Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2016, 21:08   #15
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Elin, Volund


Świadomość, że podobnej sytuacji wcześniej już doświadczyła tylko potęgowała przerażenie. Pędziła coraz szybciej wymijając i przeskakując przeszkody niczym na skrzydłach walkyrii, by w końcu wypaść na zbawienną przestrzeń. Za nią Pogrobiec z trudem starał się dotrzymać kroku chyżo uciekającej volvie, jedną ręką chroniąc twarz przed wszędzie rozprzestrzeniającą się pożogą. Nie było już hird czy sług, na których można było wpaść w zadymionym budynku, przewróconą ławę przeskoczył jak i ta, którą ścigał. Przez wybite główne wejście do siedziby jarla ujrzał nocne niebo, które już całkiem niedługo miało zostać rozświetlone jedyną jasnością bardziej zgubną niż łuna płomieni. Wówczas to berserker przyspieszył, słysząc już odgłosy walki, wiedząc, że volva całkiem na nie niepomna będzie, i tuż za progiem, jeszcze nim ujrzał tych, którzy przybyli spopielić afterganger, zdołał wielkim wysiłkiem doścignąć volvę i złapać ramionami w niedźwiedzi uścisk. Szarpała się chcąc uciekać dalej i dalej. Walcząc z nią Pogrobiec ujrzał po raz pierwszy tych, którzy napadli na domenę Agvindura, spomiędzy uciekających przed nim i Elin hird i sług.

Skald był właśnie z mieczem w dłoni i tarczą w drugiej walczył z wilkołakiem; poruszał się szybciej niż jakikolwiek śmiertelnik był w stanie. W ziemi gdzie chwilę temu stał, gdzie prawie że Elin i Volund wybiegli byli ziała teraz przepastna jama - ludzie rozpierzchli się z krzykiem, i jedna tylko istota w białym giezełku wpadła do depresji. Było to Słoneczko.

Jak tylko Pogrobiec ujrzał niewinną istotę, pod osobistą jarla protekcją, uwaga jego odciągnięta została od uciekających, volvy i walki, którą skald zakończył, nim berserker jeszcze, już chwyciwszy volvę pewniej w talii - nie mogąc powstrzymać jej przez szarpaniem paznokciami jego twarzy, ale mogąc upewnić się, że nie ucieknie - nie tyle położył się, co upadł na drugi bok obok jamy i podciągnął ręką do jej skraju, wyciągając jedną wolną rękę ku z trudem trzymającej się konara Sigrun. Podniósł nieco lico blade jak księżyc, ponad ramieniem, wypatrując umorusanej błotem i opadającą miękką ziemią twarzyczki siostry Eggnira. Rękę jeszcze bardziej skierował ku dziewczęciu, które oburącz konara się trzymało i mimo że w oczy mu patrzyło, z przerażeniem kręciło przecząco głową, jak gdyby nie mogąc poważyć się na puszczenie korzenia choćby na chwilę, choćby jedną dłonią.

Volund złapał przerażone spojrzenie swoim własnym, mimo sławy potwora, mimo skrwawionego skalda opodal i gorejącego langhausu za nim samym, trwając w spojrzeniu i geście pomocy tak spokojnie, aby dziewczyna mu zaufała.

Na to Słoneczko jak gdyby rozpromieniało, w oczach dziewczyny widać było zdecydowanie i pewność. Wyrywająca się Elin zadania nie ułatwiała. Mimo to, Gangrel poczuwszy miękką i delikatną dłoń dziewczyny w swojej, puścić już nie zamierzał.
Centymetr po centymetrze, mimo wierzgań volvy wyciągał Słoneczko, w tej chwili przerażone i umorusane ciemną, mokrą ziemią. Na brudnej twarzyczce dziewczyny widać było żłobienia zostawione przez łzy.
Być może ten widok, a może znajomy szloch niewinnej Sigrun, a może co innego - nie wiadomo - pozwoliły wiedzącej w końcu szpony strachu opanować. Wokół siebie czuła mocne ramię Volunda, trzymające w klatce objęcia, i po chwili jak berserker podnosi ją ze sobą gdy wstawał, w wolnej ręce podpierając się już na smukłym toporze porzuconym na ziemi przez poległego huskarla.
- Freyvind! - Pogrobiec podniósł głos, choć nie aż do takiego okrzyku jak w langhausie - Sam ich nie ochronię, wkrótce świta!
- Dlatego trzeba ich wyrżnąć - warknął skald, któremu krew wilkołaka uderzyła do głowy. Poczuł gniew większy niż zwykle, choć trzymany wciąż w ryzach. - W dzień zrobią z nami co będą chcieli.
Przejrzawszy koncept synów Lokiego, Freyvind uznał, że zapewne większość z nich rzuciła się do walki z głównymi siłami Agvindura, z nim samym na czele walczącymi z tyłu domostwa. Zapewne zostawili jednego, może dwóch pobratymców tutaj.

Skald rzucił sie by okrążyć budynek i iść w sukurs jarlowi i Ødgerowi, oraz jego ludziom. Na froncie nie wydawał się potrzebny, ufał w legendę Volunda, że gdyby druga z bestii faktycznie się tu czaiła, poradzi sobie z nią z pomoca Grima i tych domowników z jakich wkrótce zejdzie dzikie przerażenie wywołane manifestacją bojowej formy wilkołaka jakiego zabił.
- TO NIE VIKING! - ryknął Pogrobiec, do obiegającego langhaus aftergangera - Nam chronić te, które jarlowi najdroższe! - rzucił jeszcze, ale nie skończył mówić, gdy wzrok już przekierował na ślepia w mroku, wychodząc o krok przed Sigrun…
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline