Zanim cokolwiek zdążyliście zrobić, zza rogu wybiegł dryblas pilnujący ogrodników. Z pewnością zwabiło go nierozważne zachowanie Andre - nerwowy krzyk. Krzyknął w dziwnym języku w stronę swoich "poddanych" po czym zdjął z pleców wielką maczugę z głazem na końcu. Pozostali w mgnieniu oka stanęli za nim i strzelali do was z proc. Kapłanka Afrodyty gdzieś zniknęła. Patras i Medea natychmiast stanęli obok siebie osłaniając kapłanów tarczami. Wielki mężczyzna rzucił się na was z rykiem. Pierwszy cios jego maczugi zszedł po tarczy Spartanina. W wielkiej sile zderzenia tarcza uległa solidnemu wgnieceniu, a maczuga wroga złamała się wpół. Natychmiast wyjął długi, spiżowy miecz i tarczę. W swojego rodzaju bitwie zwarliście się tarczami. Nienaturalnie silny wyspiarz zaczął spychać całą czwórkę w stronę skały. Kapłani, ledwo próbując stawiać opór przeciwnikowi, osłaniali głowy przed gradem kamieni rzucanym przez ogrodników. Spartanin i kapłanka Ateny z całych sił pchali, jednak ich wysiłki ledwo dały się widzieć przy sile kolosalnego mężczyzny. Nic sobie nie robili z kamieni, które odbijały im się od hełmów. W końcu ciężką sytuację poprawiła Medea, stając za Patrasem niczym w falandze, i rażąc wroga dzidą w ramie. Wrzasnął, po czym pchnął mieczem w Spartanina. Szczęśliwie dla was cios chybił, dając wam czas na reakcję (Patras i Medea).
Andre i Malaes mogli się na razie tylko modlić. |