Gaston :
Nim potwór zniknął Gaston zdążył jeszcze raz uderzyć w ogon stwora. Cios zadany w pośpiechu i niejako na pożegnanie nie zadał poczwarze większych szkód, ale kawałek pancerza udało się odłupać.
Dłonią starł z twarzy zieloną maź jaka na niego bryznęła i wytarł dłoń o tunikę, która i tak już była ubrudzona. - Szczęście, że to nie kwas. – mruknął z przekąsem.
Wciąż dysząc po wysiłku oparł rękę o ścianę i zajrzał w ciemność nowego tunelu. - Może ... może by tak wziąć paru ludzi z pochodniami i pójść za tym bydlakiem. – zaczął jakby niepewnie. - Glein może mieć rację Pani. To cholerstwo może wrócić, a jak mu tak dobrze idzie kopanie, to nie wiadomo gdzie następnym razem wylezie.
Gaston przytknął dłoń do piersi i skłonił się przed Annis. - Z całym szacunkiem Pani. Wybacz śmiałość. |