W jukach nie było nic godnego uwagi.
- Psia krew... - westchnÄ…Å‚ krasnolud i ciepnÄ…Å‚ wory na bok wozu.
Jego wzrok spotkał się ze wzrokiem bandytki -Mom nadzieja, że nie masz tu jakiś wspólników albo znajomków. Jak tak to im też łeb urwę
-N... Nie - dziewczyna pokiwała panicznie głową i wbiła oczy we własne stopy
- No. - burknął góral i zaczął kręcić młynka palcami rozglądając się.
Po chwili znudziło mu się.
Zeskoczył z wozu i obszedł go dookoła. Mrugnął woźnicy z którym pił nie dalej jak dwie noce temu i kopnąwszy kamień wrócił do punktu wyjścia.
Popatrzył na juki.
Juki leżały smętnie i nie odpowiedziały na zaczepkę berserkera.
Kord skrzywił się i sięgnął po nie jeszcze raz. Grzebnął i wyciągnął zawinięty prowiant nieszczęsnych podróżnych.
-Im sie już nie przydo, a swojego żal... - powiedział na usprawiedliwienie i ugryzł suchara zagryzając suszonym mięsem.
- Całkiem zacne - zamlaskał i o mało się nie zakrztusił gdy gdzieś z głuszy dobiegł ich wszystkich ryk.
-Fierfek! - warknął i wskoczył na wóz - z rozpędu zasadził bandytce kopa w twarz (prewencyjnie co by się nie darła i nie ściągnęła na nich potwora) a potem zakneblował.
Kiwnął głową Lisce i zwrócił się do woźnicy:
- Jedźcie ino nie galopem. Powolućku ale żwawo, wisz. - Chłop skinął głową. Krasnolud zeskoczył z wozu i dodał:
- Zostawcie nom jeden wóz taki najpuściejszy co by nań wskoczyć jakby się wszystko wyShabliło. Chwycił topór i tarcze i stanął obok Bardki.
-No kwiatku albo dziś będziesz śpiwoć balladę na naszą cześć albo psalma na moik grobie. Czy jak to sie tam zwie Krasnolud wpatrzył się w miejsce gdzie zniknęli towarzysze. -No chopiki czekomy, dojcie jaki znak...
__________________ Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure. |