Odpis 63 Connor:
- Domyślam się, że chodzi ci o jednego z: Praudmoore, Doc Peter, Ryszard, Scatman albo Funfaś. Jak to oni to znam ich. Zapodali sobie tornado i ostatnio ich śpiące ciała widziałem w pomieszczeniach tam dalej na tym korytarzu. Popierdolone rzeczy dzieją się w tym budynku, dlatego postanowiłem po prostu posłuchać muzyki, wypić drinka i oblać to ciepłym moczem. Cała ta bieganina na niewiele się zdała pozostałym, choć taka dwójka co tu była to zeszła schodami i zniknęli. - powiedział Miguel podchodząc do leżącego na podłodze typa - A tego skurwiela nie znam, ale nie lubię ludzi w białych garniakach. - wyszedłeś z Miguelem na korytarz i tam spotkałeś Ryszarda, Praudmoora, rannego Doca Petera i trójkę ich towarzyszy: weterana Billego, ładną laskę Charlotte i hinduskiego chemika Hadżiego. Praudmoore, Ryszard, Doc Peter (i Connor i Billy, Charlotte, Hadżi):
Wyszliście na korytarz i Ryszard powoli ciągnął za sobą Praudmoora, który próbował go zatrzymać. Tym czasem Doc Peter opierając się na Billym szedł za nimi. Ten mini pochód zamykali Charlotte i Hadżi. Dość spodziewanie (ze względu na muzykę) spotkaliście na korytarzu Miguela, a niespodziewanie znanego Praudmoorowi i Docowi Peterowi Connora w pełnym rynsztunku z karabinem. Miguel odezwał się:
- Cała ta bieganina na niewiele wam pomogła, nie? No, ale widzę, że macie nowych przyjaciół... witajcie wszyscy, jestem Miguel. - powiedział Miguel. Na korytarzu było dziwnie jasno, jaśniej niż wcześniej. Zorientowaliście się, że światła przy suficie palą się. Wszystkie, choć ostatnio wydawało wam się, że nie było żarówek... no teraz w każdym razie są. Jedna z szaf nadal zasłania okno tak jak ją tam postawiliście. Pokój z alkoholami jest otwarty i wygląda tak jak go zostawiliście - widok za oknem to zwykłe Kansas City, jest dzień, a na zewnątrz jest mnóstwo kałuży. |