Bayard - zaskoczony dość nietypowym zachowaniem drzewa i gwałtowną reakcją towarzysza - podporządkował się bez oporów wykrzyczanym poleceniom Hadriana. Nie było mu to jednak chyba w smak, po wgramoleniu się bowiem na drzewo siadł wygodnie na jego - teraz już dryfującym poziomo - pniu, oparł się o jeden z konarów i wyciągniętym z kieszeni kozikiem zaczął rzeźbić gwizdek z suchej gałązki drzewa.
Hadrianowi również udało się wskoczyć na ich nowy środek transportu... a gdy tylko to zrobił, podróż rozpoczęła się.
Wyprysnęli spod gęstwiny leśnych gałęzi wprost w słońce... a ruch ten był tak gwałtowny, że z drzewa spadł pakunek z resztkami prowiantu. Trzymający się kurczowo pnia i konarów bohaterowie ledwo-ledwo utrzymywali się 'na pokładzie'. Mały przestraszony wąż - który został mimowolnie towarzyszem ich podniebnej podróży - miał więcej szczęścia... zaklinował się między wystającym kawałkiem kory a konarem, o który opierał się Bayard. Gdyby nie to, z pewnością dawno już spadłby na ziemię - brak chwytnych kończyn może czasem okazać się zgubny.
Las zdawał się ciągnąć we wszystkich kierunkach... w jednym miejscu tylko przecięty wyraźną doliną rzeki, która przebłyskiwała między listowiem. Na piechotę wydostanie się z niego zajęłoby podróżnym kilka tygodni albo i miesięcy - zgubienie w nim drogi było dość łatwe.
Bayard rzucił okiem w dół... i już po chwili jego twarz prawie dorównywała barwą młodym listkom ich transportera. Hadrian chętnie odsunąłby się teraz od swojego towarzysza... niestety nie było to możliwe. W razie powietrznej odmiany choroby morskiej boadaczyna znajdzie się w zasięgu bezpośredniego rażenia rzygającego świniopasa.
A lecieli naprawdę wysoko - i szybko. Już po chwili las zniknął, pojawiły się łąki i pola z porozrzucanymi tu i ówdzie osadami... teraz wyglądały jak siedziby krasnali. Jakaś stara kobiecina spojrzała w górę i przerażona padła na kolana - a jej wrzask dobiegł nawet przelatujących bohaterów. Kolejne pola... las... jeziorka, wyglądające jak najpiękniejsze z luster... i morski brzeg.
Nie widzieli go nigdy - ale to musiało być ono. Wielka przestrzeń błękitu, migocząca w słońcu, pojawiła się najpierw na horyzoncie - po to by już za chwilę znaleźć się tuż-tuż... do morskiego brzegu zbliżali się stanowczo zbyt szybko.
A efektem dynamicznego lądowania był piach w oczach, włosach, zębach... w zasadzie wszędzie. Trzeba by teraz rozejrzeć się gdzie dokładnie trzeba się udać... Hadrian wiedział z opowieści, że Syrenia Głębia znajduje się koło - jak sama nazwa wskazuje - Syreniej Skały. Ba! Ale jak się tam dostać? I gdzie to jest?