Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2016, 13:09   #50
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Burel? W takiej dzielnicy - zdziwił się Jerome - Pewnie dla bogatej klienteli. - Spojrzał z ukosa na starego czarodzieja - Wiesz, nie oceniam tego co robisz w wolnym czasie, ale nie wyglądasz na amatora takich uciech. Ojciec opisywał cie jako typ cichego mędrca.
- Jaki burdel?
- Zdziwił się mag.
- Przecież sam wspomniałeś o przebiegłej dziwce.
- Miałem na myśli…
- Zająknął się. - … zresztą nie ważne. To - Wskazał na budynek. - dom generała Ruadhagana. Jego córka żywo interesuje się tym co robię. Tutaj przebywa też osoba, która zabrała medalion. Nie podejrzewam, żeby lady Niamh sama tego dokonała. Jest na to zbyt… hmmm… zbyt dobrze wychowana. Ale nie podoba mi się ten układ. Jeżeli ślady prowadzą do tej rodziny, to… - Zamyślił się na dłuższą chwilę. - … nie wróży to nic dobrego. Musiałbym się dowiedzieć co też oni kombinują.
- Musiałbyś, czy musisz?
- doprecyzowywał Jerome - Powiedziałbym, że jesteś w czarnej dupie, popraw mnie jeśli się mylę ale raczej to wielkie szychy tutaj. Pomóc ci się spakować? U nas w wieży mamy wolne komnaty, zatrzymasz się na trochę, jak staniesz na nogi to znajdziesz coś swojego.
Po chwili milczenia.
- Mówię poważnie, nie znam tutejszych układów sił, ale wydaje mi się, że za krótcy jesteśmy by walczyć z nimi.
- Układ sił zawsze można zmienić.
- Randal obrzucił swojego towarzysza spojrzeniem pełnym dezaprobaty, a nawet pogardy. - Gdzież się podział ten butny młodzian co to wiedział wszystko najlepiej?
- O jest tutaj. Ma nawet uratować starca. Być może nawet przed nim samym.
- Odparł Jerome.
- Młody człowieku. - Zaczął Randal tonem mentora. - czasem trzeba podjąć ryzyko, bo osiągnąć coś. Owszem, można wiele stracić. Tego też cię ojciec nie nauczył? - Pokręcił z dezaprobatą głową. - Zaczynam podejrzewać, że obaj niezbyt honorowo traktujecie sprawę spłaty swych długów.
- Honorem sobie gęby nie wycieraj
- odparł Jerome - Kto jak kto, ale ty nie masz do tego prawa. Pod bokiem swoich władców wpuściłeś obcych do komnaty Wzorca. Oczywiście wdzięczny ci jestem za to, lecz nie zmienia to faktu. Prawda? Ale nie ma co rozpamiętywać przeszłości, bo przyszłość jawi się krótko i dosyć intensywnie. Jaki masz plan? Bo powinieneś jakiś mieć? Bo nie masz co liczyć, że wejdę tam rzucając czarami na prawo i lewo. Tylko nie mów, że mam uwieść córkę generała. - końcówkę powiedział ze złośliwym uśmiechem.
- Liczę, że wejdziesz tam po cichu. Posłuchasz poobserwujesz i powiesz mi czego się dowiedziałeś. - Odparł spokojnie. - A później odeślę cię do ojca.
- Dobry plan, kto tam mieszka. Dokładnie. Władają magią? Czy zabezpieczaj się w inny sposób?*

- Jak już mówiłem to dom generała Ruadhagana.Mieszka tam z żoną i córką. - Powiedział przeszukując poły swojej szaty. - Nie władają magią z tego co wiem. Niewielu jest czarnoksiężników to w Rebmie, którzy mogliby jej mieszkańcom zaoferować bardziej nietypowe zabezpieczenia. Musisz uważać zatem na straże.
- Straże mniemam, że dobre? Zatrudnia kogoś nietypowego? O że tak powiem szemranych talentach?
- Musisz przyjąć, że tak.

- Rozkład domu? gdzie kto śpi, gdzie ma gabinety? Coś o zwyczajach ich tez by się przydało wiedzieć.
- To jest właśnie twoje zadanie.
- Nieważne
- machnął ręką Jerome - wracamy do ciebie. Będę potrzebował paru ingrediencji, coś ci zostało czy wszystko zniszczone? Na skontaktowanie z kimś z ulicy nie mam pewnie co liczyć?
- Nie, nie, nie mój drogi. Idziesz teraz.

- Teraz to mogę iść do strażnika przy drzwiach i powiedzieć że taki jeden kazał mi tam wejść. Na pewno mnie wpuści - powiedział Jerome.
- Nie puszczę cię oczywiście bezbronnego. - Randal uśmiechnął się lekko i pomachał Jerome przed nosem czarną obrączką, która wyciągnął przed chwilą z zakamarków swego ubrania. - Tu masz pierścień z zaklęciem niewidzialności.
- Oczywiście
- skrzywił się Jerome w udawanym uśmiechu i przywołał Wzorzec by obejrzeć obrączkę.
Było tam ukryte tylko jedno zaklęcie. Nic co mogłoby wzbudzić podejrzenia lub niepokój młodego Amberyty.
- Spotkamy się u ciebie - rzucił zabierając pierścień i poszedł jedną z uliczek okalających dom. Oglądał wszystko, szukając zaklęć wplecionych w mury. Może i teraz w Rembie nie było wielu czarodziejów, ale kiedyś mogło być paru zdolnych.
Nic podejrzanego nie rzuciło się mu w oczy. Rezydencja znajdowała się na palnie kwadratu. Jednak tylko od frontu ogrodzona była kutym, zdawałaby się metalowym gorodzeniem. Pozostałe trzy boki stanowił wysoki na ponad trzy metry, kamienny mur, w którym z tyłu i po lewej stornie, licząc od głównego wejścia, znajdowały się dwie, zamknięte furty. Przy obu z nich Jerome dostrzegł strażnika.
Frontowej brany strzegło przynajmniej dwóch strażników.
Sam pałac, z białego marmuru cofnięty był nieco w stosunku do położonych na lewo jednopiętrowych budynków, które połączone z nim były.
Dwupiętrowa rezydencja miała z przodu po dwa rzędy, wysokich przynajmniej na dwa metry okien, umieszczonych po obu stronach wejścia głównego. Drugie piętro posiadało równie wielkie okna na całej przedniej ścianie.
Pomniejszy budynek okna miał mniejsze i tylko po dwa na każdej ścianie. Można było jednak się do nich dostać bez problemu stojąc na ziemi .
Oprócz straży przy frutach i branie syn Fiony zauważył jedne patrol, który kręcił się wzdłuż murów i ogrodzenia.
Gdy obszedł wokoło dom, rozejrzał się za starym czarodziejem. Randal stał w tym samym miejscu. Jerome odbił w kolejną uliczkę, tym razem oddalająca się od pałacu. Skręcił kilkukrotnie starając się zgubić ogon, który mógł się do niego przyczepić.
jakiegoś przechodnia o taniego jubilera.
Po upewnieniu się, że nikt za nim nie idzie wrócił do miejsca które pokazało jego zaklęcie tropiące. Obejrzał dom podobnie jak wcześniej dom generała.
Ta rezydencja była w nieco innym stylu. Ciężkie, ponure mury zarówno ogrodzenia jak i samego pałacu wyraźnie odróżniały tę posiadłość od pozostałych.
Zbita bryła domostwa o przysadzistych wieżach zdawała się uginać pod własnym ciężarem.
Balkony okalające wierze i całe drugie piętro zasłaniały wąskie szpiczaste okna. Tutaj straży było mniej. Żeby nie powiedzieć wcale jej nie dało się zauważyć. Mury tej rezydencji również nie były zabezpieczone magią.

Na razie Jerome dowiedział się wszystkiego co mógł. Teraz potrzebował spokojnego miejsca. Ranald jasno określił swoje stanowisko więc trzeba było poszukać pokoju, gdzie mógł się przygotować.
Jerome nie uszedł daleko gdy zza zakrętu wyłonił się patrol gwardii, siedmiu uzbrojonych Rebmian.
- Stać w imieniu jej królewskiej mości! - Krzyknął dowódca. Jego podwładni dobyli broni.
- Broń nie jest konieczna - odrzekł Jerome trzymając dłonie na widoku - Poszukuje karczmy, niestety chyba zbłądziłem.
- Pójdziesz z nami.
- Gwardzista kiwnął ręką i dwóch jego ludzi zbliżyło się powoli i ostrożnie.
- A jakie prawo naruszyłem? Jak widać jestem nietutejszy. Czy chodzenie po zmroku jest zabronione?
Dwóch zbrojnych chciało chwycić maga za ręce. Ten jednak spróbował doskoczyć do tego po prawej i uderzyć go barkiem, lewego zaś odepchnąć ręką, po czym uciekać. Manewr udał się tylko częściowo. Jerome odepchnął pierwszego, ale drugi ciął go w ramię. Krew rozeszła się różową mgiełką wokół. Do walki włączyło się jeszcze dwóch gwardzistów z trójzębami w ręku.

- Do mnie - wyszeptał w starożytnym języku Jerome wykonując gest chwytania i zamiótł złapanym telekinezą gwardzistą, chcąc powalić pozostałych.
Nie wziął jednak pod uwagę, że siły w podwodnym królestwie rozkładają się nieco inaczej niż na powierzchni. Gwardzistą owszem udało się zamachnąć, ale nie tak znowu mocno. Zderzył się on ze swoim kolegą nie powalając go jednak. W tym samym czasie inny zbrojny wbił swój trójząb w łydkę maga.
Ścisnął mocniej zaklęciem trzymanego żołnierza i uderzył w kolejnego. Tym razem wkładając wszystkie siły. Człowiek uczy się na błędach… o ile przeżyje.
Tym razem udało się w pełni. Powalił zbrojnego i wyeliminował z dalszej walki. Ten, którego używał w charakterze broni zwisł bezwładnie w magicznym uścisku. Kolejny gwardzista odskoczył, by nie zderzyć się ze swym towarzyszem powalonym przed chwilą.
W tym samym monecie młody mag poczuł jak grunt usuwa się mu spod nóg. Jeden ze zbrojnych zahaczył go swą bronią i wywrócił. Tym razem to co przeszkodziło mu w pierwszym ataku niejako uratowało go. Upadek nie był taki bolesny. Zdekoncentrował jednak młodego Amberytę.
Czar telekinezy rozwiał się jak dym i trzymany gwardzista zmierzający w kierunku kolejnego wroga spadł na ziemię i potoczył się bezużytecznie nie czyniąc już nikomu szkody.
Jerome zacisnął doń pozostawiając palec wskazujący i mały sterczące niczym różki ślimaka i dotykając nim oczu wyszeptał dwa słowa w języku, którego w jego Cieniu nikt już nie używał od paru tysięcy lat.
Najbliższy zbrojny padł niczym marionetka, której odcięto sznurki. Jego znajdujący się nieco dalej kompan rzucił się natychmiast by sprawdzić co się stało. To dało czas młodemu Amberycie na podniesienie się i ucieczkę.

Korzystając z okazji Jerome ruszył biegiem, dopadł pierwszego zakrętu i zaklął po kilku krokach. Noga go rwała, ramię pulsowało, a w dodatku w tej dzielnicy nie mieli nawet czegoś tak pospolitego jak zaułki. Cholerni bogacze. Miasta praktycznie nie znał, a biegając ulicami miał sporą szanse na spotkanie kolejnego patrolu. Klnąc starego maga i jego pośpieszanie niechętnie sięgnął po otrzymany pierścień. Wolał go nie używał, nie sprawdziwszy dokładnie, ale chyba musiał zaryzykować. Klnąc samego siebie wsunął go na palec.
 
Mike jest offline