Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2016, 18:48   #84
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Zmienny niczym kupa po jagodach Ajej dosłyszał jedynie "uwahaj, najpiergala". Zasępił się. Że też Banzaj uznał, że jak las i środek nocy to wypada wystawić pindola na świeże powietrze. Niektóre rzeczy się nie zmieniają, a należało do nich poczucie niepokoju związane z zapachem oszczanej, przymarzającej ściółki. Uczucie, nic innego a właśnie ono, pchnęło Ajeja w wir walki. Uczucie wzniosłe, przeżywane niezwykle rzadko. Sporadycznie odczuwany niepokój połączony z krwią o mocy kilku promili okazał się zaskakującą mieszanką. W tym czasie ciosy były płynne i celne mimo iż ich wymierzanie odbywało się na słuch.

Złamało go to, co złamało wielu bohaterów do tej pory. Zagadki labiryntu od zawsze były przeznaczone jedynie dla wybitnych. To, że się wybitnie dużo chleje nie świadczy o kompletności organizmu geniusza i z tą prawdą przyszło się Andrzejowi zmierzyć. Nie przyjął jej do wiadomości. Zgubił się w labiryncie okastecionych piąch.

Nagły błysk rzucił nieco światła na pełną mroku i chłodu scenę. Na koślawym, skleconym z patyków sedesie (czyli jakby nie patrzeć tronie) kilka metrów dalej siedział rogaty diaboł i bezczelnie się śmiał, plując przy tym płomykami. Zwłoki Banzaja proste jak struna, jak na japończyka przystało, leżały nieopodal młodzika z latarką. Znajomy wydał się także osobnik stojący twarzą w twarz z celnikiem. Niech to chuj, nie może być.

Zanim neurony przekazały z wysypiska pamięci imię obitego delikwenta Ajej zdążył złapać za jedyny godny prawdziwego mężczyzny oręż, leżący przypadkowo tuż u jego stóp. Ręka ordynarnie wyprzedziła myśl. Butelka po toksycznie różowym alkoholu zamigotała milionem odłamków, rozbita na wysokości ucha o czaszkę... Chuj wie kto to jest. Widocznie jeden z neuronów przebiegał przez rozbity łuk brwiowy Andrzeja Młota i przez to stracił kontakt z bazą. Ajej na miejscu takiego neuronu zlizałby wydzielony przez skórę na czole alkohol i wrócił na swoje terytorium.

Bardzo, ale to bardzo wolałby już znaleźć się na starych śmieciach. Uzyskaną dzięki szybkiej kończynie górnej prawej chwilę oddechu spożytkował na oswojenie się z sytuacją. Postanowił zacząć od początku.
- Na początku był Pan Grzesiu, który przemówił w chwili absolutnej ciszy. A powiedział wtedy "w moich oczach nikt nie wyróżnia się na tyle, żebym uznał go za godnego, a i jeszcze..." - Złapawszy rzuconego flaszką w łapska za szyję wycedził mu przez zaciśnięte zęby - Dokończ zdanie, kurwo. Byłeś tam, wiem, pamiętam. Komu teraz podpijasz bimber, kto jest Twoim Panem, jebany zdrajco?

Ostatniemu wypowiedzianemu na głos słowu dotrzymało towarzystwa pełne gniewu rytmiczne kręcenie worka mosznowego. Efekt miał być jak nigdy, a nabycie przez oponenta ksywki Eryk Klapton niemal pewne.
 
Avitto jest offline