Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2016, 18:52   #17
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Świadomość wróciła do ciała wcześniej niż zesztywniałe ciało zaczęło reagować na polecenia. Namiko czuła się jak zawieszona miedzy snem a rzeczywistością. Niejasne koszmary w których jej ciało odkształcało się w potwornym bólu trzymały się kącika jej umysłu. I to dziwne uczucie, ssący, nieludzki głód.

Fragmenty zaskoczyły, kiedy udało się przesunąć rękę w zasięg widzenia.


„Bogowie…”
Dziewczyna przekręciła powoli głowę raz w lewo, raz w prawo, zupełnie jak dopiero co wybudzająca się z długiego i męczącego snu osoba. Zmęczone oczy samoistnie zamykały się i otwierały ukazując ciemność przed sobą, nieskutecznie rozpraszaną przez dziwny, zielonkawy blask czegoś, co leżało gdzieś obok niej.
Czuła się zmęczona i obolała, jak na bardzo, bardzo złym kacu. Choć tak trywialne słowa nie były w stanie opisać stanu w jakim się znajdowała, ani uczucia, jakby ktoś młotem roztrzaskał cały jej szkielet, a później posklejał go od nowa klejem na gorąco. Czyżby poprzedniej nocy za mocno zabalowała? I kurwa co tak świeci?!
Momo ostrożnie podniosła głowę rozglądając się po pokoju hotelowym, ale nie mogła dostrzec za wiele. Jeno czarne i połyskliwe naziemne lustro, chyba wodę i spadzisty strop skalny. Ona sama leżała na ziemi… zimnej i wilgotnej. Kamiennej. Wydawało się, że była naga…
Z cichym stukotem puściła głowę przymykając oczy. Boże co się z nią stało? Gdzie ona była? W brzuchu czuła niesamowity ciężar, ssało i mdliło ją z głodu. Powinna się napić wody by rozruszać nerki i przyśpieszyć proces detoksykacji organizmu, ale z dziwnego powodu nie miała na nią ochoty… pragnęła napić się czegoś innego.
Jej skronie dziwnie pulsowały, nie pozwalając by zmysły się wyostrzyły. Zdenerwowana, podniosła rękę, chcąc schować twarz w ramię i trochę pomyśleć gdy… wtedy to dostrzegła.
Czerń.
Czerń tak głęboką jak ciemności, które ją spowijały.
Zamarła wpatrzona w dłoń, która powinna należeć do niej. Czarna trochę opuchnięta… gdzieniegdzie sina o długich, czarnych paznokciach, niczym szponach. Skóra nieprzyjemnie gładka, napięta jak powierzchnia nadmuchanego balonika. Przerażona podniosła do twarzy drugą rękę. Była biała, o sinych paznokciach. Ta ręka bardziej przypominała jej własną, choć bladość i suchość skóry była równie niepokojąca, co czernista gładkość drugiej. Widziała, że drży, a przynajmniej drżały dłonie przed jej oczami. Czy było to z wysiłku, strachu, zmęczenia, zimna… głodu?
Zdobyła się na to by usiąść. Przygotowała się nawet na nagły zawrót głowy, może ból, torsje? Nic się jednak nie stało. Za to dostrzegła resztę swojego ciała. Jej lewa noga, tak samo jak ręka, była czarna i pazurzasta… czerń jednak obejmowała samą zniekształconą od opuchlizny stopę… im wyżej patrzyła tym kolor zmieniał się na granatowy, siny, fioletowy, błękitny, różowy, biały… wyglądało to jakby leżała na boku przez bardzo długi czas a malarz, leniwie obmalowywał ją, warstwa po warstwie, powoli pnąc się do góry czyli do prawej strony jej ciała…
Druga noga była kredowa, wysuszona na wiór o włóknistych bliznach i odchodzącym płatami naskórku. Zwiesiła głowę oglądając nagie uda, brzuch i piersi. Jej niegdyś jędrne ciało teraz miejscami było niczym ulepione z wosku, pozbawione linii i porów, bez najmniejszego choćby włoska… lub pomarszczone, papierowe i suche, obłażące niczym wąż.
Była zwłokami, które w połowie zaczęły gnić, a w połowie się mumifikować.
„To nie może być prawda, to nie może być prawda… to jest sen, obudź się Namiko, proszę cię obudź się. Wydostań się z tego koszmaru, twój umysł jest silny, wzbij się ponad to.”
Im bliżej się sobie przyglądała, im więcej blizn naliczała, tym co raz więcej wspomnień wracało, niczym leniwe morskie fale podczas przypływu. Szydercze głosy, potworne ciała, upadki, strach, złamania, pęknięcia, rozcięcia, obtarcia, woda zamykająca się nad jej opadającym, bezwładnym ciałem, gładkość dna, samotność… i ten głód, niepohamowany, dziki…

Poruszyła się… niezgrabnie, chaotycznie. W końcu udało jej się zlokalizować środek światła, którym była pałeczka chemiczna, używana przez górskich globtroterów.
Była na brzegu jakiejś jaskini.
Uwięziona… z owcą. Mokrą i cichą, przytulającą zimną ścianę.
Przeniosła się na czworaka skupiając wzrok na jedynej istocie żywej, na towarzyszu niedoli, który był z nią tu nie wiadomo ile.
„Pomóż mi, jak się tu dostałaś? Wyprowadź mnie… zabierz.”
-…. - nie była w stanie wykrztusić choćby słowa. Otwierała i zamykała usta, jak rybka wyrzucona na brzeg. Skupiła się. Skupiła wszelkie myśli na tym, że chce mówić. Napięła mięśnie, ułożyła usta i język, by móc wyartykułować pierwsze głoski, ale jej krtań była nieruchoma, gardło nie chciało się rozewrzeć, jakby brakowało jej tchu.
W zasadzie to… dopiero teraz, dotarła do niej wszechogarniająca suchość, jakby ktoś wytarł ją od środka ręcznikiem. Zaskoczona dotknęła palcami języka na którym nie było, ani kropli śliny. Poczuła też, że brakuje jej kilku zębów, a niektóre są połamane i ostre...
Dotarło do niej coś jeszcze… nie pamiętała kiedy ostatnim razem wzięła lub wypuściła oddech. I teraz gdy skupiła na nim całą uwagę, zorientowała się, że w ogóle nie oddycha i wcale się z tego powodu nie dusi.
Dziewczyna wyciągnęła do zwierzęcia rękę… tą białą, bardziej ludzką. Wzięła wdech, nabierając do płuc, śmierdzącego zgnilizną i glonami, powietrza, zrobiło jej się niedobrze, kaszlnęła jakby skołowany organizm nie wiedział jak zareagować na brak odruchu wymiotnego.
- Wszy-stko… bę-dzie… dobszszsz… - wydukała do zwierzęcia słodko brzmiącym japońskim, zupełnie nie pasującym do całej sytuacji. Owieczka z paniką wciskała się w zagłębienie ściany, chcąc jak najdalej odsunąć się od Momo i wody, która była za nią. Nie zrażona, podpełzła jeszcze bliżej, czuła się lżej, wiedząc, że dalej może mówić, jeno musi pamiętać by brać przed wypowiedzią wdech.
Przy kolejnym hauście smrodliwego powietrza, Nami wyczuła coś jeszcze, nie wiedziała czy to jej wyobraźnia, czy dojmujący, deliryczny głód, ale miała wrażenie, że czuje ciepło, jakby zapach życia, coś naturalnie pięknego.
- Chodź do mnie, proszę. - odparła bardziej natarczywie, skupiając się na stworzeniu przed sobą. -No chodź ty mała kurwo… - warknęła kląc szpetnie, szybko przerzucając się na angielski. Machnęła ręką w powietrzu chcąc pochwycić swoją zdobycz. Owca zabeczała odrzucając łebek w tył by uniknąć złapania i uderzając się o ostry wyrąb w ścianie.

Tanaką wstrząsnęło, zupełnie jakby dostała piorunem, stojąc w kałuży. W uszach piszczało, jak po niewyobrażalnej eksplozji. Oślepiona nie mogła dostrzec, ni rozpoznać żadnych kształtów, jedynie owieczkę, a w zasadzie sam jej pyszczek… obity… zraniony.
Zaciągnęła się bijącym ciepłem, w końcu rozpoznając zapach, który ją tak przyciągał.
Nim pierwsza kropla krwi spłynęła po mordce zwierzęcia, Namiko niczym drapieżny zwierz, odepchnęła się nogami od ziemi, skacząc na ofiarę i wczepiając się w jej futro. Impet był na tyle spory, że na chwilę zamroczyło czworonoga, nie pozwalając mu się wydostać spod ciała oprawczyni. W jaskini rozległ się wizg pełen przerażenia i błagania o pomoc. Sczepione ze sobą istoty sturlały się do wody. Namiko rozorała kłami kark i szyje zwierzęcia, jakby nie mogąc się zdecydować czy chce pić czy gryźć. Wzuwając język głęboko w rany chłeptała ciepłą krew, wydając przy tym niskie pomruki zadowolenia.
- Nasyciłaś swój głód, ma wnuczko? - zimny, obojętny głos rozległ się echem po malutkiej jaskini kiedy Namiko podniosła w końcu głowę - Czy Bestia dostała już to co jej? - potworny mężczyzna kucał pod ścianą. Gdzie nie spojrzeć, jakaś kość przebijała skórę - a żebra wręcz wracały pod. Ubrany w jakiś skafander - Czy jesteś gotowa mnie wysłuchać?
Dziewczyna spojrzała na intruza, który przerwał jej małe randez vous z owcą. O dziwo nie była zdziwiona czy przestraszona… właściwie, jedyne co czuła aktualnie to zawód. Zawód z powodu marnego smaku, lichej strawy jakim okazało się zwierze. Zawód, że tak szybko zabrakło letniej krwi przyjemnie obmywającej spragnione gardło. Wypuszczając ostatnie resztki powietrza z martwych płuc, zawarczała gniewnie w sam środek rozdartych trzewi zwierzęcia, wpatrując się w szkaradnego obserwatora.
Gdy usiadła wyprostowana, zaciągnęła się powietrzem, delektując się zapachem życia. Czerwona piana spływała powoli po jej brodzie.
-Właściwie to nie, to bydło ledwo starczyło na ugaszenie pierwszego pragnienia… ojiisan. - odparła z lekką kpiną, przekręcając głowę w bok.
- Jeżeli chcesz iść tą drogą sama, zostawię cię. - stwór wstał i ruszył do sadzawki. - Nie powinno się nikogo zmuszać do swojej pomocy.
Gość nie dość, że nie był proszony, to był jeszcze tępy. Namiko wytarła usta w białą rękę, która niczym wysuszona gąbka wchłonęła karminowy płyn z zawrotną prędkością. Przy okazji, wyczuła dziwne nierówności pod skórą, zupełnie jakby kość złamana w kilku miejscach, teraz walała się luzem jak w dziecięcej grzechotce. Wybornie!
- Wydaje mi się, że bariera językowa działa na naszą niekorzyść w tej sytuacji… ojiiisan. - odparła siląc się na miły ton, dokładnie wypowiadając słowa w jak najczystszym angielskim. Trudno… weźmie winę jego głupoty na siebie, byleby dostać potrzebne informacje, a później zastanowi się co zrobić dalej.
Potwór na chwilę spojrzał dziewczynie w oczy. Nie wiadomo co zauważył w jej oczach - ale jego były nieludzko spokojne, jak czysta tafla jeziora. Nie zrobił żadnego gestu zdradzającego co myśli o intruzie i nie zaszczycając Namiko już kolejnym spojrzeniem wlazł do wody po kolana, złapał świecącą pałeczkę i rzucił się na główkę. Jednym silnym odbiciem odpłynął w głąb podwodnego tunelu, zabierając ze sobą światło.
Dziewczyna prychnęła, choć z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. No tak… zabrakło jej powietrza. Przewracając oczami, zaciągnęła się tlenem, zatrzymując go w płucach… na tak zwane “zaś” i korzystając z okazji, że była sama… (tym razem na pewno) i nie palił jej dziki głód, delikatnie, po omacku wyszła z wody na suchy brzeg. Miała czas do namysłu i analizy. Wprawdzie pytań było więcej, niż odpowiedzi, ale z jakiegoś powodu wcale się tym nie deprymowała.
“Podsumowując. Jestem martwa. Na sto procent…” Wstając ostrożnie na nogi, zaczęła obmacywać się po rękach, wyczuwając dziwną “workowatość” ciała.
“Nie oddycham, a moje ciało wygląda jakby przymierzało się do zaawansowanego stadium rozkładu. Czyli… jestem zombie jak z The Walking Dead… choć nie, zaraz potrafię mówić i myślę… poruszam się zgrabniej…” Zjeżdżając dłońmi po strzaskanym obojczyku, dotknęła piersi, które były twarde i jakby zapadnięte w sobie. Kontynuując obdukcję stwierdziła, że nie ma prawie wszystkich żeber, a te które się ostały są połamane i ostre na końcach. Biodra wydawały się być w porządku, no… może jedno było dziwnie wysoko… a może to drugie było dziwnie nisko? Czarna noga… czyli lewa, miała kilka złamań, ale mogła chodzić. Prawa wydawała się jako jedyna w całym ciele nienaruszona.
“Zombie jednak jedzą mózgi… podobno… chyba… tak się utarło. Ja, nie zjadłam mózgu owcy… raczej ją wyssałam. To znaczy krew… “ Namiko usiadła na ziemi, podciągając nogi pod brodę i dotykając się delikatnie po głowie i twarzy, zamyśliła się na chwilę starając się przypomnieć sobie opowieści babci o juri i onnach.
“Niektóre duchy potrafią być materialne… niektóre nawet zjadają swoje ofiary. W takim razie… mogę być czymś takim…” Nie była zdziwiona, gdy jej palce nie napotkały lewego ucha, a głowa prawie w ogóle nie posiadała owłosienia. Prawy policzek był zapadnięty i właściwie z czucia wywnioskowała, że była to sama kość obleczona w skórę.
“Problem w tym, że duchy nie myślą… są skupione na pewnej emocji i wspomnieniu, które kształtują jego postawę…” Jej nos zawsze był płaski i przypominający trochę ziemniaka… teraz jednak był miazgą. Chrząstka zamieniła się w galaretkę, która wesoło przelewała się pod delikatnym dotykiem kobiety.
“Są też wampiry… ale nie wyglądam jak wampir, więc pewnie nim nie jestem… inteligentny zombie… czemu by nie... w sumie? Mogłam zostać wskrzeszona przez jakiegoś europejskiego czarnoksiężnika… Chyba mają coś takiego… w końcu to “stary” kontynent…”
Prawe oko było głęboko zapadnięte w oczodole, lewa strona wydawała się w miarę normalna, nie licząc braku ucha. Oplatając rękoma kolana, wsparła brodę bujając się lekko w przód i w tył. Sięgnęła wspomnieniami do sytuacji sprzed tragicznego “wypadku”. Musiała spotkać jakiś mrocznych kultystów, miała pecha i trafiła na katolicką sektę, która przerobiła ją na… “coś”. Ilu ich tam było? Pięciu… sześciu… wielka zbroja, jeden szkaradny trup… jeden golas.
“Przyjedź do Europy, powiedzieli. To wspaniały kontynent…” Tanaka położyła się na chłodnej ziemi, czując się zmęczona i senna. Nie wiedziała ile czasu minęło odkąd, samozwańczy dziadek ją opuścił.
“Kij mu w ryj…” pomyślała gniewnie, zamykając oczy. Poczuła się senna… tak nagle, jakby za dotknięciem magicznej różdżki. Myśli w jej głowie spowolniły. Obrazy przed oczami przesuwały się co raz wolniej i wolniej, aż prawie całkowicie się zatrzymały.
“Co-do-cho…” przestraszona, chciała jakoś zareagować, ale wszystkie członki stały się niebywale ciężkie, głowa mimowolnie opadała. Pomimo trudności poderwała się, łapiąć skalnej półki. Szybko jednak tego pożałowała, gdyż nie była w stanie siedzieć, nie była w stanie zaczerpnąć powietrza, niewykonalnym było nawet mrugnięcie…
Starała się jakoś podeprzeć, walczyła by zachować pion, ale wszech ogarniające odrętwienie paraliżowało co raz słabszą Namiko. Czuła jak jej ciało spływa po skalnej ścianie, przestała czuć palce u rąk i nóg. Po chwili była w stanie jedynie podpierać się brodą o ostrą krawędź głazu.
“Pomo-cy… ja… umier…” W ostatniej chwili trzeźwego pomyślunku, legła na ziemi, przewracając się na bok z gracją trupa. Bezwładna głowa łupnęła z dudnięciem o skały. Jakby ktoś odciął jej ciało od zasilania. Zapadła w sen w którym jawiła się tylko ciemność… ta sama, która ją otaczała.

Gdy się obudziła, stwierdziła, że dalej jest sama i że gówno widzi. Jaka była pora dnia, albo nocy? Który to już dzień siedziała tutaj gnijąc? Przypominając sobie, że przed całym tym urwaniem filmu zaczerpnęła powietrza, wypuściła go z zamiarem nabrania kolejnego wdechu. Nie czuła już życia… Owca była zdecydowanie martwa i powoli zamieniała się w to samo, czym była ona sama.
Zamykając ponownie oczy, wstała na czworaka, z ulgą stwierdzając, że dziwny bezwład minął. Maszerując ostrożnie po podłożu macała wszystko naokoło. Z prawej strony miała ścianę, z lewej spadek i jak pamiętała wodę. Szybko się też przekonała, że pomieszczenie jest malutkie i nie ważne w którym kierunku by pełzła to i tak w końcu dojdzie do wody. Nie widząc innego rozwiązania, Namiko zanurzyła się w lodowatej toni, która choć była niemalże zamrażająca, nie powodowała żadnej krzywdy jej ciału. Jeden problem z głowy. Zanurzając się pod wodę, ostrożnie macała dno, odrzucając kolejny problem, jakim było wstrzymywanie oddechu.
Badanie podwodnego świata, nie było tak łatwe jak badanie jaskini. Po pierwsze, miała zdecydowanie więcej miejsca do odkrycia, po drugie, co i rusz natrafiała na kamienie, głazy, ostre krawędzie, pęknięcia, nasuwiska i zanim dziewczyna połapała się w którym kierunku ma “płynąć” to trochę se posiedziała, co i rusz waląc głową w przeszkody. W końcu jednak trafiła na coś, co wydawało się tunelem. Pozostając jednak ostrożną, przemierzyła te kilka metrów w zastraszającym tempie zaspanego ślimaka, by w końcu wydostać się na powierzchnię po drugiej stronie.
Tu też było ciemno jak w dupie, więc Japonka szybko zrezygnowała z otwartych oczu. Po dokładnym obbadaniu powierzchni doszła do wniosku, że dalej jest w tunelu. Ściany i podłoże były ostre i kamieniste, dzięki czemu Tanaka wspięła się wydostając z wody.

- I dokądże chcesz iść, childe Gregora? - głos zadudnił kiedy tylko się wynurzyła. Skądś blisko, choć w tej ciemności nie było nikogo widać .
- UUAA! - przestraszona dziewczyna puściła się ściany wpadając do wody. Wystraszona obracała głowę, otwierając szeroko oczy, ale nikogo ani niczego nie dostrzegła. - Znudziłam się siedzeniem to wyszłam… na spacer? - odparła przytulając się do pobliskiego kamienia.
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie będziesz gotowa. Nie będziesz gotowa, dopóki nie przyjmiesz Tradycji do swego serca. Nie przyjmiesz Tradycji dopóki ich nie poznasz. - jego angielski był dziwny, staroświecki, starszy nawet od tego u Sheakspere’a.
- Eeee… - trochę zajęło jej zrozumienie sensu słów mówcy, a i tak nie była pewna czy przetłumaczyła je prawidłowo. “Kurwa… sataniści jak chuj.” Macając kamień, który był jej teraz jedynym przyjacielem, gorączkowo myślała nad odpowiedzią.
- Eee… nani? To znaczy… Jestem Tanaka. Tanaka Namiko. - jedyne co przychodziło jej racjonalnego do głowy to tylko… przedstawienie się.
- Zaspokoiłem twój głód, Tanaka Namiko. - w tunelu powyżej zauważyła ruch. - Honorując ostatnią prośbę mojego syna, dostaniesz drugą szansę. Życie po życiu. Czy chcesz ją przyjąć?
- Znaczy się… mam być zombie? - odparła cicho, będąc ciekawą, ale jednocześnie przestraszoną odpowiedzi.
- Wampirem. Nosferatu. - zatrzymał się, szukając słowa - Kyūketsuki. Albo pyłem.
- Nos... czym? Myślałam, że wampiry to piękne istoty, których czas się zatrzymał… to takie piętnastowieczne dandysy co wciskają nosy w książki i rozprawiają nad sensem istnienia…. - odparła to co wiedziała na temat Europejskich wampirów.
- Niektóre tak. My jesteśmy uwolnieni nawet od tego. - nie było w jego głosie ironii. Ani nawet zgorzknienia. - Możesz zostać z nami, jeżeli przyjmiesz nasze prawa. Ale nie mogę ci pozwolić nas narazić.
- Czy ja już jestem… takim wampirem? - spytała ostrożnie, zadzierając głowę do góry, tam gdzie dostrzegła poruszenie się.
Po kilku sekundach głośnego gmerania, oślepiająco białe światło uderzyło w twarz Namiko. Istota na górze oświetlała ją, po raz pierwszy w pełni odsłaniając jej wieczną potworność. - Przemiana dobiegła końca, choć nikt nie nazwie cię gotową.
Nami syknęła, zasłaniając oczy ręką. Gdy zobaczyła, że zasłania się czarną dłonią szybko schowała ją za siebie wyciągając prawą. - Rozumiem… że jest jakiś haczyk w całym tym wampiryźmie… Jeden to poznanie tradycji, ale… czy jeśli ją poznam puścicie mnie wolno? Będę mogła żyć… nie żyć tak jak dotychczas?
- Jeżeli przekonamy się, że nie ośmielisz się ich naruszyć, zostaniesz uwolniona. Ani nocy wcześniej. - światło dalej bezlitośnie obnażało jej nowe ciało.
Nami starała się nie spoglądać na swoje ciało… ani na to nad powierzchnią, ani na to pod wodą. Widziała już dość nie tylko podczas pierwszych oględzin, ale również oczami wyobraźni podczas obdukcji. Nigdy jakoś nie zwracała uwagi na wygląd, nigdy nie kierowała się wzrokiem, ale teraz… każda komórka jej ciała krzyczała ze zgrozy. Była monstrum. Brzydziła się sobą i brzydziła się tymi, którzy jej to zrobili.
Zwiesiła głowę wbijając wzrok w ścianę. Właściwie nie miała wyboru, jeśli chciała się z tego bagna wykaraskać, jeśli chciała odzyskać władzę nad swoim losem, musiała iść na ugodę.
- Zgoda…
- A więc pierwsza i największa z Tradycji - choć nie zawsze tak było. Zmowa Ciszy, omerta, Maskarada. Nie wyjawisz naszego istnienia nikomu kto może nam zaszkodzić. Ni matce, która będzie chciała cię pomścić, ni kochankowi który zażąda tego daru dla siebie, ni obcemu który bezmyślnie to opisze.
- Mam dwa pytania… Raz: nie możemy się przenieść w jakieś normalniejsze miejsce? I dwa: Czy nie uważasz, że moja, czy twoja twarz sama przez się mówi, że jest z nami coś nie teges?
- Ludzie całe życie chowają swoją prawdziwą twarz; czemu i ty miałabyś się tego nie nauczyć? Istniejemy od wieków. Tysiącleci. Raz jeden ktoś zobaczył naszą twarz i nie zobaczył wtedy potwora. - zrobił krok w tył. - Nauczę cię jak znaleźć sobie miejsce i jak poruszać się poza uwagą innych.
To co mówił, miało dla Nami jakiś sens, nie starała się więc tego kwestionować. Za to propozycja nauczenia jej specjalnych trików, podziałało jak dobra przynęta. Dziewczyna zadarła głowę z ciekawskim błyskiem o oczach. - Mów dalej.
- Druga z Tradycji: kiedy jesteś władcą domeny, wszyscy na niej winni ci posłuszeństwo. Nie będziesz władcą, jeżeli nie jesteś w stanie tego dopilnować. To drugie prawo, prawo żelaznej pięści: jedynie Cisza jest ważniejsza. Książę Malty rządzi wyspami; jego słowo to nasze życie i śmierć. Jeżeli powie, że będziesz władała jednym domem, masz tam takie prawa jak on.
I każdy kto włada, odpowiada przed innymi władcami za to czym rządzi.

- Chodzi ci o to… że domeną jest pewien region, w którym rządzi ktoś, kogo się nazywa Księciem? - spytała, nie do końca wiedząc, czy nadąża za rozumowaniem wampira.
- To prawo pięści: jeżeli coś zagarniesz i utrzymasz, jest twoje. Jeżeli Książę mówi, że region... - przekręcił słowo. - ...jest jego i nikt nie ma sił zaprzeczyć, że jest jego.
- Czyli to autokracja? Jeśli będę na tyle silna by obalić ówczesnego Księcia to zajmę jego miejsce?
- Aż do czasu kiedy ktoś obali ciebie. Książę Howard rządzi już dwa stulecia i nikt kto poddał w wątpliwość jego siłę nie żyje już na tej wyspie.
- Ok… rozumiem. Muszę udawać, że nie istnieję i muszę udawać, że jestem posłuszna władcy do czasu, aż go sama nie powalę… Coś jeszcze?
- Trzecia z sześciu: Progenitura, wymóg Ciszy Krwi. Bez zgody swego Starszego nie stworzysz nowego, ni lichej jego kopii. To prawo przyrody: jeżeli jest zbyt dużo drapieżników, ubywa zwierzyny i drapieżniki umierają z głodu. My jesteśmy ludźmi: zaczniemy się zabijać dużo wcześniej. A w walce o życie nie ma miejsca na subtelność. Bez Maskarady nawet zwycięzca będzie zgubiony.
Czyli “zrobili” ją za zgodą jakiegoś samozwańczego fiuta. Nami pokiwała głową do swoich myśli. Trzecia zasada wydawała się prosta w rozumowaniu, gdy dziewczyna przełożyła ją na hinduskie kasty oraz zachowania w stadzie wilków. -Dobrze… w teorii nie brzmi to tak strasznie.
- Karą za złamanie tych trzech jest śmierć; mój syn, twój ojciec, poniesie ją jutro.
- Oh… - wyrwało się zaskoczonej Nami. Nie rozumiała wprawdzie dlaczego jej dają szansę przeżyć, skoro jest niechcianym bękartem, ale wolała nie zadawać pytań i tylko przytaknęła, na znak, że... ‘rozumie’.
- To stosowne epitafium dla jego ofiary.
- Za błędy się płaci. - odparła cierpko, wzruszając ramionami. - Swoje wycierpiałam… nie wymagaj bym rozdarła szaty i zaczęła płakać z powodu osierocenia… - uśmiechnęła się do własnych słów.
- Nie popełnił żadnego błędu, a jedynie oddał swoje życie za twoje. Z własnej woli, z niejasnych dla mnie przyczyn.
“Co za samolubny dupek…” Tanaka zgrzytnęła zębami, gotując się ze wściekłości. Najpierw skazał ją na tortury, później zamienił w żywego trupa, a teraz szlachetnie oddaje swoje “życie” za jej, nawet nie pytając jej kurwa po drodze o zdanie.
- To… miło z jego strony. - odparła kąśliwie.
- Jak rozumiem, wolisz dołączyć do tych którzy dopadli cię na wyspie?
- W jakim sensie dołączyć?
- Żaden Nosferatu nie żyje sam. Ja mam moich synów - wy macie siebie nawzajem. Dwie trójki, tak to jest z mojego życzenia. Po trzy aspekty po obu stronach szali. Jedno miejsce zwolni się jutro wieczorem: tego który cię napadł, lub tego który cię Spokrewnił. Które z nich pragniesz?
- Zaaaaraz. Jacy wy? I jakie miejsce?
- Jednego z nich oskarżą o twoje istnienie. Poznałaś tradycję, wiesz że to śmierć. A nie może być trójcy bez ciebie.
- Czyli mam wybierać, kogo zabiją? Albo tego, którego widziałam na polu namiotowym, albo tego, który jest moim ojcem?
- Tak jest. I od tego czasu będziesz żyć z dwoma jego braćmi krwi.
- Przed chwilą powiedziałeś, że zabijecie mojego ojca… skąd więc wytrzasnąłeś tego łysego golasa o babskim głosie?
- Książę wykona wyrok na tym, kogo wskażesz. Ale ja też mam sprawiedliwość do wymierzenia.
- Czyli jak powiem by zabić tego łysego, to i tak ty zabijesz ojca?
- Kogo winisz za swój stan?
- Tego, który mnie do was sprowadził. To chyba logiczne. Gdyby nie on, żyłabym albo nie żyła… gdyby mnie po prostu zabił na miejscu.
- Logika nigdy nie miała miejsca w sercach ludzi. - zrobił kolejny krok. - Czwarta z Tradycji, zasada Opieki: grzechy twego dziecka są twoimi. Dopóki Książe nie powie: “jesteś gotowa, witam cię na swoim dworze”, twoje losy są w moich rękach, a twoje błędy są moimi błędami.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, nie widząc sensu by odpowiadać.
- Piąta z Tradycji - prawo Gościnności. Kiedy przybywasz na ziemię Księcia, masz mu się przedstawić. Jeżeli wyrazi zgodę, możesz zostać - i jesteś pod jego opieką. Jeżeli nie, opuść jego ziemie, bo nikt tam ci nie pomoże.
- Przyjęłam… chyba. - mruknęła pod nosem, żałując, że nie ma pod ręką swojego laptopa. Zrobiła by krótkie notki.
- Ostatnia z Tradycji: prawo Destrukcji. Tylko Starszy ma prawo zniszczyć swych potomków. Przelej krew serca innych, a ich wieczna wrogość już cię nie opuści i ni prawo, ni sojusze cię nie ochronią.
- Jasne… czy odzyskam swoje rzeczy? Czy zaczynam od zera?
- A cóż takiego tam miałaś, bez czego nawet nie umrzesz spokojnie?
- Moje narzędzia pracy, na które ciężko zarabiałam? Rzeczy bez których nie mogę się rozwijać i zarabiać? - warknęła zezłoszczona faktem, że być może te tępe ciule pozbawiły ją wszystkiego co do tej pory zebrała. - Jak mam kurwa egzystować bez pieniędzy, ubrania i komputera? Ty może jesteś starym dziadem, który nie wie co do laptop czy internet, ale nie ja!
- Tak jak ja od stuleci. - nagle warczeli oboje jednocześnie. - I jak ty będziesz, jeżeli pomyślisz się choć raz powtarzając Tradycje! - końcówkę już niemal wykrzyczał. Dźwięki odbijały się w okrągłej jaskini.
- Powiedziałeś, że jak będę przestrzegać zasad, będę mogła egzystować tak jak żyłam. Chce moich rzeczy… bez tego to wszystko pójdzie w chuj, co ty myślisz, że nie mam rodziny? W tych czasach nie wysyła się kurwa gołębi tylko maile i smsy! Jak mam to robić, wytłumacz mi?! - na samą myśl, że zostanie odcięta od internetu, od bloga i od ekipy hakerów z którymi banowała różne strony, czuła jak narasta w niej panika i traci grunt pod nogami. Nawet fakt, że jest rozkładającym się wampirem, nie przerażał jej tak bardzo, jak myśl odcięcia od świata.
- Naprawdę myślisz że mogłabyś żyć jak kiedyś? Po takiej przemianie? Głupia dziewczyno.- uspokoił się. - Obiecałem ci, że zostaniesz uwolniona. Nie, że wrócisz do swoich.
- Jakie wrócisz ty tępa pało! - spanikowana biła rękoma w wodę, miotając się jak wściekłe zwierze. - Chce jedynie moich rzeczy, zostanę do usranej z tobą i będę ci te szkaradną mordę podcierać jak się zestarzejesz i zaczniesz… wróć. - zatrzymała swój wywód gdy dotarło do niej, że straszenie nieumarłego starością, to raczej słaby argument. - Chce jedynie moje rzeczy… moje… jestem jeszcze dzieckiem, bez zabawek nie wytrzymam. Oddaj mi je.
- Pokaż, że będę miał z ciebie pociechę, a niczego ci nie braknie. Narusz Tradycje, a wylądują w morzu. Rozzłość mnie, a będzie to już po twojej śmierci.
Japonka była bliska płaczu, sfrustrowana wpatrzyła się nienawistnie w wampira nad sobą. Choć starała się ochłonąć, jej gniew i nienawiść tylko wzrastały. “A żebyś kurwo zdechła… żeby cie kurwa NIE WIEM CO!” Nurkując pod wodą, usiadła na dnie tunelu, obrażona na połowę świata.
Potężne łapsko zanurzyło się pod wodę i sięgnęło w stronę Namiko. Potwór chwycił ją i wyszarpnął z powrotem na brzeg. - Tradycje. POWTARZAJ!
- Powtórzę jak oddasz mi telefon. - dziewczyna uczepiła się łapska wampira wierzgając nogami na lewo i prawo.
- Który to? - warknął, ciągnąc ją pod górę po ostrym, kamienistym podłożu. - Ten? - za najwyższym punktem tunelu leżały rzeczy Namiko. Zakrwawione, ale wyglądało, że wszystko jest. Ale to co podniósł to nie był telefon, tylko laptop.
Widząc, że wszystkie jej rzeczy są bezpieczne, przestała się szarpać i ciskać przekleństwami. - Nie… to mniejsze, płaskie, z dużą szybką. - odparła starając się nie zaśmiać.
- Tradycje, teraz. - puścił ją, łapiąc laptopa w obie ręce.
- Maskarada czyli udawanie, że nas nie ma. Eee… Posłuszeństwo autokracji? - dziewczyna podrapała się po łysawej głowie. - Gościnność i nie mogę bez zgody zrobić człowieka innym wampirem… - kontynuowała z wysiłkiem.
Potwór, słysząc “posłuszeństwo autokracji” rozłożył laptopa i brudnymi łapskami złapał za matrycę.
- Ej! - krzyknęła podrywając się na równe nogi. - PRAWO PIĘŚCI, ZOSTAW GO! - warknęła, łapiąc się przerażona za głowę.
- Jeszcze raz, childe, składnie. - wycedził.
Dziewczyna przetarła twarz, postękując jak skupione na jakiejś trudnej czynności dziecko.
- Maskarada… - zaczęła płaczliwym tonem. - ...pos… słuch-aaanie się Księcia? - “Który jest pieprzonym tyranem” - Bez zgody nie wolno zamienić człowieka w wampira. - dziewczyna zacięła się zastanawiając. Pamiętała, że jest sześć zasad w tym trzy pierwsze są “śmiertelne”. - Później gościnność i nie wolno się nawzajem zabijać i eee… - podrapała się nerwowo po twarzy. - Gdybym miała laptopa zrobiłabym notatki i wykuła się tego na pamięć… - spuściła głowę.
- Jeżeli nie potrafisz zapamiętać kilku zdań, jak zapamiętasz drogę w naszych tunelach? Jeżeli nie starcza ci sprytu żeby udawać wiedzę, jak pokłonisz się Księciu? Jeszcze raz: Tradycja Maskarady:
- To już twój problem… - mruknęła gdy nagle ją olśniło. - O! Grzechy twojego dziecka są twoimi grzechami, haaaa! - Nami wskazała pazurzastym paluchem w wampira. - To twoja wina, że ja nie pamiętam… tak mi to tłumaczyłeś… - obruszyła się.
Trzask. Matryca laptopa pękła w łapie potwora. A druga łapa zacisnęła się na środku klawiatury.
- Najchujowszy nauczyciel wszech czasów… - wysyczała wściekle, zwężając oczy w szparki i zaciskając dłonie w pięści.
- Ale słowny. Chcesz żeby ci przypomnieć coś jeszcze?
- Nic dziwnego, że się ciebie synowie nie słuchają… - mruczała pod nosem, tupiąc jedną nogą w ziemie. - Też bym się nie słuchała… Powiedziałam ci wszystkie sześć zasad swoimi słowami, ale tobie i tak to nie pasuje… nie będę zabawiać starego zboczeńca i powtarzać jak papuga wszystkiego co powie. Jestem odrębnym bytem!
- Książe nie będzie pytał czyimi słowami to będzie, tylko…. - urwał kiedy nazwano go zboczeńcem. KRAK. Przebił się palcami przez klawiaturę laptopa. Strzepnął rękę i wrak laptopa poleciał w dal. Chlupnęła woda. - Niebytem, jeżeli nie usłyszę Tradycji jak należy.
Namiko odwróciła się na pięcie i zeskoczyła do wody. Nie miała zamiaru współpracować z pół mózgiem, który nie wykazywał się samodzielnym myśleniem. Pod wodą, wymacała zniszczonego laptopa, którego przytuliła do siebie, po czym wróciła… do siebie, do jaskini w której się obudziła i to wszystko się zaczęło.
Dziewczyna… wampirzyca, postanowiła, że nie wyjdzie już z tej jaskini. Była obrażona i na starego zgreda i na los który ją spotkał i przy okazji na cały świat… bo tak. DLA ZASADY.

Resztę czasu spędziła w ciszy i skupieniu, rozkładając ciało owcy na części pierwsze. Nic innego nie miała do roboty, a myśleć jej się nie chciało bo szlag ją jasny trafiał. Po paru godzinach obierania ssaka ze skóry i wyrywania mu kostek i mięśni, Tanaka poczuła znajome zmęczenie i odrętwienie… ale zanim zdążyła zareagować, po prostu padła tam gdzie siedziała.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 16-05-2016 o 18:55.
sunellica jest offline