Sigismund popatrzył zdziwiony na nieoczekiwanego pomocnika. Potem krytycznie spojrzał na topór utytłany w jusze zmutowanego szczura i skrzywił się. Nie za bardzo miał z co go wytrzeć, więc pokręcił głową z dezaprobatą. Zakończona walka sprawiła, że znowu wpadł w stupor z którego wyrwał się tylko na chwilę. Wzniósł topór w salucie w stronę krasnoluda i wymruczał. -Dziękuję. Niestety nie mam jak ci się odwdzięczyć. Jeślisz przyjaciel chodź z nami. Zawsze to bezpieczniej. Chyba, że jesteś jednym z tych szaleńców co to smierci szukaja. Tedy nie zawracam głowy. Dobrze trafiłeś tu śmierci pod dostatkiem.
Mówiąc to już począł odwracać się, by wrócić do morryty.
***
Całego zamieszania nie można było nazwać walką, rzeź na zmutowanym pomiocie była może i satysfa… satsty… Nosz kurwa, dobrze było mutanta ubić, ale nie była to potyczka która mogła by krasnoluda podnieść na duchu. Tak więc nadal w parszywym chumorze przyjrzał się postaci nieznajomego. Rzucona propozycja nieco zaskoczyła Megnara, w takich czasach mało kto pozwala sobię na spoufalanie się z obcymi. Mimo to nie miał on zamiaru wybrzydzać, bo jak się okazuje nie było to najbezpieczniejsze miejsce na obóz.
-A no pod dostatkiem, jeno ja przed śmiercią jeszcze sporo zrobić muszę. Nie godzi się ginąć z niedomkniętymi sprawami, tak więc prowadź tu nie jest bezpiecznie - stwierdził wskazując na truchło, którego woń i wygląd przypominający niedawno przerwaną kolację szarpnął za żołądek.
__________________ It's only after we've lost everything that we're free to do anything. On a long enough time line, the survival rate for everyone drops to zero. |