Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2016, 19:15   #14
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Wojowie jacy za skaldem wypadli z płonącego domostwa tworzący podstawę “dziczego kła”, padli zabici lub ranni, w chwilę po tym gdy cała trójka wstrzymała się oślepiona pochodniami i płonącymi stosami drewna pilnowanymi uprzednio przez hirdmanów. Ktoś wykorzystał wstrzymanie się wojów i uderzył w chwili gdy krzyki ku chwale Odyna zamierały im w ustach i dwaj zbrojni rozglądali się poszukując niewidocznego przeciwnika. Chyba nawet nie wiedzieli co ich trafiło. Freyvind został sam naprzeciw trzech par ślepi jarzących się w ciemności za pochodniami i ogniskami. Nieruchomych i jedynie patrzących.

Nie szarżował bez pomyślunku na jedynych “widocznych” wrogów tylko rzucił się w bok, przyciskając plecy do ściany i flankując z jednej strony wejście do langhusu z którego wysypywał się już drugi rzut hirdmanów. Trzej zbrojni zobaczywszy leżących dwóch towarzyszy broni podeszło do sprawy czujniej i wnet postawiło tarcze w ścianę, frontem ku ślepiom jarzącym się w ciemnościach.
- Wychodzić z domostwa - krzyknął skald mocnym głosem do środka, gdzie kłębiło się wciąż trochę ludzi jacy mieli nadzieję wydostać się tędy, a nie wyjściem odwalonym przez jarla lub tworzonym przez Volunda z pomocą Bjarkiego. Dwóch kolejnych zbrojnych właśnie wyskakiwało by poszerzyć mur tarcz, pierwsze dwie niewiasty rzuciły się za nimi odchodząc w bok aby przebiec za ścianą tarcz, a przed skaldem w mrok nocy rozjarzonej ogniem, ale nie grożącej już spłonięciem, jak w domostwie Agvindura.

Przeciwnicy błyskając oczyma wciąż stali nieruchomo, w ciszy.
- Chodźcie tu okurwieńcy! - skald krzyknął w kierunku wrogów rozumując iż lepiej wciągnąć ich w walkę na przygotowaną obronę, niż wraz ze zbrojnymi szarżować przez pochodnie i ogniska. Szczególnie, że zbrojni jacy wyszli razem z nim z płonącej pułapki nie zachlastali się sami.
- Tchórze! Kottrinn in blauði. Wy skończone ergi, wy argaskattr! - wyzywał i szydził.
Tamci wciąż nie reagowali, ale pozostanie na miejscu okazało się trafnym pomysłem. Jeden z huscarli zawył z bólu i padł łamiąc mur tarcz, a Freyvind zobaczył wielką owłosioną łapę zakończoną zakrwawionymi szponami raczej odruchowo zerkając ku krzykowi bólu i agonii. Zareagował instynktownie skoczył i szerokim zamachem od góry opuszczając miecz na włochate ramię szykujące się by kolejnym ciosem znów zadać śmierć. Cios nie był zbyt czysty, ale zwykłą rękę odciąłby jak trzcinę… to jednak nie była zwykła łapa. Miecz zagłębił się w kości nie przechodząc przez nią, choć wywołując wprost straszny ryk bólu i wściekłości. Wilkołak chyba przez złość zareagował objawieniem się całym ogromem przerażającej sylwetki, zamiast ciężko ranioną i chwilowo bezwładną kończynę na powrót schować tam gdzie się czaił, do świata duchów.



Rycząca i wykrzywiona wściekłością paszcza odwróciła się w stronę skalda. Pomiot Fenrira wbił w aftergangera nienawistne i pełne furii spojrzenie. Spodziewany atak jednak nie nastąpił, za to pod Freyvindem nagle otworzyła się bezdenna przepaść szeroka na półtora męża, a długa więcej niż na dwóch. Jakaś dziewka wybiegająca z langhusa wpadła w nią z rozpędu zanim zdążyła zobaczyć potężne cielsko materializujące się obok niej. Skald sięgnął do mocy krwi aby jego ruchy stały się szybkie jakby jego sylwetka rozmazywała się w powietrzu. Zareagował od razu szybkim skokiem bliżej wilkołaka i w przelocie potężnie ciął go na odlew przez bark, włochatą pierś i brzuch. Balansując na krawędzi przepaści rzucił się z tarczą w przód i z cofniętej po ciosie ręki wyprowadził od razu potężne pchnięcie. Długie miecze wikingów zakończone tępym szpicem nie były stworzone do sztychów, lecz potworna siła aftergangera wywołana mocą krwi zaowocowała wejściem jak w masło ponad trzech stóp twardego żelaza pod żebra potwornego zmiennokształtnego. Ostrze weszło w ciało nim pomiot Lokiego z powrotem skrył się w niedostępnym dla einherjar świecie duchów, lub tez zanim druga, uniesiona łapa nie spadła na skalda urywając mu głowę lub po prostu brutalnie strącając go w przepaść. Ryk przeszedł w skowyt, i urywany charkot . Wielkie cielsko zakołysało się i padło na ziemię wstrząsane drgawkami. Był martwy.

Sama jednak obecność wilkołaka, który w swej potwornej postaci pojawił się przed wejściem na nie więcej niż kilka uderzeń serca, wywołała paniczny strach i chaos wśród śmiertelników. Zbrojni rzucili broń i tarcze uciekając lub kuląc się jak dzieci na ziemi, bądź też pod ścianami płonącego domostwa. Jakaś kobieta leżąc na plecach ni to przeraźliwie krzyczała ni to piszczała milknąc tylko w tych krótkich chwilach gdy nabierała powietrza w płuca aby wydać z siebie kolejny wrzask. Inna przeciwnie, szła spokojnym krokiem wzdłuż przepaści, tylko w oczach miała tak bezdenną pustkę, świadczącą o tym że całkiem straciła kontakt ze światem.
Frey wyciągając miecz z drgającego cielska “odetchnął” z ulgą choć niepokój wywoływało wciąż baczne obserwowanie przez kilka par oczu napastników stojących z przodu. Dziękował Freyi za łaskę i szczęście, może to fakt iż zmiennokształtny wpadł w gniew, a może nie był zbyt doświadczony w walce z aftergangerami dzięki mocy krwi potrafiącymi poruszać się błyskawicznie jakby oszukując czas? W przeciwnym razie mogło by skończyć się zdecydowanie inaczej. A z pewnością starcie nie było by tak szybkie.

Za sobą skald miał przepaść głęboką i długą na ponad trzydzieści stóp i szeroką dziesięć. Z tejże wyrwy co jak rana głęboka była, słychać dał się damski krzyk i prośbę o pomoc.
Skald ujął miecz w rękę na której zawieszoną miał tarczę i jedną ręką cielsko potwornego martwego wroga za kark uniósł nad przepaścią. Zerkając w jej czeluść zobaczył błond włosy, jasne giezło i wykrzywioną strachem twarzyczkę niewinnością jaśniejąca niczym słońce.
- ODYYYYN!!! - krzyknął najgłośniej jak potrafił ciałem zmiennokształtnego potrząsając i powstrzymując łaknienie krwi wilkołaczej. Wrogowie jednak ni kroku ni dźwięku nie wydali.
Wokół wciąż czysty chaos panował, ludzie w popłochu uciekali, część ze strachu jak dzieci skulona siedziała, kilka kobiet zemdlonych padło i do tej pory do przytomności nie wróciło. Skald głosem potężnym próbował ludzi przytomniejszych zwołać po pomoc Słoneczku, jednak strach wywołany pojawieniem się znikąd wilkołaka silniejszy był niż nakaz w głosie wampira słyszalny.
Frevind gromkim głosem krzyknął do tych naprzeciw:
- Odstąpcie, a dam go wam pogrzebać! Albo skończy w czeluści i chodźcie, niech się dokona!
Odpowiedziała mu znów cisza.



Tymczasem odgłosy walki z tyłu halli narastały.
Powietrze przeszyło również głośne kobiece wykrzyknienie możliwe, że bojowe, ciężko wyczuć bo nie norsemenów. To dobiega z drugiego boku halli, tam gdzie Bjarki walił w ścianę.
- Grim! Chlo! Do drzwi! - ryknął wampir widząc, że Pogrobiec wyciągał ulubienicę Agvindura. Wpił się w szyję martwego wilkołaka pijąc jego krew. Po czym odrzucił go na ścianę langhusa.
- Holmgang áskorun! - krzyknął ku czającym się w ciemności ślepiom. Gdy ponownie odpowiedzi nie dostał na jawne sprzeniewierzenie zwłokom, poczuł, że Odyn mu umysł rozjaśnia. Nieruchome spojrzenia, bez głosu, bez ruchu. Żaden wilkołak z jakim przyszło mu walczyć do tej pory tak się nie zachowywał. Żaden ten nie był w stanie oprzeć się pokusie ataku na wampira...to nieruchome obserwowanie nagle nabrało nowego wymiaru. Przypomniała się Freyowi taktyka Frankijskiego wodza co trupy przebierał i ustawiał jako żywych wojów by siły swe markować…


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 31-05-2016 o 19:32.
Leoncoeur jest offline