Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2016, 21:55   #9
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Yin rozejrzał się po ścianie lasu, rejestrując rodzaj drzew, możliwość wdrapywania się na nie, rozłożystość gałęzi. Było to ważne przy ewentualnym planowaniu przemieszczania się czy walki. Przywołał obie latarnie i wykonał nimi dokładny skan, zastanawiając się, cóż też może wykazać.

- Lolu - mogłabyś mi powiedzieć, czy widzisz coś intrygującego? I jak shinsu się w tym miejscu zachowuje?

Latarnie wykazały, że właśnie niedawno do lasu weszły dwa stwory, a wskazały nawet więcej - jedna z nich była chodzącym szkieletem i miał wielkość podobną jak człekopodobne istoty, a pewnie jeszcze był podobnie wysoki jak Yin, druga zaś była mniejsza, niewiele większa od Loli, i bardziej... opakowana ciałem. Poza tym tego dnia do lasu udało się siedem innych stworzeń, a ścieżką, na której stali Yin i Lola, przeszło ich zdecydowanie więcej, lecz nie w kierunku kniei. Sam las wyglądał niepozornie, acz w nim shinso tętniło mocniej niż na otwartym terenie. Jakby to gąszcz sam z siebie był magiczny, acz nie posiadał żadnych tajnych przejść, bo i po co, jak można było sobie do niego zwyczajnie wejść.

- Um, jest więcej shinso w tym lesie. Ale poza tym nic nadzwyczajnego w nim nie czuć. Chyba trzeba tam wejść, żeby dowiedzieć się więcej - odpowiedziała dziewczynka.

- Miej się na baczności. Wchodzimy - zakomenderował Yeon-in i wszedł między drzewa.

Latarnie unosiły się po bokach i nieco z przodu, informując latarnika o ewentualnych zagrożeniach. Skupiał się na wykrywaniu koncentracji shinso i poszukiwaniu tropów, które mogłyby zostawić zwierzęta. Przy okazji tworzył w systemie mapę lasu, by móc wieczorem się jej na spokojnie przyjrzeć.

Ruszyli więc naprzód, między stosy wysokich iglaków.
Szlak, którym podążył Yin, był już ubity stopami, łapami, mackami i innego rodzaju kończynami wielu regularnych, w tym też tych, którzy weszli niedługo przed dwójką. Lola dreptała tuż za Yinem, lekko się kuląc i rozglądając się na boki. Latarnie oświetlały okolice podreptanej mieszaniny ziemi, igieł i mchu. Po drodze latarnia wykryła kilka wypalonych zapałek, parę petów oraz parę latających gryzoni podobnych do latających wiewiórek - może byli to regularni, a może były to tylko okoliczne zwierzaki. Póki co droga była prosta, choć częściej szło się pod górę. Lola znalazła 3 duże grzyby. Wszystkie niejadalne dla stworzeń z rasy duetu. Ponadto Yin z pomocą latarni wykrył 1 akumulatorek na shinso - w dobrym stanie, nawet energii miał full. Zapewne ktoś go zgubił podczas eskapady po lesie. Duet odkrył później krzaki z bardzo dużymi jadowicie niebieskimi jagodami - jeśliby chcieli, mogli je spożywać na surowo bez uszczerbku dla zdrowia.

Zwierzęta, jeśli jakieś się kryły, to trzymały się raczej z dala od ścieżki wydreptanej przez regularnych. Tylko parę ptaszków przeleciało nad głową mężczyzny. Gdzieś w oddali zaszeleściły liście. Lola zaś odkryła kopę śnieżku, który uchronił się przed roztopem w cieniu wielkiego pokręconego iglaka. Patrząc na dziury w śniegu - ktoś sobie chyba zrobił śnieżki i kogoś nimi obrzucał, bo resztki po śnieżkach widniały na ścieżce czy rozsmarowały się na pniach pobliskich drzew. Niemniej jedna z latarni wykryła, że nie cały ubytek śniegu skończył w okolicy - część białego opadu ktoś ze sobą zabrał bądź skonsumował. Niemniej ten śnieg mógł być zastanawiający, gdyż po drodze dwójka prawie w ogóle śniegu nie spotkała - teraz właśnie trafili na największe skupisko białego puchu, jak dotąd.

Nagle biały pocisk wyleciał z konarów jednego z drzew, prosto w twarz Yina. Gdyby nie to, że mężczyzna w ostatniej chwili się wychylił, jego wizja pewnie zabarwiłaby się na biało lub - co też możliwe - oberwałby. Za to Lola nie zdążyła zareagować i dostała w głowę kulą śniegu. Krzyk dziewczynki i jej zachybotanie sygnalizowało, że ktoś włożył sporo siły w rzut. Z oczu dziecka pociekły łzy. Jednocześnie ktoś w tym samym drzewie przebiegł po jednej z gałęzi - był chudy jak kościotrup (dosłownie) oraz wysoki. Reszta detali zamazała się w widmie szybkości tego osobnika. Stwór zarechotał z uciechy, wiejąc na następne drzewo.

Spacer po lesie był nawet przyjemny, Yin baterię schował do ATSa, jagodę skosztował i podzielił się z dziewczynką. Zasugerował też, że grzyby te można zostawić w spokoju - po co zrywać coś, co się im nie przyda, a może żyć? Zapałki także ignorował, nie był śmieciarzem.

Śnieg był zastanawiający, jednak Yeon-in nie przejmował się nim zbytnio - nie znał tego poziomu, więc to, że przez dwa dni było ładnie, nie oznaczało, że tydzień wcześniej nie było śnieżycy. Musi o to zapytać jakiegoś tubylca. A potem nastąpił dość komiczny atak - napaść śnieżką. Jednak reakcja dziewczynki, która nie uniknęła pocisku, świadczyła o tym, że jednak sprawa była poważna.

Jedna latarnia zostaje oddelegowana dla Loli i ma ją osłaniać, Yin natomiast wzmacnia sobie zręczność i goni uciekającego, biegnąc ziemią - z pewnością będzie szybszy od dziwnego napastnika. Druga latarnia porusza się wraz z latarnikiem i utrzymuje wizję uciekajacego, by Yin go nie zgubił.

Jeden z sześcianów mężczyzny okrążał Lolę niczym jej wyjątkowo czujny strażnik, a Yin bez wahania udał się w pościg za chudzielcem, który skakał zręcznie po gałęziach jak wiewiórka, mimo iż sam wiewiórką nie był. Bacząc na zręczność gostka, musiał ją podrasować za pomocą shinso, podobnie jak Yin.
Wyścig był iście emocjonujący i zażarty, niczym dwójka szczurów biegnąca do worka pełnego najlepszej jakości żarcia. Ani jeden ani drugi zawodnik tego swoistego nie chciał się poddać. Yin wyrównał swoją pozycję ze szkieletorem, który przez chwilę rechotał, biegając i skacząc po gałęziach, niemniej przestał, kiedy zobaczył Yina.
- Ej! - zaskrzeczał ze złością. - Chcesz się ze mną bić czy uciekniesz przede mną? Polecam. Ci. To. Drugie! - wycedził w przerwach od skakania po gałęziach.

Yin w odpowiedzi rozkazuje latarni zaatakować - blast formation. Ma nadzieję strącić kretyna na ziemię. Potem mówi:

- Po co zaatakowałeś małą? I czego chcesz?

- Au - odparł mało namiętnie, chyba nie zabolało go tak, jak powinno. Na moment, gdy pocisk uderzył w kretyna, zaiskrzyło się i na chwilę ujawniło jego kształt.
[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/bb/c9/11/bbc91143b055736c9b72ede71827dce9.jpg[/media]
Kościotrup z pomarańczową chustą odziany jedynie w brązowe spodenki i wysokie czerwone buty masował prawą rękę, którą chyba chciał odbić pocisk, ale coś mu nie siadło. Pocisk shinso wystrzelony z latarni trafił w gostka, lecz ten wcale nie spadł z drzewa.
Światłość tak szybko się rozproszyła, jak się pojawiła i kostek znów został okryty cieniem gałęzi.
- To miało iść na ciebie, kretynie. Mogłeś się nie ruszać, to by w nią nie trafiło. Co z ciebie za mężczyzna, co nie potrafi obronić małej dziewczynki? - rzucił wyzywająco kościsty przeciwnik. - Nudziłem się tu trochę i uznałem, że co tam, cisnę w ciebie śnieżką - dodał wesoło i powalająco szczerze.

Yin westchnął. Trafił na idiotę, który rzuca w ludzi śnieżkami. Miał nadzieję, że Lola zjawi się za niedługo i go wesprze, jeżeli miałoby dojść do walki.

- Co z ciebie za trup, który mówi i biega? - odpowiedział równie paskudnym tonem. - To po co się szlajasz po lesie, skoro się tutaj nudzisz? Lepiej byś mi powiedział, co tu ciekawego można znaleźć…

Latarnik starał się mówić swobodnie, ale był gotów, by użyć zniknięcia, gdyby nadszedł jakiś niespodziewany atak.

- A co z tego będę miał, jak ci powiem, co tutaj jest? - spytał szkieletor.
- Uf, jestem cała - Lola odezwała się do Yina przez latarnię, co też mężczyzna usłyszał. - Już mi nic nie jest. Um, zaprowadź mnie do ciebie, pomogę ci.

Latarnia Yeon-ina prowadziła Lolę w stronę rozmawiającej dwójki. Tymczasem Yin zastanawiał się, czy zaproponować szkieletowi współpracę czy wbicie włóczni w oczodół i przekręcenie kilkukrotne, by zobaczyć co się stanie. Wybrał jednak opcję pośrednią:

- Za zranienie mojej towarzyszki zdradzisz mi kilka informacji, które sam bym zdobył, a nie poświęcę na to czasu. W zamian cię nie zabiję. A potem możemy porozmawiać o współpracy ewentualnie o zapłacie za twoją wiedzę. Co ty na to? - spytał łagodnie i oparł się na włóczni.

Dziewczynka podążała za latarnią cicho i ostrożnie, jak tylko potrafiła. Tymczasem szkielet “przyglądał” się włócznikowi dość bacznie, nad czymś się zastanawiając.
- Jak chcesz informacji, to mów konkretnie jakich. Nie mam zamiaru bawić się z tobą w kalambury, to raz - mruknął szkielet. - Dwa, ja też cenię swój czas i życie, khehehe - dodał i zaśmiał się gorzko. - Trzy, jeśli ty chcesz towaru, to jest informacji, to ja ustalam cenę - dodał po chwili, opierając się o pień drzewa i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Yeon zaś dowiedział się dzięki drugiej latarni, że Lola za niebawem dotrze na miejsce.

- Zdaje się, że nie grzeszysz inteligencją. Co regularny może robić w tym lesie i jakich szukać informacji? Hmm… Chyba interesuje mnie miejsce gdzie mogę znaleźć rankera ewentualnie trop, który mnie ku niemu zaprowadzi. - “Oby Lola zdążyła, zanim ten idiota znów coś wymyśli”, dodał w myślach.
- No więc szukasz wskazówki, jak znaleźć rankera. W takim przypadku możemy mówić o szukaniu informacji, nie? khehehe - w międzyczasie, gdy szkieletor odparł na pytanie Yeon-in’a, Lola dobiegła do mężczyzny i dysząc, stanęła za nim. - No i mała jest cała - ocenił stan Loli, kiedy ta łypała na niego zza latarnika.
- Czemu nas zaatakowałeś… - burknęła Lola zza pleców Yin’a do szkieletora. - uf… eh… i coś ty za jeden?! To bolało, debilu.
- Nie chciałem ciebie zaatakować - przyznał dziewczynce dziwaczny rozmówca. - To miało iść na twojego obrońcę, mówiłem mu o tym~
W tym czasie niespodziewanie szkielet odskoczył od pnia drzewa, tuż przed tym, jak energetyczna ściana już jak tylko pojawiła się za plecami “kostka”, ruszyła się błyskawicznie, aby znienacka zepchnąć kostka. Pojawiła się następna ściana, tym razem pod gałęzią. Ogromna “żyleta” przecięła gałąź od strony ziemi, a szkielet skakał po konarach drzewa jak małpka. Lola najwyraźniej chciała strącić szkielet z drzewa, niemniej na ziemi przybywało tylko gałęzi, a szkielet rechotał, jakby się dobrze bawił. W końcu dziewczynka zmęczyła się cięciem i ogałacaniem drzewa, opierając się o biodro Yina, a szkieletor sterczał prawieże na czubku drzewa.
- Hehe! Dobry z ciebie shinsoista! - zawołał szkielet z wysoka do dziewczynki. - Chciałaś mnie pociąć za to, że przypadkiem trafiłem w ciebie śnieżką?!
- Yin… um… eh… chciałam go zepchnąć… uf - wydyszała zmęczona dziewczynka. - Ale on jest szybki… dziwnie szybki. Albo używa… shinso movement… albo… uf… używa podobnej techniki… uff... - tutaj wzięła głębszy wdech. - techniki co ty użyłeś - drżące rączki objęły ramię mężczyzny. - gdyby trzeba było… obronię cię.

Dobrze było zobaczyć małą w akcji. Okazało się, że jednak coś potrafi, jednak fakt, że zmęczyła się tak bardzo, nie uzyskując żadnego efektu, oznaczał… że albo była kiepska, albo ten szkielet był wyjątkowo silny. W każdym razie walki należało uniknąć, jeżeli dało się tego kretyna przegadać. Yeon-in wyjątkowo go znielubił.

- Oy, mam pomysł! - krzyknął po chwili szkielet do dwójki na dole. - co powiecie na pojedynek? Jeden z was do walki ze mną. Wygracie, powiem wam wszystko, co chcecie i co będę wiedział. Przegracie, zostawię was z niczym! - zarechotał, zadowolony z własnego pomysłu. - Co wy na to?!

Dobra oferta…

- Pasuje mi - opowiedział od razu latarnik. - Lolu - zwrócił się do małej - nie ingeruj w walkę, ale jakby po niej nie wywiązywał się z umowy, to… go zabij. Ty w międzyczasie wypocznij, a po walce ze mną, nie będzie miał łatwo…

Yin przeciągnął się, przyzwał latarnię, którą uprzednio oddelegował do młodej shinsoistki, i wyjął z ATSa oszczepy i nóż. Te pierwsze wbił w ziemię przed sobą, nóż zatknął za pas.

- Schodź na dół, kostku. Wolisz do pierwszej krwi czy do momentu aż padniesz? Nie chciałbym cię zabić, zanim mi na wszystkie pytania nie odpowiesz.

- Hmm, logicznym jest, że wolę nie paść. Nie ufam wam do końca, ale jestem w miarę uczciwy - odparł pod nosem szkieletor, zaś po chwili zarechotał. - Khehehe, wspaniale! - po czym zlazł zręcznie z drzewa, a z gałęzi sterczącej parę metrów nad ziemią po prostu zeskoczył. W stawach gdzieniegdzie zaklekotało, ale Kostek wyglądał na całego. - Oddalmy się na wszelki wypadek, żeby tą twoją małą coś nie trafiło - rzucił do Yina. - O tam - wskazał na niewielką polanę między dwoma sporymi drzewami, znajdującą się kilkadziesiąt kroków od ich towarzystwa i kilka metrów w górę.

- W porządku - zgodził się latarnik i ruszył w stronę polanki, najpierw skanując ją latarniami, gdyby miała to być pułapka. - Faktycznie możesz wyglądać na uczciwego, jeżeli chcesz się pozbawić przewagi drzew. Trzymaj się, Lola - rzucił jeszcze do małej.

- Um, uważaj na siebie, Yin, ja bym mu nie ufała do końca, skoro wspominał, że w tym lesie był nie raz - Lola przytuliła do siebie latarnię, którą posłał do niej Yin.

- No puść już latarenkę, będzie mi potrzebna. A uważać na siebie będę, a moim głównym zabezpieczeniem jesteś przecież ty. Ochronisz mnie, co? - Uśmiechnął się i ruszył przed siebie.

Dziecko pokiwało główką.
- Oj dajcie spokój, jakbym chciał wam coś zrobić poważnego, to bym to zrobił wcześniej - żachnął się Kostek i machnął na to “wachlarzem” kości. - Was też nie chcę zabić, khehehe.
Polana była małą, swoistą arenką zbudowaną przez tutejszą Matkę Naturę, Pana lub - pośrednio - przez Pana Wieży, otoczoną krzaczkami. Nie raz to miejsce ktoś wykorzystywał do rozpalania ogniska, bo w glebie było sporo popiołu i wypalonych gałązek i śmieci. Po drodze ktoś kiedyś powstawiał pułapki, które albo porozwalała jakaś inteligentniejsza fauna - lub pozbył się ich sam Pan, jakiś czas temu. Po drodze Yin znalazł grzybki, które okazały się jadalne. Poza tym znalazł kawałek szkła po butelce po napoju wyskokowym. Drogę prawie że przebiegłby mu jakiś mały gryzoń, który czmychnął szybko ze ścieżki w głąb lasu. Szkielet zwinnie wdrapywał się na górę i po kilkunastu sekundach już wkraczał na polankę. Nie dobył żadnej broni.
- Nie będę korzystał z drzew - oświadczył Kostek. - Będę walczył tu na polanie. Nie znaczy to, że ułatwię ci jakoś specjalnie walkę - przez chwilę potrzaskał knykciami, palcami i stawami w rękach. - Gotowyś? - rzucił do Yina.

Yin wszedł na polankę, otoczony wirującymi latarniami i przygotowując bronie.

- Jakieś zasady, czy wolisz walczyć jakkolwiek? Ja proponowałbym bez shinso i latarni, ale jak wolisz…
- Walczyłeś kiedyś w pojedynku? - zapytał szkieletor. - Teoretycznie to zawodnicy ustawiają sobie warunki walki i warunki wygranej, ale w praktyce… hmm, to wyścig szczurów - Yin zrozumiał, że Kostek ma na myśli, że przeważnie pojedynki w Wieży nie kierują się szczególnie zasadami. Wygrywał przeważnie silniejszy, inteligentniejszy lub po prostu ktoś bardziej bezwzględny. - Tutaj zaś nie będziemy walczyć na śmierć, żaden z nas tego nie chce, prawda? Areną będzie ta polana - Szkielet wskazał na całą polankę. - Do pierwszej krwi lub do momentu, jak ktoś z nas wypadnie poza polankę - zaproponował szkielet.

“Jego strata” - pomyślał Yin. - “Jeżeli walczylibyśmy bez wspomagaczy miałby większe szanse.” Latarnik uśmiechnął się.

- Jestem gotowy.

Yeon-in cisnął w przeciwnika oszczepem, śmiejąc się w duchu z pierwszej krwi, gdyż szkielet nie krwawił. Chyba. Ale miał inny plan. Stał na samej krawędzi i chciał po prostu zniknąć, gdy zostanie zaatakowany. Potem pojawić się za plecami zainteresowanego i pomóc mu spaść z areny. W międzyczasie latarnie miały przeszkadzać - wykonać jakiś strzał, ewentualnie chronić Yina przed dystansowymi atakami.

Latarnik dotarłszy do krawędzi prowizorycznej areny rzucił bronią. Yin okazał się w tej chwili nieco szybszy od kościstego przeciwnika. Dodatkowo mężczyzna posiadał wsparcie w postaci dwóch latarni, kiedy Lola puściła sześcianik i pozwoliła mu odlecieć do Yina. Zaś Kostek nie posiadał żadnej widocznej broni. Yin w natarciu okazał się trochę szybszy od przeciwnika, jak chodziło o inicjatywę ataku, jeszcze trochę, a naprawdę zaskoczyłby szkielet. Ten jednak uniknął ataku, acz o mały włos, grot włóczni drasnął go tylko nieznacznie w lewy bark. Szkielet nie należał jednak do najwolniejszych przeciwników, z jakimi przyszło się zmierzyć Yinowi. Dodatkowo z jakiegoś powodu Kostek nie leciał z atakiem na włócznika ani nie chciało mu się lecieć na brzeg areny. Co też on szykował? Dlaczego ten tak chętnie psuł Yinowi ten prosty, dobry plan?

Yin przezornie zrobił dwa kroki do przodu, żeby nie zostać zepchniętym z areny jakimś atakiem shinso. Rzucił drugim oszczepem w lewą stronę, by w tym samym momencie wydać rozkaz obu latarniom wystrzelenie (blast formation) - jednej w miejsce, gdzie stał szkielet, drugiej nieco w prawo. Takiego ataku powinien nie móc uniknąć. Dodatkowo latarnik jest gotowy zniknąć, w momencie, w którym kościej zaatakuje swoim tajnym, niespodziewanym atakiem, jak nazywał przygotowanie szkieleta w myślach.

Oszczep poleciał w kierunku szkieleta. Kościsty odskoczył w bok, zgodnie z przewidywaniami latarnika, a latarnie rozpoczęły ostrzał szkieleta. Kostek ładnie wymijał sporą część ataków, nie znaczyło to, że po drodze nie oberwał - niemniej z jego kości nie leciała żadna krew; w końcu przecież to był trup… chyba. Szkielety nie krwawiły. Kostek mimo to, dalej nie atakował w Yina. Może był tak głupi tylko na pokaz, kto wie? Z drugiej strony to Yin był cały i zdrowy, a szkielet już dostał dwa razy i tańczył niemal pogo, wymijając i skacząc po kawałku “areny”, żeby tylko nie dostać od latarni. Tylko że ten niespodziewany atak Kostka wciąż nie nadchodził.
Nagle jednak Yin poczuł gwałtowne szarpnięcie z tyłu, a potem widział jak leci ze sporą szybkością. Usłyszał rechot Kostka za swoimi plecami; a z drugiej strony przed nim Kostek też tańczył unikając latarni. Yin zdążył co prawda zniknąć, niestety jedna z jego stóp dotknęła terenu poza areną.
- Nyehehehe, przegrałeś~! Hę? - Kostek zdziwił się, kiedy mężczyzna zniknął mu z pola percepcji. Niemniej widział, że facet trochę opuścił obszar walki, co wedle umowy między regularnymi oznaczało to, że jeśli Kostek by kombinował, to Yin przegrał walkę. Szkieletor wyglądał na zdziwionego tym zagraniem, spoglądał na miejsce, w którym zniknął Yin. Zaś druga jego kopia zajmowała się latarniami.

Latarnie w miejsce, w którym zniknął Yin, by go podeprzeć i wrzucić na arenę. Następnie Yeon-in się wkurwia - szkielet niezwykle go irytował. Yin przejdzie do walki wręcz z kopią, która znajduje się przy nim, starając się wraz z latarniami wypchnąć kościanego skurwysyna poza arenę.

Magiczne sześciany zaprzestały ostrzał Kostka i natarły na Szkieletora, który znajdował się bliżej Yina. Sam mężczyzna przestał się też patyczkować i zamiast atakować włócznią, przeszedł do walki wręcz. Kostek, który raczej spodziewał się szarży bronią drzewcową, wyglądał na nieco zdumionego, lecz to zdziwienie minęło z pierwszym - niecelnym zresztą - ciosem. Kostek wciąż ku irytacji Yina skupiał się głównie na unikach, nawet w obliczu latarni, które miały mu odebrać drogę ucieczki. Tak miało dziać się w teorii.
Niebawem jednak kolejny cios okazał się celny - lecz cóż z tego, skoro również w efekcie pięść wojownika przeszyła postać szkieleta jak powietrze.
- Nyehehe. Nabrałeś się - rechot dobiegł ze strony drugiej kopii. Najbliższa zaś Yinowi kopia przedrzeźniała wojaka; jego eteryczne piąstki trafiały w twarz Yina, nie czyniąc mu jednak krzywdy. Niestety, Yinowi nie starczyło czasu na reakcję, kiedy zaczął być ostrzeliwany… niebieskimi kościami z shinso!

Klony! Jak mógł się nabrać na tak prostą zwiadowczą sztuczkę?!
Ta myśl zakołatała mu w głowię, jednak jej siła blakła w obliczu szoku. Latarnie dzielnie niwelowały część eterycznych kostnych lanc, niemniej kilka z nich uderzyło Yina, a kopia Kostka wcale nie sprzyjała walce latarnika; wręcz wkurzała i rozpraszała. Mężczyzna się zdenerwował - jedna z lanc po raz kolejny niemal zepchnęła latarnika z areny.

Niedobrze. Za mało czasu, by dokładnie przemyśleć sprawę i zdecydować, co tak naprawdę powinien zrobić. Szkielet miał przewagę - nie krwawił, skutecznie używał shinso i zmęczył Yina. Trzeba było postawić wszystko na jedną kartę i zaryzykować. Tylko jak?

Latarnik znów zniknął i wysłał latarnie, by okrążyły kostka z dwóch stron. On i dwie latarnie miały teraz tworzyć trójkąt, wewnątrz którego miał znaleźć się kościej. Latarnie miały także rozpocząć ostrzał, by zwrócić na siebie uwagę przeciwnika. Sam Yin, po pojawieniu się, zmienia bonus ze zręczności na siłę, biegnie w stronę szkieleta i ma plan głupi i prosty - liczyć na to, że ten będzie zajęty latarniami i go nie dostrzeże, złapać skurczybyka, unieść nad głowę i zrzucić z areny. Inaczej tego po prostu nie wygra.

Kościej uśmiechnął się… bardziej cwanie. W jego kościstych łapskach utworzyła się włócznia z niebieskich kości świecących od shinso, po czym tak samo jak Yin zaszarżował na swojego przeciwnika. Po drodze Kostek oberwał troszkę od latarni, ale to tylko nieco; nie były to na tyle poważne obrażenia, aby uniemożliwić ruchy potrzebne do walki. Yin usłyszał stukot podobny do dzięcioła, trzykrotny i bardzo dynamiczny; na ten sygnał - ku jego zdziwieniu - Kościej zatrzymał się i przerwał atak. W tym czasie Yin dopadł szkieletora i zaczęli się siłować; nie bez trudu przyszło się mierzyć mężczyźnie, bo chociaż Kostek nie posiadał widocznych mięśni, siły i woli oporu mu nie brakowało. Kostek zdecydowanie bronił się przed zepchnięciem, zaś wkrótce dzięciołowy “rytm” się ponowił. Wtenczas kostek uwolnił się z uścisku Yina dopiero za trzecim razem - wyskoczył sam z areny, ku zdziwieniu latarnika.
- Zmierzymy się innym razem! - rzucił do Yina, jakby pospiesznie, po czym…puścił się do ucieczki w górę, nie oglądając się na latarnika.
Coś było nie tak.

- Przegrałeś - krzyknął za nim Yin, uznając to za poddanie się. Nie oczekiwał jednak, że szkielet uzna to za swoją porażkę. Dźwięk był niepokojący i latarnik uznał, że musi odnaleźć Lolę i ewentualnie ją zabezpieczyć. Odesłał w jej stronę jedną z latarni, przypisując ją do małej, samemu zebrał swoje oszczepy i na pozostałej maszynie sfrunął z areny do dziewczynki.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline