Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2016, 15:46   #11
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Elin wyprostowała się dumnie czując spojrzenia wszystkich i twarz wygładziła.
- Jarl pragnął odpowiedzi jak uchronić nas wszystkich przed czcicielami Syna Maryi - zaczęła spokojnym tonem. - To on jest ptakiem, o którym usłyszeliście z mych ust. Chrześcijany sprowadzą na nasze ziemię niezgodę, nieurodzaj i zarazę. Bogom naszym musimy zawierzyć! Stare zwyczaje wskrzesić. Więcej ofiar składać. Słyszeliście sami. Ołtarze znów krwią mają spłynąć! Trzeba więcej świątyń pobudować i zadbać o stare. - Uważnie jedynym okiem spojrzała po zgromadzonych. - W kraju Severów jest wielka świątynia, do której co dziewięć wiosen przybywają wszyscy i oddają po dziewięcioro męskich przedstawicieli z dziewięciu rodzajów chodzących po ziemi. Bogom takie ofiary miłe. Pomyślcie o tym. To nie wszystko jednak. Trzeba nam zgody, należy skończyć z wewnętrznymi waściami i pazernym spoglądaniem na sąsiada. Razem musimy w tym wszystkim być. Razem z naszymi Bogami. A wtedy szanse mamy. - Skinęła głową dając znać iż skończyła i stanęła ponownie przy boku Agvindura.
Jedynie rzutem oka skald zareagował na słowa Gudrunn omiatając wielką sylwetkę Grima i przygarbioną Chlotchild. Skupiał się na przemowie Elin marszcząc lekko brwi. Wskazanie powodów wszelkiego zła nawiedzającego Danię w wierze w Pazernego jaka zakradała się na te ziemie, wskazanie potrzeby hołubienia starym bogom, zakopanie sporów aby ramię w ramię stanąć przeciw zagrożeniu z południa, ofiary dla Asów i Vanów - wszystko to było miodem na uszy Freyvinda. A jednak coś nie pasowało mu w tym. Milczał.
Pogrobiec natomiast z żywym, jeśli niezdrowym zainteresowaniem baczył volvę. Słuchał jej interpretacji uważnie, jak gdyby koniec końców, mimo iż bez poruszenia przyjął wystąpienie wieszczenia, przysłuchiwał się interpretacji Widzenia uważnie… oceniając je. Myśląc.
Być może porównując z własnymi przemyśleniami, jak ktoś, komu dane było w przeszłości wiele takich osobiście usłyszeć. Nie uczynił nic, co mogło by przerwać okaleczonej umarłej w choćby jednym słowie.
Słowa volvy z jednej strony tłum uspokoiły, z drugiej jednak wywołały poruszenie. Każdy z obecnych gotów był do spełnienia słów proroctwa, każdy dokładać się chciał czy to pracą czy ofiarą czy też siłą zbrojną do wzmacniania wiary w bogów. Padły słowa o vikingu, by chrześcijanom żelazem do rozumu przemówić.
Ødger również milczał, jakby słowa Elin głębiej kontemplując i od czasu do czasu Volunda muskając spojrzeniem.

Agvindur w końcu dłoń uniósł by tumult i wrzawę uciszyć:
- Wolę bogowie przekazali. Nam czynić podle niej. Rozkazy rano wydam - zwrócił się do hirdmanów - tym co ich jeszcze nie usłyszeli. Póki co, bawcie się i pijcie ku chwale Odyna! - usiadł na ławie, blisko ludzi swych i jedną z niewolnych na kolano wziął. Z halli popłynęły toasty, któryś z mężczyzn zaintonował:
Skål for ham af hvem vi fik
Denne mageløse drik!
Her i glædens øjeblik,
Værtens skål vi tømme vil med skik!



Zaśpiewowi wkrótce towarzyszyły krzyki, piski i radosne rżenie gości i służby, przerywane poszczekiwaniem i skomleniem psów czekających na ochłapy…





Freyvind, Agvindur
- Długo może potrwać wyśledzenie i złapanie tego, kto w Aros zamęt uczynił - Skald odpowiedział jarlowi ostrożnie. - Zejść się nad tym może więcej niźli nam się zdaje. - Spojrzał na Agvindura uważniej. - Poczekasz aż wrócę by z pomiotem ukrzyżowanego i doradcami Eryka cisnącymi mu truciznę w uszy w Hedeby się rozprawić?
- Freyvindzie… jeśli w Aros podziało się źle, chcę byś władzę tam objął. Hedeby się nie zajmuj teraz i niech Cię ono nie trapi. Zajmij się Aros. Dam Ci kilku ludzi byś sam jeden z Volundem nie szedł. Po drodze skrzyknij swoich -
Agvindur tłumaczył tonem jakowy często przybierał nauczając młodego Lenartssona.
- Ja? W Aros? Władzę? - Freyvind był zaskoczony. - Ja… - urwał nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Z jednej strony ciagnęło go do Hedeby, z drugiej własna domena w miejsce Einara. Jakże to kusiło.
- Mam nadzieję, że Einar żyw - odrzekł jarlowi Ribe. - Wiesz jak człowieka omotać by nijak mu szło podążyć inną drogą niźli twe plany - mruknął.
- Ja też. Ale pod rozwagę brać mi trzeba, że bogowie odwrócili od niego swe oblicza. Aros zbyt cenne, zbyt ważne, by je utracić. Chwałą okryje się ten, kto je ku chwale powiedzie, a jego imię po wieki będzie pamiętane - jarl mówił niemalże oschle, bez zadęcia, a jego wzrok na wylot świdrował młodszego wampira. - Nie znam nikogo innego, komu bym powierzyć chciał to zadanie bardziej, Freyvindzie.
- Będzie wedle Twej woli - zgodził się skald umiejętnie sterowany przez jarla Ribe. Odwołania do sławy i władzy… Agvindur rozgrywał Freyvinda jak dziecko. - Będę chciał pomówić z tym co zamknięty w jednej z chat jest, a który wieści z północy przywiózł.
Agvindur skinął głową.
- Choćby zaraz. - Raz jeszcze ramię Lenartssona ścisnął. - Sługi Cię poprowadzą. - Wydawał się nieco spokojniejszy, jakby mu zgoda Freyvinda ulgę jakowąś przyniosła.
- Przed świtem pójdę, pożywić bym się chciał i gościny podczas biesiady jeszcze przedniej zaznać, skoro znów długa droga przede mną.
- Niech będzie i tak -
zgodził się Agvindur. - Baw się, nad ranem będzie na Cię czekał Eggnir by poprowadzić do przybocznego Einara.
Skald kiwnął tylko głową kierując się zaraz w kąt sali, gdzie siedziały służebne gotowe służyć gościom jarla napełnianiem rogów piwem miodem...
Frey jednak nie celował aktualnie w takie napoje.
Idąc ku nim szedł na polowanie.





Elin, Ljubow
Wieszczka ciągle rozmyślała nad widzianym mężczyzną pod powieką. Kim był? Czy to sam Odyn skoro zabrał jej oko? I czemuż to spoglądał na nią tak, jakby więcej pragnął zabrać? Czyżby miała być jedną z kolejnych ofiar dla niego? Wzdrygnęła się lekko i przytomniej spojrzała na służkę, gdyż odezwała się w znanej jej mowie.
- Chybam Odyna widziała… - odrzekła w końcu.
- Odyna? Czemu tak myślisz? - spytała Ljubow.
- Bo oko mi zabrał… Któż inny mógłby to być?
- Strzybog -
mruknęła cicho Ljubow upewniając się, że rana po oku dobrze opatrzona.
- A któż to?
- Bóg wiatrów. Nasz, rodzimy. Różnie go zwą. Ale w zależności od tego skądże wieje, bywa czasem i jednooki. Bo ciemność ze sobą niesie i zawieruchy.
- Cóżby na naszej ziemi robił? I czemużby chciał czegoś ode mnie? Bo ten któregom widziałam chciał więcej zabrać. Widać, to było w oczach jego…
- Czemu by Odyn chciał więcej zabierać? Skoroś jego córa, nie winien Cię chronić? -
Ljubow mówiła z zaśpiewem, nadającym jej słowom wrażenia lekkości i jakby wesołości, choć sama kobieta wesoła nie była. Spoglądała z niepokojem na Elin.
- Może Walkyrią mam zostać… - Wieszczka jeno ust kącikami się uśmiechnęła. - Ale dobrze prawisz, to Odyn być nie może… Musi być to ostrzeżenie przed tym mężem.
- Cóż uczynić zamierzasz? -
Ljubow zaczęła zbierać swe przybory. - Odpocznij zanim cokolwiek postanowisz.
- Będę ostrożna. Dziękuję. -
Uśmiechnęła się do służki.





Elin, Agvindur
Po opatrzeniu Elin rozejrzała się za jarlem i gdy była chwila, że nie rozmawiał z którymś z gości podeszła do niego.
- Co teraz planujecie? - zapytała cicho.
- Teraz? - Spojrzał na Wiedzącą. - Chcę ludzi wybrać by posłać ich z Freyvindem i Volundem. Ciężki wybór, bo wszyscy godni i wszyscy chętni. Do zemsty chętni przede wszystkim…
- Może zatem na los się zdać, jeśli wszyscy godni i chętni? Imiona na drewienkach wypisać i losować? -
zaproponowała.
- Nie tym razem. Tym razem muszę planowo wybrać. - Spojrzał na Elin z uśmiechem. - Los już dzisiejszej nocy dość kusiliśmy.
Skinęłą głową lekko.
- Wybierzcie zatem spokojniejszych by przeważyli gorącą głowę brata Twego - odrzekła przypominając sobie co ujrzała w myślach Freya. - Ciężko mu będzie się od Hedeby z daleka trzymać.
Agvindur skrzywił się:
- Będzie musiał się być może trzymać z dala dłużej. Wszystko zależne od wyników wyprawy. Jeśli Einar nadal żyw - urwał - może się okazać, że do Hedeby szybko ruszy. Jeśli nie - wyjaśniał z rogu popijając leniwie - wolą moją jest by w Aros na dłużej pozostał.
Dłoń wyciągnęła by dotknąć jarla ramienia, gdy urwał na chwilę łącząc się z bólem jego.
- Możemy ofiarę jutro za dobre wieści złożyć… - powiedziała nieśmiało.
- Możemy… - powiedział nieco zamyślony po czym nagle rozchmurzył się i z uśmiechem spojrzał na volvę - ...nie martw się aż tak. Jeśli powodzenie sądzone, to i tak je uzyskamy. Jeśli nie, szkoda niepokoju. Uczta trwa a u Ciebie mars na twarzy. Czemuż się nie bawisz?
Uśmiechnęła się lekko.
- Wizja silna była, otrząsnąć z niej muszę się jeszcze, by w pełni z uczty korzystać. - Skinęła głową lekko. - Nie będę od gości odciągać. - Posłała mu kolejny delikatny uśmiech i ruszyła ku swemu siedzisku.
Za niedługą chwilę podeszła do niej jedna ze służących by podać nieco krwi utoczonej do niewielkiego rogowego kubeczka.
- Jarl kazał podać byś do sił szybko wracała. - rzekła podając naczynie.
- Dziękuję. - Odparła dziewczynie i szukając wzrokiem Agvindura kubeczek do ust uniosła. Gdy chwyciła spojrzenie jego skinęła głową i toast spełniła.





Volund, Agvindur
Volund połykał słowa jarla równie chciwie oczyma co uszami, dając mu niepodzielną uwagę, jak zawsze mówiąc z nim w pełni wybudzony, z dala od swego śnienia przez jawę.
- Twa wola jest mi jasna. Sam bym chciał zadośćuczynić, gdyby mię ktoś coś takiego uczynił. - odparł ze zrozumieniem Pogrobiec.
- Jednaż jedynie rzecz, jarlu… - powiedział pewnie, jak gdyby wiedząc, że jarl nie chce słyszeć żadnych niejasnych rzeczy powstrzymał wszelkie wahanie w głosie - Walczę dla tego, dla kogo wybiorę i zaszczyt mi czynisz, pozwalając, bym działał w twym imieniu. Lecz słyszałeś, że nie należałem do hird Ogniego. - powiedział, jak gdyby zdanie to dawało jasno znać również o woli Volunda odnośnie natury jego służby jarlowi.
- Nie liczę Cię jako mego przybocznego. Wszystkich innych winnych, jeśli takowi się znajdą, dostaniesz jako trybut dla swej roli i jako opłatę za swą pomoc. - Agvindur spojrzał wprost w oczy Volunda. W spojrzeniu wyczytać się dała stanowczość i brutalność jego bestii. - Boś taką brał od inszych.
Na to Pogrobiec skinął jedynie głową i uniósł głowę w geście cichej afirmacji i zadowolenia.
- Nie miej zatem wątpliwości… odnajdę winnego, lub samego potomka twego.
Agvindur ramię wyciągnął do uścisku i umowy przypięczetowania. Volund jednak wzrok obniżył, rozglądając się wokół po stołach i ławach. Wydawać się mogło bez szacunku zostawił jarla na chwil kilka gdy przechodził się wzdłuż stołu aż był odnalazł nóż do mięsiwa prawie jak sztylet ostry i długi i z nożem był do jarla powrócił. Wyciągnął rękę przed siebie, rękaw jednym ruchem podwinąwszy, szybkim i bardzo wprawnym ruchem naciął przegub, aż krew jego pobroczyła i na podłogę kapać poczęła.
- Krew moja w hali twej wylana, że zabójcę potomka twego albo jego samego odnajdę.
- I do mnie sprowadzisz -
Agvindur dodał by uściślić warunek przyrzeczenia.
Nastała bardzo krótka chwila ciszy.
Oczy Pogrobca były jak gdyby mgłą zaszły, gdy delikatnie głowa chyliła mu się na bok, gdy patrzył w nicość pogrążony w myślach, jak ktoś kto honor wysoko ceni i siebie i trudy świata zna… i bardzo niechętnie pierwszym wobec drugiego szafuje.
Zwłaszcza spodziewając się trudności. Wczas ten był jak znów we śnie, daleko, jak w pogłoskach o nim samym i jego żądzy śmierci, czy lekceważeniu życia kogokolwiek, kto za wroga jarlów poprzednich mógł uchodzić.
Wreszcie wzrok jego, wciąż jak gdyby nie całkiem tutaj, ku oczom Agvindura powiódł.
- I do ciebie, Agvindurze, jarlu Ribe, żywcem i w najlepszym zdrowiu, jakim dane będzie, jestli tylko możliwym wcale do ciebie sprowadzić będzie: sprowadzę - zakończył bardzo precyzyjnie, choć ewidentnie nie o słowach obietnicy, a o śmierci myślał.




Freyvind, Gudrunn
- Nie Chlotchild, nie będzie potrzebna - skald odpowiedział Frankijce proponującej lirę. Dziewczyna wydęła usteczka ale wciąż korzystając z faktu, że jej nie odesłał przylgnęła do jego boku. Przyglądała się Gudrunn zza ramienia swego pana, który napięcie ciała jej wyczuć mógł. Jawnym było, że nie darzyła przychylnością nieumarłej i jeno z szacunku dla Freyvinda się hamowała.
Zerknął na niebieskooką jakby się zastanawiając.
- O tak, zaśpiewam Ci pieśń, abyś wspomniała mnie - uśmiechnął się - i na szczęście.
Przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad wyborem pieśni.
- Ofiaruję ci pieśń, a ty Fallegaug dasz mi coś w zamian na pomyślność i ku pamięci? - Przekrzywił głowę.
Gangrelka wpatrzona w twarz skalda spojrzeniem chwilę go studiowała by spytać gardłowo:
- Czego Ci brak, Freyu?
- Niczego… -
mruknęła Chlotchild w ramię swego pana.
- Zaiste - potwierdził skald nie odrywając spojrzenia od Gudrunn. - Nie wyglądam nadmiernie niczego. Sama zdecyduj jakim darem zechcesz mnie obdarować. - Uśmiechnął się mrużąc oczy.
Chlo paluszkami skubiąc rękaw koszuli Lenartssona, terytorium swe znaczyła. Spojrzenia wbitego w wampirzyce, nie odwracała.
Gudrunn mruknęła:
- Pamietaj com Ci mówiła - rzuciła z uśmiechem w dalszym ciągu ignorując zachowanie Frankijki. Może naumyślnie już teraz? - A co do daru… zobaczę jak Ci pieśń pójdzie i podumam, czyś godzien nagrody. - Uśmiech złośliwości nabrał nieco.
Słowa te Chlo oburzyły tak, że niemalże się zapowietrzyła i krok do przodu postąpiła:
- Pan mój nie ma sobie równych w pieśni składaniu i fachu swym jako skalda - warknęła warkocz długi na plecy dumnie odrzucając i ciskając gromy z oczu w Gudrunn.
- Pamiętam. - Skinął głową szczypiąc “Franke” w tyłek by się uciszyła, ale przelotnym muśnięciem po plecach dając znak, że nie krzyw jest na jej wybuch. - Chyba będę musiał zacząć to o czym mówiłaś w czyn wprowadzać. - Wciąż nie odrywał spojrzenia. - Słuchaj tedy pieśni i dumaj, zali podarek za nią mi dasz czy nie.
Atli sendi ár til Gunnars
kunnan segg at riða, Knéfröðr var sá heitinn;
at görðum kom hann Gjúka ok at Gunnars Höllu,
bekkjum aringreypum ok at bjóri svásum.

Drukku þar dróttmegir, en dyljendr þögðu,
vin i valhöllu, vreiði sásk þeir Húna;
kallaði þá Knéfröðr kaldri röddu,
seggr inn suðræni sat hann á bekk háum (...)
Skald wygłaszał głośnym melodyjnym głosem “Pieśń o Atlim”, którego jednak główną bohaterką była Gudrunn, córka króla Gjukiego i żona legendarnego Sigurda zabójcy smoka Fafnira. W pieśni brała straszną zemstę na Atlim, swym drugim mężu i mordercy jej rodziny.
(...) Eldi gaf hon þá alla, er inni váru
ok frá morði þeira Gunnars komnir váru ór Myrkheimi;
forn timbr fellu, fjarghús ruku,
bær Buðlunga, brunnu ok skjaldmeyjar
inni aldrstamar, hnigu i eld heitan.

Fullrætt er um þetta, ferr engi svá siðan
brúðr i brynju bræðra at hefna;
hon hefir þriggja þjóðkonunga
banorð borit, björt, áðr sylti.
Zakończył zawieszając głos po tym jak w pieśni Gudrun zostawiła trupa Atliego wraz z ciałami wszystkich z jego hirdu w płonącej halli… Po tym gdy nakłoniła go podstępem do jedzenia mięsa swych synów jakich własnoręcznie zabiła i ‘przygotowała’ na wieczerzę.
Przez chwilę cisza panowała w halli. Przebrzmiałe słowa skalda jakby wisiały w powietrzu by powoli rozwiać się. Freyvind jednakoż czuł, wiedział wręcz, że w ludzką pamięć zapadły jako i jego głos, mocny, dźwięczny, uwagi się domagający bez pardonu.
Takoż i w oczach Gangrelki widać było powściągliwy podziw, gdy z krzywym uśmiechem głową lekko skłoniła w podzięce. Wokół gromkie okrzyki:
- Sława!
- Sława, Freyvindowi! Sława skaldowi!

Radosne przepijanie do siebie wzajem, odgłosy walenia w stół, gdy proste słowa “skålsang” popłynęły natychmiast po okrzykach. Chlo dumna stała nieopodal wpatrując się chciwym wzrokiem we Freyvinda lecz już zaraz płomiennowłosy wampir porwał ją na ręce i na stół ustawił pokrzykując coś w mowie franków. Dziewczyna poczerwieniała z zadowolenia, odpowiadając mu coś nieco ciszej.
Uśmiechnięta Gudrunn zaś podeszła do Lenartssona, stanęła blisko, skinęła na niego by się pochylił, co też skald wnet uczynił.
Gudrunn zaś z szyi zdjęła wisior uczyniony z flakonika by namotać go wokół szyi Freya. Przysunęła się bliżej, ocierając nieco jak dzikie zwierze o skalda, by ślad zapachu swego na nim ostawić. Wprost do ucha gardłowym, niskim szeptem powiedziała:
- Używaj z rozwagą… - policzek skalda szorstką dłonią musnęła. - Bywaj, złotousty.
Śledził ją wzrokiem póki nie zniknęła za wrotami.

Odrywając wzrok od wejścia skald zauważył niewinne i zaciekawione spojrzenie "Słoneczka". Dziewczę miało coś w sobie szczególnego, aż chciało się roztrącać ludzi na drodze by podejść odchylić jej głowę wbić kły w szyje i sprawdzić czy krew równie niewinna i słodka w smaku.
Opanował się i uśmiechnął jedynie skłaniając lekko głowę z daleka.
Wprawdzie zaspokoił wcześniej głód, ale zdecydował się przed rozmową z Sigrun pożywić się aby napojem życia wypełnić się.
Aby nie korciło...


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-05-2016 o 16:27.
Leoncoeur jest offline