Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-05-2016, 15:07   #261
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
W jukach nie było nic godnego uwagi.
- Psia krew... - westchnął krasnolud i ciepnął wory na bok wozu.
Jego wzrok spotkał się ze wzrokiem bandytki
-Mom nadzieja, że nie masz tu jakiś wspólników albo znajomków. Jak tak to im też łeb urwę
-N... Nie -
dziewczyna pokiwała panicznie głową i wbiła oczy we własne stopy
- No. - burknął góral i zaczął kręcić młynka palcami rozglądając się.
Po chwili znudziło mu się.
Zeskoczył z wozu i obszedł go dookoła. Mrugnął woźnicy z którym pił nie dalej jak dwie noce temu i kopnąwszy kamień wrócił do punktu wyjścia.

Popatrzył na juki.
Juki leżały smętnie i nie odpowiedziały na zaczepkę berserkera.
Kord skrzywił się i sięgnął po nie jeszcze raz. Grzebnął i wyciągnął zawinięty prowiant nieszczęsnych podróżnych.
-Im sie już nie przydo, a swojego żal... - powiedział na usprawiedliwienie i ugryzł suchara zagryzając suszonym mięsem.
- Całkiem zacne - zamlaskał i o mało się nie zakrztusił gdy gdzieś z głuszy dobiegł ich wszystkich ryk.
-Fierfek! - warknął i wskoczył na wóz - z rozpędu zasadził bandytce kopa w twarz (prewencyjnie co by się nie darła i nie ściągnęła na nich potwora) a potem zakneblował.
Kiwnął głową Lisce i zwrócił się do woźnicy:
- Jedźcie ino nie galopem. Powolućku ale żwawo, wisz. - Chłop skinął głową. Krasnolud zeskoczył z wozu i dodał:
- Zostawcie nom jeden wóz taki najpuściejszy co by nań wskoczyć jakby się wszystko wyShabliło.

Chwycił topór i tarcze i stanął obok Bardki.
-No kwiatku albo dziś będziesz śpiwoć balladę na naszą cześć albo psalma na moik grobie. Czy jak to sie tam zwie
Krasnolud wpatrzył się w miejsce gdzie zniknęli towarzysze.
-No chopiki czekomy, dojcie jaki znak...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 01-06-2016, 23:11   #262
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Lilius wraz z Colinem przemierzali leśną gęstwinę, starając się poruszać jak najciszej. Ich serca biły tak mocno, że mieli wrażenie, że zaraz wyskoczą z piersi. Równocześnie wstrzymywali oddech, oczekując w napięciu spotkania ze stworem, który wydał przeraźliwy wrzask.

W tym samym czasie Gnorst ukryty wśród gęstych paproci obserwował sowoniedźwiedzia. Gdyby nie widział rzezi jaką stwór urządził to uznałby to spotkanie za ciekawe i podniecająca - w końcu nie często dane jest spotkać potwora z baśni, które opowiada się niegrzecznym dzieciom, żeby same nie chodziły do lasu. Jednakże w tym momencie czuł złość, bezsilność, obrzydzenie oraz pewną dozę strachu. Na szczęście zwierz nie zauważył łowcy i dalej podążał w tylko sobie znanym kierunku (który był rozbieżny z kierunkiem, w którym podążała karawana). Gdy tylko bestia zniknęła z oczu łowcy, ten wyskoczył z krzaków i ruszył ostrożnie w kierunku Colina i Liliusa, zamierzając ich ostrzec a następnie grupą wrócić do karawany. Jego plan się powiódł i już po chwili cała trójka była znowu razem.

Karawana powoli toczyła się dalej, a Liska wraz z Kordem szli tyłem, cały czas obserwując okolicę. Wyczekiwali jakiegoś sygnału od swoich towarzyszy, gdyż nie mogli pozostawić ich zleceniodawcy samych sobie, niezależnie od sytuacji. Nie przyszło im długo czekać, gdyż po chwili z krzaków wyłonił się Gnorst, Colin i Liliius. Pojawili się mniej więcej w miejscu, gdzie karawana zatrzymała się po raz pierwszy, także lekko się zdziwili, gdy nie zastali jej na miejscu, ale szybko udało im się namierzyć wozy.

Gdy cała drużyna była w komplecie, jej członkowie wymienili się doświadczeniami. Opowiedzieli o rzezi w lesie, liście i sowoniedźwiedziu. Byli zgodni co do jednego - nie mogą ryzykować konfrontacji z agresywną bestią, z czym również zgadzał się Berrycrank. Postanowili ruszyć dalej, jednak oznaczyć szlak dla innych podróżnych aby mieli się na baczności. Korzystając z zapasów karawany udało się im na szybko wykonać drewniane znaki, na których umieścili informację o grasującej w okolicy bestii.

Nie pozostało im już nic innego jak ruszyć dalej. Historia ojca z synem zabitych przez sowoniedźwiedzia przygnębiła wszystkich i przez dalszą część drogi nikt nie miał ochoty przerywać ciszy.

***

Podróż mijała spokojnie. Karawana późną nocą zajechała do Nashkel, górniczego miasta, którego kopalnia zaopatrywała w żelazo prawie całe Wybrzeże Mieczy. Niestety z racji później pory poszukiwacze przygód nie mieli okazji przyjrzeć się pierwszemu miastu, które odwiedzili na swojej drodze. Po ciemku nie robiło wielkiego wrażenia, choć karczma, w której zatrzymali się na noc była prawie dwa razy większa niż ta w Orilonie. Następnego dnia również nie było czasu na zwiedzanie. Berrycrank zarządził wyjazd tuż po świcie i gdy słońce wyjrzało zza koron drzew karawana była już daleko poza granicami Nashkel.


Kolejny dzień wędrówki (tym razem ku uciesze najemników) minął bez ekscesów i późnym popołudniem na horyzoncie dostrzeli cel podróży - Beregost.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kWITPDka1gU[/MEDIA]
Miasto robiło wrażenie. Wielkie domy (jak na standardy Orilońskie), murowane z dachami krytymi dachówką, wybrukowane ulice zupełnie odbiegały od głównie drewnianych chat krytych strzechą, do których przywykli poszukiwacze przygód. No i ci ludzie! Pełno osób, które kręciły się po ulicach załatwiając swoje sprawy, rozmawiając i handlując. Karawana wjechała do miasta, przejechała przez jego rynek, zatrzymując się na placu na południowym krańcu zabudowań.

Ciągle pod wrażeniem miasta nie zauważyli, że dotarli do końca wspólnej drogi z Berrycrankiem. Udało im się - osiągnęli cel podróży, ochronili karawanę. Kolejne poważne zlecenie zakończone sukcesem, było się z czego cieszyć.

-No spisaliście się na medal. Dziękuję wam bardzo za pomoc, bez was ci bandyci by nas pewnie złupili i stracilibyśmy wszystko albo i jeszcze więcej. W sensie życie. Dobra, to tak jak się umawialiśmy.- powiedział Gnom, sięgając do sakwy leżącej na jego wozie - Macie tu po pięćdziesiąt sztuk złota na łebka, dorzucam jeszcze dziesięć, bo uważam, że dobrze wywiązaliście się z zadania. - po rozliczeniu się dodał - Co teraz z nią? - wskazał na bandytkę. - Dowieźliśmy ją do Beregostu jak chcieliście. Przekażecie ją straży?-
Kobieta dalej siedziała z obojętnym wyrazem twarzy, a jej oblicze przypominało bardziej lalkę niż żywą osobę. Strach, który jej towarzyszył można było zaobserwować jedynie po nienaturalnie bladej cerze i silnie zaciśniętych szczękach.

***

Gdy przyszedł czas pożegnań przewodnik karawany zwrócił się do najemników - Zostaniemy w Beregoście jakiś czas, może nawet tydzień, zależnie jak będą schodzić towary. Jakbyście kiedyś szukali pracy to śmiało możecie się do mnie zwrócić. Nasza współpraca pozostawia dobre wspomnienia. Jakby ktoś pytał to chętnie was polecę! No, bywajcie! Niech wam się darzy i bezpiecznych podróży! -

Wtedy Nagietek, który ostatnimi czasy był wyjątkowo cichy, przemówił - Dużo myślałem. Wyruszyliśmy razem, ale chyba nasza wędrówka dobiega końca. Rozmawiałem z Gelbusem i... zostaję z nim. Z jego karawaną. Przyda im się ktoś kto zna się na magii, mogę się tu dużo nauczyć. Wiecie, te wszystkie artefakty, które ma pochowane po skrzyniach! Po cichu liczę, że dane mi będzie się z nimi zapoznać, a może i z któregoś skorzystać! No i zarobek tutaj jest pewny i jak widać po podróży - przygód też nie brakuje. Bywajcie przyjaciele, może nasze drogi się kiedyś jeszcze przetną! -

***

Drużyna po załatwieniu sprawy z bandytką postanowiła załatwić sprawę transportu do Candlekeep. Mogliby iść tam na piechotę, jednak kufer zmarłego Nyrvera i inne szpargały wymagały wozu do transportu. Z Orilonu aż do Beregostu korzystali z karawany, jednakże teraz byli zdani tylko na siebie. Wśród ogromnego zamieszania, które panowało na ulicach (w porównaniu do ich rodzinnej wioski) udało im się podpytać jednego przechodnia o możliwość wynajęcia transportu, a ten wskazał im plac targowy, który sąsiadował z rynkiem i zasugerował, że takie biznesy najlepiej będzie próbować załatwić tam. Poszukiwacze przygód skorzystali z dobrej rady i chwilę później byli już na miejscu.

***

Wszystkie oferty wynajmu bądź kupna okazały się nie na kieszeń początkujących poszukiwaczy przygód. Jeśli sam wóz nie był problemem to koń, który mógłby go pociągnąć był już drogą sprawą i musieliby wydać większość zarobionego złota. Gdy już oswajali się z myślą, że będą ciągnąć skrzynię na własnych plecach podeszła do nich młoda, atrakcyjna dziewczyna i zaproponowała im pomoc w postaci środka transporu. Było to dość dziwne, gdyż panienka pojawiła się znikąd i awanturnicy byli prawie pewni, że nie mogła słyszeć o czym rozmawiali z innymi kupcami.

Jednakże darowanemu, nomen omen, koniowi w zęby się nie zagląda, więc i poszukiwacze przygód nie mieli zamiaru drążyć tematu. Każda pomoc w tej chwili była na wagę złota. Orianna, bo tak nazywało się owe młode i urocze dziewcze, zaproponowała, że użyczy wozu wraz z koniem pociągowym drużynie jednakże pod jednym warunkiem - będzie mogła się z nimi zabrać.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 01-06-2016 o 23:19.
Lomir jest offline  
Stary 02-06-2016, 01:57   #263
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Piegowatą twarz zwróconą miała ku słońcu, kiedy zajadała się pestkami dyni wyciąganymi z parcianego woreczka. Siedząc na kamiennym murku, przysłuchiwała się otaczającemu ją gwarowi rozbudzonego do życia rynku. To jakiś handlarz owocami zachęcał przechodniów do jego straganu, to znowuż podróżny kupiec próbował wcisnąć jakiejś grupie kobiet egzotycznie wyglądające błyskotki. Czasami przez środek targowiska przebiegł kot, a za nim pies zaciekle szczekając i wymachując ogonem we wszystkie strony.
Kiedy skończyły się pestki dyni, zsunęła się z murka i ruszyła w głąb placu targowego, nurkując w tłumach kupców, handlarzy i mieszkańców Beregostu.

- Szukacie transportu? - zapytała całkiem bezpośrednio, podchodząc do grupki zagubionych podróżników.
Wypatrzyła ich już wcześniej, kiedy leniuchowała na murku, choć wcale wielce wysilać się nie musiała, by ich dostrzec. Nie tylko zdecydowanie nie pasowali do większości mieszkańców Beregostu, ale też wyglądali, jakby czegoś szukali. Tylko czego, pytała się w myślach, przyglądając im się z daleka. Za czym przywiało taką nietuzinkową grupę aż do Beregostu?

- Na imię mi Orianna – powiedziała, uśmiechając się życzliwie do nieznajomych. - Pewnie ciekawi was, skąd u licha wiem, że potrzebujecie podwózki?
Jedną ręką oparła się o biodro, drugą zadziornie odgarnęła różowe włosy. Ubrana była w zwykłą białą koszulę odkrywającą ramiona, wiązaną przy dekolcie, z bufiastymi rękawami, a talię dodatkowo ściągniętą miała całkiem modnym gorsetem uwydatniającym jej dziewczęcość. Spod niego wychodziła długa, wzorzysta spódnica.

Przez krótką chwilę przyglądała się podróżnikom, jakby wyczekując rozwiązania zagadki, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, wesoło uśmiechnęła się i wskazała na drewniany wóz na czterech kołach oraz kasztanowego konia z białą łatą na pysku.

- Nazwijmy to szczęśliwym trafem. Magią. Albo przeznaczeniem. Wierzycie w przeznaczenie?
Uniosła jedną brew, a jej jasnobrązowe oczy przyglądały się badawczo podróżnikom. Wydawali się całkiem rozsądną grupą, a Orianna takich towarzyszy właśnie potrzebowała. Sama nie wierzyła w przeznaczenie, ale z pewnością spadli jej z nieba.

- Będzie do waszej dyspozycji – powiedziała, nadal wskazując na konia z wozem – pod jednym warunkiem. Chcę się zabrać z wami, dokądkolwiek się udajecie. Właściwie, to co was w ogóle ściągnęło do Beregostu, hym?
Poprawiła wiązania przy mankietach rękawów, cały czas roznosząc wokół siebie przyjemny zapach cytrusów.

Liczyła, że nieznajomi szybko podejmą decyzję, a i że decyzją tą będzie dalsza podróż w jej towarzystwie.Właściwie nie przyjmowała innej myśli do siebie, wierząc w swój urok, jak i wielką potrzebę, w której znaleźli się jej rozmówcy.
Zamarudziła w Beregoście już wystarczająco długo i odnosiła wrażenie, że im dłużej zwlekała z opuszczeniem tego miasteczka, tym głośniejsze stawało się krakanie wron.

- To jak, zdecydowaliście już? - Dodała kolejne pytanie do już i tak pokaźnej kolekcji.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 02-06-2016, 13:34   #264
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Mam wrażenie, że spotkaliśmy właśnie kogoś, kto stara się powtórzyć nasz wyczyn sprzed kilku dni, czyli uciec jak najdalej od swoich rodzinnych stron w poszukiwaniu przygody - półelf uśmiechnął się sympatycznie - Witaj Orianno, nazywam się Lilius Dwukwiat, jestem kapłanem Chauntei, a to są Liska, Colin, Gnorst i Kord. Wygląda na to bogowie nam Ciebie zesłali, rzeczywiście pilnie potrzebujemy podwózki.
Na ile Orianna mogła go ocenić, był przeciętnego wzrostu, jednak misternie upleciona fryzura z dodanymi kłosami i kwiatami dodawała mu dobre kilka centymetrów. Miał elfie rysy, ale ludzkie pochodzenie zdradzał zarost, lekki brzuszek i niezbyt smukłe ludzkie dłonie. Ubrany był w zielono-żółtą kapłańską szatę, spod której widać było brąz skórzanej zbroi.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 03-06-2016, 10:55   #265
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
W końcu udało im się dotrzeć do celu! Po ostatniej przygodzie z sowoniedźwiedziem, Colin powoli zaczął wątpić, czy w ogóle dożyją przyjazdu do Beregostu, ale gdy tylko zobaczył miasto na horyzoncie na jego twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech i, szczerze powiedziawszy, mocno mu ulżyło.

Gdy tylko przekroczyli bramę miasta, Colin wdrapał się na drewnianą skrzynię, która stała na wozie, na którym jechał. Chciał dokładnie widzieć wszystko. Beregost był dokładnie taki, jaki sobie wyobrażał. Wielkie budynki, wszędzie pełno ludzi. Handlarze krzyczący na siebie przy swoich straganach, a przy okazji próbujący zachęcić jak największą ilość osób do kupna ich dóbr. Życie wyglądało tu zupełnie inaczej niż w Orilionie i to Colinowi podobało się najbardziej.

Kiedy przejeżdżali obok budynku, który miał przy swoim wejściu czerwone latarnie, młody łotrzyk był strasznie ciekaw, cóż to za miejsce. Kiedy spojrzał w górę, zobaczył kobiety wychylające się przez okna i zachęcające swoimi walorami do wejścia do środka. Colin od razu spuścił wzrok i poczuł jak czerwieni się na policzkach. Cóż, takie były uroki dużego miasta.

W końcu nadszedł czas pożegnań. Colinowi zrobiło się smutno, gdy okazało się, że Nagietek opuszcza ich drużynę. Łotrzyk zawsze uważał, że z niziołkiem dogadywał się najlepiej i przecież mieli wspólne plany na podbój świata. Nie pomogło niestety przekonywanie Nagietka, żeby został, niziołek był uparty jak zwykle i nie dał się przekonać. Uścisnęli się serdecznie i każdy ruszył w swoją stronę.

Mieli kilka spraw do załatwienia w Beregoście. Po pierwsze trzeba było zająć się złodziejką, a po drugie znaleźć jakiś transport do Candlekeep, inaczej nie będą w stanie przedostać się tam ze wszystkimi klamotami archeologa.

Los nie uśmiechał się do nich zbyt mocno podczas podróży, ale tym razem rzeczywiście im sprzyjał. Pojawiła się młoda i bardzo ładna dziewczyna. Gdy tylko Lilius skończył swoją przemowę, Colin szybko stanął przed nim i wyciągnął do dziewczyny rękę.
- Jestem Colin, bogowie zapewne nie mieli z tym nic wspólnego, ale i tak bardzo miło mi cię poznać, pewnie, że potrzebujemy transportu i bardzo, bardzo nam się teraz przydasz – mówił bardzo szybko, jakby lekko stresował się rozmową z Orianną. Po chwili doszło do niego, że lekko się ośmiesza. Teraz nadeszła pora, żeby trochę zaimponować dziewczynie. Stanął przed wszystkimi i dumnie wypiął pierś do przodu.
- A więc dobrze, złodziejka powinna trafić do aresztu, może dostaniemy za nią jakąś nagrodę – powiedział udawanym poważnym tonem, po czym odwrócił się jeszcze raz do dziewczyny.
- Mam tu coś nawet dla ciebie – uśmiechnął się do niej i sięgnął do swojej torby.

Uśmiech szybko zniknął z jego twarzy, gdy zobaczył list do Yovany, który cały czas trzymał w torbie. Jak mógł o tym wszystkim zapomnieć? Wszystko przez emocje, jakie wiązały się z całym tym wielkomiejskim zgiełkiem.
- Przepraszam, muszę jeszcze coś zrobić – powiedział do Orianny i odwrócił się do towarzyszy. – Muszę znaleźć tą Yovanę i przekazać jej list oraz to, co się stało z jej rodziną… Pomoże mi ktoś w szukaniu jej?
 

Ostatnio edytowane przez Morfik : 03-06-2016 o 12:07.
Morfik jest offline  
Stary 03-06-2016, 12:49   #266
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- Rozpocząłbym poszukiwania od końskiego targu, w liście było wspomniane że koń był zakupiony przed podróżą - zawsze pomocny Lilius wtrącił swoje - Kupcy mogli zapamiętać dorosłego z dzieckiem. Nie przyglądałem się padłemu koniowi, ale może się wam skojarzy symbol handlarza, koń zapewne był znakowany. To by pomogło. Mogę z Tobą pójść jeżeli chcesz.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 04-06-2016, 19:29   #267
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Kapkę się nudził na wozie. Majdał nogami i wgapiał się w uciekający zza kół żwir. Ale było mu to potrzebne - zregenerować siły, dać ciału odpocząć.
Gapił się więc tępo przed siebie i co jakiś czas drapał po jajkach.

Beregost go jakoś nie zachwycił. Bród, smród, rozwrzeszczane bachory, naganiacze i dziwki. Już wolał Nashkel, chociaż byli w nim przelotem - to jednak uroku miasteczka dostarczającego żelaza na całe wybrzeże, krasnolud nie mógł nie dostrzec w ten specyficzny sposób właściwy tylko jego rasie.
- eh, taka moja shebs - burknął schodząc z wozu i odbierając zapłatę za zlecenie. Skinął zleceniodawcy i dodał:
- Ja się zajmę tą suczą i przy okazji powiem strażnikom o SowoMisiu na trakcie przed Nashkel - niech wieść się niesie
Wgramolił się na wóz i bez zbędnych ceregieli szarpnął dziewczynę za więzy. Bandytka opierała się, widać że nie spieszno jej było do tutejszej celi. Kładła się, zapierała, była jednak słabsza od górala. Zwlókł ją na ziemie i warknął:
-Bedziesz szła sama czy mam Cię ciągnąc całą drogę? - ustąpiła. Wrócili się w stronę bramy by złapać jakiś strażników.

Gdy wrócił do drużyny plan wynajmu transportu był już gotowy. Nikt nie pytał o bandytkę - bo i po co - a Kord nie miał zamiaru się wywnętrzać jak to oddał dziewczynę pewnemu spasionemu kapitanowi który spoglądał lubieżnie na jej giezło. Bloodhand splunął na tą samą myśl ile kobieta przejdzie zanim ukarzą ją zgodnie z literą tutejszego prawa.
Ale co miał robić. Przecież nie będzie się wstawiał, ani tym bardziej ratował suki która chciała go zabić.

Poszli więc.

Poszukiwania transportu spełzły na niczym. Drużyna nie chciała łatwo oddać całego zarobku na konia i wóz więc krasnolud zaczynał się irytować. Z pomocą przyszła im piękna nieznajoma...
- Fierfek znowu, zobaczyli kiece i lecą jak szczeniaki do suki z rują - burknął pod nosem obserwując Liliusa i Collina łaszących się do piegowatej chudziny.

- Jo tam - sarknął w odpowiedzi na jedno z pytań dziewczyny -nie wierzam w żadne przeznaczenie. Ani w zbiegi okoliczności gwoli ścisłości. Coś prędka jesteś obcych podwozić. Nie bojasz się, że cie kto zgwałci na trakcie? Czy może tak piknie rzezasz mieszki że już wisz jak nas wywieźć w pole, okraść i puścić w samych onucach? - Orianna przyjrzała się krzepkiemu góralowi - ubrany w skórzany kaftan, w kraciastej spódnicy i mocnych podróżnych buciorach - rudobrody wyglądał dość komicznie. Jednak wykrzywiona w grymasie gniewu twarz i wytatuowane na czerwono dłonie spoczywające na trzonku topora jakoś jednoznacznie dawały znać by w tym momencie nie śmiać się z wkurzonego Krasnala.

-Dobra tam, róbta co chceta, ja ida z Coollinem szukać tej Wanny czy jak jej tam było i oddać jej rzeczy z traktu.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 05-06-2016, 04:10   #268
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Droga do Beregostu minęła Gnorstowi cicho. Był zamyślony przez większość czasu. Czuł z jednej strony potrzebę upolowania sowoniedźwiedzia, z drugiej, nie byli w formie. Mogliby się wrócić później na szlak, ale to była raczej robota dla większej grupy. Może nawet straży miejskiej, czy kogokolwiek, kto utrzymywał szlak przejezdnym.


W mieście zaczął myśleć o innych rzeczach. Chociażby o tym, że tak w zasadzie, to chyba nie ciągnęło go do większego miasta. Spokój lasu, szum strumienia, całkowicie mu wystarczały. Miasto z kolei było dla niego zatłoczone. Gdyby zaś tego było mało, śmierdziało. W powietrzu unosiła się ciężka do określenia mieszanka ludzi, dymu, potu i odchodów.


Przykro było mu żegnać się z Nagietkiem, była to już druga osoba, która poszła inną drogą od czasu wyprawy do grobowca. Życzył mu jednak wszystkiego najlepszego. Swoje wynagrodzenie za ochronę karawany schował porządnie, rozdzielając między dwa mieszki.


Sprawą bandytki zajął się kto inny, więc mógł się skoncentrować na poszukiwaniach transportu, bezowocnych niemalże. Gdyby nie Orianna, mieliby niezłe kłopoty z zawiezieniem skrzyni do Candlekeep. Jej oferta wydawała mu się co najmniej podejrzana, z drugiej strony była dla nich szczęśliwa i co więcej, sama dziewczyna cieszyła oko. - Nie wiem jak wy, ale chciałbym znaleźć tą Yovane, popytam o nią, skoro jechali z Beregostu, może tutaj coś wiedzą na temat jej lub Roderica. - Powiedział zamyślony Gnorst.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 06-06-2016, 20:57   #269
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Drużyna przystała na szczodrą ofertę Orianny. Nie wszyscy byli pewni czy mogą jej zaufać, w końcu rzadkością jest, że ktoś bezinteresownie wyciąga pomocną dłoń i to jeszcze tak niespodziewanie. Nie mniej jednak - jak już ustalili - darowanemu koniowi (i to z wozem!) w zęby się nie zagląda, więc piegowata dziewczyna została "wcielona" do grupy poszukiwaczy przygód.

Korzystając z chwili postoju i odpoczynku od drogi, towarzysze rozpierzchli się po mieście, wcześniej umawiając się, gdzie i za ile spotkają się ponownie.

Ten czas Liska wraz z Orianna postanowiły wykorzystać na zaopatrzenie się na drogę, uzupełnienie zapasów oraz inne sprawunki. W tym samym czasie, brzydsza (może poza Liliusem) część drużyny postanowiła odszukać Yovane i przekazać jej wieści o Rodericu i Maricu.

Poszukiwania dziewczyny przypominały szukanie igły w stogu siana. Miasto było spore i pełne ludzi. Jednak motywowani przez Colina nie mogli się poddać. Za namową półelfa rozpoczęli poszukiwania od targu, gdzie rozpytywali o rzeczonych wcześniej ludzi. Pierwsze minuty przerodziły się w kwadranse. Czas leciał, a kolejni podpytywani przechodnie jak mantrę powtarzali "nie, nie znam" albo "nie wiem". Jednak upór łotrzyka okazał się godny podziwu i koniec końców opłacił się. Za którymś razem, kolejny przechodzień zapytany o Yovane powiedział upragnione "tak" i po chwili mężczyźni wiedzieli, gdzie kobieta mieszka. Czym prędzej się tam wybrali. Dom nieszczęśnicy okazał się niewielką kamienicą, w której mieszkało kilka rodzin. Budynek z czerwonej cegły, kryty dachówką wyglądał całkiem schludnie, choć widać było niedostatki finansowe. Przed wejściem znajdował się niewielki ogródek, w którym poza kwiatkami rosły warzywa. Wśród nich krzątała się młoda, atrakcyjna kobieta, jednak po jej obliczu widać było zmęczenie i utrudzenie pracą.

W między czasie, Orianna wraz z Liską przemierzały kolejne ulice Beregostu w poszukiwaniu odpowiednich sklepów i towarów. Gdy przechodziły koło gospody zobaczyły przed wejściem zbiegowisko, a w drzwiach karczmarza, który zabraniał wejścia do środka. Zaciekawione podeszły bliżej. Szyld głosił, iż była to Gospoda Feldeposta, a karczmarz, który wyglądem potwierdzał wszystkie stereotypy na temat tego zawodu, stał w drzwiach i ruchem dłoni nakazywał tłumowi aby się cofnął.

- Nie można wejść. Mamy... eee... mały problem z... tymi no... A do dziewięciu piekieł! Nie wiem co to jest, za ścianą, która rozpadła się przy remoncie znalazł się korytarz i schody w dół, pod piwnice. Mój pomocnik, Ormak, zszedł na dół i słyszałem tylko jego krzyk a potem zawodzenie, huczenie i jakieś dziwne dźwięki. Czekam na straż, ale nie kwapią się, żeby to sprawdzić. Do tego czasu karczma jest zamknięta! -
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 06-06-2016, 21:40   #270
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Bohaterowanie miało więcej ciemnych stron niż Liska mogła przypuszczać i z każdą przygodą nabierało ich więcej. Cóż, o zabitych dzieciach czy zasypanych archeologach nie śpiewają w balladach. Dziewczyna pomyślała, że sama ułoży jakiś sonecik ku czci zabitych przez sowoniedźwiedzia osób. Nie wiedziała jak ten stwór wygląda, ale starczyło by przypomniała sobie spotkanie ze złowieszczym "misiem" w Orilonie. Szybko porzuciła ten pomysł. Raz, że ilekroć próbowała wydobyć z siebie głos chciało jej się płakać. A dwa - kto by tego słuchał? Ludzie mieli dość śmierci na co dzień. Zamiast tego w dwójnasób skupiła się na ochronie członków karawany, którzy też stracili humory. Jedynie uwolniony z uwięzi Tofik szalał po okolicy, nagłymi szarżami z krzaków przyprawiając bardkę o palpitacje.

Beregost. Cel zlecenia, przedsionek finału podróży. Liska nie miała ani czasu, ani siły, ani nastroju by podziwiać Nashkel, toteż odbiła to sobie w Beregoście, z otwartą buzią chłonąc wielkomiejskie klimaty. No, po prawdzie szybko je zamknęła, bo miasto cuchnęło niczym chlew, zwłaszcza w tak ciepły dzień. Mimo to nadal było imponujące. I te tłumy... Liska schowała się za plecami Gnorsta, za którymi czuła się nieco pewniej. Czujnie pilnowała sakiewki i plecaka z cennymi artefaktami, które mieli dostarczyć do Candlekeep. W końcu wszyscy wiedzieli, że w miastach roi się od złodziei, prawda?

Gdy rozliczyli się z Berrycrankiem Liska serdecznie pożegnała się ze współpodróżnymi, rumieniąc się i jąkając. Okazało się jednak, że to nie jedyne pożegnanie. Nagietek ich opuszczał! Ale jak to?! Wiadomo, że różnili się charakterami, ale żeby niziołek chciał zostać ochroniarzem? Lisce nie mieściło się to w głowie. Dopiero gdy wszyscy pożegnali się z zaklinaczem dziewczyna ochłonęła ze zdumienia. Teraz! To była jej jedyna, ostatnia szansa, zmarnowała ich już przecież tyle!
- Prze... prze... przepraszam... - wydukała, po czym, pod wpływem impulsu, wręczyła Nagietkowi koboldzi kij z latarenką. W końcu musi się czymś bronić gdy skończą mu się zaklęcia, a podróże okazały się zaskakująco niebezpieczne. Nie sądziła, że reszta będzie miała coś przeciwko takiemu pożegnalnemu prezentowi dla towarzysza zabaw, walk i podróży.


Po pożegnaniach Kord odstawił bandytkę straży, powiadomił o potworze na trakcie, po czym wszyscy ruszyli poszukać transportu do Candlekeep. Było to trudniejsze niż się spodziewali. Nikt nie jechał w tamtą stronę i nie potrzebował najemników, a im szkoda było wydawać złoto na wóz i konia, który przyda im się tylko kilka dni. Zarobili sporo, lecz wiedzieli już, że w czasie podróży to kropla w morzu potrzeb. A dotrzeć do Chissvora Woreda jakoś musieli!

Pomoc spadła im jak z nieba.
- Och, na Sune... - szepnęła Liska patrząc na piegowatą właścicielkę wozu. Piękna, elegancka... Niesamowita. Bardka wgapiła się w Oriannę myśląc, że chyba sama bogini sprowadziła im taką piękność, po czym zganiła się za te myśli. Choć kto wie... W każdym razie nowa towarzyszka zaimponowała Lisce, ale i zasmuciła. Przy rudej piękności Liska poczuła się jak szara wiejska myszka. "Tak wyglądają właśnie światowe poszukiwaczki przygód...", pomyślała, patrząc jakie wrażenie wywarła na towarzyszach i czując ukłucie zazdrości. Ona nie miała szans tak szybko zjednać sobie przyjaźni kogokolwiek, nawet pomijając jąkanie. I ten śmiały strój! Cóż, kolejna rzecz, którą Liska powinna w sobie zmienić jeśli chce być prawdziwą poszukiwaczką przygód! Tak zaaferowała się oceną wesołej dziewczyny, że zapomniała się przedstawić.

Od słowa do słowa mężczyźni wyruszyli na poszukiwanie Yovanne, ale Lisce nie śpieszyło się do spotkania z nieszczęsną wdową. Bardka nabrała tchu i śmielej spojrzała na Oriannę.
- Je.. je... jestem Liska, a to... to... Tofik - wskazała na swojego kundla, który (ponownie spacyfikowany smyczą i kagańcem) bezskutecznie próbował ugryźć krępujące go rzemienie. - Mo... mo... może zro... zro... Potrzebujemy za... za... zakupów przed po... po... podróżą. Jedziemy do Ca... ca... Candlekeep - wyjaśniła Liska, jąkając się w obecności obcej osoby jeszcze bardziej niż zwykle. Orianna chętnie się zgodziła i ruszyły między kramy. Po drodze, gdy Leomunda nieco ochłonęła przyszło jej do głowy, że może nie powinni mówić rudej za wiele o celu ich misji. W końcu w liście stało, że nie tylko Wored pragnie zdobyć magiczną księgę Tynoda Asada. Zmroziło ją. Miała nadzieję, że niespodziewanie szczęśliwe spotkanie Orianny nie oznacza, że należy ona do Tych Złych, tak samo jak bandytka. Oby nie...

Na szczęście podejrzliwość Liski przerwało zgromadzenie przed karczmą i ciekawość Orianny. Bardka nastawiła uszu. Może to okazja na zarobek? Przydałaby im się gotówka przed dalszą podróżą, a karczmarz na pewno dobrze zapłaci za oczyszczenie piwnicy - w końcu każda minuta zamknięcia przybytku to dla niego realna strata. Niestety - gdy Liska otworzyła usta, by zaproponować pomoc drużyny, nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Obce miasto, obcy tłum, obcy potencjalny pracodawca - to było dla bardki za dużo. Głos uwiązł jej w gardle i tylko pełznący szybko po szyi i twarzy rumieniec wskazywał na to, że miała zamiar podjąć jakieś działanie.

 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172