Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2016, 13:20   #193
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Biedny grzdyl… - stwierdził krótko Caldwen - Przynajmniej ukróciliśmy jego parszywy byt i teraz powędrował do zaświatów. Już dawno powinien się tam znaleźć. Ktoś mi przypomni, bo nie do końca was dotąd słuchałem… co tu się stało. To syn kowala, tak? Tego co jest w mieście, czy coś pochrzaniłem?
Arabel odwróciła się Caldwena chcąc mu wszystko wyjaśnić, jednakże głos uwiązł jej w w gardle. Najwyraźniej straciła na zawsze mowę. Cóż, taki jest los poszukiwacza przygód. Trzeba się z nim pogodzić. Pokazała, że nie może mówić i uklękła pod ścianą aby podrzemać.
- Już dobrze, odpoczywajcie pani Arabelo. Dobrze się spisaliście - Hotarubi uklękła przy paladynce gładząc jej włosy.
Arabel oparła głowę na ramieniu Hotarubi. Dobrze mieć tak dobrych przyjaciół.
Lajos również podszedł do paladynki, pocieszająco poklepał ją po ramieniu i powiedział- Kojarzę ten typ trupa z opowieści mojego mentora, ukradł wam głos i odebrał siły, ale to wszystko tymczasowo! Przejdzie wam po godzinie więc się nie przejmujcie- Zapewnił.
Arabel wstała, radośnie ścisnęła Lajosa i Hotarubi usiłując ich unieść, ale upadła. Potem wstała i zapytała brwiami.
Lajos uznał, że Bella próbuje językiem ciała spytać się co dalej. - Możliwe też, że synem był ten drugi duch, który wyglądał jak dorosły? Może porwał i uwięził dzieciaka? Zapewne w grę wchodzi tutaj opętanie, pytanie czy było ono dobrowolne czy przymusowe? Odpowiedź jest w tym dzienniku. - Stwierdził i zabrał się za czytanie wcześniej powierzonego mu woluminu.
W końcu było po walce, Arija mogła w spokoju zająć się sobą i swoimi nowymi zabawkami. Stojąc spokojnie pod ścianą przyglądała się rzeźbieniom w kostkach, czekając, aż drużyna podejmie następne kroki.
- Ok - stwierdził Caldwen - Co tu jeszcze mamy do zrobienia? - spojrzał na Lajosa czytającego dziennik i rozejrzał się wokół. Po czym skierował się aby przeszukać śmieci w celi Simona… na prawdę martwił się co tam znajdzie, ale jak trzeba to trzeba.

Lajos zaczął przeglądać dzienniki i zapiski większość zawierała w sobie bełkot szaleńca zmieszany z rysunkami różnych bestii, nawet niesławnego Czarta z Sandpoint, który miał postać demonicznego konia ze skrzydłami nietoperza, dziwnie zdeformowanymi przednimi kończynami, najdziwniejsze jednak było to, że na rysunku demon stał na tylnych nogach w pozycji będącej karykaturą ludzkiej. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się zawartości dostrzegł dwa fragmenty które mogły go zainteresować:

“Chwała Pazuzu ! Dopadłem dziewkę kowala, ale jeszcze z nim nie skończyłem. Posłuchałem rady proroka, miał rację, że powinienem znaleźć sobie pomocnika lub akolitę by ukończyć me dzieło. Pan mi sprzyja, dzieciak kowala ma talent… trzeba go tylko odpowiednio oszlifować, ale coś się wymyśli… “ - w dalszej części rozważał jakimi metodami przekonać dziecko do współpracy, kapłan raczej nie miał ochoty czytać całości tych rozważań.

Drugi fragment był trudny do odczytania i musiał być oryginalnym dziennikiem rzeźbiarza zanim został mordercą, większość zapisków była zamazana rysunkami lecz z tych fragmentów, które były jeszcze czytelne pisał o tym jak od kilku dni męczą go przerażające koszmary i rozważał czy nie odwiedzić tutejszych kapłanów. Biorąc pod uwagę jak potoczyła się historia, nie zdążył tego zrobić nim postradał zmysły…

Caldwen w tym czasie wraz z pomocą reszty przystąpił do przeszukania pomieszczenia, tak jak niektórzy z nich mogli przypuszczać pod kocami znaleźli Simona, a przynajmniej to co z niego zostało po tylu latach, małe dłonie wciąż ściskały szmacianą lalkę psa, która przypominała Hotarubi trochę psy, które ujrzała nie tak dawno u kowala…

Większość celi była zaśmiecona kościanymi rzeźbami lub zapiskami na temat Pazuzu, wyglądało na to, że morderca próbował “reedukować” Simona, jednak jedna z kartek była inna. Zawierała dość realistyczny rysunek przedstawiający sporego węża ze skrzydłami i niewielkimi rogami ciągnącymi się przez cały grzbiet, otoczony był on kilkoma symbolami…

Caldwen Wiedza: Arkana: 12+11=23 Sukces
Zwój Wezwania: Otchłannego uskrzydlonego węża dusiciela [Działa jak Wezwanie Potwora III ]



Po bliższych oględzinach Caldwen mógł stwierdzić, że nie było to fałszerstwo lub amatorszczyzna domorosłego kultysty i symbole były prawdziwe, reprezentowały Pazuzu i jeśli dobrze rozumiał pozwalały kultyście na wezwanie z czeluści otchłani uskrzydlonego demonicznego węża w razie potrzeby.

- Ok. Panie. Panowie. Ja mam dość. - zadeklarował Caldwen - Pochowajmy dzieciaka, rozpieprzmy posąg mrocznego boga i wszystko z nim związane i wróćmy do miasta. Ktoś protestuje przeciw temu planowi?
Arabel zaklaskała, aż z radości na myśl, o zniszczeniu posągu bóstwa.
Lajos westchnął i pomodlił się za biedną duszę dziecka, po czym oznaczył kluczowe fragmenty w dzienniku kawałkami szmatki.
- Nic z tego Panie Caldwen, zanieśmy ciało zawinięte w koc jego ojcu i niech wyprawi małemu odpowiedni pogrzeb, tylko to ukoi ducha i zapewni mu godziwe życie pozagrobowe. Niszczyć i palić możemy potem, bo Pani Arabel jest teraz zmęczona, w sumie to ten rzeźbiarz też był niewinny, demon opętał go nim zdążył uzyskać pomoc, smutna historia.- Evangelista wydawał się przybity wyciągnął bukłaczek, lecz nawet porządny łyk gorzałki nie poprawił mu nastroju.
- Obojętnie mi. - płomiennooka wzruszyła ramionami. Już od jakiegoś czasu przestała wabić się kostkowymi rzeźbami i po prostu wpatrywała się tępo w ścianę naprzeciw siebie.
Caldwen przewrócił oczami. Już miał otworzyć usta i się wykłócać, że to nie tak działa, a kapłan powinien to wiedzieć, ale odpuścił. Za mało mu zależało by się kłócić.
- W porządku. Zrobimy jak uważasz, ale sprawimy mu tym tylko ból karząc oglądać kości swego syna. Ja umywam ręce.. To jak? Ustaliliśmy już i możemy się wynosić, czy coś jeszcze?
Arabel zawinęła zwłoki w tobołek i ruszyła na górę.
- Nie podejmuj decyzji za kowala. Może nie uwierzyłby nam na słowo i będzie chciał zobaczyć? A może chce pochować małego obok matki? Ważne żeby miał wybór, nie będę mu przecież machać trupem dziecka przed twarzą.- Skomentował Lajos i ruszył za Arabel.
- Mówię… jak uważasz - stwierdził Caldwen ze znudzeniem. Nie zgadzał się z Lajosem, bo nie wierzył w ludzki rozsądek w takiej sytuacji i spodziewał się, że kowal sam zrobi sobie krzywdę gapiać się pół nocy na zwłoki syna, ale nie zależało mu na kowalu tak bardzo aby specjalnie dla niego wykłócać się z kapłanem - Ale ja go nie niosę… i Mohawe także nie.

Kończąc dyskusję, ruszyli w dół schodów prowadzących do głównego poziomu lochu, ci którzy szli za Arabel niosącą zawiniątko ze szczątkami Simona mogli przysiąc, że wcześniej wyraźna plama krwi stała się wyblakła i dosłownie nikła w oczach...
- Poczekajcie chwilę - zagadnął Caldwen gdy przechodzili obok posągu Pazuzu.
Stanął przed nim i złożył ręce. Zamknął oczy i skupił się. Z początku wyglądało to jakby chciał się pomodlić do boga, ale powoli rozwarł dłonie. Kto spojrzałby pomiędzy nie dostrzegłby ćwierćrealną kotłującą się energię. Podróżnicy usłyszeli narastający wizg na granicy słyszalności. Rozwarł ręce całkowicie. Moc buzowała wokół lewej dłoni. W tym czasie wokół drugiej powietrze zafalowało. Zaczęły wznosić się iskry. Czuć było jak nadpala mu się rękaw.
Skierował lewą dłoń na posąg. Energia została uwolniona. Wizg narósł do nieprzyjemnego poziomu.
TRZASK.
Drewno pękło, kilka palców demona spadło na ziemię. Kolejne pęknięcia pojawiały się i rozszczepiały drewno.
Zamknął dłoń i posłał falę ognia w demona. Nadruszone drewno szybko zajęło się ogniem.
- Pozdrowienia z pierwszej materialnej, bydlaku - rzucił jeszcze Caldwen i zostawił płonący posąg.
- Dobra robota Panie Caldwen.- Pochwalił kapłan. - A to wezmę ze sobą, będziemy mieli na stypę po tych biedakach u Pani Ameiko bo po tym co wyczytałem w tych dziennikach potrzebuje się upić na smutno. - Rzekł Lajos wygrzebując za pomocą rapiera dwa ciemne kamienie z oczu zniszczonej statuy demona. Było z tym trochę roboty bo płomień rozszerzał się niezwykle szybko, a klejnoty rozgrzały się niczym węgle, ale przy odrobinie pracy rapierem udało się je wydostać z ognia i ochłodzić.


Wkrótce znaleźli się na powierzchni, po krótkim spacerze do urwiska ujrzeli linę tak jak ją pozostawili. Jakiś czas później zaś znaleźli się na plaży, choć wyczerpana Arabel miała pewne trudności z zejściem na dół, to dzięki pierścieniowi oraz pomocy innych udało się jej uniknąć nieprzyjemności.

Pozostawało tylko przekazać kowalowi wieści o tym co znaleźli...

~ * ~

Wracając drużyna zabrała czekającego dotąd Mohawe. Caldwen przywitał się wesoło ze swoim dzikiem i dalszą drogę kontynuował na jego grzbiecie.
Gdy dotarli pod dom kowala w wiosce postanowił trzymać się z tyłu i blisko drzwi… tak aby móc się cicho ulotnić, gdyby sytuacja zrobiła się zbyt niezręczna jak na jego nerwy.
Hotarubi przywołała z powrotem swojego sokoła, który czekając na nią na cmentarzu upolował parę szczurów. W drodze powrotnej siedział na jej ramieniu.
Arija jak zwykle postanowiła podpierać ścianę, pozwalając bardziej wygadanej części, załatwić całą sprawę.
Arabel była wyczerpana całą tą wędrówką powrotną i słaniała się na nogach. W pewnym momencie z jej ust wymsknęło się:
- Napiłabym się czegoś.
Odzyskała mowę, co było niewiarygodnie cudowne. Zaczęła na cały głos z radości śpiewać, aż do granic Sandpoint.
- Pijany Szczęściarzu udziel mi swej łaski abym mógł stworzyć święty trunek, który zwilży usta moich towarzyszy, a ich serca napełni radością.- Pomodlił się Lajos po czym poczęstował Arabele i pozostałych towarzyszy cudownie napełnionym bukłaczkiem. Wtórował paladynce w śpiewie, choć fałszował okrutnie, a w jego sercu brakowało radości.
Gdy dotarli do kowala weszła do wnętrza i powiedziała.
- Znaleźliśmy szczątki pana syna i przynieśliśmy tutaj, aby mógł pan je pochować . - rzekła ze współczuciem.
- Bardzo mi przykro, przyniosłem ze sobą dziennik z którego wynika, że rzeźbiarz został opętany przez demona, którego imienia nie powinno się wymawiać, ta sama osoba, która skrzywdziła pańską małżonkę porwała i zamęczyła waszego syna. Jestem jednak przekonany, że dusza biednego dziecka odzyskała już spokój, jeszcze raz bardzo mi przykro - Dodał Evangelista.
- Oby jego duch mógł teraz spoczywać w pokoju. Przynajmniej tyle mogliśmy dla was zrobić, mistrzu - Hotarubi lekko się skłoniła przed kowalem.

Das popatrzył się na stojącą przed nim zbieraninę jak na wariatów, przynajmniej przez chwilę, zanim zareagowali zajrzał do worka, który przynieśli. Zamknął oczy milcząc przez chwilę, po czym odpowiedział zbolałym głosem.
- Dziękuję… przyjdźcie jutro… - mówiąc to podszedł do drzwi wywieszając tabliczkę informującą, że sklep jest zamknięty. Jeden z jego psów zaskamlał żałośnie na co mężczyzna poklepał go delikatnie po głowie, po czym wraz ze szczątkami syna znikł na zapleczu. Po chwili wrócił niosąc sakiewkę w dłoni, popatrzył się na nich i rzucił.
- Chyba nie będziecie tu sterczeć jak kołki do jutra? Wiecie gdzie są drzwi, ja mam coś do załatwienia… - mówiąc to wyszedł kierując się w stronę świątyni.
-Chodźcie trzeba znaleźć szeryfa, żeby pokazać mu ten dziennik. Potem mam ochotę pójść do Ameiko i złamać święte przykazanie o nieupijaniu się do nieprzytomności... A przynajmniej oderwać myśli od tej tragedii.- Szepnął do towarzyszy i wyszedł z kuźni.
Arabel ukłoniła się nisko i wyszła.
- Nie głupi pomysł. - rzekła Arabel do reszty - Myślałeś, aby zaprosić Ameiko na obiad Lajosie?
- Ja i Pani Ameiko? Chyba raczycie żartować?! Tak wspaniała bohaterka i szlachetna właścicielka karczemnego przybytku to zbyt wysokie progi jak dla prostego syna kupieckiego! Jedyne na co liczę w swych najśmielszych marzeniach to to, że pozwoli nazwać siebie przyjaciółką i że dam radę jej pomóc w ramach moich skromnych możliwości!- Powiedział wyraźnie wstrząśnięty tym pomysłem.
- Rozumiem, że to wy potrzebujecie jak to się mówi… “przestrzeni”, panie Lajosie. Przestrzeni na wasze wielbicielki? - spytała Hotarubi z sarkazmem.
- W tej chwili nikogo nie mam, jeżeli jesteście zainteresowane, po prostu Pani Ameiko jest w zupełnie innym miejscu w życiu zbyt wielka i potężna abym smalił do niej cholewy. - Odpowiedział koleżance puszczając do niej oko.
“Nie nie nie. Lajos powinien być z Ameiko. Ona potrzebuje normalnego faceta, nie stukniętej dziewczyny” pomyślała zrozpaczona paladyn.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline