Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2016, 15:54   #743
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Nagle drzwi karczmy otworzyły się szeroko. Długi cień rozpostarł się na drewnianej podłodze karczmy, kiedy paladyn stanął w progu. Jego złociste oczy omiotły przybytek, a na jego twarzy pojawił się zawiedziony wyraz. Najwyraźniej spodziewał się zastać tu nieco bardziej wysublimowane towarzystwo. Ze zrezygnowaną miną westchnął przeciągle i ruszył w stronę baru. Miał nadzieje, że zdoła znaleźć w tym miejscu osoby, które będą nadawać się na jego towarzyszy. W końcu miał tu ważne zadanie do wykonania i nie mógł powierzyć go pierwszej lepszej bandzie łotrów.

Lu zamurowało, zamrugała powiekami, jednakże nic się nie zmieniło. Otworzyła szerzej oczy… Igan, jeżeli to był Igan, wyglądał inaczej niż w jej wspomnieniach, był wyższy, jego rysy się wyostrzyły zatracając znajomą dziecinną miękkość. Nie wyglądał już jak chłopiec, który wspinał się z nią po drzewach w sadzie, kradł z kuchni rodzynki i doprowadzał kamerdynera do białej gorączki wyskakując z bojowym okrzykiem z za mebli i strasząc dostawców. A teraz wyglądał tak poważnie, jak jakiś paladyn, a nie najmłodszy i najbardziej hałaśliwy dzieciak od Silverswordów. Jednak nie ulegało wątpliwości, że to był on. Z upływem lat jego złote włosy nie straciły na swoim blasku, a złote oczy nadal zwracały na siebie uwagę swą czystością. Teraz jednak nie nosił na sobie szlacheckiego stroju, a ciężką zbroję. Na jego plecach zawieszona była wielka tarcza z namalowanym symbolem Helma, zaś przy pasie nie wisiał już kawałek patyka, który miał imitować miecz podczas młodzieńczych zabaw, a prawdziwe ostrze. Teraz wyglądał jak prawdziwy rycerz.

- W sumie - pomyślała Lu zbliżając się w stronę krewniaka - nic w tym dziwnego, już od najmłodszych lat widać było, że los rycerza był mu przeznaczony.
- Igan to naprawdę Ty? - zapytała niepewnie przestępując z nogi na nogę

Igan, który do dopiero co usiadł przy barze, wyprostował się na dźwięk kobiecego głosu i spojrzał na krewniaczkę. Z początku wpatrywał się w nią z niezrozumieniem. Nie widział jej od lat, dlatego dopiero po dłuższej chwili coś w nim zaskoczyło. Stanął na równe nogi. W pamięci pojawił mu się obraz małej dziewczynki, z którą niejednokrotnie przyjmował nagany od opiekunów. Nie była już to ta sama mała smarkula co wiele lat temu, jednak wiele cech z tamtych lat pozostało.

- Lu? Na Bogów, to naprawdę ty! - mówił pełen zachwytu. Wyruszając na pogranicze był gotowy na wiele rzeczy, jednak w żaden sposób nie spodziewał się spotkać tu kuzynkę, z którą nie widział się od wielu lat.

Lu zaczęła kiwać głową z entuzjazmem, przez chwilę nie mogła nic powiedzieć
- Ale, co ty tu,... skąd się tu wziąłeś?

Igan uśmiechnął się z dumą. Omiótł wzrokiem otoczenie, po czym rzekł dosyć głośno.
- Zostałem wysłany przez przywódców Purpurowych Smoków, by pomóc w zaprowadzeniu spokoju w tym regionie. Słyszeli, że ostatnio sytuacja w tym miejscu nie należy do najlepszych, dlatego postanowili wysłać kogoś, kto na pewno zaprowadzi tu porządek. - Choć starał się mówić wszystko z powagą, w jego głosie można było usłyszeć nutę ekscytacji i arogancji, których to, mimo usilnych starań, nie zdołał stłamsić.

- Purpurowe Smoki - powtórzyła z szacunkiem, dla instytucji i dla nowej pozycji krewniaka, w którego zawsze była wpatrzona, który nie raz się wykazał w jej oczach - skakał wyżej, biegał szybciej niż ona. Nic więc dziwnego, że został również doceniony przez paladynów. - Tak po prostu Cię puścili Cię tu samego, bez wsparcia, tak... - w tym miejscu jej głos się zawahał - tak luzem?

- A no tak. Szkoda, że nie widziałaś miny mojego przełożonego, kiedy zawezwał mi do siebie i wydał rozkaz wyruszenia w to miejsce. Najwyraźniej byłem jego ostatnią deską ratunku, gdyż nikt inny nie nadawał się do tego zadania. Podobno mogę znaleźć tu wielu równie mężnych i szlachetnych ludzi, którzy mogliby mi pomóc w tym zadaniu. - mówił, po czym znowu rozejrzał się wokół. Na jego twarzy pojawiło się zwątpienie. Otrząsnął się zaraz i znowu zwrócił się do Lu. - A ty? Co tu robisz droga kuzynko?

- To długa historia, nie czas to i miejsce by o tym opowiadać, ale wyobraź sobie, że dołączyłam jakiś czas temu do drużyny najemników, nazywają się, Mithrilowe Czaszki, całkiem dobrze nam idzie, ostatnio zmagaliśmy się z harpiami i nawet napisałam o tym balladę chcesz posłuchać

Igan otworzył nieco szerzej oczy.
- Z chęcią posłucham, ale… - Blondyn nie mógł ukryć zdziwienia. -Dołączyłaś do jakiejś grupy awanturników? I na dodatek narażałaś swoje życie w walce z harpiami? Ale… Rodzince wiedzą, że tu jesteś?

Lu przez dłuższą chwilę nie wiedziała co powiedzieć, bo jak by tu w kilku słowach przekazać to co czuła gdy ścierały się w niej poczucie obowiązku wobec rodu i pragnienie przygody, gdy wszelkimi siłami dożyła do ich pogodzenia, wbrew losowi i przeznaczeniu. Zbyła więc pytanie.
- Tak mama wie, że tu jestem, zgodziła się na to, wiesz przecież jestem dziedziczką i mam obowiązki wobec rodu …. nie mogłabym odejść bez pozwolenia.

- I mimo wszystko przybyłaś tu, do tego zapomnianego przez cywilizację miejsca i ryzykujesz życie pałętając się z jakimiś awanturnikami? Przecież to niebe… - Igan umilkł, uświadamiając sobie, że zaczyna mówić jak jego matka.

Spoglądał na kuzynkę z powagą, jednak w głębi duszy kotłowała się w nim złość. Odczuł teraz dotkliwie niesprawiedliwość świata w którym żyje. On jako silny i uzdolniony mężczyzna, musiał wykazać morze determinacji i zawziętości, by w końcu uciec spod opiekuńczej sieci przewrażliwionych rodziców i wyruszyć w świat, kiedy jego kuzynkę matka puściła od tak. On, gdyby nie wyprowadził z równowagi przełożonego swoimi natrętnymi narzekaniami i prośbami, to resztę swojej służby spędziłby na patrolowaniu ulic Suzail. Kiedy otrzymał rozkaz “misji specjalnej”, błyskawicznie zebrał się i wyruszył, nie chcąc by szef w końcu ochłonął i zrozumiał, że sprzeciwił się właśnie instrukcjom wydanym przez wpływowych rodziców Igana.

- Ah - Silversword w końcu ocknął się ze swojego zamyślenia, przypominając sobie, że kuzynka wciąż przed nim stoi. - Widzę, że krew naszej rodziny równie mocno krąży w twoich żyłach. Zawsze ciągnie nas w świat.

- Mithrilowe Czaszki… - Igan wypowiedział te słowa, jakby ważył w myślach ową nazwę. Po jego zadowolonej minie, można było wywnioskować, że uznał ją za wystarczająco dobrą. W końcu przecież nie mógł dołączyć do drużyny, której nazwa byłaby nazbyt tandetna lub śmieszna. Na przestrzeni przyszłych lat przecież miał być już znany w całym Cormyrze, dlatego nie chciał by kojarzono go z jakąś beznadziejną grupą awanturników, których nazwa nie brzmiałaby dobrze w żadnej balladzie. - Skoro pokonaliście harpie, to zaiste twoi towarzysze muszą być znamienitymi wojownikami. Kuzynko, najwyraźniej sam Helm zaplanował to spotkanie. Chciałbym do was dołączyć, byśmy wspólnie uwolnili tą mieścinę od zła.

- W nas wszystkich płynie gorąca krew wojowników, więc nic dziwnego, że dołączyłam do drużyny wojowników, bo moi towarzysze są wielkimi wojownikami - entuzjazmowała się Lu - Podróżujemy, walczymy z plugastwem zdobywamy skarby, w zasadzie mógłbyś zostać jednym z nas, nie mamy jeszcze wśród siebie paladyna. Chodź przedstawię Cie swoim. - Złapała go za rękę i pociągnęła za sobą w stronę niedźwiadków. On zaś bez słowa sprzeciwu, podążył za kuzynką. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy owych znamienitych wojowników.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 15-05-2016 o 16:08.
Hazard jest offline