Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2016, 22:26   #20
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Samuel martwi się o ciebie. Nawet zawiadomił policję dziś rano - Torreador odwrócił się do siedzącej dziewczyny. Sam opierał się o murek (wysuniętego balkoniku strzeleckiego), spoglądając na skrzącą się lampami Valettę. Widok w poprzek zatoki umilała zimna nocna bryza*

- Jeśli mi pozwolisz mogę go odwiedzić i wyjaśnić, że nic mi nie jest. - nie chciała opuszczać fortu. Spokojnie mogła zaginąć na kilka dni byleby tylko uporządkować swoje myśli.

- I co dokładnie mu powiesz? - z jakiegoś powodu Bret był ubawiony

Evelyn zamyśliła się. W sumie… pewnie by porozmawiała o doktoracie.. może o wykopaliskach. - Nie wiem. Chyba tylko, że jest ok.

- I przyjmie to ot tak? Pozwoli ci znowu zniknąć, tym razem na kilka dni?

Evelyn spojrzała na niego zaskoczona. - A czemu miałby mi zabronić? Masz jakieś plany na kilka dni?

- Zupełnie mnie nie słuchasz - uśmiechał się szeroko - Zawiadomił policję. Samo wyjaśnienie sytuacji zajmie ci kilka dni, nie mówiąc że będziesz pod obserwacją przez jakiś czas

Nigdy nie była dobra w tłumaczeniu się. Teraz najchętniej w ogóle by nie wracała. - Nie będziesz miał problemów jeśli się nie pojawię?

- Właśnie ustalamy jak je ominąć. Trwale, jeżeli jeszcze na to nie wpadłaś. Mówiłem ci jak wygląda samo Spokrewnienie, prawda?

- Yhym. - Czy da się to jakoś rozwiązać? Czy jest w stanie funkcjonować z dala od Samuela? W sumie to jej mentor. - Nie zastanawiałam się nad tym. Ale nie chcę odchodzić.

- Dalej nic? - bawił się nią. Kpiący uśmiech cały czas trzymał się na jego twarzy - Co widziałaś w lustrze, wtedy w komnacie? - kiwnął dłonią, zapraszając Evelyn obok siebie

Evelyn powoli wstała i oparła się plecami o murek. - Widziałam ciebie… podobno. Bret podjęłam decyzję nie jestem w stanie tego wszystkiego zostawić cokolwiek by się działo. Ale jeśli myślisz że powstrzymasz mnie od dalszych badań nad tym tematem to możesz się lekko zdziwić. Za bardzo mnie to wszystko interesuje. Nie wiem czemu chcesz mnie przemienić… czy chcesz mnie przemienić? Nie powinien być to twój syn?

- Tyle pasji - przestał się śmiać - Ustaliliśmy że to zrobię. Będziesz Spokrewniona. Jest już zgoda Księcia, więc nie musimy już na nic czekać. Ale możemy. Zgadnij w końcu po co, to nie takie trudne

Uśmiechnęła się do siebie - Wampiry mogą mieć dzieci?

- Nie. Nie ma takiej możliwości, już nigdy. Ale powoli idziesz we właściwą stronę. Na ile lat wyglądam?

- Gdy się spotkaliśmy myślałam, że jesteś starszy ode mnie. Trzydzieści moze nawet czterdzieści. Jaki masz plan Bret?

- Podobasz się sobie? - zignorował pytanie o plan

- Nigdy na siebie nie narzekałam. Ale wiem że nie wyróżniam się jakoś urodą.

- I chcesz taka zostać po wsze czasy? Z siniakiem na kolanie, włosami które nie widziały fryzjera od tygodni?

Delikatnie przeczesała włosy dłonią. Tak były poplątane jak zwykle. - Nigdy mi to nie przeszkadzało, ale wybacz nigdy nie myślałam że zostanie mi to na dłużej niż tydzień. Chcesz się o mnie zatroszczyć?

- Ciekawa propozycja. Jak dokładnie miałbym zbadać sprawę? - poważna mina prysła po paru sekundach niepewności. Przesunął się przed Evelyn i pochylił się, opierając ręce na murku za nią - Mówimy o dekadach, może stuleciach. Dwa dni przygotowań wydają się być warte tego komfortu. A czy nam się gdzieś śpieszy? -

Dwa dni… tak długo i tak krótko. - Daj mi tydzień, jeśli to wykonalne. Jestem w stanie pozamykać wiele spraw na uczelni, zamknąć wykopaliska. Chyba że na prawdę chcesz bym zaginęła.

- We have all the time in the world - zanucił - Tyle ile potrzebujesz. Ale...zaginąć to mało

- Chcesz bym zginęła? - Evelyn założyła mu ręce na ramiona. - Bret, nie wiem jak to załatwisz ale muszę mieć możliwość wykonywania badań. Chcesz mnie zabić zrób to, wtedy nie potrzebuję tygodnia. Ale nie odciągaj mnie od nauki bo zobaczysz jak wredna mogę być.

- Chcę żebyś to przemyślała. To że spotkałaś jedną bratnią duszę, nie znaczy że wszyscy będą dobrzy. W ciągu całego twojego istnienia każdy- każdy - będzie szukał sposobu żeby na ciebie wpłynąć

- Już twoja w tym głowa by mnie na to przygotować czyż nie? Nie karz mi się ogłupiać… nie jestem w stanie ciebie opuścić. - Czuła jak się rumieni Szybko opuściła wzrok. - Nie chcę tego powtarzać.

- Chcesz porzucić rodzinę? Przyjaciół? Odciąć wszystkie więzy ze światem? Czy może będziesz ich broniła przed każdym kto ośmieli się je wykorzystać, do końca twoich dni?

- Nie chcę. Osoba która by tego chciała musiałaby być nienormalna. Ale nie pozwolę by coś im się stało. Jeśli to oznacza, ze mam zniknąć, zniknę. Czy będę zadowolona z tej decyzji za rok, dwa, za dwadzieścia… nie mam pojęcia. A ty wiedziałeś?

- Tak. I wybrałem tak samo jak ty. Regularnie powątpiewam czy dobrze. I, jak do tej pory, zawsze dochodzę do wniosku że tak. - złapał brodę Evelyn i delikatnie pocałował w szyję

Evelyn przeszły dreszcze, ale nie cofnęła się. Chciała być jeszcze bliżej. Przed oczami stanęła jej twarz z lustra. Czy też będzie tak wyglądać? Uśmiechnęła się do siebie i to wszystko przez jej ciekawość i ten dziwny pociąg do pewnego jegomościa. - Jak dokładnie powinnam się przygotować?

- Będziesz potrzebowała zniknąć na widoku. Być gdzieś, gdzie nikt się nie będzie tobą martwił...i gdzie cię nie będzie - odsunął się na odległość ręki - Samuel...jak duży masz na niego wpływ?

Poczuła dziwny chłód. Odwróciła się w stronę miasta stając plecami do Breta. - Znasz mnie. Na nikogo nie mam wpływu, a już szczególnie na Samuela.

- Nieprawda - przysunął się znowu bliżej. Za blisko. Evelyn czuła twardość na swoich pośladkach - Zrobił wiele, żeby dać ci tą szansę. Od dwóch lat pracował prawie wyłącznie nad tym. Zrobi wszystko by cię chronić. Czemu?

- To ty jesteś specjalistą od czytania ludzi, a nie ja. Daj mi szkielet powiem ci o nim wszystko. - Chciała się przenieść do sypialni, a nie gadać tutaj i to o innym facecie. - Nie potrafię kłamać, nie rozumiem ludzi, a już na pewno nie potrafię kogoś na coś namówić.

- Zacznij czytać ludzi, zgadnij jak chcą cię okłamać i namów ich żeby tego nie zrobili - mężczyzna zrobił krok w przód, wsuwając nogę między jej uda - Nie możesz go porzucić, będzie cię szukał do końca świata. Nie znikniesz dla niego

Delikatnie oparła się o niego plecami. - Obawiam się, że będziesz musiał także tego mnie nauczyć.

- Potrzebujesz dobrej historii. Nie możesz mu powiedzieć prawdy - jak przyjąłby informację że w najbliższym czasie planujesz dać się zabić, i to na własne życzenie? - kolejny krok w przód i przycisnął dziewczynę do muru, ponownie całując ją w szyję

Odgięła głowę i uśmiechnęła się do siebie - Myślisz, że lepiej przyjmie informację o tym, że oszalałam na twoim punkcie i chcę z tobą zostać, zostawiając wszystko w tyle?

- Dużo lepiej. Będą tu tylko policjanci pięciu krajów, już bez księży, psychologów i badaczy paranormalnych zjawisk - jego ręka zaczęła wędrować z jej ramienia w dół - Twoi rodzice przyjmą wiadomość że dostałaś tutaj grant na najbliższe lata?

Czuła jak w miejscach, w których ja dotyka, przechodzą ją dreszcze. Jeśli jeszcze chwilę będzie się nad nią tak znęcał to nazwie go potworem. Przygryzła język. - Jakoś poradzili sobie z podobną informacją gdy dowiedzieli się, po tygodniu mojego pobytu w oksfordzie, że zamiast robić maturę dostałam się już na studia. Bret jeśli zaraz nie zabierzesz mnie do sypialni, daję słowo że cię zabiję.

- Skąd ten pośpiech? - mocniej przycisnął krocze. Lewa ręka złapała za pośladek w tym samym momencie kiedy prawa mocno chwyciła kark - Tydzień to przecież tyle czasu…- rzucił złośliwie

- Chcę zauważyć, że masz do czynienia z Panią archeolog, która od dłuższego czasu nie miała mężczyzny i jeśli wypuścisz ją na zewnątrz w takim stanie… no cóż może Samuel nie jest taką złą partią.

- Może powinienem ci na to pozwolić? - niespodziewanie puścił dziewczynę i zrobił krok w tył

Obróciła się w jego stronę. Była zła.

Twarz kilka centymetrów przed jej własną błyskawicznie wykorzystała konsternację i Bret pocałował ją gorąco, ciągnąc w stronę fortu. Kiedy tylko schowali się w budynku, Evelyn poczuła ukłucie na szyi.

To było niesamowite. Poczuła jak wszystkie jej mięśnie zaciskają się w ekstazie. Wbiła paznokcie w strój Breta chcąc go z niego zerwać. Czuła jak materiał delikatnie pęka pod naciskiem, tak jak w niej coś pękało. Było jej coraz bardziej mokro i tak nieznośnie pusto. Opierając się o ramiona mężczyzny wspięła się i objęła go w pasie nogami. Jedyne co ją dzieliło od spełnienia to te jego cholerne spodnie. - Bret błagam...

1 część: kły są wysuwane. Można się uśmiechać i ich nie widać.
Kły to najlepsza broń wampira - zadaje poważne obrażenia( coś jak magiczne), choć ciężko jest dziabnąć kogoś po drugiej stronie halabardy
Każde dziabnięcie - w walce czy też poza - sprawia niewysławioną przyjemność ofierze. Przeciętny śmiertelnik odpływa w ekstazie z automatu, wyjątkowo silne osobniki mogą w ogóle próbować coś zrobić. Nadnaturalne istoty mają łatwiej ( rzut na siłę woli ST6).

Dziabnięcie nie oznacza picia - można kogoś ugryźć dla samej przyjemności. Ale można też rozerwać komuś bark i przy okazji się napić.
(Bret nie pije)


Wampiry mogą zalizać ranę: płytkie, powierzchowne rany polizane przez wampira zasklepiają się. Nie ma dezynfekcji, zakażenie może się zdarzyć.

Przyjemność jest uzależniająca( któraś edycja miała dopisek “ bo kto nie chciałby orgazmu na zawołanie bez całego tego wysiłku? “ cudne) - pij przez dłuższy czas z kogoś a będzie sam wracał.

Problem zaczyna się kiedy dwa wampiry się tak bawią - ktoś się nie powstrzyma i może wypić partnera do sucha ;p
( no i zaczynają się więzi krwi )

I teraz fabularna część: to wspaniałe, potężne uczucie
Jedno z lepszych jakie wampir może czuć ( tak, wampirowi to też sprawia przyjemnosć )
Tak w skali: Spokrewnienie to setka. Nic nigdy tego nie przebije, ani ty nie zapomnisz. Mało co w ogóle podchodzi blisko.

Diabolizm - pożarcie duszy innego wampira, jedno z najcięższych przestępstw - to jakaś 80tka.

Wzajemne picie z innym wampirem 40stka - ot, dobra rzecz, najlepsza w danym roku - ale ciągle tam w głowie siedzi pamięć Spokrewnienia.

Picie z innego wampira 35 -

Pocałunek ( czyli jak piją z ciebie ) 20 - i tu jesteś teraz

Picie z zwierzęcia 5/-5 - ułamek tego co przy piciu z innego, plus potężny niedosyt. Miód z dziegciem

Picie z trupa - lekko spleśniały obiad.

Reasumując: sporo wampirów łapie się na wypalenie. Za dużo potężnych emocji i uczuć, za często = szuka się więcej. To nie tak że wampiry tracą uczucia - po prostu samo Spokrewnienie to coś czemu nic nigdy nie dorówna. Można próbować znaleźć coś co się choć zbliży albo przyjąć że już nigdy nic i smutać do końca istnienia.



[*]



- Jak myślisz, ile jest wampirów na Malcie? - Bret zagadnął jedzącą dziewczynę. Było grubo po północy i właśnie skończyli układać listę papierków które trzeba będzie załatwić w najbliższym czasie

Evelyn przełknęła kęs i spojrzała na niego. - Na pewno więcej niż dwa. Bo na pewno jesteś ty i Książę. Dziesięć może dwadzieścia? Jakoś ciężko mi uwierzyć, że ta wyspa jest w stanie pomieścić po kilku przedstawicieli wszystkich klanów. Mylę się?

- Wiem o dwudziestu dwóch... a podejrzewam nawet więcej. Ale masz dobre przeczucie. Jak pomieścić aż tyle?

- Wszyscy musicie jeść jak podejrzewam. Zaraz zabrakłoby tu ludzi i zwierząt, gdyby grasowało was tu z … załóżmy 4 wampiry na klan, 52 głodne stworzenia? I do tego książę. - Odłożyła sztućce. - Czemu pytasz?

- Czas na małą lekcję polityki - sięgnął do skrzynki którą przytargał kiedy jadła - Taka populacja wymaga regulacji, prawda?

Evelyn wstała od stołu i przeciągając się podeszła do Breta. - Raczej tak, szczególnie jeśli nie chcecie by ludzie się o was dowiedzieli. - Przysiadła na podłodze obok niego i oparła się o jego nogi. - Książę zajmuje się regulacją?

- Na tym terenie. Ale cała Europa i prawie cała Ameryka ma wspólny zbiór kilku praw. Tradycji, według starej nazwy - wyciągnął spore przeźrocze. Coś jak film do starego aparatu. I zaczął wmontowywać w staromodny rzutnik

- I kto pilnuje, że przestrzegacie tej “tradycji”?

- Może najpierw je przejrzyjmy; parę odpowiedzi jest oczywistych

(Slajdy zawierają kilkanaście wersji każdej tradycji - czasem to inny język, zwykle jakaś drobna zmiana która w wyjaśnieniach poniżej okazywała się być gigantyczna)



-..Maskarada historycznie nie była najważniejszą Tradycją - jest taka dopiero od końca średniowiecza …- slajd pokazywał płonące stosy, piękną okładkę “Młota na czarownice” i logo inkwizycji...na szklanej tafli wieżowca - Obecnie mało kto w ogóle dyskutuje jej sensowność, a co dopiero odważa się ją naruszyć

- Ale rozumiem, że to się zdarza?

- Za naruszenie Maskarady jest kara śmierci. Jeżeli ktoś zostawi rany po kłach na szyi ofiary, zginie. Ktoś niestarannie wymaże pamięć - powita wschód słońca. Książę Howard hołduje rozsądnej interpretacji tego prawa - jeżeli zdołasz zatrzeć ślady, kara nie jest gardłowa - ale zawsze jakaś jest. Do tego na Malcie wciąż są spadkobiercy Inkwizycji...jak na przykład nasz drogi ...kto? - uśmiechnął się widząc ożywienie Evelyn - Na Malcie nie mieliśmy poważnego naruszenia od dziesięcioleci

- Costa? Ale, toż inkwizycja… w dzisiejszych czasach?

- Łowcy. Tak jak kiedyś ogniem wypędzali Starszych z ich schronień, tak teraz czytają gazety, oglądają telewizję...a potem słyszy się o wybuchu gazu. Nie mam pewności, ale taka krąży plotka: że na Malcie to ta sama, stara Inkwizycja

Evelyn skupiła wzrok na slajdzie. - Gdyby nie to, że dosłownie przed sekundą poznałam pewnego wampira uznałabym, że bredzisz.

- Maskarada to nasza broń. Mało wampirów jest w stanie zatrzeć ślady jej naruszenia. Są tak oderwani od ludzkości, że próbując robią jeszcze większe szkody. A jeżeli ktoś ma wybór zginąć za naruszenie Tradycji albo przyjść do nas po pomoc...

- Pomagasz innym zacierać ślady? - Uśmiechnęła się do siebie. - Nie lubię takich nie można potem nic znaleźć. - Zadarła głowę do góry, próbując spojrzeć na Breta. - Czy często dręczy cię inkwizycja?

Mężczyzna rozczochrał włosy Evelyn - Jakiś czas temu szukali mnie tu w forcie...i znaleźli. Tyle że pojawiło się drobne zamieszanie i ruszyli w pościg za kim innym, przekonani że to on był tutejszym wampirem

Evelyn oparła głowę na jego udzie i przymknęła oczy. - Jedyny mankament tego, że stanę się wampirem to, to że nie będę cię mogła strzec w ciągu dnia. - Po chwili roześmiała się i otworzyła oczy. - Choć i tak niewiele bym zdziałała.

- A może akurat? - przerzucił slajd - Domena, jedno prawo zamiast wielu. Kto jest Księciem, ustala resztę praw. Jak chce, kiedy chce, nieodwołanie

- A kto wybiera księcia? Czy też to najsilniejszy z Was? Najstarszy?

- Nikt. Książę to ten, kto potrafi utrzymać ten tytuł w garści. To rzadko kwestia czystej potęgi - nec hercules contra plures - a częściej umiejętnego rozgrywania jednych przeciwko drugim. Nie znam księcia-tyrana który utrzymałby się ponad dekadę.

- I książę mnie zaakceptował, tak? Poznam go kiedyś? A co ty o nim sadzisz? Jestem strasznie ciekawa jak wygląda ktoś kto potrafi utrzymać cię w ryzach.

- I tu przechodzimy do Trzeciej Tradycji: Potomstwa - obrócił głowę dziewczyny w stronę projektora - Wydał zgodę na Spokrewnienie cię - przeskoczył na kolejny, z czwartą Tradycją - ale zaakceptuje cię dopiero kiedy wykażesz się jako samodzielna, rozsądna wampirzyca. Do tego czasu odpowiadam za każdy twój błąd

Roześmiała się. - Czuję się jakbym dostawała reprymendę od taty. - Uważnie przyjrzała się slajdowi. - Mam nadzieję, że nie przysporzę ci kłopotów, na razie jakoś nie dociera do mnie… Toż też będę musiała pić krew, czyż nie?

- Tak - krótka, rzeczowa odpowiedź

- Na razie ugryzienie, kojarzy mi się tylko z jednym. - delikatnie przejechała palcem po szyi i przed oczami stanęły jej sceny z tego wieczoru. - Mogę tylko obiecać, że się postaram.

- To nie oznacza śmierci tego z kogo pijesz

- Tak? Ale jeszcze zaleczenie ran, wymazanie pamięci. Brzmi w sposób oczywisty gdy ty to mówisz, ale wybacz ja wiem o wampirach od wczoraj. - wskazała palcem na rzutnik - Masz tam jeszcze jakieś tradycje, opowiadaj bo jeszcze trochę i tu zaśniesz.

- Nie wszystkie wampiry są w stanie...ani w ogóle chętne...pić bez krzywdy dla człowieka. Ty też będziesz musiała się tego nauczyć. Ale koniec końców, za miesiąc czy za półwiecze, w końcu popełnisz błąd.

Odwróciła głową od rzutnika i uważnie przyjrzała się Bretowi. - Jeśli kiedykolwiek zabijanie zacznie mi sprawiać przyjemność, weź mnie zabij, dobrze?

- Wystarczy jeżeli zacznie być tylko przeszkodą do celu

- Nie potwierdziłeś.. zabijesz mnie wtedy, dobrze?

- Dużo wcześniej, Evelyn, dużo wcześniej - przełączył kolejny slajd. I jeszcze kilka - Tradycja Gościnności. Obowiązkowa weryfikacja przybyszów - uśmiechnął się - Kolejna zasada naszej społeczności w której wcielaniu śmiertelni nas wyprzedzili. Każdy kraj to robi...a przykład co się dzieje kiedy tego zaniechać widzimy na co dzień. Byłaś przy Marsaxlokk?

- Nie, ale słyszałam o nim. Uchodźcy to teraz ciężki temat. Czy wśród nich są obce wampiry?

- Przybysze z zewnątrz zawsze przynosili ze sobą problemy, choćby wyrok od księcia sąsiedniej Domeny. A czy są wśród nich wampiry...wątpię. Wszyscy tego się obawiają, ale przecież taka podróż bez palącego dotyku słońca…są prostsze sposoby niż to

- Ale kontenery, w czym problem by przypłynąć jednym z nich… Jakie są prostsze sposoby?

- Uchodźcy dopiero od niedawna pływają czymś na tyle dużym żeby zmieścić kontener, moja droga. A jak ty się tu dostałaś?

- Ale nieopodal Marsaxlokk jest trzeci co do wielkości port przeładunkowy na Morzu Śródziemnym. Przypominam sobie afery, gdy odnajdywano kontener pełen uchodźców, którzy się podusili bo próbowali. Latacie Samolotami?

- Dokładnie tak. Motorówki, prywatne jachty, samoloty. Co powstrzyma mnie od poproszenia o podwózkę jakiegoś bogatego turystę? Przecież nie odmówi

Evelyn roześmiała się. - Ciebie chyba nikt w niczym nie powstrzyma. Co robicie z wampirami, które przybywają nielegalnie na czyjś teren?

- Cokolwiek właściciel uzna za stosowne. I co tam robią - polowanie w Valettcie bez zgody księcia to niemal pewna egzekucja z ręki szeryfa, a jeżeli spotkam kogoś spacerującego w moim forcie, skieruję go do Elizjum - które to jest publiczne

- Kto jest szeryfem… Twoim terenem jest tylko fort… chodzi mi o to, że tu raczej ciężko polować. Możesz polować na innych terenach?

- Norwich, poznasz go we właściwym czasie. A co do polowania - cała Malta jest terenem księcia, ale jako Domenę zastrzegł sobie tylko Valettę. Cała reszta jest otwarta dla naszych potrzeb - ostatni slajd wyświetlił się na ścianie

- To trochę straszne. nie możesz stworzyć potomka bez zgody starszego, zabić go bez zgody starszego, polować bez jego zgody.

- Są miejsca gdzie przestrzega się co do litery. A w wielu innych.. .Starszy niekoniecznie oznacza księcia.

Evelyn podniosła się i spojrzała na Breta z góry. - Czemu akurat ja? Masz ponad 200 lat, nie było lepszych kandydatów?

- Myślisz że nie jesteś tego warta? - odpowiedział pytaniem

Nachyliła się prawie dotykając nosem jego nosa. - A liczy się co ja myślę? To Ty będziesz musiał ze mną co nieco wytrzymać. Ja mogłam się o tym wszystkim nawet nie dowiedzieć, gdybyś mnie nie oczarował na tamtym balu.

- Gdyby cię ktokolwiek pytał - wykorzystuję cię - zaczął się odsuwać, opierając w fotelu

Evelyn uśmiechnęła się i nachyliła bardziej, opierając się o oparcie fotela. - Tak? A do czego jestem wykorzystywana? Bo jeszcze niedawno oszalałam na punkcie pewnego doradcy i postanowiłam rzucić całe swoje dotychczasowe życie?

- Zacznij od prawdy: zmuszam cię do ślęczenia nad księgami po nocach, babrania się w pyle i błocie…

- Yhym … a jak mnie zmuszasz? Inaczej stracę swoje wykopaliska? A co to by u mnie zmieniło Bret? Jeśli mnie znasz wiesz, że zaraz mogłabym pojechać do Egiptu, może południe Francji choć nie cierpię francuskiego.

- Zmieni twoje szanse przetrwania. Nie chcesz żeby ktoś wiedział że jesteś ważna. Nie tak szybko. - poważna mina i nadzwyczaj spokojne ręce mówiły swoje

Evelyn wyprostowała się. - Jak sobie życzysz, ale masz świadomość, że nie jestem najlepsza w kłamaniu… w ogóle w mówieniu. Jesteś jedyną osobą na świecie, z którą mogę porozmawiać w ten sposób. - machnęła ręką. - Z resztą sam widziałeś, na przykład, na balu.

- Czyli w pierwszym tygodniu będziesz dwa razy porwana i raz szantażowana - bez uśmiechu wskazał coś za plecami stojącej kobiety

Czuła, że nie chce się obracać. To nie tak, ze się z nim nie zgadzała, ale cóż za braki w umiejętnościach płaci się brakiem uśmiechu. Powoli odwróciła się we wskazanym kierunku.

(nagły atak łaskotek!)

Evelyn przerażona podskoczyła. Już chciała mu przywalić. - Idioto, jeszcze raz i zejdę na zawał zanim mnie spokrewnisz!

- Zmieniłem zdanie - zrobimy z ciebie maskotkę całej Malty. Nikt nie uzna cię za zagrożenie - śmiał się, dalej atakując

Delikatnie zaczęła uderzać go w klatkę piersiową. - Jesteś nienormalny.

- To dość łagodne określenie. To jak, pomyślimy jeszcze chwilę nad wykorzystywaniem cię czy bierzemy się z powrotem do pracy?

Evelyn odetchnęła z ulgą gdy przestał ją łaskotać. - Najchętniej powtórzyłabym igraszki z początku tej cudnej nocy ale jeśli chcemy bym szybko do ciebie dołączyła powinniśmy zabrać się do pracy i posprawdzać co nieco.


(*)


Evelyn opuszczając fort następnego ranka, odbiera swój telefon. Ku swemu przerażeniu widzi milion nieodebranych połączeń. Od razu wybiera numer taty. - Hej, co tam? - Ze słuchawki dobiega wrzask i nie dająca się zliczyć ilość przekleństw. Odsunęła telefon od ucha i dała się ojcu wyżyć. Będzie za nimi tęsknić… Gdy po drugiej stronie w końcu co nieco ucichło, znów przysunęła słuchawkę do ucha. - Wiem, przepraszam. Niestety znów oderwałam się od świata, ale widzę, że Sam podniósł alarm szybciej niż zwykle…. tak właśnie idę to sprostować. Yhym… Ja was też. - Rozłączyła się i ruszyła w stronę hotelu.

Postanowiła nadłożyć drogi by nadejść od strony biblioteki. Poczuła na sobie czyjś wzrok. Podniosła głowę i zobaczyła policjanta biegnącego w jej stronę. Cicho wyszeptała pod nosem. - no i zaczyna się.

- Czy Pani Evelyn Bradley?

- Zgadza się, co się stało? - Starała się udać zaskoczoną. Miała nadzieję że jej trzęsący się ze stresu głos działa na jej korzyść.

- Całe miasto Pani szuka! Przepraszam… - Szybko odwrócił się i wykonał telefon. - Tak mam ją szefie… gdzie? Po prostu spacerowała!

Evelyn przerażona rozejrzała się po ulicy. Ludzie pokazywali ją sobie palcami. Szybko opuściła wzrok. Sam co żeś zrobił.

Po chwili policjant odwrócił się do niej. - Wygląda Pani na zmęczoną ale czy mógłbym poprosić by udała się Pani ze mną na komisariat? Wczoraj zgłoszono Pani zaginięcie.

Przytaknęła głową nie podnosząc wzroku. - Przepraszam. - Czuła się jak małe dziecko.

Chwilę później znalazła się w najbliższym komisariacie. Szef jednostki nie był już taki sympatyczny. Szybko wyłożył Evelyn, że zmarnowała czas jego i jego pracowników, a jej wytłumaczenie jest co najwyżej absurdalne.

Przepraszała go ale to nie jej wina, że do większości czytelni z pismami zabytkowymi nie należy wnosić sprzętu umożliwiającego wykonanie zdjęć. Nawet sobie panowie nie wyobrażają jakie księgi potrafią być fascynujące. Np taki starodruk z początku XVII wieku…

Na szczęście tutaj z pomocą przyszedł jej Samuel, który biegiem wpadł do sali przesłuchań i objął ją mocno. - Na królową, jak dobrze, że nic ci nie jest.

- Przepraszam. Zasiedziałam się.

Nawet nie chciał jej słuchać. - Czy mogę ją zabrać?

Policjant machnął tylko ręką. - Złóżcie tylko zeznania i znikać z przed moich oczu. Jeszcze raz o was usłyszę i osobiście zażądam by was deportowano. Zrozumiano?

Skłonili się nisko i zaraz siedzieli w pokoju obok razem z policjantem dyżurnym spisując zeznania. Nie odrywając wzroku od kartki Sam zadał to najtrudniejsze pytanie. - Gdzie się do cholery podziewałaś?

- Byłam w bibliotece. - Cieszyła się, że na nią nie patrzy.

Przemilczał jej odpowiedź i w ciszy skończyli zeznania. Gdy tylko opuścili komisariat chwycił ją za rękę i zaczął ciągnąć w stronę hotelu.

- Samuelu to boli. - Starała się wyswobodzić rękę.

- Myślisz, ze uwierzę w ta bajeczkę? Myślisz gdzie zacząłem poszukiwania? - Nawet nie obrócił się w jej stronę.

Dotarli do hotelu w ekspresowym tempie. Cała obsługa patrzyła na nich dziwnie i gdy tylko znikali za zakrętem zaczynała szeptać. Szybko weszli do pokoju, a Sam zatrzasnął za nimi drzwi.

- Czy upadłaś na głowę! Myślisz, że uwierzę w tą absurdalną bajeczkę o bibliotece! Po tym wszystkim…. - Poirytowany zaczął krążyć po pokoju.

- Sam..

- Idź się wymyj. Już!

Posłusznie zgarnęła jakieś czyste ciuchy i udała się do łazienki. Na jej nadgarstku zaczął wychodzić siniak. Westchnęła i rozebrawszy się weszła pod prysznic. Dawno nie widziała profesora takiego wkurzonego… chyba nawet nigdy. Przygryzła wargę, rozczesując palcami włosy pod prysznicem. Szybko wytarła się i przebrała w czyste ciuchy. Gdy wyszła z łazienki Samuel siedział przed biurkiem i patrzył w okno. Prawą ręką bawił się długopisem… Był zły.

- Sam…

- Gdzie byłaś. - Obrócił się w jej stronę i zamarł. Stała na bosaka w dżinsach i zwykłej koszuli, nadal miała mokre włosy.

Nagle pomyślała o tym wszystkim na co zwrócił jej uwagę Bret. Jak bardzo Samuelowi na niej zależało. Zarumieniła się. - Nie chciałam ci robić kłopotów.

Odwrócił od niej wzrok. - Nie udało ci się. Byłaś u niego, prawda? Byłaś u Costy?

Otrząsnęła się. - Nie… po co miałabym tam być? Owszem władowałam się w kłopoty ale nie przesadzajmy. Byłam w Ras in Rahab.

Samuel poderwał się z krzesła. - Zupełnie ci odbiło?! Po co się tam zapuszczałaś.

- Chciałam porównać próbki z tymi ze stanowiska nr 5. Miną wieki zanim mnie do nich dopuszczą. - Zabolało ją, że usłyszała ulgę w jego głosie. - Nie chciałam ci tego mówić. Za bardzo narażało to prace.

Mężczyzna zaczął znów nerwowo krążyć po pokoju. Było jej przykro. Nie chciała go okłamywać. - Ktoś cie widział?

- Raczej nie skoro mnie nie zgłoszono, gdy zacząłeś mnie szukać.

- Od tej pory nie ruszasz się nigdzie beze mnie, do końca wykopalisk. Zrozumiano?

Przytaknęła. Tego się w sumie spodziewała. Przysiadła na jednym z foteli. - Dużo mnie ominęło?

Zaczęli tradycyjną rozmowę o wykopaliskach. Czuła jednak na sobie wzrok Samuela. Miała nadzieję, że uzna iż jej nieśmiałość wynika z tego, ze jest jej przykro. Bret jak ja bez ciebie wytrzymam tydzień?

Następnego dnia już normalnie pojawiła się na wykopaliskach. Ich czas na Malcie dobiegał końca i teraz trwała intensywna archiwizacja. Evelyn po dłuższych wyjaśnieniach, w których utrzymywała wersje z biblioteką, zaczęła sporządzać raport. Chwilę pozwoliła sobie na pogrzebanie w ziemi, ale wiedziała, że nikt jej nie zastąpi w porównywaniu wyników.
Wieczorami, wychodzili do restauracji, czasem do biblioteki. Dziewczyna bardzo się starała by po zmroku nie zerkać tęsknie na fort. Na szczęście Samuel by jej wynagrodzić zakaz swobodnego poruszania się, starał się nie komentować jej nagłej potrzeby wizyty u kosmetyczki czy u fryzjera.

Odczyt udał się jak zwykle. Dużo stresu, jeszcze więcej zająknięć. Jednak słuchacze wydawali się być usatysfakcjonowani wynikami.

Następny dzień Evelyn spędza na swoim już zamkniętym stanowisku. Zabiera z sobą koc i urządza mały piknik. W jej głowie panuje zamęt… Czy na pewno podejmuje dobra decyzję? Jak wysoką cenę jest w stanie zapłacić za wiedzę? No i Bret… Przed zachodem słońca jest z powrotem w mieście, w forcie stawia się o umówionej godzinie.
 
Aiko jest offline