Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2016, 22:42   #42
Libertine
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Gdy dostrzegł pędzącą nań bestie uśmiechnął się do siebie i samą siłą woli uniósł się w powietrzu na lasem szydząc z błahego przeciwnika jakiemu miał stawić czoła. Tu, w krainie jego własnej wyobraźni posiadał boską moc, o której inni mogli jedynie marzyć. Wykonując zaledwie kilka ruchów zrzucił z nieba na swego wroga grad piorunów i triumfując zmusił przerażonego potwora do posłuszeństwa. Pamiętał jeszcze jak legiony demonów truchlały przed jego obliczem, inne czciły jego nadludzką moc, a niektóre służyły mu spełniając jego najbardziej grzeszne potrzeby. W ten poczuł dziwne, znane mu klepnięcie po plecach, a w jego umyśle pojawił się śmiejący ifryt. Xaaz'a za każdym razem ściskały kiszki, gdy widział kpiącego go z jego własnej głupoty. Podpisał z nim pakt, iż władać będzie całym piekielnym królestwem, lecz niestety dla czarnoksiężnika ta umowa uwzględniała jedynie jego sen.

Obudził się zlany potem czując, iż niemalże znów pomoczył się ze strachu. Po mimo panującego zgiełku wśród towarzyszy w jego głowie wciąż panował harmider spowodowany sporą ilością wina jakie wy-dudnił na swej warcie. Ze zgrzytem na ustach zaklął trzykrotnie imię posiadacza jego duszy i przetarłszy oczy z niedowierzaniem wpatrywał się w linie horyzontu, z której nadbiegał ognisty wierzchowiec z siedzącym na nim kapłanem. Będąc przekonany, że to tylko kolejny koszmar począł koncentrować całą energie w palcach, przygotowując się do ostatecznej zagłady wszystkiego, co było dookoła i czego nie lubiał, z jego kompanami włącznie.

Kiedy już wstał i zachwiał się kilkakrotnie nie będąc w stanie ani polecieć ku niebu ani wezwać piorunów na jego twarzy namalowało się niemałe zdziwienie. Musiał prędko wyrzucić zgromadzoną manę na zewnątrz i zanim ktokolwiek się zorientował drzewo huknęło z hukiem.

- Waaaahhhh! -
zawył dziko podskakując na jednej nodze, po czym odskoczył i syknął z bólu wpatrując się w popalone wierzchnie strony dłoni.

Następnie instynktownie rzucił się do ucieczki za resztą grupy, modląc się w duszy o zbawienie. Biegnąc z całych sił, w czym nigdy nie był za dobry powtarzał sobie w myślach, że już nigdy nikomu lub też niczemu nie zrobi krzywdy, lecz gdy w ostatnim momencie dostrzegł lecący ku niemu konar zdał sobie sprawę, że poza sobą samym nie ma już na prawdę na kogo liczyć. W przeciągu paru sekund coś w nim przeskoczyło i z panicznego strachu narodził się pełen furii Xaaz, którego teraz oblicze zalśniło niczym w jakiej heroicznej balladzie. Odgryzłszy sobie kawałek skóry z nadgarstka rzucił zaklęcie ochronne i obronił tym samym Zehirle.

- Szybko! Uciekajmy! - odparł wciąż nieco łamiącym się głosem i popchnął elfkę do przodu.

Później jeszcze kilka potknięć, błysków i zanim złapał oddech leżał z dudniącym sercem w jakiejś jamie. Otarł schowaną chusteczką pot i burd, a potem objął swych towarzyszy wzrokiem aprobaty, iż do czegoś wreszcie się przydali oraz, że jakoś wyszedł z tego cały.
 
Libertine jest offline