Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2016, 17:45   #44
Ryder
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Las Rawliński, około południa

Pieczara

Towarzysze opadli na ziemię po wyczerpującej potyczce. Siedzieli przez chwilę przy nikłym blasku pochodni Osberna, wpatrując się w brunatne ziemne ściany otaczające ich ze wszystkich stron. Ciężkie wilgotnie powietrze wypełniało im płuca, a nozdrza drażnił lekki swąd spalenizny dochodzący z głębi pieczary. Xaazz naprawdę spalił tamtego wilka. Trzy młode siedziały cicho pod ścianą, choć czasem wyrwał się któremuś słaby pisk, nikt nie zwracał na nie większej uwagi. Ciszę przerwał Roley.
- Dobra Lily... Ściema z bezbronną śpiewaczką sprawdziła się wczoraj, ale po dzisiejszych sztuczkach z mgłą i leczeniem jesteś nam chyba winna wyjaśnienia.

Harfistka spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
- Tak, tak… wyjaśnienia - westchnęła – Wasz kolega w sekundę przyrządza potrawkę z wilka, ale to ja mam się tłumaczyć? W mieście kapłan zwrócił uwagę na tego, co uciekł, to on ściągnął ich na nas, i to niby MOJA wina? To WY jesteście problemem! - wytknęła palcem Roleya

Podkuliła nogi pod siebie i objęła je, po czym podjęła mniej tonem dziecka żalącego się matce.
- Przynosicie z Łowów jakieś świństwo, ja próbuję wam pomóc, a kończę w jakiejś dziurze w ziemi. Moja harfa stracona… i Bucek… biedny Bucek…

Detektywistyczny zapał łucznika szybko zgasł. Ona chyba naprawdę nic nie wie.

Po chwili Osbern wstał, zostawiając swój potężny ładunek składający się z żelaznej tarczy, ciężkiej kuszy oraz pękatego plecaka podróżnego. Odpalił drugą pochodnię i ruszył wgłąb pieczary.

- Jeżeli mamy tu siedzieć, to może niech ktoś załata tę dziurę w dachu? - rzucił Xaazz
- Ten ktoś to ty? - odparł Dolit
Czarownik cmoknął kilka razy.
- Gdyby nie ja, to byście marnie skończyli. A ty to szczególnie, milutka.

Zehirla udała, że tego nie słyszała. To była prawda, a nie miała ani siły, ani nastroju na przekomarzanie się. Niezręczną ciszę przerwał głos powracającego Osberna. Mówił krótko i rzeczowo.

- Kilkanaście metrów, ma ta jama, dalej jest ciasny łącznik, druga “izba” i wyjście, na szczęście nieźle ukryte. Mamy też jedne ludzkie szczątki, ale nic przydatnego przy nim nie było. Co z Davim?
- Pobiegł do przodu – powiedział Dolit – Mówił, że wróci.
- Dobra, idę po niego, prędzej go tamci dopadną niż on tu trafi. Wy zostańcie. W drugiej części jest trochę mchu no i wpada też minimum światła, tak jakby siedzenie na gołej ziemi się znudziło.

Najemnik znów wyszedł, a wkrótce za nim podążyła reszta. On zniknął w wyjściu, oni zostali w środku. Teraz był czas na ułożenie nowego planu. Beztroski śpiew ptaków zdawał się zupełnie nie pasować do tego wszystkiego.




* * *
Davy

Paniczna ucieczka powoli zamieniła się w nieśpiesze poskakiwanie wśród leśnych koron. Davy zmierzał przed siebie, korzystając ze wszystkich atutów tymczasowo przyjętej formy, mając oko na wszystko, co działo się pod nim. Podążał tak przez ponad godzinę, zastanawiając się, jak dobrze psy wyłapią zapach pozostawiony daleko w górze. Ostatecznie zdecydował, że jego własne bezpieczeństwo jest najważniejsze. Opłaciło się.

W pewnej chwili zauważył przed sobą, w dole, jak z grubego jesionowego pnia wyłania się postać w szkarłacie. Instynktownie zamarł, dyndając na gałęzi tuż nad nim. Kapłan rozglądał się wokół. Wreszcie jego wzrok padł na Davy'ego w goblińskiej postaci.
 
Ryder jest offline