Inteligencja + Okultyzm ST7, 5 kości, 99943, 3 sukcesy
Trójkąt Sztuki, Ręka Glorii, Monad, sporo pieczęci - sporo hermetycznych symboli, coś w rodzaju baretek odznaczeń - według tradycji tamtych stowarzyszeń opisują posiadacza jako osobę mającą kontrolę nad snami i duchami zmarłych
Merlin wśród wampirów, tylko jeszcze czapka… i do tego brzmi jak prorok. -
Nie wiem czy uda mi się dożyć dojrzałości.
-
Przez większość czasu zależy do od nas; a kiedy nie, to nasze własne błędy nas ścigają. Czyżby już? -Już?
-
Już przed czymś uciekasz - wampir patrzył na nią z góry, blady i nieruchomy
Evelyn była zbita z tropu… Jestem zbyt zmęczona czy ten wampir jest z lekka nawiedzony -
Nie mam pojęcia o co Ci mistrzu chodzi…
-
Nie było cię tu z nami, kiedy podeszliśmy. Duchem - za jego plecami Bret właśnie skończył wymieniać uściski z grubiutkim młodzieńcem i wrócił do Evelyn, ale jedynie przyglądał się z uśmiechem
Dziewczyna spojrzała na Breta z nadzieją. Ratuj.. Zwróciła się jednak do mistrza. -
A jak dawno… “podeszliście”?
-
Co najmniej minutę wcześniej - Bret wtrącił swoje parę groszy -
Joachimie, sam wiesz jak pierwsze chwile są dezorientujące dla twoich nowicjuszy. A Evelyn nie miała tyle czasu co oni
Też nie pomogłeś staruszku.. -
Pierwsze chwile czego… Jeśli mogliby Panowie wyjasnić?
-
Pierwsze chwile nowego istnienia. Nowego ciała..i nowej duszy. Zostawię was. Bret, Evelyn. - magus skłonił się lekko zanim odszedł
-
Doskonale ci idzie, Evelyn - ton nie zawierał ani odrobinki sarkazmu. Co innego spojrzenie -
Mam nadzieję że ci się podoba?
Evelyn spojrzała na niego przerażona. -
Ależ oczywiście…- Zabiję cię staruszku.
-
To doskonale, bowiem mamy jeszcze jednego gościa. Którego także będziesz często widywać. - dyskretnie wskazał na młodzieńca z którym przed chwilą rozmawiał
Dziewczyna skłoniła się kolejnemu wampirowi.
-
Bernardo Giovanni, jedyny przedstawiciel swojego klanu na wyspie - młodzieniec zamiótł połami marynarki i nachylił się wyczekująco w stronę Evelyn.
Jak cudownie… Oby mu o to chodziło. Powoli wysunęła dłoń w stronę wampira. -
Evelyn… teraz już chyba Toreador. Katem oka zerknęła w stronę rudej wampirzycy.
-
Jestem niezwykle szczęśliwy mogąc powitać pannę na Malcie w imieniu Rodu Giovanni - pocałował wysuniętą dłoń -
To zawsze wielka radość poznać nową Różę, a pozwolę sobie zauważyć że nie było żadnej już od tak dawna…-
Evelyn czuła się dziwnie. Na ile jest mu tak rzeczywiście miło, a na ile to kolejna wampirza gierka. -
Jeśli mogę spytać… tak z ciekawości… to od jak dawna?
-
Prawie stulecie; wasza Starsza, pani Cuccia, ma co najmniej tyle - wyszczerzył się do Breta -
Chyba że się mylę?
-
Nie, Bernardo, masz rację; Evelyn jest pierwsza na którą wyraziła zgodę -
Evelyn zaskoczona spojrzała na Cuccie. Wyraziła na mnie zgodę… ciekawostka. -
Mam nadzieję że nie zmarnuję danej mi szansy.
-
A ja mam nadzieję że wykorzystasz ją niegorzej niż Bret - puścił do niej oko -
Tylko on trzyma mnie na tej przeklętej wyspie
-
To mamy z sobą coś wspólnego panie.
-
Przy okazji, Bernardzie, znaleźliśmy coś co cię zainteresuje. Bądź pewny że Evelyn pojawi się u ciebie w najbliższych miesiącach
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Co niby takiego odkryliśmy?
-
Mam taką nadzieję - na chwilę z jego ust zniknął uśmiech. Otaksował pomieszczenie bystrym spojrzeniem -
Będę czekał, choć zapowiedź nie zaszkodzi -
-
Wybornie - Bret położył rękę na ramieniu Evelyn -
To już wszyscy, jeżeli chciałabyś się ulotnić w jakieś spokojne miejsce
Dziewczyna powstrzymała się od westchnięcia z ulgą. Choć po chwili pojawiło się zaklopotanie. -
Czy mogę skorzystać z pokoju w wieży?
-
Tego pokoju? - przez chwilę wydawał się być zaskoczony -
Możesz. Znajdę cię tam, kiedy dopełnię obowiązków
Evelyn pokłoniła się lekko. -
A więc opuszczę was. To była długa noc. -*-
Evelyn odetchnęła głęboko zanim weszła do pomieszczenia w wieży. Po podłodze rozrzucone były jej ubrania.. prześcieradło. Uśmiechnęła się i przeszła obok starając się na nic nie nadepnąć.Oparła się o ścianę przy oknie z którego wylała wino. W końcu cisza. Tylko co teraz? Trochę ją kopnęło stwierdzenie że Bret na niej nie zarobi.. cokolwiek miałoby to znaczyć. W sumie to sama nie ma pojęcia jak się utrzyma, nigdy nie myślała że będzie musiała to robić inaczej niż po przez prace naukową. Może jednak zacznie bawić się na giełdzie… No i gdzie ma mieszkać. Od niechcenia zaczęła się bawić jedną z tkanin wiszących na ścianie. W pokoju unosił się cierpki zapach rozlanego wina. Evelyn wzdrygnęła się przypominając sobie jak chciała się tego zapachu napić. Od strony schodów dobiegł do niej dźwięk cichych kroków. Tęsknie spojrzała na porzucone w harmidrze łóżko.
-
Wciąż jesteś przytomna - zauważył Bret wchodząc do komnaty -
I najwyraźniej spodobał ci się nieład - podniósł z ziemi prześcieradło które zrzucili podczas seksu. Ledwie kilka godzin temu, a tak dawno
-
Gdyby nie to, że jesteś silniejszy ode mnie, chyba bym cie teraz zabiła.
-
A nie dlatego że jestem już martwy i byłoby to trudne? - uśmiechnął się i rzucił prześcieradło w kąt
Wzruszyła ramionami i wyjrzała przez okno. -
Powiedzmy, ze prawie martwy, nadal jest szansa na poprawę. Co teraz?
-
Teraz zejdziemy w bezpieczne miejsce, pod ziemię. A ty opowiesz mi swoje wrażenia z wizyty w Elizjum - zaczął zbierać rzeczy Evelyn z całego pokoju
Evelyn zaczęła mu pomagać. -
Znajdzie się tam coś w czym mogłabym się przespać? Wszystkie moje rzeczy sa nadal w hotelu… jutro je zabiorę - przygryzła wargę. -
Nie do końca wiem gdzie mam się teraz podziać.
-
Myślałem że przynajmniej na parę lat zamieszkasz ze mną
-
Chciałabym…. nie wiem, czy ta bestia może obudzić się od tak? - Dziewczyna spojrzała na łóżko. -
Ona chciała cię zabić Bret.. ja chciałam cię zabić. Wizja tego, ze mogę się którejś nocy obudzić głodna i zrobić ci krzywdę… Już nie mówiąc o tym, ze jeśli do Samuela dotrze ze mieszkam w forcie zaraz zwali nam się na głowę.
-
To dlatego tak nerwowo żartujesz o zabijaniu mnie? - wolną ręką otoczył Evelyn i ruszyli w stronę schodów -
Bestia rzadko budzi się ot tak. I, jeżeli będziesz rozsądna, nie obudzisz się głodna. A Samuel, nasz drogi Samuel...zajmiemy się nim pojutrze. Dobrze?
Evelyn westchnęła ciężko. Łatwo mówić nie słyszałeś tego głosu z tyłu głowy… -
Trochę niepokojące jest gdy wampir mówi, ze kimś się “zajmie”
-
Pojutrze. A jutro zadbamy o to, żebyś nie wskoczyła na niego z kłami. Chyba że…- zawiesił głos
Dziewczyna uśmiechnęła się. -
Nie ma żadnego “chyba, że”. Na nikogo nie będę wyskakiwać z kłami, no może nie na Samuela.
-
Zaczynam myśleć wolniej; czas już na nas - otworzył komnatę na samym dole schodów -
Mam nadzieję że wspólne łoże ci nie przeszkadza? - zapytał zamykając potężne drzwi na klucz
Okrągła komnata była obwieszona gobelinami. Pola bitewne otaczały ją ze wszystkich stron, francuskie flagi powiewały nad kamienną pustynią. Legia Cudzoziemska, I i II wojna światowa. Góry, pustynie - zawsze daleko od zieleni i przyjaznego życia. Ale to łoże na środku zwracało na siebie największą uwagę: w słabym elektrycznym świetle błękitne zasłony falowały jak chmury, ocierając się o kamienną podłogę pustyni. Niemal można było poczuć zapach wiatru nad piaskiem: drażniący i suchy.
Samokontrola ST6, 4 kości, 8711, porażka
Evelyn odpływa w zachwycie - nie może zrobić nic poza podziwianiem. Na scenę. Czyli dłużej niż ustoi na nogach
Gdy tylko przekroczyli próg pokoju, Evelyn oniemiała. Bret mówił coś do niej ale było to gdzieś daleko i było tak bardzo nieistotne. Mogłaby wpatrywać się w to wszystko godzinami gdyby tylko nie była taka senna.
Ostatnio edytowane przez Aiko : 29-05-2016 o 10:23.