| Nagle drzwi karczmy otworzyły się szeroko. Długi cień rozpostarł się na drewnianej podłodze karczmy, kiedy paladyn stanął w progu. Jego złociste oczy omiotły przybytek, a na jego twarzy pojawił się zawiedziony wyraz. Najwyraźniej spodziewał się zastać tu nieco bardziej wysublimowane towarzystwo. Ze zrezygnowaną miną westchnął przeciągle i ruszył w stronę baru. Miał nadzieje, że zdoła znaleźć w tym miejscu osoby, które będą nadawać się na jego towarzyszy. W końcu miał tu ważne zadanie do wykonania i nie mógł powierzyć go pierwszej lepszej bandzie łotrów.
Lu zamurowało, zamrugała powiekami, jednakże nic się nie zmieniło. Otworzyła szerzej oczy… Igan, jeżeli to był Igan, wyglądał inaczej niż w jej wspomnieniach, był wyższy, jego rysy się wyostrzyły zatracając znajomą dziecinną miękkość. Nie wyglądał już jak chłopiec, który wspinał się z nią po drzewach w sadzie, kradł z kuchni rodzynki i doprowadzał kamerdynera do białej gorączki wyskakując z bojowym okrzykiem z za mebli i strasząc dostawców. A teraz wyglądał tak poważnie, jak jakiś paladyn, a nie najmłodszy i najbardziej hałaśliwy dzieciak od Silverswordów. Jednak nie ulegało wątpliwości, że to był on. Z upływem lat jego złote włosy nie straciły na swoim blasku, a złote oczy nadal zwracały na siebie uwagę swą czystością. Teraz jednak nie nosił na sobie szlacheckiego stroju, a ciężką zbroję. Na jego plecach zawieszona była wielka tarcza z namalowanym symbolem Helma, zaś przy pasie nie wisiał już kawałek patyka, który miał imitować miecz podczas młodzieńczych zabaw, a prawdziwe ostrze. Teraz wyglądał jak prawdziwy rycerz.
- W sumie - pomyślała Lu zbliżając się w stronę krewniaka - nic w tym dziwnego, już od najmłodszych lat widać było, że los rycerza był mu przeznaczony.
- Igan to naprawdę Ty? - zapytała niepewnie przestępując z nogi na nogę
Igan, który do dopiero co usiadł przy barze, wyprostował się na dźwięk kobiecego głosu i spojrzał na krewniaczkę. Z początku wpatrywał się w nią z niezrozumieniem. Nie widział jej od lat, dlatego dopiero po dłuższej chwili coś w nim zaskoczyło. Stanął na równe nogi. W pamięci pojawił mu się obraz małej dziewczynki, z którą niejednokrotnie przyjmował nagany od opiekunów. Nie była już to ta sama mała smarkula co wiele lat temu, jednak wiele cech z tamtych lat pozostało.
- Lu? Na Bogów, to naprawdę ty! - mówił pełen zachwytu. Wyruszając na pogranicze był gotowy na wiele rzeczy, jednak w żaden sposób nie spodziewał się spotkać tu kuzynkę, z którą nie widział się od wielu lat.
Lu zaczęła kiwać głową z entuzjazmem, przez chwilę nie mogła nic powiedzieć
- Ale, co ty tu,... skąd się tu wziąłeś?
Igan uśmiechnął się z dumą. Omiótł wzrokiem otoczenie, po czym rzekł dosyć głośno.
- Zostałem wysłany przez przywódców Purpurowych Smoków, by pomóc w zaprowadzeniu spokoju w tym regionie. Słyszeli, że ostatnio sytuacja w tym miejscu nie należy do najlepszych, dlatego postanowili wysłać kogoś, kto na pewno zaprowadzi tu porządek. - Choć starał się mówić wszystko z powagą, w jego głosie można było usłyszeć nutę ekscytacji i arogancji, których to, mimo usilnych starań, nie zdołał stłamsić.
- Purpurowe Smoki - powtórzyła z szacunkiem, dla instytucji i dla nowej pozycji krewniaka, w którego zawsze była wpatrzona, który nie raz się wykazał w jej oczach - skakał wyżej, biegał szybciej niż ona. Nic więc dziwnego, że został również doceniony przez paladynów. - Tak po prostu Cię puścili Cię tu samego, bez wsparcia, tak... - w tym miejscu jej głos się zawahał - tak luzem?
- A no tak. Szkoda, że nie widziałaś miny mojego przełożonego, kiedy zawezwał mi do siebie i wydał rozkaz wyruszenia w to miejsce. Najwyraźniej byłem jego ostatnią deską ratunku, gdyż nikt inny nie nadawał się do tego zadania. Podobno mogę znaleźć tu wielu równie mężnych i szlachetnych ludzi, którzy mogliby mi pomóc w tym zadaniu. - mówił, po czym znowu rozejrzał się wokół. Na jego twarzy pojawiło się zwątpienie. Otrząsnął się zaraz i znowu zwrócił się do Lu. - A ty? Co tu robisz droga kuzynko?
- To długa historia, nie czas to i miejsce by o tym opowiadać, ale wyobraź sobie, że dołączyłam jakiś czas temu do drużyny najemników, nazywają się, Mithrilowe Czaszki, całkiem dobrze nam idzie, ostatnio zmagaliśmy się z harpiami i nawet napisałam o tym balladę chcesz posłuchać
Igan otworzył nieco szerzej oczy.
- Z chęcią posłucham, ale… - Blondyn nie mógł ukryć zdziwienia. -Dołączyłaś do jakiejś grupy awanturników? I na dodatek narażałaś swoje życie w walce z harpiami? Ale… Rodzince wiedzą, że tu jesteś?
Lu przez dłuższą chwilę nie wiedziała co powiedzieć, bo jak by tu w kilku słowach przekazać to co czuła gdy ścierały się w niej poczucie obowiązku wobec rodu i pragnienie przygody, gdy wszelkimi siłami dożyła do ich pogodzenia, wbrew losowi i przeznaczeniu. Zbyła więc pytanie.
- Tak mama wie, że tu jestem, zgodziła się na to, wiesz przecież jestem dziedziczką i mam obowiązki wobec rodu …. nie mogłabym odejść bez pozwolenia.
- I mimo wszystko przybyłaś tu, do tego zapomnianego przez cywilizację miejsca i ryzykujesz życie pałętając się z jakimiś awanturnikami? Przecież to niebe… - Igan umilkł, uświadamiając sobie, że zaczyna mówić jak jego matka.
Spoglądał na kuzynkę z powagą, jednak w głębi duszy kotłowała się w nim złość. Odczuł teraz dotkliwie niesprawiedliwość świata w którym żyje. On jako silny i uzdolniony mężczyzna, musiał wykazać morze determinacji i zawziętości, by w końcu uciec spod opiekuńczej sieci przewrażliwionych rodziców i wyruszyć w świat, kiedy jego kuzynkę matka puściła od tak. On, gdyby nie wyprowadził z równowagi przełożonego swoimi natrętnymi narzekaniami i prośbami, to resztę swojej służby spędziłby na patrolowaniu ulic Suzail. Kiedy otrzymał rozkaz “misji specjalnej”, błyskawicznie zebrał się i wyruszył, nie chcąc by szef w końcu ochłonął i zrozumiał, że sprzeciwił się właśnie instrukcjom wydanym przez wpływowych rodziców Igana.
- Ah - Silversword w końcu ocknął się ze swojego zamyślenia, przypominając sobie, że kuzynka wciąż przed nim stoi. - Widzę, że krew naszej rodziny równie mocno krąży w twoich żyłach. Zawsze ciągnie nas w świat.
- Mithrilowe Czaszki… - Igan wypowiedział te słowa, jakby ważył w myślach ową nazwę. Po jego zadowolonej minie, można było wywnioskować, że uznał ją za wystarczająco dobrą. W końcu przecież nie mógł dołączyć do drużyny, której nazwa byłaby nazbyt tandetna lub śmieszna. Na przestrzeni przyszłych lat przecież miał być już znany w całym Cormyrze, dlatego nie chciał by kojarzono go z jakąś beznadziejną grupą awanturników, których nazwa nie brzmiałaby dobrze w żadnej balladzie. - Skoro pokonaliście harpie, to zaiste twoi towarzysze muszą być znamienitymi wojownikami. Kuzynko, najwyraźniej sam Helm zaplanował to spotkanie. Chciałbym do was dołączyć, byśmy wspólnie uwolnili tą mieścinę od zła.
- W nas wszystkich płynie gorąca krew wojowników, więc nic dziwnego, że dołączyłam do drużyny wojowników, bo moi towarzysze są wielkimi wojownikami - entuzjazmowała się Lu - Podróżujemy, walczymy z plugastwem zdobywamy skarby, w zasadzie mógłbyś zostać jednym z nas, nie mamy jeszcze wśród siebie paladyna. Chodź przedstawię Cie swoim. - Złapała go za rękę i pociągnęła za sobą w stronę niedźwiadków. On zaś bez słowa sprzeciwu, podążył za kuzynką. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy owych znamienitych wojowników.
Ostatnio edytowane przez Hazard : 15-05-2016 o 16:08.
|