Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2007, 00:59   #44
homeosapiens
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Khel skupił sie. Dawno to zaklęcie nie wyszło mu tak dobrze i tak dokładnie. Poczuł w sobie moc wielkiego mistrza. Każdy żołnierz, który spał w tym obozie usłyszał w swojej głowie olbrzymi huk. Każdy jak na zawołanie wstał i zasalutował, ponieważ nie przyszło mu do głowy, że to magia. To co pierwsze przychodziło do głowy to dziesietnik z garnkiem i chochlą, uderzający w nią niczym serce dzwonu o jego powierzchnie. Kazdy z nich zdziwił się zaiste, kiedy owego widoku nie zobaczył i poczuł ulgę. Widzący całe zamieszanie Johny i Taurus prędko zwołali podoficerów i ustawili cały dość liczny oddział w szyku. Wtem na dziedziniej zrujnowanego zamku wjechali jeźdźcy rodzac się jakby z mgły, choć stukot kopyt wydawał się powstać znacznie wcześniej, jak starszy brat.

Dowódcy opuscili broń i wyszli przed szereg. Widać było, że sytuacja była opanowana, a was strach zapewne przedwczesny. Wykonaliscie to co do was nalezało co Johny skwitował kiwnięciem głową, kiedy z powrotem wróciliście do swojej dziesiątki. Przed jeźdźcami w towarzystwie rozstępywano się z wielkim szacunkiem. Z ukłonami wręcz. Nic więcej nie było widac ani słychać z waszej pozycji. Cóż, trzeba było dopytac lepiej doinformowanych. Tak czy tak juz wiedzieliście, że dotarliscie na miejsce. Napiersniki i oręż koniuchów były pokryte krwią, pogiete. Nie maiły w sobie juz niz z paradnej ozdóbki. Jeden wielki rycerz, lezał w kolebce miedzy dwoma koniami. Werner wydawał sie przy nim patyczkiem. Jeczał w malignie. Żołnieże na ten widok przełkneli slinę. Rycerza chroniła przepiekna zbroja, ujeźdzał oleandrowanego wierzchowca i jego ćwiczenie rycerskie było nieporównywalnie lepsze. Cóz więc w bitwie stanie się z pojedyńczą jednostką?

Teraz już dano wam się położyc spać. Odpoczywaliście wokół jednego ogniska, wiedząc, że jutro wkroczycie juz w obręb działań wojennych. Jak zmieni sie wasze zycie nie wiedzieliscie. Życie to rzecz ulotna, pomyslał zaraz po podaniu do wiadomości tej informacji przez tego wielkiego pana w srebrnej zbroi wiadomości. Karl pomyślał, że to chyba sam Imperator, choc tak po prawdzie to oprócz monet nigdzie go nie widział. Zgadzało by się to, że od miecza mozna było wyczuć magiczną aurę. W dodatku potężną. Werner zdaje się nie myslał o niczym szczególnym. Brał juz udział w wielu bitwach. Wiedział, że wszystko w bitwie to loteria, ale jak sie zdaje wierzył, że szczęście i jego umiejętności dają mozliwość wyjścia z każdej sytuacji. Falcon nie zastanawiał się nad bitwą, tylko nad tym, czy jego dziadek chciałby być żołnieżem w kampanii przeciwko chaosowi. Nim zdązył dojść do konkretnego wniosku, zasnął. Valles również nie wiele myślał o samej bitwie. Patrzył na to wszystko bardziej ze strategicznego punktu widzenia. Zastanawiał się, która armia ma liczebna przewagę i czy Imperium zwycięży. A jeżeli nie, to co potem...

Nie minęło więcej jak pietnaście minut, a wszyscy zażywaliście ostatnich godzin błogiego odpoczynku.

Zbudziło was wilgotne ranne powietrze i wykrzykiwane z tradycyjnie wojskowym przedłużeniem tonu: Kurwwwa twooojja mać!

To jakis dziesiętnik, taka jego mać, męczył biednego żołdaka, który jeszcze do niedawna uważał się za szewca. Dziesiętnika znaliście. Miał na imię Zydar. Był waszym bezpośrednim dowódcą. O tyle był lepszy on tych dwóch ztetryczałych dowodzących, że w walce się bił i nie szczędził swojej krwi, by towarzysza zratowac. Przynajmniej takie były o nim obchodowe opinie. W obozie był strasznym skurczybykiem, ale to była chyba jedyna gwarancja skutecznego działania w wojsku. Przymus bezpośredni. Już podchodził do was, ale zdążyliście się zbudzić i pospiesznie zbierać manatki. Zaraz wymarsz...


Koniec podrozdziału pierwszego
Khel 640 exp
Valles 600 exp
Falcon 560 exp
Werner 240 exp
 

Ostatnio edytowane przez homeosapiens : 09-05-2007 o 01:15.