Był głupcem.
Może nie kretynem, ale głupcem z pewnością.
Gdyby był odrobinę mądrzejszy, to z pewnością zaopatrzyłby się w jakiś zapas wody, a nie pchałby się jak głupiec na pustynię. Wszak w domku w czaszce piranii były jakieś butelki...
Ale, jak powiadają, niektórzy są mądrzy po szkodzie.
Teraz za to groziła mu śmierć z odwodnienia i oparzeń słonecznych.
Ale zaraz... po śmierci trafił do piekła. Dokąd trafi, jeśli umrze w piekle?
Filozoficzne rozważania nic nie pomagały - Shade czuł, że z każdą chwilą jest mu coraz bardziej gorąco i gorąco ciepło. No i że jest coraz słabszy.
Jeszcze kilka godzin i się usmażę, pomyślał.
I to była ta bardziej optymistyczna myśl.
Pesymistyczna zmniejszyła limit czasu o parę godzin.
Piasek, piasek, piasek, a cholerne wzgórza nic a nic się nie zbliżały.
Shade po raz kolejny przeklął swój pomysł, by ruszyć w stronę wzgórz, zamiast w kierunku bezimiennego miasta za górą. A może Tugr ją podał, ale słońce wypaliło tę wiedzę z głowy Shade'a? Nie miał pojęcia.
Powoli przestawał myśleć, przestawiając powoli nogę za nogą i skupiając się tylko na tym, żeby się nie przewrócić.
* * *
Wzgórza, wieczór... wszystko to nie przyniosło poprawy humoru Shade'a. Jedyna różnica polegała na tym, że żar nie lał się z nieba, zaś po 'zwykłej' ziemi chodziło się zdecydowanie wygodniej.
Żeby jeszcze było chłodniej. I może jakaś woda?
Napotkani po drodze wędrowcy mogli udzielić jakichś informacji, chociaż aparycję posiadali nieszczególną.
Nie tak znowu dawno temu Shade chwyciłby za łuk i wpakował w najbliższego koszmarka kilka strzał. Po spotkaniu jednak z pociągającą fizycznie morderczynią i białoskrzydłym aniołem doszedł do wniosku, że uroda (lub jej brak) nie świadczy o charakterze znajdujących się w piekle istot. Ork, jakby nie było, do najbardziej urodziwych nie należał.
A nuż się okaże, że ci trzej nie są tacy źli, jak wyglądają?
- Witajcie - powiedział. - Nie mamy wrogich zamiarów - zapewnił.
Dobrym chęciami podobno piekło było wybrukowane. Co prawda Shade pod nogami widział tylko ubitą ziemię i kamienie, ale i tu skończyło się na dobrych chęciach. Co prawda dwa potwory się zatrzymały, ale trzeci, uskrzydlony, zaatakował i to kogo? Oczywiście pokojowo nastawionego Shade'a.
Strzelec nie zdołał się uchylić i po raz kolejny oberwał.
Co prawda Rognir zasiekł agresywnego mutanta, ale to nie zachęciło pozostałych dwóch mutantów do podjęcia rozmowy.
Starcie było krótkie i zaowocowało kolejnymi stratami. Co prawda oba mutanty w końcu padły, ale oberwała i Bazylia, i Roland.
Na szczęście Roland zdołał postawić diablicę na nogi...
- Idziemy dalej, czy szukamy jakiegoś miejsca na noc? - spytał, podczas gdy kompani przeszukiwali ciała przeciwników.
Marzył o wodzie...
Co prawda słyszał o czymś takim, jak picie krwi swych wrogów, ale zawsze uważał, że to tylko poetycka przenośnia.
No i nie sądził, by to, co płynęło w żyłach tych zmutowanych stworów, nie zaszkodziłoby zdrowiu.