Jak grom z jasnego nieba na ramię Ivana spadła pięciotonowa dłoń , która jeszcze bardziej zaburzyła , i tak zaburzoną od alkoholu , równowagę i Smyk runął na zielony skwerek obok swojego towarzysza Artura . Nie wiedział kto to był , nie wiedział gdzie był choć miał dobrą orientację w terenie . Chłód trawy jeszcze bardziej go ocucił i zdołał powierzchownie ocenić sytuację - Jego przyjaciel ledwo żyje z gębą w trawie ,a przed sobą ma trzech wściekłych ,zbrojnych mięśniaków ,z którymi musi sobie jako tako poradzić ,bo inaczej pójdą do aresztu. Jego pomysł , który stosuje od lat kiedy jest pijany to , zgrywanie głupa i nowego w mieście . Umysł mu nie pomagał ,a w przeciągu kilkunastu może kilkudziesięciu sekund musiał sklecić jakąś gadkę ,bo inaczej źle to się dla nich obu skończy . Ivan wstał i robiąc poważną minę wydusił z siebie zdanie - Paaanie Whładzo , my thutaj z kolegą za bahdzo zabalowaaali . Kholega miał poprawiny i postanowiliśmy z kolegą wracać do domu , do dzielnicy phortowej , bo on khapitan i ma niedaleko dhom, bo phora jjjuż późna ,ale ja za ch.cho..cholere nie wiem ,gdzie ta dzi..e dzielnica jhest. Paaanie Władzo ch..chyba Pan nie chce nas w thaki dzień do pierdla wshadzać , jhak nam Pan wskażę droghę to ja pójdę tutaj z kholegą do domu . Jheszcze się Panu kończy zmiana , chcę się Pan jeszcze nami zajmować? Myy my muchy nawet nie skrzywdzimy. Po czym zakończył zdanie i z litością w oczach patrzył na dowódcę patrolu . Wszystkie siły zmarnował na tą godną poety wypowiedź i żadnej już nie skleci . Spojrzał na swojego towarzysza , który do gadatliwych , w tym stanie , nie należy i usiadł przy nim na skwerku czekając na werdykt służb porządkowych. |