Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-05-2016, 21:41   #36
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Na twarzy półorka pojawił się grymas będący czymś pomiędzy kpiną, a uśmiechem rozbawienia, kiedy usłyszał odpowiedź zielonoskórego czarodzieja na słowa Johanny.
- Bazylia - przedstawił swoją służkę, która najwyraźniej straciła dech słysząc komplementy na swój temat. Rognir posłał jej pełne rozbawienia spojrzenie, po czym zwrócił się do czarodzieja.
- Wiesz może co to za miejsce? Dostaliśmy kamieniem w łeb i niewiele pamiętamy - skłamał, nie chcąc przyznawać skąd pochodzą. To na wszelki wypadek, gdyby tajemniczy nieznajomy okazał się kimś powiązanym z miastem, z którego uciekli.
- Piękne imię - pokiwał głową z uznaniem i przeniósł niechętnie wzrok na półorka.
- Jesteście pomiędzy Lasem Udręki a Górami Zapomnienia, choć to dopiero początek Pustkowi, nie radzę wam iść w stronę lasu. Niby wydaje się lepszy, mniej upałów i takie tam, ale to nie jest przyjazne miejsce - odparł jedynie
- To dużo ich musiało być, że każdego z was po kolei kamieniami tłukli - dodał z rozbawieniem, całkowicie nie kupując tej historii.
- Bystrzak z tego orka - powiedział do Bazylii Rognir, po czym wzruszył ramionami.
- A znasz jakieś przyjazne miejsce w okolicy? Z chęcią byśmy je odwiedzili - rzekł Roland, przecierając podkrążone oczy. Nie przypuszczał, że ork ma względem nich złe zamiary. Gdyby miał, to z pewnością wykorzystałby okazję, by się ich pozbyć jak wszyscy spali. Mimo wszystko, miał się na baczności. Był gotowy w każdej chwili wykorzystać jedną ze swoich nowo odkrytych mocy, by uśpić nieproszonego gościa.
- Mówiąc Utrapienie, miałeś na myśli to cholerne miasto, pełne bezmyślnych biedaków i czarnych rycerzy? Wiesz coś o nim więcej? - Roland zadawał pytania, mając nadzieje, że w końcu wyjaśni się, gdzie i dlaczego tak właściwie są.
- Hmm - mruknął w zastanowieniu ciągnąc delikatnie za swoją brodę - Chyba mówimy o innym mieście - odrzekł w końcu mag, nie bardzo wiedząc co mógł mieć chłopak na myśli.
- Co do przyjaznych miejsc, to za górą nie jest tak źle. Miasto, trochę ponure, nudne, szare, ale przynajmniej praca dla każdego. Wtedy przynajmniej byłoby was stać na coś fajnego z mojego arsenału - zaśmiał się tubalnie, klepiąc się po pasie, do którego miał przyczepione kolorowe fiolki.
Bazylia w końcu otrząsnęła się szoku, że ktoś ich podszedł podczas ich snu. Następnym razem uznała, że postawienie wart było by rozsądne. Głupio zrobili.
- Tak, zapewne masz rację. Utrapienie to miasto? Co o nim wiesz? Jeśli mógłbyś się podzielić informacjami… - diabelstwo postanowiło być nieco milsze niż zwykle. Skoro została uznana za “ładną”, to mogła i nieco spróbować to wykorzystać.
Ork wyraźnie skrzywił się, jednak nie za sprawą kobiety, a raczej wspomnień na temat miasta.
- Jakoś raz w tygodniu mają dostawy z innych miast. Żywność, woda i jakieś ekstra dodatki. Oj tam to lubią dręczyć ludzi, w sumie głównie ludzi i elfy, tych drugich bardziej. Nie wiem, może mają jakiś psychiczny uraz? Istoty takie jak ty, piękna Bazylio i twój… Półork, mają tam zdecydowanie wygodniej. No, a że znajdujecie się całkiem blisko tego miasta, bo będzie to niecała doba marszu, to pewnie zwialiście. Nie wiem tylko, po co z ludźmi - zastanowił się chwilę po czym wychylił do przodu przyglądając się Diabelstwu - Ktoś cię zranił, wypij sobie to - dodał prostując się i wyciągnął z podróżnej torby małą fiolkę z płynem, po czym podał ją kobiecie.
- Dla ciebie bezpłatnie, moja droga. A teraz, jeśli już nie macie żadnych spraw i pytań, po prostu powędruję dalej. Niezły syf przez tyle lat zaczął tutaj się odwalać - zaśmiał się rozbawiony własną wiedzą
- Dziękuję… gdybyś mógł podzielić się tym co wiesz. Pewnie nie za darmo. Może potrzebował byś czegoś… err czegoś od takich jak my - Bazylia zdawała się być świadoma, że nie mają za wiele. Zawsze mogli by jednak wykonać dla niego jakąś pracę lub później się odwdzięczyć. Postanowiła też wstać aby chociaż trochę zmniejszyć różnicę wysokości.
Shade humor miał zaiste wisielczy, co wiązało się z tym, co mu się przyśniło. A może przypomniało - trudno mu było jednoznacznie to ocenić. A, prawdę mówiąc, wolał nie być całkiem pewien, bo nie do końca rozumiał to wszystko, co zaszło (jeśli faktycznie się zdarzyło) gdzieś w odległej przeszłości. Mimo tego spróbował być w miarę miłym dla ich rozmówcy...
- Wdzięczni będziemy za wszystko, co możesz nam opowiedzieć o świecie, w którym jesteśmy, chociaż prawdą jest, że nie bardzo mielibyśmy jak się za informacje odwdzięczyć - powiedział. - No i, tak mi przyszło do głowy... może mógłbyś coś powiedzieć o tym.
Wyciągnął z plecaka znalezioną przy szkielecie tabliczkę.
Mag już miał odejść, kiedy kolejne pytania spłynęły w jego stronę. Westchnął ciężko spoglądając w niebo, jakby chcąc się upewnić, jaka to pora dnia. Następnie wziął tablicę od Łowcy i przeczytawszy napis uniósł brew bardzo wysoko.
Tubalny śmiech rozniósł się po okolicy głośno i wyraźnie. Najwyraźniej to, co przeczytał w połączeniu z ludzką ciekawością, wywołało na jego twarzy rozbawienie. Ork opanował się i oddał Shadowi tabliczkę
- “Pieprzcie się wszyscy”, to jest napisane - zachichotał ponownie i aby to opanować, odchrząknął, choć wciąż nie mógł powstrzymać kwitnącego na orczym pysku uśmieszku.
- Nie bardzo rozumiem o co wam chodzi i o co mnie pytacie. Już powiedziałem wam, gdzie się znajdujecie, opisałem dwa najbliższe miasta, co mam wam jeszcze powiedzieć? O ukształtowaniu terenu i składzie gleby, po której stąpacie? Nie zrozumcie mnie źle - ciągnął dalej poważnym i spokojnym tonem - ja po prostu nie wiem, co wy chcecie się dowiedzieć - rozłożył ręce w geście bezradności.
- Propozycja Bazylii jest kusząca, ale obawiam się, że zbyt wielka z ciebie dama, aby dać mi coś, co być może mógłbym chcieć. Interesy to jednak istotna kwestia, a czas to pieniądz, jak to się mówi. Jeśli dotrzecie do miasta za górą, to powołajcie się na moje imię, może wtedy dostaniecie bardziej znośną pracę niż sprzątanie kału, szczyn i wymiocin… Przy okazji zapewne swoich własnych - uśmiechnął się uprzejmie.
- Wielka dama..? - zdziwiła się kobieta zaraz kręcąc głową. To co powiedział ork jakoś nie zachęcało do udania się do tamtego miasta. Powstrzymała się jednak od zarzucania pytaniami przybysza.
- Cóż dziękuję, że podzieliłeś się informacjami.
Rognir wyglądał cały czas na niepocieszonego. Oparł się o wystającą kość jakby była jakąś podporą i skrzyżował ramiona na piersi.
- A tak w ogóle to nie przystoi nachodzić ludzi w trakcie snu - burknął pod nosem, choć Tugr mógł usłyszeć ten komentarz.
- Mówiłeś, że wędrujesz sobie tu i tam, ale nie powiedziałeś nam skąd pochodzisz. Skoro już się domyśliłeś skąd my przybyliśmy to ucieszyłbym się, gdybyś wytłumaczył nam co to jest za miejsce. Kamieniem była magia - półork odniósł się do swojej pierwszej wypowiedzi - i musiała być ona na tyle silna, że nam wszystkim wymazała pamięć. Mamy tylko przebłyski wspomnień i nawet jak się mocno na tym skoncentrujemy to nie jesteśmy w stanie nic sobie przypomnieć - Rognir wciąż nie ufał nieznajomemu, lecz był on dla nich jedyną szansą na uzyskanie jakichkolwiek odpowiedzi, dlatego zaryzykował.
- Gdzie my jesteśmy? Co to za miejsce? To nie może być świat, z którego pochodzę. Inaczej go *zapamiętałem*, choć szczerze mówiąc nie wiem co jest prawdą a kłamstwem. Ktoś majstrował w naszych głowach z sobie znanych powodów.
- Hmmm - ork po raz kolejny mruknął w zamyśle. - No cóż, to trochę zmienia postać rzeczy. Hrabina coś mi wspominała, że magowie z siódmego kręgu rzucili jakieś zaklęcie na Utrapienie, ale nie interesowałem się. Teraz już wiem, co miała na myśli mówiąc “Kiedy tli się w nich nadzieja, łatwiej zadać im cierpienie” - pokiwał spokojnie głową i odetchnął.
- No i poważnie nic nie pamiętacie? Żadnych urywków, tajemniczych snów, nagłych przebłysków? Nie jesteście już pod działaniem czaru… No chyba, że tym z siódmego już totalnie odjebało - podrapał się po głowie.
- Nie będę owijał dłużej w bawełnę, choć nie jestem pewien czy mówiąc wam nie łamię jakiegoś zakazu nadanego przez Hrabinę, nie bywam tutaj często. Przybyłem tutaj z piątego kręgu, wy aktualnie znajdujecie się w pierwszym. Jest on stosunkowo niegroźny, rzadko kiedy ktoś traci rękę czy nogę, albo przytomność! Takie ekscesy dopiero wyżej. - uśmiechnął się na swoje myśli jednak szybko spoważniał. Wzrokiem pobłądził po każdym po kolei i nie mógł znieść tych wbitych w siebie spojrzeń oraz napięcia - Chyba pierwszy raz komuś to mówię ale… Nie żyjecie. Jesteście w piekle.
Bazylia zamarła. Przez moment patrzyła na orka nie dowierzając jego słowom. Bezwiednie podniosła ręce do swoich rogów łapiąc się za nie. Targnęła głową a z jej ust wydobył się dziwny niezrozumiały bełkot tonem sugerujący przekleństwa.
- To by wszystko tłumaczyło - odpowiedział Rognir w zamyśleniu, bardziej od Bazyli wydawał się być pogodzony z tym faktem. “Piekło” to było dobre określenie tego miejsca.
- A te symbole, które nam wypalili na skórze to grzechy, za które zostaliśmy skazani na wieczne potępienie? - Zapytał, odsłaniając kark. - M jak morderstwo.
- Lubią oznaczać swoje bydło - odpowiedział posępnie pokazując swoją literkę na nadgarstku - Też nie lubiłem ludzi - dodał z lekkim uśmiechem, kiedy oczom innych ukazało się wypalone na ręku “M”, tak samo jak u Rognira.
Shade nie wiedział, czy wierzyć Tugrowi, czy nie. Co prawda słowo 'piekło' jakby pasowało do jego snu-wspomnień, ale to nie znaczyło, żeby mu odpowiadała taka wizja. Czy miał w to wierzyć?
Tugr nie wiedząc, co mógłby więcej uczynić i pomóc, skłonił się delikatnie i ruszył w stronę lasu
Roland opadł na swoje “łóżko”, wypuszczając powietrze z płuc. Wbił wzrok w ziemię, nie zwracając uwagi na odchodzącego orka. Zapas pytań, które do niego miał jeszcze się nie skończył, jednak cała ochota na ich zadawanie ulotniła się w jednej chwili. Od jakiegoś czasu przypuszczał gdzie się znajdują, mimo to przez cały czas miał nadzieje, że się myli. Teraz wszystko stało się jasne. Nadzieja prysła.
- Wiedziałem - wyszeptał i oparł się o ścianę ich schronienia. - Ciekawe… czy istnieje jakieś wyjście z tego miejsca… - dodał bez większej nadziei w głosie.
Nawet nie spostrzegł, kiedy obok niego pojawił się jeż. Zwierzak wpatrywał się w niego, a Roland poczuł dziwną, nie do końca zrozumiałą dla niego więź z nim. Uśmiechnął się słabo.
- Chyba powinniśmy stąd zbierać - powiedział, wstając ponownie na nogi. Wziął jeża na ręce i zbliżył się do Shade’a. Położył dłoń na jego ranie.
- Wyjście z piekła? - Shade pokręcił głową. - Wątpię. Szkoda, że nie spytaliśmy Tugra, czy ktoś kiedyś się stąd wydostał. Jeśli jest jakieś wyjście, to pewnie albo z pierwszego kręgu, albo z najwyższego. Na razie powinniśmy spróbować zorientować się, jak sobie zorganizować życie, czy jak to nazwać, w tym całym pierwszym kręgu. Nawet jeśli nie żyję, to i tak odczuwam ból, a to jest niezbyt przyjemne uczucie.
- Zbierajcie się. Może w tamtym mieście znajdziemy odpowiedzi. Wolę pójść gdzieś, gdzie chociaż będzie można spróbować - Bazylia opanowała swoje emocje stanowczo zmieniając nastawienie do ich ucieczki. Trzeba było uciec, zrobić cokolwiek co pozwoli wydostać się. Miasto było najlepsza opcja na odpowiedzi skoro nawet w Utrapieniu informacje przeciekały.
Kobieta pozbierała swoje rzeczy, pieczołowicie chowając miksturę w kocu aby się nie potłukła.
- Wierzysz mu? Tugrowi? W to, co powiedział o tym mieście za górą? - Shade podobnie jak Bazylia zaczął pakować swój bardzo skromny dobytek. Tabliczkę z mało romantycznym napisem rzucił w kąt. Nie sądził, by była cokolwiek warta.
- Tak - odpowiedziało diabelstwo.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz - stwierdził Shade. - Zjemy śniadanie, zanim ruszymy w drogę? - spytał, pamiętając o starej jak świat zasadzie 'Przed wyruszeniem w drogę należy się najeść'.
- A mamy co? - zapytała sceptycznie Bazylia.
- Zostało jeszcze parę kawałków skorpiona - odpowiedział. - Lepsze to, niż nic.
- Nasz zestaw możliwości nie jest nazbyt bogaty - stwierdził Roland, kiedy skończył leczyć Shade’a. Niestety, magia była tego dnia kapryśna, dlatego rana tylko o trochę zmniejszyła swą powierzchnię. Miał nadzieje, że wieczorem znajdą trochę czasu, by mógł ponownie opatrzyć wszystkim rany, choć przypuszczał, że do tego czasu wszyscy nabawią się wielu nowych.
- Miasto wydaje się naszą jedyną, sensowną opcją na ten moment. Tam będziemy mogli złapać oddech i zastanowić się nad drogą ucieczki z tego miejsca. Moglibyśmy jeszcze sprawdzić te wyżyny przed nami - Roland wskazał na wzgórze na wprost. - Być może trochę nadrobimy drogi do naszej upragnionej “Utopii”, ale przynajmniej moglibyśmy zorientować się nieco w terenie. Kto wie, co znajduje się po drugiej stronie.
- Mnie również interesowały te wzgórza - poparł go Shade. - Zbyt wiele czasu nie stracimy, zwiedzając tamte okolice. A jeśli trafimy na coś niepokojącego, to zawrócimy.
Bazylia wzruszyła ramionami.
- Nie lubię nadkładać drogi. Ale ważne abyśmy w ogóle szli w jakąkolwiek stronę. Lepsze to niż sterczenie. Tylko nie wiem czy mięso skorpionów wytrzyma tyle czasu i będzie zjadliwe.
- Zmierzyć się z tym problemem będziemy musieli tak czy siak - rzekł Roland spoglądając na migoczące w oddali miasto. W jego spojrzeniu nie było widać już nadziei wiązanych względem “Utopii”, która iskrzyła się w nich jeszcze wczoraj. - Mięsa ze skorpiona nie starczyłoby tak czy siak. Miejmy nadzieje, że jakiś “smaczny kąsek” przypełznie do nas jak poprzednim razem.
Nie było potrzeby potwierdzać tego domniemywania. Każdy zabrał się za zimne kawałki mięsa nie chcąc tracić czasu na rozpalanie ogniska. Warto było zachować materiały na później, na kolejny wieczór i chłodną noc.
Labrosse zbliżył się do miejsca, gdzie założył swoje legowisko. Westchnął, podnosząc z ziemi swój ekwipunek. Nie był dużo do zbierania. Kątem oka spojrzał na milczącą do tej pory Johannę.
- Coś długo milczysz. Nie możesz przeboleć, że ten ork uznał Bazylię za ładniejszą? - zapytał, nieco bardziej pogodnym tonem. Z jakiegoś powodu, wydawało mu się, że rozmowa z kobietami wpływała na niego w pozytywny sposób. - Nie przejmuj się. Orki mają najwyraźniej jakieś niezdrowe zamiłowania względem diablic - dodał szeptem, tak aby tylko dziewczyna mogła usłyszeć jego słowa.
Johanna zaśmiała się słabo
- To raczej nie jest aż tak istotne, jeśli znajdujemy się w miejscu o którym on mówił… - zrobiła krótką pauzę na oddech - Po prostu coś sobie przypomniałam, ale to nieważne - uśmiechnęła się lekko i wstała, aby pozbierać swoje koce, odwróciła się tyłem do mężczyzny aby nie widział jej twarzy.
- Ruszajmy już. Chcieliście na wyżyny, to chodźmy tam. Nie ma co marnować więcej czasu.
Bazylia zdała się nieco bardziej szorstka, ale i stanowcza po tym jaką rewelacje dostali. Ruszyła do przodu nie zmuszając się aby zostawić bezpieczne miejsce. Pomyśleć, że jeszcze przedwczoraj to samo powiedziała Rognirowi, jak byli w sali tortur. Tak bardzo miała rację. Tak bardzo nie chciała jej mieć. Potwierdzenie tej informacji sprawiło jednak jeszcze coś. Poczuła wewnętrzny sprzeciw takiej sytuacji. Jakaś absolutnie najpierwotniejsza cząstka jej jestestwa buntowała się na samą myśl o piekle, o tym, że kojarzyło jej się z diabłami. A te były sprzeczne z tym czym była. Oczywiście każdy mógł tak powiedzieć. Ale ona czuła, że tak jest naprawdę. Niestety czemu, nie miała pojęcia.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 22-05-2016 o 21:49.
Asderuki jest offline