Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2016, 11:38   #252
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Uzbrojona w swój miecz Sakura, podążała w kierunku “niedźwiedzi” ze zwinnością i lekkością dorównującej Maruiken.
Jej miecz przecinał strugi pajęczyny na pół gładko, tak że niewielkie pasemka tej substancji przylepiały się do kimona. Błyskawicznie dotarła do pierwszej z bestii ślizgiem na pupie kończąc swój ślizg i gwałtownym, acz płynnym cięciem uśmiercając potwora. Jej skuteczność… była wręcz nieludzka.





Wilk mógł jedynie ściągać na siebie uwagę, w ten sposób pomagając zabójczyni o różowych włosach. Potworów było zbyt wiele, by sam mężczyzna miał z nimi szanse. Toteż ograniczał się do pozorowanych ataków na yōkai próbujące osaczyć Sakurę.

-Aż miło popatrzeć, ne? Sakura i.. Wilk są bardzo utalentowanymi łowcami.. - było coś takiego w sposobie wypowiedzenia przez Leiko przezwiska jednookiego łowcy, co mogło zaniepokoić Kogucika bardziej niż każda ilość pajęczych bestii atakująca ich grupkę. Ta subtelna.. miękkość, nuta wyraźna w jej głosie niczym krzyk dla gorącokrwistego młodziana, choć jemu zapewne mogło wystarczyć samo wspomnienie przez nią o innym mężczyźnie. Ale przecież był Kirisu Płomieniem, jedynym i wyjątkowym, ku któremu wzdychało tak wiele kobiet! Nie było możliwym, aby Wilk stanowił dla niego konkurencję do słodkich krągłości Maruiken.. prawda?

-Miło…- zgodził się z nią młodzian akurat wpatrzony w udo i goły pośladek poruszającej się z morderczą gracją Sakury, której kimono podwinęło się aż za bardzo do góry. Po czym dodał głośno.- Ja… oczywiście też bym tak mógł i włączyłbym się do walki, mordując te potwory, ale… ktoś musi stać przy tobie Leiko-chan, ktoś musi pilnować, by ów potwór… który cię porwał, tego nie zrobił powtórnie.

- Ach...jakże szlachetny i opiekuńczy…
- ciszy ironiczny szept niczym dalekie echo.. głos Sakusei. Pajęczyca miała rację, cała ta wypowiedź Płomienia miała wzbudzić w niej wdzięczność.
Patrz…” -mówił pomiędzy wierszami.- “Patrz. Ja też mógłbym zdobywać sławę zabijając potwory, ale nie czynię tego, bo jesteś dla mnie najważniejsza i troska o ciebie trzyma mnie przy tobie. Gdyby nie ona, już bym tam niszczył te potwory… lepiej od tej parki.
Kirisu zauważył ów akcent w jej wypowiedzi i wzbudziła w nim zazdrość, ale zamiast beztrosko ruszyć do boju młody łowca przypomniał jej, że jest jej obrońcą, że pilnuje właśnie jej bezpieczeństwa. Nie mnicha, nie pozostałych dwóch łowców… ale jej właśnie.

A to.. to było rzeczywiście miłe. Zadziwiające i wzruszające także. Leiko wiedziała, że tamtą nocą uniesień w Nagoi zyskała sobie oddanie Kogucika, lecz zawsze postrzegała go za gorącokrwistego i lekkomyślnego, na ślepo wręcz pędzącego ku niebezpieczeństwu, aby tylko zyskać jak najwięcej w oczach nadobnych przedstawicielek płci przeciwnej. Jednak okazywało się, że miał on i swoją troskliwą stronę, nawet.. nawet jeśli i tym sposobem pragnął tylko dostać się pod kimono łowczyni. Łobuz jeden.
Spoglądając na niego, na te włosy rozczochrane od spania na ziemi i oczy błyszczące od niezachwianej pewności siebie, kobieta uśmiechnęła się ciepło. Może mała miko miała rację przyprowadzając ich akurat do tej grupki. Płomyczek mógł powalić na swej drodze każdego mnicha, samuraja i demona, aby tylko wyrwać z pułapki swą Leiko-chan.

-Hai, hai. Mógłbyś – mruknęła bez choćby cienia wątpliwość co do umiejętności swego partnera, chociaż zaraz ciężkie tchnienie wyrwało się jej z piersi -Dlatego tak bardzo przygnębia mnie sama myśl, że gdyby nie ja, to sam już dawno rozprawiłbyś się z tymi poczwarami i nawet ich pajęczą królową, ne? A tymczasem pozostaje nam jedynie czekać, któż wie jak długo im zajmie upolowanie tych wszystkich bestii bez Twojej pomocy..
Obecnie nie sprawiała wrażenia nazbyt przerażonej obecności słodkich pociech Sakusei. Bo i czyż miała ku temu powód? Wszak chronił ją Płomień, z nim u swego boku nie musiała się o nic martwić.

Sięgnęła ręką ku niemu i dłonią najpierw zmysłowym ruchem przesunęła po jego przedramieniu okrytym rękawem odzienia, a potem ścisnęła lekko palcami, czując ukryte pod skórą mięśnie. Nie była to najbardziej wyuzdana pieszczota, lecz towarzyszący jej skromny szept mógł niejednego mężczyznę przyprawić o szybsze bicie serca. -Czy to źle, że chciałabym szybko wrócić w ciepłe objęcia Twych ramion, Kirisu-kun..?

Wahał się. Nic dziwnego. Kirisu był dumny i pewny swych umiejętności, ale Sakura walczyła. Jednoręka kobieta, która siała spustoszenie wśród bestii. Jednooki Wilk stanowił wyzwanie dla jednego potwora, ale sama łowczyni była związana z walką trzema bestiami próbującymi ją oplątać pajęczyną.
Płomień zdawał sobie sprawę, że przy Sakurze jego popis wypadnie blado. Pewnie już nie raz miał okazję się o tym przekonać. Ale okazja do jego popisu właśnie się zbliżała, bo piąty z yōkai ruszał wprost na trójkę ochroniarzy i Chińczyka. Yashamaru posłał w jego kierunku kunai, oślepiając jedno z oczu bestii.
To jednak nie powstrzymało potwora i Kirisu rzucił się do boju, pędząc z krzykiem bojowym na zranioną bestię.





Pozostawiona samej sobie Leiko zaczęła przejawiać pierwsze oznaki zdenerwowania i napięcia tą pozornie niebezpieczną sytuacją. Z roli uwodzicielki posyłającej żarliwego młodziana do walki, musiała się przeistoczyć w ofiarę niedawnego porwania, o czym ten raczył jej nieświadomie przypomnieć. Nie powinna teraz sprawiać wrażenia nazbyt pewnej siebie.

Rozłożyła parasolkę, ten niby zaledwie kobiecy bibelocik, którego zabójczo ostry szpic błysnął w ciemnościach nocy, a potem zbliżyła się do Chińczyka. Strategicznie było to najlepsze miejsce dla przykładnej, lecz drżącej ze strachu łowczyni. Chroniąc mnicha, jednocześnie była także chroniona przez jego dwóch strażników, kiedy jej osobisty kogucik wojował nieopodal.

Bestie ryknęły nagle informując o swym przybyciu. Błąd taktyczny. Potwory pojawiły się zaskakując trójkę obrońców chińczyka i ruszyły w kierunku swej ofiary.

Jimushi mamrocząc pod nosem błyskawicznie sięgnął po jeden ze swych jadeitowych amuletów wyciągając dłoń z nim w kierunku bestii i krusząc go. Co sprawiło że niedźwiedzi yōkai został pochwycony i uwięziony przez jadeitową dłoń wynurzającą się z ziemi. Bestia została uwięziona i pewnie mnich byłby w stanie go zmiażdżyć tą pięścią. Jednakże nie zdążył tego uczynić, bo drugi “niedźwiedź” obezwładnił go strugą pajęczyn, które oplątały Jimushiego. Łączyły one mnicha z bestią i ta pociągnęła za nie powalając strażnika chińczyka na ziemię. Na szczęście nie wyrwało to drugiej bestii z jadeitowego więzienia.

Yashamaru stanął pomiędzy Chińczykiem, a bestią szykując się do wyjęcia kilkunastu małych kuleczek którymi cisnął w kierunku yōkai. Te uderzywszy o pysk potwora wybuchły silnym blaskiem. Sprytne. Mając tyle oczu pajęczy potwór okazał się wrażliwy na jasne światło.
-Maruiken-san zaatakuj bestię z drugiej strony!- jej dawny towarzysz krzyknął do niej, widząc jak porażony wybuchem potwór miota się na oślep wyraźnie spanikowany.

Prawie jak za dawnych czasów.. „ -pomyślała Maruiken, ale również szybko skarciła się za takie głupstwa. Dzieciątka Sakusei okazywały się mało użyteczne w jej planie, zbyt łatwo dawały się odeprzeć łowcom, aby ona mogła bez podejrzeń zbliżyć się do Chińczyka. A ten przecież był już tutaj obok, wystarczyło tylko wyciągnąć ku niemu rękę, palcem musnąć ubranie, aby kryształowy pajączek mógł przejść niezauważony..
Ale nie teraz, to jeszcze nie był odpowiedni moment. Cierpliwości Leiko.

-Hai – odparła tylko krótko, a wyciągnięte zza obi wakizashi zastąpiło w jej dłoni złożoną parasolkę. Zwinnie oraz z lekkością, dzięki której trawa tylko delikatnie poruszała się pod jej stopami, kobieta wyminęła najpierw Yashamaru, spętanego pajęczyną Jimushiego, aż w końcu i samą oślepioną bestię. Stalowe ostrze zamigotało swym chłodnym, bladym blaskiem, gdy płynnym ruchem cięła nim przez tylne nogi potwora, aby ograniczyć mu możliwość odwinięcia się w ataku. Pajęcza Pani będzie musiała jej wybaczyć śmierć jednej ze swoich pociech.

Leiko była tylko drobną i zwinną kobietą. Siła nigdy nie należała do jej atrybutów. A nogi bestii, były niczym pieńki małych drzew. Zaatakowała szybko i błyskawicznie w nadziei na jedynie bolesne zranienie potwora i rozproszenie jego uwagi. Ostrze rozjarzyło się lekko? A może to było tylko złudzenie… dzwoneczek na pewno zadzwonił delikatnie. A ostrze jej wakizashi, czyżby… chybiło? Musiało chybić, wszak nie poczuła żadnego oporu podczas cięcia. Zupełnie jakby przecięła powietrze. Co za paskudny blamaż i to na oczach Yashamaru. Jednak nie przerwała swego ruchu z tego powodu, płynnie przebiegając dalej i obracając się w miejscu, by stawić czoło zagrożeniu i… zatrzymać się niemym głupim osłupieniu, godnym nowicjuszki. Wpatrywała się bowiem w swoje dzieło wyraźnie zaskoczona.

Czy to… było możliwe?
Jedna z tylnych łap bestii była prawie odrąbana trzymając się na skrawku skóry i mięśni. Stwór już się otrząsnął z oślepienia, ale teraz kulejąc próbował się obrócić w jej kierunku. A ona się gapiła.
Bowiem była drobną zwinną kobietą z krótkim mieczykiem., mimo to jej cięcie było godne samuraja używającego no-dachi. Ten cios nie byłby możliwy zwykłym wakizashi, nawet gdyby była tak silna jak Kunashi-san. Jej skarb znowu odsłonił swoją niezwykłość.
Czy ktoś zwrócił na to uwagę? Czy komuś zdało się to podejrzanym? Miała nadzieję, że wszyscy byli nazbyt zajęci swymi bojami, do czasu przynajmniej, aż ona sama zrozumie prawdziwą naturę swego cennego wakizashi. Skusiło ją ku sobie swym pięknem i tajemniczością, ale powoli odsłaniało coraz więcej ze swych sekretów..

Na krótko podłapała spojrzenie swego dawnego partnera, który ruszył na okaleczoną bestię, by swoim orężem zadać jej śmiertelny cios. Leiko pośpiesznie zmieniła niepewność w swych oczach, w coś o wiele bardziej mu znanego – krnąbrność pobłyskującą w jej złocistych tęczówkach. Może nie świadczącej tak bardzo o wyższości własnych talentów jak za czasów młodzieńczych, ale i teraz zdawała się mówić żartobliwie: „Twoja słodka i delikatna Koneko-chan?”.

Idąc w stronę Jimushiego, łowczyni końcówką ostrza przerwała nić pajęczyny łączącą go jeszcze z bestią. Potem na wszelki wypadek zmieniła swe wakizashi, aby przypadkiem nie rozciąć biednego mnicha wpół. Zapewne i w jego przypadku nie poczułaby choćby odrobiny oporu. Kucając przy nim zaczęła przecinać kolejne fragmenty pętającej go sieci. Ale z pajęczyną zwykły oręż okazywał sobie radzić kiepsko. Lepką sieć ciężko się przecinało, niemniej powoli oswobadzała z pajęczyn mnicha. Powoli kruszył się też jadeit z którego składała się dłoń trzymająca uwięzionego potwora.

Walka z pajęczyną okazywała się być dla Leiko cięższa niż ta z samą bestią. Podkreślały to okazyjne syki padające z jej ust oraz brwi marszczące się za każdym razem, gdy nici przyklejały się do jej palców lub ostrza. Długo to trwało, ślamazarnie, co.. mogło być odrobinę jej winą, której wcale nie było zbyt śpieszno do uwolnienia mnicha o tak potężnej mocy. Za bardzo mógł się napaskudzić w planie, zbyt łatwo pozbyć się tego potwora, którego powolne uwalnianie się z kryształu obserwowała kątem oka. Potrzebowała jeszcze więcej zamieszania, aby łowcy mogli się popisać w obronie Chińczyka, a i ona.. również, choć miał to być popis jakże odmiennego rodzaju.

Walka trwała wokół, Sakura w końcu zamaszystym pionowym ciosem rozrąbała pośrodku łeb jednego stwora, także i Kirisu z pomocą Wilka ubił kolejnego. Choć w w sumie było na odwrót. To Płomień przygwoździł kark bestii za pomocą jūmonji-yari, a samuraj szybko go ściął. Niemniej to zwycięstwo należało się bardziej kogucikowi. Yashamaru zaś nie dysponując żadną włócznią, uderzał tak by zostawiać głębokie rany i wykrwawić bestię. Żmudna taktyka, ale krótki szeroki miecz jakim się posługiwał nie pozwalał na dosięgnięcie plugawego serca bestii, atak na głowę był za ryzykowny. Drugi potwór zdołał się w końcu wyślizgnąć z uścisku jadeitowej dłoni. Zwłoka Leiko przy rozcinaniu pajęczych więzów drogo drużynę kosztowała. Kirisu z Wilkiem byli zbyt daleko, by pospieszyć Chińczykowi na ratunek o Sakurze nie wspominając.

Nareszcie! Ostatnie pajęcze wiązania ustąpiły pod ostrzem, pozwalając mnichowi powrócić do walki, a Leiko spojrzeć w kierunku Chińczyka i bestii. Znów syknięcie ciężkie od rozgoryczenia wymknęło się spomiędzy jej warg, choć w duszy jak najbardziej cieszyła się zaistniałą sytuację. Biedaczek był pozostawiony sam sobie, nie mógł mieć szans przeciwko temu potworowi, a chociaż myśl o zostawieniu go na pastwę tych pazurów i kłów była niezwykle kusząca, to ktoś potem mógłby jej zarzucić zwlekanie z rzuceniem się na pomoc. A przecież tak samo jak oni była łowczynią, dla której ważne było bezpieczeństwo Chińczyka, ne?

Podniosła się pozostawiając uwolnionego Jimushiego samemu sobie, po czym jak drapieżnik skupiony na swym polowaniu, pognała w kierunku swego celu. Po drodze znów rozłożyła szeroko parasolkę, aby po dopadnięciu do mnicha osłonić ich dwoje przed atakiem uroczego dzieciątka Sakusei. Wykorzystała także okazję, aby pochwycić go za ramię i zaciągnąć bardziej za rozciągnięty materiał swej broni, kiedy w jej mniemaniu jeszcze za bardzo był wystawiony na jad.

-Kirisu-kun! -zakrzyknęła ostro, szukając pomocy i dając Kogucikowi możliwość do wykazania się przed nią, swą partnerką będącą w opresji. Ona zaś w tym czasie celowała szpicem swej parasolki w stronę jednego z oczu bestii.
Chińczyk jak na ofiarę ataku zachowywał się spokojniej. Gwałtownym ruchem sięgnął za siebie, pod płaszcz.






Błyskawicznie wyciągnął miecz wykuty z… Maruiken nie rozpoznawała stopu, co było niepokojące. Napotkała już miecze naznaczone magią. I nie zdziwiłaby się gdyby ten oręż był równie magiczny. Postawa mnicha świadczyła, że jest obyty ze sztuką walki. Nie dziwiło to łowczyni, wszak widziała już jednego w akcji. Leiko była szybsza od szarżującego potwora i znalazła się pomiędzy nim a Chińczykiem dysząc głośno. To wyzwanie okazało się nawet dla utalentowanej kunoichi, ciężkim testem.

Uderzenie łap powinno rozerwać delikatny materiał parasolki, lecz nie zdołała. Mały bibelocik Maruiken wytrzymał impet uderzenia. Ale sama łowczyni już nie… w porównaniu z innymi przeciwnikami to Leiko musiała się zmierzyć z samczą dziką siłą. I przegrywała. Niedźwiedzi oni uderzeniem łap wytrącił jej parasolkę z trzymanej dłoni, zanim zdążyła użyć ukrytego w niej mechanizmu. A Kirisu, jak zauważyła kątem oka, był ciągle za daleko!

Za to trzymany jedną jej ręką mnich był blisko. Jego miecz ciśnięty z impetem wbił się w jedno z oczu potwora na moment hamując jego zapędy i wywołując ból. Po czym błyskawicznie wyrwał się z rany, by z nów wskoczyć w dłoń swego pana. Magia? Nie. Będąc blisko niego łowczyni, dostrzegła trudną do zauważenia wąską linkę łączącą rękojeść z szatą ochranianego Chińczka. Podstępne sztuczki należały do ich arsenału.

Maruiken potrafiła docenić użyteczne sztuczki, w szczególności kiedy używane były przez jej wrogów. Zarówno ona, jak i jej siostrzyczki używały chińskich pomysłów jako co poniektórych ze swych broni, a i ta tutaj okazywała się intrygująca. Być może sama powinna jej spróbować któregoś dnia...
W takiej sytuacji można było odnieść wrażenie, jakby to Leiko była ofiarą potrzebującą ochrony, a Chińczyk jej strażnikiem. Jakaż niedorzeczność!
Ale to nie było teraz ważne. W tym konkretnym momencie nie liczył się dla nie ani pajęczy potwór, ani zadziwiający brak Kogucika u swego boku, ani reszta łowców rozrzucona po całym ich obozowisku, ani nawet parasolka bezwładnie leżąca na ziemi. Była tylko ona, mnich i to śliczne maleństwo ostrzące sobie na niego kiełki.

Idź malutki, zrób swoje.. Zabij. „ -posłała swą troskliwą myśl do pajączka kryjącego się pod jej kimonem.
Poczuła jak się przemieszcza pod jej rękawem kimona, jak jego odnóża muskają jej skórę w szybkim biegu. Zobaczyła jak przeskakuje po jej i wskakuje na ramię mnicha, by szybko zniknąć w fałdach jego stroju.
Cofnęła potem rękę, aby znów pochwycić nią za wakizashi, które co dopiero wszak okazało się być tak skuteczne przeciwko tym pociechom Sakusei. Krew także zawrzała w jej żyłach rozbudzając drzemiącą w kobiecie bestię, jak zwykła ona niechętnie myśleć o swym piętnie. Tak jak wcześniej Yashamaru swymi kulkami, tak samo teraz ona samym spojrzeniem planowała oślepić przeciwnika blaskiem uśmiechów Amaterasu.

Zadziałało. Oślepiony potwór trysnął na oślep szeroką strugą pajęczyny i uniósł się na tylnych łapach, by szerokimi zamachami pazurów zabić złapane w pajęczynę ofiary. Czyli oplątanego mnicha, którego Maruiken popchnęła odruchowo na ziemię, by ochronić go przed trafieniem. Sama łowczyni bowiem uniknęła tego losu, odskakując odruchowo w bok.

-Iye, iye.. - mruknęła Leiko, karcącym tonem głosu ukazując swe niezadowolenie wobec karygodnego zachowania bestii. A sama, chociaż uzbrojona w swą nienaturalnie potężną broń, oddychała niespokojnie i drżała lekko na ciele. Gdzie bycie przynętą i delikatnym kwiatkiem? Gdzie ukrywanie się w cieniach, aby zadać zabójczo precyzyjny cios? Gdzie jej wszyscy yojimbo mogący oddać swe życia za jej własne? To uganianie się, atakowanie i pomaganie innym zdecydowanie ją zmęczyło, bo i nie do takich potyczek została wytrenowana. Nie była wszak samurajem, ani różowowłosym postrachem demonów.
Jednak co dopiero odkryta moc swego cennego wakizashi grała na jej korzyść, więc ostrze śpiewając znów przecięło powietrze. Bo jeśli tamtej bestii z taką łatwością ucięła nogę, to co mogło się wydarzyć z głową tej tutaj, ne?

Miała szansę, miała okazję - zaatakowała. I nagle ból.
Machająca na oślep bestia pazurami rozorała jej bark oraz policzek, głęboko i boleśnie. Nowy oręż w arsenale łowczyni dosięgnął krtani potwora rozrywając ją. Wystarczyło to, aby go zabić. Leiko gładko obróciła się mimo bólu jaki czuła, mimo zmasakrowanej lewej strony szczęki, mimo krwawiącego mocno barku. Opadające strzępy kimona odsłoniły jej ramię i nieco piersi. W innym przypadku kuszące, teraz makabryczne. Pazury niedźwiedzia rozorały ciało łowczyni aż do kości. Ból był straszliwy, ale równie silna była ekstaza. Maruiken łapczywie chłonęła okiem energię umierającej bestii, czując jak jej rany błyskawicznie się goją i zrastają. Zmęczenie mijało szybko, czuła jak gwałtownie nabiera oddechu w piersi delektując się całą tą energią.

Nie wyobrażała sobie, aby kiedykolwiek mogła się przyzwyczaić do tego obrzydliwego uczucia zasklepiających się ran i zrastającej skóry. Leczenie małych draśnięć energią demonów nie było aż tak dotkliwe, ale takie otarcie się o śmierć jak teraz... nie, to wcale nie było przyjemne.
Krew, krew. Czuła ją na swej skórze, jej lepkość pod swymi palcami i słodkawy posmak w ustach.






Ta mieszanina przeszywającego jej ciało bólu oraz ekstazy wypełniającej duszę była przerażająca, obezwładniająca wręcz. Nie wiedziała co się działo naokoło niej. Była tylko ona i te dwie, nierozerwalnie związane ze sobą uczucia pulsujące pod skórą. Sprawiały, że kręciło jej się w głowie, a niemoc wobec tej swojej niezrozumiałej reakcji wpychała jej krzyk w usta. Iye, skowyt cierpiącego zwierzęcia.

Ale to tylko cichy jęk jej się wyrwał, kiedy w oszołomieniu opadła na kolana, tak samo zakrwawione jak i cała reszta łowczyni. Oh, zmęczenie powitałaby z szeroko otwartymi ramionami. Ale teraz to echo cierpienia i upojenia zabitą bestią szumiało jej w uszach, przyprawiało jej serce o gwałtownie bicie, a piersi o unoszenie się w szybkim oddechu. Ta, która ciało swe znała na wskroś, każdym jego ruchem potrafiąc manipulować do najmniejszego szczegółu, w tym momencie stała się niewolnikiem własnej słabości. Bezbronna, skulona i drżąca.


Bogowie, to zbyt dużo...
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem