Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2016, 12:49   #133
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Portner podjął błyskawiczną decyzję, postawił wszystko na ostrzu noża. Seth. Liczył się tylko on i fakt by wpakować w niego ostatnią kulkę z llama comanche. Symboliczną. Kluczową.
Nie rozmyślał o konsekwencjach. A przecież takie musiały nadejść zza pleców, gdzie Fala przyciskała mu do łba lufę pistoletu. Nie rozmyślał także o Monice, dogorywającej przed wejściem do jaskiń. Nie poświęcił tej ostatniej myśli na Orbital, wirusa zaimplementowanego do jego systemu, na okablowanego Lova. Ostatnią swą myśl zarezerwował dla Setha. Liczył się tylko on i dług, który należało uregulować.

Wyszarpnął błyskawicznie, pociągnął zamek, spust. Był zawodowcem. Mordercą. Potrafił zabijać. Miał do tego talent. Zmaksymalizował swoje szanse. Odpuścił głowę i przycelował w pierś. Bang! Zobaczył jeszcze wlotową dziurę, która przeszła przez kurtkę Setha i zaczęła rozlewać się wokoło serca czerwoną mokrą łuną.
Trafiony zatopiony. Dopiął swego. Pełen sukces.
I... bang!
Pierwszy wystrzał pociągnął za sobą drugi. Fala pociągnęła za spust ułamek za późno. Ale także dopięła swego, głupi by w sumie trafił. Strzał z przyłożenia potrafi poczynić prawdziwe spustoszenie. Portner nawet nic nie poczuł. W jednej chwili klęczał obserwując Setha łapiącego oddech jak ryba wyciągnięta z wody, a w drugiej leżał już z twarzą w piachu. Tył jego głowy przypominał krater z którego wylewał się mózg, tryskała krew i odłamki kości.
Eddie poczuł jak rozpiera go wściekłość. Złalpał za zawieszony przy pasku czekan i wyprół jak strzała w stronę Indianki. Wziął solidny zamach i cisnął.
Bogowie musieli mu dopingować w tym starciu bo poszło jak z płatka. Ostrze rozharatało udo Fali, weszło głęboko aż krzyknęła.
W odpowiedzi przeniosła lufę na galopującego montera.
- Nieeee - po hangarze poniósł się piskliwy głosik Hope.
Huknęło. Eddie nie poczuł bólu. Dziwne. Tym bardziej, że zamiast niego na skalną podłogę zwalił się Fala. Dlaczego? Przecież widział wycelowaną w siebie lufę?
Indianka opadła jak kurtyna zza której wyłonił się pajęczy robot z dymiącą, nadal rozgrzaną lufą będącą przedłużeniem metalowego ramienia. Rozbłysnął się feerią kolorowych diod, złożył w szczelną kuleczkę i potoczył pod nogi Hope.
Fala krztusiła się krwawą pianą, przeklinała i miotała na szorstkim piaskowcu raniąc sobie gołe nogi i ramiona. Seth leżał spokojnie, skupiony na ostatnich oddechach jakie mu pozostały. Nadal wybałuszał oczy na martwego Portnera jakby nie mogąc uwierzyć, że tamten pociągnął za spust. Albo śmiał zginąć bez jego, Setha, przyzwolenia.
 
liliel jest offline