Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2016, 14:59   #14
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
No dobra, moje marzenia nie spełniły się do końca. Chciałem przygotować wyczerpujący raport z imprezy, dorzucić ładnie obrobione zdjęcia, cytaty, wywiady z uczestnikami itp. No ale... ani nie mam tylu zdjęć, ani też nie było się czym specjalnie ekscytować. Dlatego ograniczę się po prostu do opisu mojej perspektywy z przebiegu tej imprezy. Tak, żebyście Wy też mogli usłyszeć, jak tam było. A więc...

Hej ho, hej ho, na wojnę by się szło...
W moim przypadku zaczęło się od samego rana. Musiałem przygotować mundur i skolekcjonować całe oporządzenie, a potem się w to wszystko ubrać. Po co był mi ten mundur zapytacie... Cóż, organizatorzy Zombie Escape zachęcali uczestników do przebierania się w motywy swojej roli (uczestnicy mieli do wyboru: inżynier, lekarz, naukowiec, rekrut/żołnierz). Ja byłem inżynierem, ale jako że mundur polski wz. 2010 to jedyne „przebranie” jakie posiadam w domu, to nie mogłem wybredzać Tak czy owak lubię w nim chodzić (bardzo wygodny wbrew pozorom), więc wkrótce byłem oporządzony i gotowy do drogi. Do pasa taktycznego przypięta manierka z wodą, a w ładownicy taktyczny Snickers :>

Komu w drogę, temu czas
Do Zabrza jechałem z siostrą i jej chłopakiem, bowiem i oni byli ze mną w drużynie. Mieliśmy się tam dostać na 10 – wtedy też miały zostać rozdane starter packi do gry (koszulka, instrukcje, ołówek, czysta kartka). Dojechaliśmy kilka minut po wspomnianej godzinie, ale nie miało to większego znaczenia.

Pierwsze spotkanie Lomira
Pod stadionem czekał już na nas Lomir ze swoim kumplem. Nie będę ukrywał, że to był dla mnie najfajniejszy moment z imprezy. Wreszcie, po tylu latach sesjowania na LI spotkałem jakiegoś licza na żywo! Wiedziałem, że jakkolwiek tragiczna ta cała zabawa nie będzie, ja i tak nie zmarnowałem czasu

Milowa kolejka i wojskowa technologia
Cóż, tego nie można pominąć w tej relacji. Tak jak już wspominałem, o 10 miało być rozdanie starterów, o 11 wejście na stadion, a o 12 zamknięcie stadionu i rozpoczęcie gry. Wyszło na to, że dopiero koło 12 weszliśmy na stadion...
Ludzi było multum. Ponad trzy tysiące. Wszyscy stali stłoczeni przed stadionem, nie bardzo wiedząc, na co mają czekać i co tu się dzieje. Dodatkowo jak na złość oparło się o nas słońce, choć tego dnia zapowiadali chmury. Ścisk, tłok, zaduch i do tego MTM w pełnym mundurze... Wierzcie lub nie, ale ma on jednak jako taki system odprowadzania ciepła. Jednak Lomir, miałeś rację, trochę się tam zgrzałem
Ale może jeszcze coś o pozytywach przed tym stadionem.
Ano właśnie ludzie. Przyjaźnie nastawieni, uśmiechnięci i oczekujący na dobrą zabawę. Część z nich poprzebierana zgodnie do swojej roli, lub po prostu przebrana . Tak czy owak było na czym oko zawiesić (ach te zgrabne dziewczęta w kitlach) i fajnie było poprzyglądać się tym ciekawym kostiumom.

Nie wszystko dobre, co się dobrze zaczyna
Jak mówiłem, starter packi i możliwość wejścia na stadion dostaliśmy z dwugodzinną obsuwą. Ale było warto... przynajmniej dla tego początku. A jak się to zaczęło?
Weszliśmy do przedsionka. Tam, stojąc na skrzynkach czekał już na nas starszy pan w mundurze, tłumacząc nam, stłoczonej tłuszczy, zasady zabawy i czego wolno, a czego nie wolno.
„Żadnego obmacywania i bara-bara” - to było odnośnie do zombie. Naprawdę tak powiedział.
A potem otworzono bramkę i zaczęto nas ganiać po jakimś korytarzu. Wokół rozstawieni żołnierze z bronią (airsoftowcy z replikami). Krzyczeli na nas, poganiali, rozkazywali biec i się nie zatrzymywać. W tle wystrzały. Po kątach sięgające w naszym kierunku łapska zombie. Wrzaski nieumarłych. Po drodze rozrzucone przeszkody. Podekscytowany tłum. Tak, ten wstęp jest warty zapamiętania. Razem, ramię w ramię z Lomirem, lecieliśmy na łeb na szyję, byleby oddalić się od całego tego „zagrożenia” i ocalić nasze nędzne żywota. Wstęp zbudował napięcie. Dobre napięcie, moim zdaniem.
Potem weszliśmy na stadion i zasiedliśmy na trybunach. Z głośników odezwał się głos mężczyzny, gratulujący nam dostania się na miejsce. Opowiedział o sytuacji, jaka zaistniała na świecie. O tym, że jesteśmy ostatnią nadzieją, by odnaleźć szczepionkę na tego przeraźliwego wirusa. A potem umilkł i zaczęło się coś, co wielu nie przypadło do gustu. Łażenie i szukanie znajdziek.

W zasadach tkwi klucz do uratowania ludzkości. A za mundurem panny sznurem
Może w skrócie opowiem, o co chodziło w tej całej zabawie. Każdy uczestnik dostał starter pack, to już mówiłem. W środku (w kopercie) był arkusz. Na nim z kolei były rozpisane zagadki logiczne. Za część z nich można było już od razu się zabrać, na niektóre trzeba było jednak poczekać.
Wszystkie zagadki kręciły się głównie w tematyce zasad azotowych oraz DNA. Celem było odkrycie sekwencji (uniwersalnej dla każdego gracza) do wytworzenia szczepionki (wielki finał).
Link do kart z zagadkami ← Nie moje źródło.
Poza tym dostaliśmy potem jedną żółtą kartkę, która przenosiła całą zabawę w podchody. Trzeba było chodzić po całym stadionie i szukać poukrywanych podpowiedzi, by następnie je spisać (widać to na ostatnim obrazku w załączniku). Nie było to złe w swoim zamyśle, naprawdę. Zabawa w podchody może być ciekawa, zwłaszcza ze znajomymi. Ale tego było po prostu za dużo. Ludziom się już nie chciało przeczesywać cały stadion, zwłaszcza po kilku godzinach łażenia z góry na dół. Tutaj zaznaczę, że właściwie grę można było trochę skrócić, ująć parę zagadek znajdźkowych i wziąć za całe wydarzenie mniej pieniędzy, a i tak wiele by się nie straciło.
Ja mimo to starałem się dobrze bawić. Ganiałem w moim mundurku i zbierałem te podpowiedzi, nawet, jak moim pozostałym członkom drużyny się już nie chciało. Żałuję tylko, że nie wziąłem ze sobą dwóch manierek...

Tutaj dorzucę jeszcze małą ciekawostkę, która zresztą umiliła mój udział w zabawie. Jednym z zadań było kolekcjonowanie nazwisk żołnierzy (ludzi z obsługi z karabinami, którzy podobnie jak zombiaki, byli tylko aktorami). Sęk w tym, że ja też miałem mundur, a nie założyłem swojej koszulki z Zombie Escape. Wyszło na to, że ludzie mylili mnie z tymi aktorami i dość często podchodzili do mnie, pytając o imię. Dla mnie to była dość zabawna sytuacja, zwłaszcza, jak zagadywały do mnie te wszystkie dziewczęta...

Coś to podejrzanie smakuje,czyli jak oranżada ocaliła świat
O ile ja lubiłem sobie pobiegać, to od myślenia miałem siostrę, Lomira i jego kolegę Maćka. To oni ślęczeli nad zagadkami, kiedy ja sobie hasałem, spisywałem podpowiedzi i byłem zaczepiany. Koniec końców te mózgi odkryły, jak postępować z dalszymi wyzwaniami, a później wpadli na sposób rozwiązania. Było to już przed końcem przewidzianego czasu rozgrywki (w teorii miała trwać do 17). Po wypełnieniu kart, nie czekając, ruszyliśmy do laboratorium, gdzie miłe panie sprawdziły nasze odpowiedzi. Oczywiście nasza drużyna dała radę, toteż zaraz zaprowadzono nas na tyły, gdzie mieliśmy otrzymać szczepionkę na zombizm. I dostaliśmy. Każdy z nas otrzymał po małej ampułce z jakimś płynem w środku. Popatrzyliśmy po sobie znacząco i... wypiliśmy. Ale zaraz... czy to Sprite, czy jakaś inna oranżada? No cóż, tylko alkoholik MTM spodziewał się drinku i został zawiedziony. Tak czy owak szczepionka została zażyta, a potem powiedziano nam, że to już koniec i możemy sobie iść. Eee... fajnie.
Ale nie łudźcie się. Ucieszyliśmy się jak diabli, kiedy wreszcie zostaliśmy zwolnieni


I tak by to moi kochani się prezentowało. Może na koniec jeszcze parę słów ode mnie.
Co tak naprawdę było dobrego w tej imprezie? Aktorzy. Aktorzy naprawdę dobrze robili swoją robotę. Mówię tu więc o żołnierzach i zombiakach. Naprawdę wczuwali się w swoje role. Ci pierwsi obnosili się jak twardziele, okazjonalnie wrzeszcząc po uczestnikach i strzelali do nieumarłych. Ci drudzy z kolei włóczyli się po stadionie i gonili wszystkich w zasięgu ramion. Dla zombiaków na pewno duży plus za charakteryzację, za sposób poruszania się i za odgrywanie. Naprawdę, robili co mogli, by zbudować klimat. Ludzie wrzeszczeli i starali się przed nimi uciekać. Przykro mi się jedynie zrobiło potem, jak ludzie byli już zmęczeni i zaczęli je ignorować (był zakaz kontaktu fizycznego z aktorami, a więc teoretycznie zombiak nie mógł ci nic zrobić). Poza tym byli też tam ludzie, którzy chodzili z piwkami w dłoni jak na jakimś konwencie, za grosz nawet nie próbując się bawić. To naprawdę psuło klimat. Już nie wspomnę o tym, że jacyś durnie wnieśli na stadion repliki i na początku strzelali kulkami do tych aktorów (repliki broni mogli mieć tylko aktorzy. Strzelali oni jednak na „sucho”, czyli bez kulek). Widziałem nawet gościa z deską nabitą gwoździami... Patologia. Zwłaszcza, że wielokrotnie był podkreślany zakaz wnoszenia broni, replik i innych niebezpiecznych przedmiotów.

Co jeszcze na plus? Rekwizyty. Były rozrzucone po całym stadionie. Naprawdę ciekawy dodatek zwiększający imersję gracza ze światem przedstawionym. Wszystkie stanowiska medyczne, radiowe, laboratoria itp. Zapomniałem też wspomnieć o aktorach, którzy znajdowali się na takich stanowiskach. A ci również dobrze wyglądali i grali. Nie zapomnę szpitala polowego, po którym kręcił się doktor z poplamionymi rękoma i w zakrwawionym kitlu oraz jego pomocnicy. Dobra robota.

Podsumowując. Zawaliła organizacja (o czym głośno się mówi na stronie wydarzenia. Są nawet ludzie, którzy domagają się zwrotu pieniędzy). Ale chciałbym zwrócić tu uwagę na to, że gra sama w sobie wymagał dużego wkładów od uczestników. To oni musieli się motywować do wykonywania zadań. To oni, aby budować klimat, powinni uciekać przed zombiakami i udawać przerażenie oraz walkę o życie. Tak, to uczestnicy budowali rozgrywkę. I to był błąd organizatorów. Pozostawili w rękach niecałych czterech tysięcy ludzi całą rozgrywkę. Nie było prowadzenia za rączkę. Albo sam chcesz się bawić i budujesz dobre wrażenie, albo łazisz i oglądasz widoki jak na konwencie. Ludziom po prostu musiało się chcieć. Niby tak powinno to działać. Ale ciężko oczekiwać po takiej ilości uczestników, że wszyscy będą myśleć jak jeden mąż i każda osoba będzie dawać z siebie maksimum. Ten cały Zombie Escape byłby dobry, gdyby ograniczono go do np. setki osób. Tak, to by może wypaliło. Ale kilka tysięcy? To zdecydowanie przerosło organizatorów.
Mimo wszystko nie można odmówić im, że wybrali kompetentną załogę. Aktorzy sprawdzali się co najmniej dobrze i gdyby tylko ludzie im częściej na to pozwalali, to wszyscy bawili by się jeszcze lepiej.

Jakie są moje wrażenia? Średnio przeciętne. Po kilku godzinach łażenia byłem już zmęczony, jednak ani jednego zombiaka nie zignorowałem, zawsze próbując przed nimi uciekać i unikać szerokim łukiem. No, może znalazł się jeden, jak pod koniec leżałem i dyszałem na murawie...
Forma zabawy nie była najciekawsza, jednak cała ta otoczka jak najbardziej zasłużyła na medal. No a poza tym poznałem Lomira
Czy w przyszłości pojechałbym ponownie? Wątpię. Chyba że miałbym pewność, iż organizatorzy wyciągnęli nauczkę z pierwszej edycji.
No i musiałby pojechać jakiś LIcz

Ja tymczasem żegnam się z Wami i dziękuję za uwagę. Do zobaczenia... kiedyś tam



Podziękowania dla mojej siostry z chłopakiem oraz Maćkowi za udział. Niepokonane LIcze zaiste były niepokonane



MTM płakał, jak to pisał
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 29-05-2016 o 15:12.
MTM jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem