Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2016, 12:40   #236
Jaśmin
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
- Czy wiesz dlaczego pomyliłem wczoraj liczby i nakazałem przypomnieć o długu temu, który go nie ma, a teraz będę stratny chcąc na zgodę zadośćuczynić dobremu klientowi?

Theodor poprawił się na krześle.

-Chcesz powiedzieć mi coś ważnego, Arneliusie?

- To jest ważne. - prychnął mężczyzna urażony - Widzisz, nerwowy Skullport to większe gówno niż jest normalnie. Ludzie nie wiedzą czy to, na czym stoją śmierdzi bardziej od nich, a to nie jest dobry znak. Był Macha i trzymał innych za pyski - był pewien status quo. Nie ma Machy - każdy zaczyna sprawdzać ile może ugryźć zanim dostanie po pysku, szczególnie że jest szansa, iż król nie żyje. Rozumiesz?

-Co ja ci mogę powiedzieć - Theodor wzruszył ramionami - Nie będę cię przepraszał za to, że wolę Machę martwym niż żywym.

- Chcę żebyś wiedział co wychodzi z tego mrowiska, do którego włożyłeś kij. - mruknął Arnelius - A jeżeli Macha żyje i ma się świetnie, to jak wróci wierz mi, że będzie szukać winnych tego zamieszania z większą werwą niż pies, który zwęszył zdychającą ofiarę. Bierzesz to pod uwagę, chłopcze szczęścia?

-Chcesz mi w ten okrężny sposób powiedzieć, że nie jestem już u ciebie mile widziany? Powiedz to wprost i przestanę ściagać na ciebie kłopoty.

Zdarzyło się coś, czego Theodor jeszcze nie doświadczył, a i zapewne niewielu przed nim, jak i po nim miało doświadczyć. Arnelius roześmiał się w sposób, który jeżył włoski na skórze, a chyba miał być śmiechem rozbawienia…

- Nie jestem tchórzem, Theodorze Greycliff, a i ja chętnie zobaczyłbym jak Macha dynda na swoich flakach. Mówię to wszystko dlatego, że trzeba uzbroić się w ostrożność z tym co się robi, aby moje dziwki szepczące do uszu klientów plotki nie były narażone, aby nikt nie był w stanie dotrzeć do tych, co na mieście rozsiewają jad na Machę. Ten jego zastępca może być mało wart, jednak podejrzewam, że i on wie, iż trzeba takie rzeczy zabijać w zalążku dopóki nie wybuchło jeszcze miasto. Rozsiewam plotki, jak ci obiecałem, a jestem przecież człowiekiem honoru, jednak martwi mnie to, że prócz tego nie mamy planu na dalsze kroki, a jedynie podsycamy ten żar, którym grzeje się miasto.

-Co ja ci mogę powiedzieć? Nie myśl, że nie jestem ci wdzięczny. I twoim dziwkom też. Ale - Moneta uśmiechnął się niewesoło - Mogę cie pocieszyc, że jesli nawet my nie mamy planu to moi zwierzchnicy mają go jak najbardziej. Miej wiarę - zakończył patetycznie.

- Nie lubię polegać na nieznanych planach innych osób, o których wiem nie tak wiele, jak powinienem. - prychnął - Ale dobrze, niech i tak będzie. Za młodu ryzykowałem, to jak podrosłem też ryzykować mogę. Powiedz mi tylko czy prócz rozsiewania tych plotek, które zaczęły żyć własnym życiem, masz zamiar zrobić coś jeszcze?

-Na razie czekamy - Moneta pochylił się na krześle w kierunku rozmówcy - To wszystko co zrobiliśmy do tej pory miało na celu wywabić Machę z kryjówki. W końcu będzie musiał się ujawnić. Wtedy uderzymy.

- A jeżeli nie żyje bądź nie ma jego tłustego tyłka w okolicy?

-To samo - czekamy. Plan opiera się na tym, że Avaras nie jest tak kompetentny jak jego szef. Jesli okaże się, że Macha nie żyje to jeszcze trochę podkręcimy spiralę niepewnosci. Gdy krzesło Avarasa zacznie sie chwiać jego ludzie zaczną się poważnie zastanawiać czy warto z nim trzymać. Rozumiesz, moglibyśmy zacząc wojnę na ulicach już teraz, ale wolelibyśmy nie marnować ludzkiego materiału. Jeszcze trochę, Arneliusie. Jeszcze trochę.

Arnelius postukał palcami w powierzchnię stołu.

- Jeszcze trochę, co? Niech ci będzie, wykażę się swoją legendarną cierpliwością jeszcze pewien czas. Ty natomiast robisz… co? Bo ja wyciągam kasę od nałogowców kochających hazard i dziewczyny, Elerdrin robi mi za chłopca od wszystkiego, a ty?

-Kasa? Hazard? Frajerzy? Moje śniadanie obiad i kolacja? Tak jak ty żyjesz liczbami ja żyję hazardem w dosłownym tego słowa znaczeniu.

- Czyli rozrywka. - zawyrokował Arnelius - Jednak sądzę, że znalazłbyś sobie lepszą dziwkę niżeli hazard, który jest kapryśny.

-Żadna rozrywka! - oburzył się Moneta demonstracyjnie - Cieżka praca w pocie czoła! Zresztą, pokaz mi dziwkę, która nie byłaby kapryśna!

- Taka, która jest opłacona ponad swoje wdzięki i umiejętności. - wyszczerzył się Arnelius i skinął dłonią - Spadaj już, szczęściarzu, który może mnie ściągnąć na dno. Idź uprawiać hazard, miłość czy zapijaczać się - nie wiem co na dzisiaj masz w menu.

-Prawde mówiąc planowałem trochę rozruszać mięśnie i pofechtować. Jakby zjawił sie mój znajomek Ovelis, daj znać, dobra?

- Tylko nie pozwól się zabić. - stwierdził Arnelius - To byłoby przykre.

-Taaaa, założę się, że coś by ci pękło. Jak nie serce to konto bankowe - wyszczerzył się Moneta - Idę. Udanego dnia, Arnelius.


~~~~~~~~~~~~~~~


Ovelis przybył trochę później niż spodziewał się tego Theodor. Dziewka karczemna powiadomiła Greycliffa o oczekiwanym gościu i zastał on go nieopodal hazardzistów, którzy stawiali właśnie ostatnie miedziaki, które zostały na ten dekadzień.

-Ty chyba nie możesz bez tego żyć - wyszczerzył się Greycliff - Dobrze, że wpadłeś. Masz ochotę na mały sparing?

- Każdy musi mieć jakieś uzależnienie. - uśmiechnął się - Co zaś do sparringu… - poklepał po uwieszonym pasa mieczu - Przygotowałem się.

-No i dobrze. Ale wiesz, hazard to jedno, a pojedynek to coś innego. Jeśli jesteś kiepskim szermierzem nawet szczęście nie uratuje cię na długo. Ale po co ja ci mówie coś co sam świetnie wiesz. Chodź - Moneta klepnął Ovelisa po ramieniu - na tyłach zajazdu jest podwóreczko. W sam raz na gimnastykę.

- A udzielono ci pozwolenia, abyś wytarł sobą jego powierzchnię? - wyszczerzył się mężczyzna.

-Ktoś tu jest zbyt pewny siebie - uśmiechnął się Theodor - Chodź, nie traćmy czasu. Już nie mogę się doczekać…

Ovelis skinął głową i obaj ruszyli na tyły Trzech Srebrniaków. Wpuszczono ich tam bez żadnych obiekcji i zaraz obaj mężczyźni stali na uklepanej powierzchni tylnego podwórka karczmy. Ovelis wyciągnął dobrej roboty miecz ważąc go w dłoni i obserwując oponenta.

- Jakieś zasady?

-Dżentelmen nie celuje w oczy. A jeśli już wydłubiesz mi oko to uważaj żeby na nie nie nadepnąć - Greycliff dobył rapiera i stanął w postawie szermierczej z jedną stopa wysuniętą do przodu z ostrzem wycelowanym w gardło przeciwnika.

- Dlatego dżentelmeni są na wymarciu. - odparł Ovelis i sam stanął na pozycji, wyraźnie jednak nie mając zamiaru atakować jako pierwszy.

-Pierwsza zasada walki - wycedził Theodor - Zawsze atakuj pierwszy - w tej samej chwili wykonał markowany wypad do przodu wyraźnie sprawdzając refleks Ovelisa. Skinął z zadowoleniem głową gdy przeciwnik zareagował w tempo. Moneta zaczął powoli i z wyrachowaniem okrążać Ovelisa od czasu do czasu markując atak szukając najlepszego momentu by zaatakować.

Refleks Ovelisa był diablo skuteczny i choć przeciwnik nie wyglądał na chętnego do przejęcia pałeczki ataku to także nie dawał się wykiwać.

- A więc bawimy się? - rzucił podążając za okrążającym go Theodorem.

Przez dłuższą chwilę obaj mężczyźni badali nawzajem swoje reakcje. Ovelis wyraźnie wolał czekać. Moneta przez jakiś czas krążył, w końcu dostrzegł otwarcie i natychmiast zaatakował wyciągniętą primą mierząc w serce Ovelisa gotów zatrzymać cios gdyby przeciwnik nie zdążył zareagować.

Wydawało się, że nie zdąży i Theodor już miał zatrzymać cios, gdy jego miecz został odbity, a Ovelis praktycznie natychmiast skierował własne ostrze ku gardłu Monety. Greycliffowi udało się jednak sparować cios.

Już po chwili obaj walczący weszli w łamany rytm pojedynku zasypując się nawzajem ciosami w szybkim tempie atak-riposta. Intensywna praca nóg, ciągłe doskoki i odskoki. W pewnej chwili Theodor potknął się, a jego przeciwnik momentalnie zaatakował mierząc w udo. Błąd, Theodor natychmiast porzucił chwiejną postawę jak znoszony płaszcz i odpowiedział błyskawicznym pchnięciem w gardło. Ovelis odskoczył chwiejnie.

Przez dłuższy czas obaj mężczyźni walczyli na tym samym poziomie, jednak wydawało się, że to Ovelis szybciej się męczy. Theodor odnalazł lukę w postawie przeciwnika i szybkim pchnięciem wykorzystał własną przewagę. Zatrzymał ostrze tuż przed gardłem Ovelisa, który uniósł ręce w geście poddania się.

-Jeden zero - uśmiechnał się Theodor wracając do postawy wyjściowej - Jeszcze jedno złożenie?

Tym razem to Ovelis zaatakował pierwszy i to rozdanie wyglądało inaczej od poprzedniego, jako że było bardziej agresywne. Przeciwnik wyprowadził sporo szybkich pchnięć, więc Theodor musiał przejść na początku do defensywy ledwo unikając ataków, jednak kiedy zmęczony Ovelis na chwilę zawahał się przed kolejnym ciosem Greycliff wykorzystał ten moment i zaraz miecz Monety zadrapał nieznacznie gardło przeciwnika.

-Chyba masz juz dosyć - zawyrokował Moneta opuszczając gardę - Zmęczony? Idziemy się napić?

- Nigdy nie byłem świetny w tej grze. - odparł Ovelis chowając miecz i wyszczerzył się - Ale w piciu zawsze dobry byłem.

-Każdy ma słabe i mocne strony - rzekł Theo sentencjonalnie chowając rapier - Chodź, zobaczymy czy ta kutwa Arnelius da się namówić na postawienie nam lepszego wina. Tak przy okazji, niezły pojedynek. Tylko trochę szybko się męczysz. Warto by nad tym popracować, nie uważasz?

- Wezmę to pod uwagę, ale mój mistrz mówił mi to samo. - zaśmiał się Ovelis - A kimże jest Arnelius?

-Panem i władcą tego przybytku. Bogiem tutejszych hazardzistów, pijaków i milośników pozamałżeńskiego seksu - Theo odpowiedział uśmiechem - Moja rada, nie zadłuż się u niego. Potrafi być wredny dla dłużników.

- Wiesz to z własnego doświadczenia? - zapytał odwracając się do wejścia… w którym stał nikt inny jak rzeczony Arnelius.

-Czyżbym poruszał się jakbym miał połamane kolana? - zażartował Theodor - Arneliusie! Co tam znowu?

- Przyszedłem zobaczyć twoją porażkę, jako że jestem jakoś spragniony rozrywki, ale mi jej nie dałeś. - odparł Arnelius - A co do wina to nie wmówisz mi, że nie masz funduszy.

-Fundusze mam. Pytanie czy ty masz dobre wino. Amnijskie czerwone?

- Tylko dla dobrych klientów i na własny użytek.

-Ach, dziekuję za komplement. Amnijskie czerwone, dobre sobie. Tę ciecz pędzisz pewnie ze starych ziemniaków i sznurowadeł. Mylę się?

- Pędzę z dłużników oraz z tych, którzy mają zbyt wielką gębę, mój drogi. - odciął się z wrednym uśmiechem Arnelius.

-Juz nic nie mówię. Gdzie to wino? Fechtunek to strasznie wysuszajaca rozrywka…

- Każę wam je przynieść, tak jak rachunek. - odparł Arnelius i bez dalszych słów zniknął w środku karczmy.
 
Jaśmin jest offline