Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2016, 20:36   #22
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Wszystkie przygotowania zakończone, Evelyn? - Stryker przywitał ją już w bramie fortu - ciemnozielony strój przypominał smoking...ale był jeszcze starszy, jeżeli wierzyć krojowi - Już wszystko co trzyma cię na tym świecie?

Evelyn uśmiechnęła się lekko na widok wampira. To był tylko tydzień a się stęskniła. - Tak… chyba tak.

- Absolutnie nie - werdykt nie wymagał nawet pół minuty namysłu - Chcesz żeby tak cię pamiętano? - przyciągnał dziewczynę do swojego boku i szepnął do ucha - Wieża Ducha, najwyższy poziom - słabe oświetlenie mogło mylić, ale...były tam ludzkie sylwetki, z szerokimi szatami powiewajcymi majestatycznie na silnym wietrze.

- Nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowa… Kto to? - Dziewczyna wskazała ruchem głowy na postacie.

- Starsi klanów którzy przyjęli zaproszenie - jego ciało nie miało już tego ciepła, którym kiedyś kusiło. Było zimne, zimne jak u nieboszczka - Powitają cię, kiedy już cię przemienię - popchnął lekko dziewczynę w stronę dziedzińca

Dziewczyna poczuła się nieswojo. Nic nie peszyło jej tak bardzo jak inni… Teraz stając na dziedzińcu delikatnie chwyciła za guziki od sukienki, starając się nie patrzeć na cienie postaci.



- Wyprostuj się. Podnieś czoło. Chcesz zacząć od zostania tchórzem? - judził idący z tyłu Stryker

Evelyn wyprostowała się… była zła na Breta. Nie obracając się w jego stronę szepnęła cicho. - Jak chciałeś kogoś odważniejszego, trzeba było wybrać kogoś innego… nie mogłeś mnie chociaż uprzedzić?

- Żebyś spróbowała tu wejść boczną bramą? Oczywiście że nie! - wyprzedził ją. Poruszał się z nieludzką prędkością - każdy krok wyglądał naturalnie, nieśpieszno, a mógł krążyć dookoła niej, dotrzymując jej tempa. - Rzuć wszystko. Potrzebuję tylko ciebie. Na najwyższej wieży, Wieży Wieczności - wystrzelił przodem, zrywając taneczny marsz

Evelyn przyśpieszyła kroku, teraz uważniej starała się przyjrzeć postaciom. Cicho szepnęła do siebie. - Ciebie też miło widzieć… - Jeśli jego oziębłość wynika z tego towarzystwa , rozumiem, ale jeśli zamierza… eh co za różnica.

Przedostatnie piętro wieży, do dziś zawsze zamknięte, otworzyło przed nią swoje podwoje. Było azylem luksusu w tej surowej twierdzy: bogato zdobiony materiał pokrywał wszystko: od sufitu po olbrzymie łoże na środku. Srebro skrzyło się na karafkach i kielichach, a zapach ziół uderzał zaraz po otwarciu drzwi.

- To twój pierwszy krok; zrób go lub przepadnij na wieki - głos Breta dochodził z środka okrągłej komnaty

Dziewczyna przygryzła wargę… Tak bardzo mi nie ułatwiasz. Nie mówiąc nic weszła do pomieszczenia.

Bret pojawił się znikąd tuż przed nią. Klęcząc na jednym kolanie, podawał jej róg. Scena nadawałaby się na okładki romansów trubadurów. Wino w rogu jeszcze bulgotało, a zapach ziół odurzał.

Delikatnie przyjęła róg. Ostatnie wino w życiu. - Pozwolisz? - Spojrzała na wampira czekając na przyzwolenie.

- Jeżeli chcesz uniknąć bólu, wypij to - podniósł głowę - Ale… - urwał i opuścił ją z powrotem

Evelyn powolnym krokiem podeszła do okna i wylała przez nie zawartość rogu. W momencie wylewania usłyszała kobiecy śmiech z tej drugiej wieży. Słyszalny aż tutaj, a Evelyn złożyłaby się że jej krzyków z góry nie byłoby słychać na dole, tak wieje. Wieża Wieczności jest najwyższym punktem na tej części wyspy - Cudowne towarzystwo. - Dziewczyna oparła się o ścianę, trzymając pusty już kielich. - Bret, to moje cholerne życie, jak już je tracę to niech boli. - Uśmiechnęła się do wampira, ale czuła, że jej uśmiech jest smutny.

- Jeżeli nie doświadczyć tego teraz, to kiedy? - wstał. - “Każdą drogę przebyłem, każdego owocu spróbowałem” - zadeklamował, rozpinając długi rząd guzików. Głową wskazał otwór na najwyższe piętro

- Jeszcze wyżej?

Zamiast odpowiedzi, dziewczyna została poderwana na ręce. Jednym skokiem znaleźli się na ostatnim poziomie. Zimne, morskie powietrze uderzyło w nich, ogłuszając.

Dziewczyna przytrzymała szalejące na wietrze włosy. - Stanowczo wolałam komnatę. - Cicho powiedziała do siebie.

Wśród igiełek zimna wbijających się w skórę wampirze kły mogły wydawać się niegroźne - aż do momentu kiedy faktycznie je poczuła. Poprzedni Pocałunek był tak odległy, tak daleki…

Z wieży Ducha było widać tylko dwie splecione sylwetki. Normalny człowiek ledwie zauważyłby sylwetki na tle zachmurzonego nieba. Ale nikt z zebranych nie był człowiekiem. Wyostrzone zmysły mówiły wszystko - od odcieni szarości letniej sukienki, przeplatających się z zielenią stroju wampira, po drobinki brązu piegów, którymi usiana była twarz dziewczyny. Ta, tak ciepła czerwień jej włosów, rumieniec na twarzy, błysk szmaragdu w niewielkim wisiorku, tak podobny do jej koloru oczu.

Ale byli tu dla innego spektaklu: dla feerii barw, która niczym aurora borealis rozkwitała i wydawała owoce na szczycie wieży: krwistej czerwieni przeplatającej się z złotym piaskiem pustyni, nici niebieskiego i złotego, pasy cynobru i przeżartą różem zieleń. Emocje na wieży kotłowały się..i nagle znikły, gdy sylwetki zapadły się z powrotem do środka.

Lądowanie na ziemi było zadziwiająco miękkie. Może to grube warstwy materiału na podłodze, a może Bret miał wprawę… I nagle mnóstwo materiału na głowie! Coś jakbyś się wplątała w firankę. Leżąc nieruchomo na ziemi

Evelyn zdezorientowana, zaczyna zsuwać z siebie materiał. Dłońmi szuka wampira.

...i znalazła go znacznie bliżej niż się spodziewała. Podbródek wbił się pod mostek, a męska dłoń złapała za pierś - Nienawidzę tego wynalazku - mruknął, próbując wsunąć palce pod stanik

Dziewczyna sięgnęła do pleców by mu pomóc - Za stary jesteś na takie igraszki.

- A może ty za delikatna? - złapał zębami za sutek kiedy tylko udało się uwolnić piersi spod jarzma stanika i okowów dekoltu sukienki

Z ust dziewczyny wydobył się jęk i całym ciałem naparła bardziej na wampira.

Bret wykorzystał okazję i zwinnie przewrócił ją na plecy. Złapał jej obie ręce. Skrzyżowane na piersiach nadgarstki zasłaniały piersi...ale odsłaniały co innego

Dziewczyna oparła jedna nogę na jego biodrze. - Tęskniłam draniu.

- Wolałaś zbierać nieistotne papierki, więc należała ci się jakaś kara - podwinął sukienkę aż do splecionych rąk. Jedną chwilę - ale za to jak długą - wpatrywał się w krocze Evelyn

Przyciągnęła go do siebie nogą. - To ty chciałeś jakieś przygotowania. A teraz rozbierz mnie jak należy. - Uśmiechnęła się do Breta. - Chyba, że potrzebujesz odpoczynku?

- Odpoczynek dopiero po śmierci, mówili. Odeśpisz w grobie. A tak naprawdę, nawet tam...work work work - zamarudził, podnosząc się - Jak sobie jaśnie pani życzy! - dobrał się do guzików sukienki

Gdy tylko sukienka przestała jej przeszkadzać, zrzuciła z siebie rozpięty stanik i majtki. - Będziesz musiał się bardzo postarać by wynagrodzić mi oziębłość z początku nocy ale… - Przyłożyła mu palec do ust. - Do pracy.

Kolejny raz poturlali się w bok - tym razem lądując na szafce z winem. Plama którą właśnie stworzyli miała wspaniały bukiet. Bret ciasno oplótł nagą dziewczynę, leżąc na jej plecach. Jedna ręka zatrzymała się na wgniecionych w materiał piersiach,a druga...druga wędrowała niżej

- Bret.. błagam rusz się. - Dziewczyna naparła na krocze wampira.

- Mamy za ścianą całe stadko podglądaczy - nie chcemy urazić ich wyczucia rytmu? - zażartował, kiedy palec właśnie dojechał we właściwe miejsce. Niby zwykły, zimny dotyk, a jednak…

Evelyn zadrżała napierając na dłoń mężczyzny. - Nawet nie wiesz gdzie ich mam… - Głos zamarł jej w gardle. Powoli zaczynała odpływać. Teraz chciała tylko by mężczyzna znów ją wypełnił… poczuć jak gryzie ja w szyję.

Dziabnięcie przyszło niemal w porę - opóźnienie było mniejsze niż czas reakcji śmiertelnika. Gdzieś pomiędzy falami euforii do skołowatanego doznaniami umysłu Evelyn dotatło słowo “ pianinio “

-*-

W pierwszej chwili drzemka wydawała się skończyć fatalnie. Naprawdę głupio obudzić się i zobaczyć swoje kolana przed samym nosem. A chwilę później zdać sobie sprawę, że wypięty tyłek i szeroki rozkrok są stanem pernamentnym.

Dziewczyna, stara się przyjąć jakąś bardziej ludzką pozycję, uniemożliwiają jej to jednak pęta. - Zmęczona opuszcza głowę na poduszkę. - Bret zabiję cię. Stary, zasuszony...

(atak łaskotek! Znowu pojawił się znikąd)

Evelyn stara się uniknąć ale z rozpaczą widzi jak bardzo jest to bezsensowne. - Ty cholerny wampirze!

(pac, dłoń na usta. A druga dalej łaskocze - pachy, stopy…)

Jego dłoń nie jest już zimna - teraz na nagiej skórze Evelyn czuje ciepło które od niego bije. Zmęczona łaskotkami delikatnie całuje dłoń trzymającą jej usta.

- Poddajesz się? Tak szybko? - odsunął dłoń, stając obok. Jest nago, wyprostowany i rozluźniony. To co zaskoczyło ją za pierwszym razem: jak na bibliofila, jest dość atletycznej budowy. - A przecież to dopiero rozgrzewka

Uważnie przygląda się ciału mężczyzny. - Przynajmniej przyjemny widok.... Uwolnij mnie a zobaczysz na ile się poddałam ty mała cholero.

- Za dużo czasu poświęciłem żebyś była bezpieczna - zrobił krok w bok, i brytyjka zobaczyła go między swoimi kolanami

Spojrzała na sufit.- Obawiam się, ze musiałbyś wyjść bym była bezpieczna…

- Wręcz odejść z tego świata, być może - pochylił się. Czupryna bruneta znikła na chwilę poniżej lini pośladków i znienacka się wynurzyła
DZIABNĄŁ KŁAMI! w okolice pochwy. Czuć najpierw dziabnięcie, a potem to co zwykle przy pocałunku plus cały zestaw świrujących zmysłów w okolicy dziabnięcia.

Evelyn napięła się w uniesieniu, z całej siły naparła dłońmi na więzy. Chcę go objąć…. - Bret ty ... - Zęby wampira wbiły się głębiej, a dziewczyna jęknęła głośno. Czuła jak słabnie z każdą chwilą, aż poddała się całkowicie upojnemu podnieceniu. Przez głowę przeszła jej tylko jedna myśl - Oj nie chcesz mnie uwalniać.

-*-


Trzy główne składowe samej przemiany:
zmysły się wyostrzają, przebudowując w nową istotę: btw - to smak jest najczulszym zmysłem wampirów. Specjalnie do smakowania krwi śmiertelników..a może i kogoś więcej.
Little touch poczucia nieświętości, przekleństwa, czegoś nienaturalnego.
Kiedy całe ciało umiera, każda komórka krzyczy o tlen, a vitae wypala wnętrzności.
Bardzo, bardzo zły moment.
Dalej jest zawsze pierwotny szał - krwawy szał.”Frenzy”

Szał można wpaść na parę sposobów: raz, z głodu. Jak wampir jest głodny, rzuca na szał na widok/smak/zapach krwi. Różne ST, od 4 do 7 bodajże. Dwa, z prowokacji - obrazy w miejscu publicznym, ataku na coś co uważa za święte albo osobiste. Trzy, z zagrożenia życia - zależnie od sytuacji włącza Czerwony Strach albo szał.

To teraz sam rzut: rzucasz na samokontrolę. Potrzebujesz 5 sukcesów w sumie. Jeden sukces = 1 tura kiedy postać jest na krawędzi szału, ale w niego nie wpada



Masz 4 kości.
W tym przypadku masz szał z głodu i smak krwi ( bo Bret cię karmi swoją ) więc ST6
8,10,8,3 = 3 sukcesy, czyli przez 3 rundy się kontrolujjesz
9,9,7,8 = sukcesy dobiły do pięciu, więc było blisko, ale udało się nie wpaść w szał



-*-


Stała pośrodku polany, na którą zabrał ją kiedyś dziadek. Jest zimny wilgotny poranek. Łąki ukryły sie w mgle. Nagle słyszy brzęk monet, początkowo cichutki ale narastający. Zaczynają ją boleć uszy. Kuca i przykłada malutkie dłonie do uszu chce krzyczeć z bólu ale nie może. Z oczu zaczynają jej płynąć łzy i zupełnie nagle wszystko sie kończy. Powoli otwiera oczy. Jest nad rzeką. To wykopaliska we francji. Powoli przeciera twarz i widzi na swoich rękach krew. Plusk. Zamiast wody w rzece jest krew. Powoli zaczyna się przelewać przez koryto. Chcę uciekać ale nie mogę, coś trzyma jej nogi. Zaczyna się topić, chce krzyczec wołać o pomoc...

Budzi się z krzykiem, potworny ból rozrywa całe jej ciało. Ma wrażenie jakby każda najmniejsza komórka jej ciała zaczynała się palić. Chce uciec ale nie może się ruszyć.Związanymi dłońmi łapie powietrze. Wszystko jest niesamowicie jaskrawe, potwornie bolą ją oczy. Jej własny krzyk ogłusza ją więc powoli przeradza się w cichy bolesny jęk. Ustami stara się łapać powietrze, lecz wydaje się być kleiste od aromatów, czuje zapach wina. Delikatnie wyciąga język chcąc złapać wilgoć tego zapachu jednak to nie pomaga.

Jest tam coś jeszcze. Wyczuwa to. Zamiera i uważnie wącha powietrze. W pobliżu jest pokarm. Ciepły, sycący. Mocno napiera na więzy. Mięśnie są na granicy. Zaczyna się zwijać, próbując jakoś przegryźć pęta. - choć tu mięsko - głos jest zachrypły, boli ją od niego gardło - nic ci nie zrobię. - Czuje jak jej twarz wygina dziwny grymas. Gdy nic się nie dzieje znów napiera na więzy. Krew jest blisko, tak cholernie blisko. Silna, pyszna krew. Chodź do mnie kochana. Będzie ci ze mną dobrze - dobrze, tak dobrze - gardło zaczyna pękać.

Słyszy czyjś głos, ale tylko ją ogłusza. Na szczęście tuż za nim na języku pojawia się kropla, ciepła gęsta, a za nią kolejna. Zamiera nieruchomo na więzach. Nie chce by choćby odrobinka się zmarnowała. Czuje jak ciecz wypełnia ją, jak ból zastąpiony zostaje niesamowitym ciepłem. Rozpoznaje tą ciecz, to ciepło. Zaczyna wyginać się w stronę jego źródła.

Wszystko jest tak niesamowicie ciepłe, bliskie, przyjemne, tak bardzo gorące. Jest jej gorąco ale chce więcej. Troszkę jak najsoczystszy owoc… najpiękniejsze znalezisko… Czuje jak jej świadomość zaczyna wypierać tą przyjemność. Znów wydaje z siebie jęk… jeszcze nie.. zostań.
 
Aiko jest offline