| ConStar '07...
W sumie przygotowania do konwentu zaczęły się w czwartek po południu- generalnym odgruzowaniem skoletkowej jaskini sami wiecie czego, gdyż spodziewany był zmasowany atak rożnej maści konwentowiczów na ową lokację.
Jakoż się rzekło,w piątek około 9:40 w progi Koletka zawitali Sharissa zwana też Niebieską, człowiek zwany Kolejorzem < od pamiętnej roli na larpie Deadlandowym> oraz ich towarzysz.
Około godziny 11 z małym poślizgiem czasowym odebraliśmy srogą ekipą Rudaad z dworca pkp, i wróciliśmy z małymi przygodami na skoletek.
Po pewnych perturbacjach w mieszkaniu < np. pomocy, wasz piecyk mnie zaatakował, lub czemu ten kot dobiera się do mojej coli> wylądowaliśmy w końcu z obsługancką częścią ekipy na konwencie.
Pierwszy dzień był srogi, gdyż tegoż oto dnia, ja i niejaki zły elf zwany Sheolem mieliśmy dyżur.
Składam w tym miejscu hołd na łapki Rudzi za nieocenioną pomoc w naszym zadaniu.
Generalnie, zgodnie z przewidywaniami, pierwsza noc prawie bez snu, potem sesja z małymi przerwami- Fading Suns by S.Tilgar <pozdrawiam cię, o mhroczny kuzynie Deacadosie, może kiedyś przeczytasz me słowa>.
Sobota w moim wydaniu była udatnym czasem udawania zombie, aż w pewnym momencie, jak sądzę w okolicach godziny 18, wraz z Sheolem zawinęliśmy się na Koletek w celu wpadnięcia w objęcia Morfeusza. <tym razem obeszło się bez wyboru pomiędzy czerwoną, a niebieską pigułką....>
Niedziela- niezapomniany widok Rudaad w dole od piżamy w kłapouszki, ramonesce i niezawiązanych glanach dwudziestkach sępiącej papierosy od zszokowanych uczestników konwentu. bądź r.równie cudny widok imć Matrixa, siedzącego w stanie jak po wyjściu z wyżymaczki na fotelu wykręconym z Malucha.
Niedziela była dość specyficzna, dodajmy jeszcze do kompletu jak zwykle pokręconą sesję w Maga < i nie tylko> by Pi. <tym razem obeszło się bez ratowania świata, ale pewnie tylko dlatego, że jeden z graczy musiał iść na prelekcję, a MG wracać do domu...>, plus jeszcze pewne kłopoty zdrowotne osoby jakiej pokazywać palcem nie będę < już ty wiesz....>.
Popołudniu- króciutka Shima by Matrix- gdziekolwiek jesteś, Tornado i tak cię dopadnie...
Wieczorem- króciutka sesja w Crystalicum podczas której mg chyba zwątpił, gdy duet w wykonaniu moim i Sheola wyskoczył mu z dwójką lodowych elfów- sadystów, gdy biedny MG planował radosną lajtową sesję...
Dalszy ciąg niedzieli- sesja NS-owa by Sheol, którą słuchałam jednym uchem, próbując spać, sesja pod hasłem- 'Jak gracze unikają scenariusza MG'.
Poniedziałek- najbardziej pokręcona prelekcja na jakiej zdążyło mi się być -
'O Nekromantach inaczej- czyli z łopatą wśród grobów' by Matrix.
Jego wizja utopi z ghulami i szkieletami w roli parobków na polach urzekła mnie całkowicie.
Nekromanta też człowiek...!
Reszta niedzieli- sprzątanie, sprzątanie, sprzątanie, nieoczekiwane nagrody dla obsługi <książki- mam co czytać, jeeeee!!!!> plus obowiązkowo zbieranie jedzenia pokonwentowego - co ma sie marnować, jak skoletkowicze mogą to zjeść...;p;p
A potem- do domu...prysznic...i takie tam gorące herbatki pite w kuchni...mrruuu
Generalnie konwent uznaje za niezmiernie pozytywny, wyczerpujący, acz świetny. Zło i mhrrrok dla:
Rudaad < ma ktoś szluga?>,
Tolkien < ale to nie tak>,
J< znowu ja?>
Shereny< ale ja tego nie rozumiem, jeszcze raz>,
Czeźwy< czego wy wszyscy ode mnie chcecie??>,
Matrix< bo Nekromanta to normalny człowiek, tylko ma zawód...trudny>, Sheol< nie będe już prowadził!!>,
Dragonika < o, wy śpicie?>,
Healer< mam większą giwerę niż ty>,
Pi <kruk patrzy na ciebie, ale jakby patrzył za ciebie, a może obok ciebie...no porostu bezczelnie się lampi>,
Kutak < pfff, foch>,
Darken < ale moja teoria jest jedyna słuszną teorią>,
Sony < i tak mam więcej kropek od was wszystkich razem wziętych>, Arango <eee, co tu tak spokojnie>,
Mataichi < ja tu tylko na chwile, nie zjedzcie mnie>,
Sharissa < znowu będę knuć...>,
S.Tilgar < Ale ci Avestianie naprawdę wyglądają przyjaźnie>.
I cała reszta- do zobaczenia za rok!!
__________________ Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay |