Entuzjazm Kaspara malał z każdą chwilą rozmowy.
Stary Hoch nie przejawiał żadnych chęci do współpracy, a mogło się okazać, że garstka truposzy, leżących cicho w zacisznej uliczce, ściągnie na głowy jego i kompanów kolejne kłopoty.
Trafienie do lochu, za niewinność (bo w końcu była to samoobrona) nie odpowiadało Kasparowi w najmniejszym nawet stopniu.
Alex, jako szlachcic, zapewne by się wykręcił, ale nie taki szaraczek jak Kaspar.
- Może masz rację, może można go uwolnić - skomentował propozycję dotyczącą pojmanego bandyty. - A nuż wkroczy ns ścieżkę uczciwego życia dodał, za grosz nie wierząc w te słowa. Ale lepiej dla niego będzie, jeśli zniknie z miasta.
- Panie Hoch... - Walnął raz jeszcze pięścią w drzwi. - Nie chce nam pan nic powiedzieć. Mocodawcy pana syna nie będą tak łaskawi. Z pewnością zechcą na siłę wyciągnąć z pana wszystko, co pozwoli im dotrzeć po pańskiego syna. Ale to już jak pan woli. To pana życie. My umywamy ręce.
- Idziemy - rzucił do pozostałych. - Nie chcę mieć kolejnych kłopotów. |