"Coś takiego! A myślałem, że Elektorskie spichlerze pękają w szwach..." - Sarkastycznie zaśmiał się w duchu najedzony Sinbrad. Po rozmowie z kapłanką Shallyi, utarł pysk, oczyścił z resztek jedzenia płową brodę i udał się na spotkanie z wielebnym Oddo.
Chociaż wizja najbliższej przyszłości wydawała mu się mizerna, Sinbrad miał słabość do ludzi i organizacji, które opiekują się słabszymi, więc wychodząc zostawił 1 szylinga na ofiarę, myśląc "Oby to jeszcze do mnie 'wróciło' ".
Po opuszczeniu świątyni, wędrowiec stanął na środku drogi kilka kroków dalej i powiedział sam do siebie z grymasem obrzydzenia, spowodowanym smrodem spalonych i gnijących ciał oraz miejskich odchodów, do których nie był przyzwyczajony: "Jak ja nie cierpię dużych miast, nawet tych zrujnowanych..." Po czym ruszył w kierunku, w którym miał zastać ojca Oddo.
__________________ "Po co siem machać z mieleniem i pieczeniem chleba? Starczy wzionć siem za zabijanie, żarcie i brać pienionchy. I jeszcze łyknąć psa na patyku... Chrupie i fajnie się szarpoli."
Ostatnio edytowane przez Balgin : 23-05-2016 o 19:04.
|