Panem Ryszardem to tak super raczej nie znał się, zbyt wysokie progi w tym światku. Niestety nie zastał nikogo, więc Jaśka Śnieżynkę schował do szafy, gdy usłyszał krzyki na klatce schodowej. Pobiegł do klopa, gdy budynek po raz drugi zatrząsł się. Chmura z jego mieszkania opanowała całą klatkę schodową. On sam włożył głowę do umywalki i wylewał sobie zimną wodę. Wiedział, że miał przejebane. Pustka.

Ocknął się w swojej piwnicy, a czuł jakby tonął. Łapczywie złapał powietrze i poczuł niesamowity smród przemieszany z tym jego dymem. Usłyszał głos - Uspokój się, bo oni zaraz przyjdą. Staraj się, kurwa, zamknąć mordę. - i posłuchał go. Ciemno było jak u murzyna w dupie. Przez chwilę wydawało mu się, że był w osławionych tunelach Vietkongu, a później, że to były kanały Warszawy z końcówki 1944 roku. Tak naprawdę to była piwnica. Wiedział to. W pewnym momencie pojawiły się światła. Kilka osób przebranych w żółte kombinezony przechodziło i szukało niewiadomo czego. Jakby to nie on odpowiadał za zagrożenie chemiczne jakie krążyło w powietrzu tego budynku to by się zgłosił po pomoc. Pustka.

Biegł, a światła goniły go. Pustka.

Ponownie był w łazience. Czuł się jakby lepiej. Przynajmniej zdawał sobie sprawę z istnienia swoich dłoni i nóg, bo wcześniej odczuwał jedynie efekt latającego mózgu w jakiś dziwny sposób połączonego z resztą ciała, które nawet niekoniecznie mogło być jego. Usiadł na klopie, żeby chwilę pomyśleć. Chwilę zastanowić się. Wtem otworzyły się drzwi (nie zamknął ich) i pojawił się Jasiek Śnieżynka ze wszystkimi swoimi ranami.
- Powinieneś być martwym. - powiedział Oskar i wtedy zorientował się, że jedna z postaci w żółtym kombinezonie to był Pan Ryszard "Bimbromanta" Kocięba. Oskar był już na tyle przytomny, żeby poprosić o pomoc i równocześnie nie przyznawać się do tego, że za ten dym to on jest odpowiedzialny. Z drugiej strony zdawał sobie też sprawę, że Bimbromanta nie sprzeda go na psy, więc jemu by się przyznał o ile nie spodziewałby się jego gniewu. Gdziekolwiek były pozostałe żółte kombinezony to nie było ich w pobliżu i można było zwyczajnie pogadać.

DZIATKI

Jadwiga Bass tym czasem miała zupełnie inne problemy niż Ryszard. Dzieci były niezwykle ożywione i rozbrykane i już po dwudziestu minutach zajmowania się nimi miała ich serdecznie dość. Wchodziły jej na głowę, na żyrandol, do szafek, a nawet do kanalizacji. Były wszędzie i kompletnie brakowało im dyscypliny. Tym czasem Wołkowa wciąż zajmowała się krojeniem zwłok męża i próby przeszkadza jej sprowokowałyby jedynie pobudzenie w niektórych mieszkańcach bloku zachowania jakie w czasach minionych reprezentowali działając w ORMO. ORMO czuwa, a milicja kury kradnie. Jednakże... Jadwiga Bass jako nauczycielka i mentorka znała odpowiednie metody wychowawcze. Czy jednak użyje je na tych dziatkach? I właściwie jak chce je uformować? Wszystko zajmie niewiele czasu, żeby zmienić ich sposób myślenia...
 
Anonim jest offline