Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2016, 21:39   #16
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, ranek (wtorek 16.11)

Detektyw zaśmiał się do telefonu. Był bardzo ciekaw nadchodzącego przełomu. Z poziomu SMS wybrał opcję “zadzwoń”.
Czekał aż Buła odbierze.
- Halo? Sykurski, jest problem… - Nowakowski brzmiał na mocno zdeprymowanego.
- Na problemy Sykurski. A jak. Wiesz, że miałeś dzwonić w niedziele wieczorem? Dlaczegóż to czekałeś dwa dni? - Detektyw starał się sprawiać wrażenie jakby mu nie zależało już na informacji o Kleszczu.
- Miałem, ale jak skontaktuje się… - Buła najwidoczniej przestał grać jełopa, że niby to Kleszcza nie zna i tylko teoretyzuje nad taką możliwością. - Wojtek nie odpowiadał, w nocy dowiedziałem się, że go capnięto. Ty chcesz go znaleźć, my chcemy go znaleźć. Mamy wspólnotę interesów.
- Mieliśmy cały czas. Zanim wpadł w ręce Bałałajki.
Po drugiej stronie panowała cisza, Bułę chyba zatkało.
- S… skąd wiesz? - wydukał w końcu.
- Mam wrażenie, że wszyscy w mieście to już wiedzą. Jak mogę ci wiec pomóc drogi kolego? - na twarzy detektywa wykwitł uśmiech.
- Wątpię by wszyscy. Pewne kręgi… po Tobie się nie spodziewałem. Spotkamy się?
- Kiedy i gdzie? - Detektyw wstał i ruszył po kurtkę, żeby jak najszybciej spotkać się ze swoim rozmówcą.
- Miau Cafe, Zawiszy 14 na Woli. Będziemy tam w ciągu pół godziny.
- W takim razie do zobaczenia.
Detektyw rozłączył się, zabrał kluczyki i ruszył do swojego Forda. Fajkę palił już w aucie.

Miau Cafe, Zawiszy 14 na Woli, rano
Sykurski siedział w aucie. Listopad robił się coraz zimniejszy, a wtorek po ósmej rano nie miał co liczyć na wejście do lokalu. Obserwował okolicę paląc przy otwartym oknie. Pub wyglądał na zamknięty o tej porze, choć Nowakowski stał przed nim paląc szluga i przytupując lekko.
Detektyw wysiadł z Forda i pomachał do Buły. Nie było sensu, żeby stali na zimnie. Choć w sumie we fordzie nie działał termostat.
- Skąd wiesz o Bałałajce i tym, że ona go capnęła? - chłopak zaczął dość bezpośrednio gdy podszedł do auta Sykurskiego.
- Jestem detektywem. Zarabiam na chleb dowiadywaniem się różnych rzeczy. Wiesz gdzie go może trzymać? - Zaprosił gestem Nowakowskiego do samochodu, lecz ten pokręcił głową, wskazał wejście do Cafe, choć na razie nie przejawiał wrażenia jakby miał zamiar wchodzić.
- Jakbyśmy wiedzieli, to byśmy tam wpadli - burknął rozgoryczony. - Nie znalazłbyś go Sykurski, nie by Ci umniejszać… samo to, że wiesz o tym że suka go ma: urzekło. - Minę miał średnią. - Możemy jednak nacelować gdzie go trzymają. My go odzyskamy, Ty osiągniesz cel. Nie pytam czy w to wchodzisz, sek w tym, że… - urwał. - Może być grubo.
- Może zacznijmy od tych sęków - Sykurski zamknął auto i ruszył pod drzwi kafejki, pubu, czy co to tam było.
- Bo nie wierzysz, że bym go namierzył. Ok. Możesz wątpić w moje możliwości. Teraz mówisz, że możecie go nacelować i odzyskać. Ok. To powiedz mi kurwa po chuj dzwonisz do mnie przed 8 rano? - w głosie Detektywa nie było agresji. Nie było też żadnego zabawnego tonu. W zasadzie gdyby się wsłuchać, to nie było w nim żadnych emocji.
- Możemy. My. Ty, ja, znajomi. Wierze w to, a nie pierdolę pewnikami. Paru znajomków w środku kombinuje. Jak jesteś dobry, a na to wychodzi i masz wspólny cel z nami, można obgadać plan działania. - Wydawał się zirytowany.
Detektyw zgasił peta i wrzucił do kosza.
- Ok. To powiedz jaki macie plan i jak mogę się wam przysłużyć. Za długo w tym siedzę, żeby uwierzyć, że pogadamy sobie, wy wszystko załatwicie, a później spotkam się z tym całym Wojtkiem.
- W środku. - Burknął jakiś taki jakby nieprzekonany. - Nie ma co marznąć bez sensu. - Spojrzał na samochód detektywa, do którego ten chciał sam wsiąść z tego samego powodu.
- Prowadź - powiedział Sykurski wkładając ręce do kieszeni kurtki. Prawą dłoń zacisnął na schowanym tam paralizatorze. Średnio uśmiechało mu się po raz kolejny oberwać.
Buła chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Pub był jeszcze zamknięty dla klienteli, ale siedziało tam kilka osób. Na sali kręciło się lub spało na stołach kilka kotów. Pub był specyficzny, sierściuchy latały tu zwykle pośród klientów. Klimat zapożyczony z jednej krakowskiej knajpy nie wszystkim by pasował, ale ci tu nie zaglądali. Osoby jakim nie przeszkadzało, że kot układa się na kolanach w najmniej spodziewanym momencie chwalili sobie tę miejscówkę.
- … Wali mnie to. Mam pod opieką brata jaki oberwał i niepełnosprawnego dziadka. I zasadniczo tylko tydzień urlopu. W przyszły poniedziałek muszę być w robocie w Londynie. - Mówił jakiś nieźle zbudowany rudy typ kołujący jak w zamyśleniu kuflem piwa. Miał na kości jarzmowej wytatuowane “CHAOS” w dość więziennym stylu.
- Jesteś mu coś winien nie? - zaperzyła się młodziutka blondynka.
- Mówiłem przed wyjazdem, że wypisuję się z tych gierek. Nie jestem jednym z was… - urwał tak jak inni zwracając sie ku Nowakowskiemu i detektywowi jacy weszli do środka.
Pozostali, w liczbie czterech mężczyzn i jednej kilka lat starszej niż blondynka ciemnowłosej dziewczyny też spojrzeli na nowoprzybyłych.
- O kurwa, ja go zna… - Miecio z Progresji stanowiący część aktualnych rezydentów Miau Cafe, aż się lekko uniósł z krzesła. Sykurski rozpoznał go instynktownie krótkim przebłyskiem jego gęby pojawiającej się w pełnym bólu wspomnieniu.
- Cześć - powiedział detektyw rozglądając się. Jedno wyjście, dość daleko. Duże okno. Masa mebli. Jednego był w stanie ogłuszyć paralizatorem. Może kolejnego rzuci na glebę. Czuł, że może być gorąco.
- Ładny lokal - nie prowokował. Czekał na rozwój wypadków, w końcu gdyby chcieli spuścić mu manto, to mogli to zrobić w ciemnej uliczce a nie w kawiarence przed jej otwarciem.
- Co on tu robi do chuja?! - spytał Miecio z typową błyskotliwością dla ludzi jacy przebijają się zawodowo w rejony “Pan juz wychodzi” wygłaszane do klientów klubu. Ewentualnie łamania rak lub nóg.
- Szuka Wojtka… - Zaczął Buła.
- No kurwa Amerykę odkryłeś? To jego wpuściliśmy w jajo jak Wojtek sam kazał.
- On chce znaleźć, my chcemy znaleźć… - Buła wydawał się mieć słaba pozycję w tej grupie, tłumaczył się przed mięśniakiem.
- Pewny? - spytała blondynka choć patrzyła na detektywa i jakby nie kierowała pytania do Nowakowskiego.
- Skoro tutaj jestem, to zdaje się, że nie macie wielkiego wyboru. Znacie takie powiedzenie: Ręka rękę myje? Pomogę wam na ile umiem, ale chcę się spotkać z Kleszczem po tym wszystkim. - przyszedł w końcu czas, żeby również Sykurski zaznaczył swoje miejsce w tej grupie.
- Czemu go szukasz? - Blondynka przekrzywiła głowę . - Co wiesz?
- Wiedział, że to Bałałajk… - Buła zaczął tłumaczyć to co sam wiedział.
- Olek, weź się zamknij, niech mówi. - Dziewczyna osadziła go wskazując krzesła. Choć wyglądała na najmłodszą w towarzystwie, a z gęby jawiła się jak podręcznikowy przykład słodziutkiej idiotki, wyglądała jakby z jakiegoś powodu cieszyła się w tej grupie sporym autorytetem.
- Wiem, że jest w tym mieście co najmniej kilku skurwieli, którym Kleszcz zaszedł za skórę. Większość dość wpływowych. Mają wtyki prawie wszędzie. W ABW, czy innym gównie, które zrobiło mi nalot na chatę. Problem jest taki, że ludzie Bałałajki, a konkretnie Anton, współpracowali z tymi, którzy wbili się mi na chatę. A teraz z dnia na dzień nie współpracują. Dziwnym trafem po tym jak złapali waszego Kleszcza. Jak to brzmi. Nie myślał o zmianie nazwiska? - pytanie retoryczne które miało pomóc detektywowi w grze na czas. Charakterystycznym był fakt, że gdy o tym mówił kilka osób spojrzało na siebie porozumiewawczo, a kilka, w tym “Chaos” patrzyło jakby nie wiedzieli o co chodzi.
- W każdym razie wszystko się pokomplikowało. Anton wystawił swoich dawnych współpracowników, z którymi szykował coś na - detektyw pstryknął dwa razy palcami lewej ręki jakby usiłując sobie przypomnieć imię - tego zimnego Ernesta - tym razem potoczył wzrokiem po zebranych dokładnie oceniając ich reakcję na padające imię.
Blondynka, Miecio i dwóch mężczyzn jakby znów załapało coś. Szczególnie ona wykrzywiła się na moment słysząc to imię.
- Jesteś pewien, że nie współpracują już? - spięła się jakby to pytanie w tym momencie było najważniejsze.
- Żyjemy w czasach, w których niczego nie można być pewnym. Wiem, że tamci chcieli znaleźć Kleszcza. Anton też chciał znaleźć Kleszcza. Teraz Kleszcza ma Bałałajka, a więc szefowa Antona. Przypuszczam, że Ruski dostał co chciał i się wypiął na znajomków z Polski. A oni na niego. - Detektyw cały czas miał ręce w kieszeniach kurtki. Wiedział, że stojąc między nimi musi wyglądać na niesamowitego cwaniaka. Zawsze mógł to zrzucić na karb swojego wieku, bo wszyscy wkoło wydawali się młodsi.
- Ale co w tym wszystkim wskazuje jakby Anton i tamci zerwali współpracę. - Zainteresował się typek przed trzydziestką o dość agresywnym wyrazie twarzy . Też był spięty i zainteresowany tymi szczegółami. Był jednym z tych co zareagowali na imię Ernesta.
Sykurski zacisnął szczękę.
- Przypuszczam, że ci stojący za ABW potrzebowali Kleszcza jako przynęty na Ernesta. Nie mam pojęcia na co potrzebuje go Anton, ale skoro Ernesta jeszcze nikt nie wystawił, to zakładam, że Anton zostawił sobie waszego Wojtka dla siebie. Zatem domniemuję zerwanie współpracy. Owszem, mogę się mylić. Może chcą tylko przeczekać dopięcia dealu z Japończykami. Czy teraz ja się czegoś od was dowiem? - Sykuraski pozbył się swoich dwóch ostatnich kart. Pozostało mu czekać. na ich reakcję.
- Jakimi kurwa Japończykami - rzucił zirytowany “Chaos”.
- Ci… jak to mówisz “stojący za ABW” mają układ z Ernestem i jego ekipą. silny. Nierozerwalny by się zdawało na razie. Stąd dziwią rewelację jakby się popieprzyło tam u nich - powiedział ten sam ‘agresywny’, jaki odzywał się ostatnio. Wstawką Rudego jakby się nie przejmował.
- Wojtka, ta suka i Ernest chcą dorwać od lat - odezwała się cicho Blondynka. - On żyje, jest im potrzebny by zajebać nas wszystkich, ale jest twardy, nie powie im łatwo… - urwała. - Mamy trochę czasu. Jesteś zawodowcem, masz motywację. My też nie będziemy siedzieć na dupach. Czego potrzebujesz? Grunt by znaleźć miejsce gdzie go przetrzymują.
- Bałałajka jest pod obserwacją policyjną. Siedzi na dupie, żeby przypadkiem nie naprowadzić psów na ślady nielegalnych interesów. Myślę, że wysługiwała się Antonem dopóki ktoś nie wysadził samochodu na jego ulicy. Teraz ten rusek też jest pod obserwacją. Kto kolejny mógłby doglądać ich interesu, tak żeby swobodnie działać?
Nie skończył mówić, jak zaczął dzwonić jego telefon.
- Przepraszam - puścił paralizator i sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki wyjmując aparat. Rzucił okiem na wyświetlacz i zobaczył numer Karola, po czym odpalił menu automatyczne, żeby wysłać wiadomość
Cytat:
"Przepraszam, jestem na spotkaniu”
i wyciszył aparat
- Jest paru jego ludzi, może oni się nie ukryli. - “Agresywny” zadumał sie. - Damy radę zorganizowac chyba ich namiary.
- Mam lokalizatory, możemy im je podrzucić do samochodów. Ktoś musi jeździć po tych nielegalnych miejscówkach Bałałajki. Siedzą gdzieś w lesie. W jakiejś szopie pewnie. Anton też przez jakiś czas nosa z nory nie wyściubi. - Na chwilę zamilknął, jakby nad czymś myśląc i po chwili dodał:
- Podobno facet, który mi płaci za znalezienie Kleszcza dysponuje środkami do jego odbicia, tylko mam mu podać namiar gdzie jest. Podobno też razem z nim może być jakaś dziewczyna. Amerykanka chyba. Coś o tym wiecie?
Blondynkę jakby coś trafiło.
- Środkami do odbicia? Kto? Jaka Amerykanka? - spięła się widocznie.
- Facet woli pozostać anonimowy. Nawet dla mnie. Kontaktujemy się przez pośrednika. Udało mi się jedynie ustalić, że ma wpływy w amerykańskiej ambasadzie. A ta Amerykanka.. cóż, chyba to jej szukał ten facet, który wysadził auto pod domem Antona. Moja wtyczka z policji twierdzi, że też jest w rękach Bałałajki, a to by znaczyło, że z dużą dozą prawdopodobieństwa są przetrzymywanie gdzieś razem.
Przez chwilę patrzyła z szeroko rozdziawioną buzią.
- O w mordę… to by znaczyło, że Twoim mocodawcą jest ojciec Indiry…! - wyglądała na zszokowaną.
- Kim jest Indira? - zapytał z zaciekawieniem
- Córka jankeskiego dyplomaty. Kilka lat temu była w Warszawie na tripie… Wojtek zrobił jej wtedy dziecko - Wyglądała na zagniewaną. - Pojawiła się niedawno, była u niego. Kryła się przed Ernestem i resztą jego… hm, ekipy. Dorwali ja wczoraj po południu. Ernest. Wcześniej byłam z nią, Wojtek kazał mieć ją na oku by była bezpieczna. Jej ojciec montować miał ekipę by odbić Wojtka.
Detektyw był zły na siebie. Kompletnie zignorował tę poszlakę na początku śledztwa. Z jakiegoś powodu założył, że Amerykanka przebywa w Londynie. Przecież było by ją tak łatwo namierzyć. Banalnie wręcz. Obcokrajowiec w Warszawie. Spotkała się z Kleszczem, a to oznaczało, że mogła mu utorować drogę do niego. Kilka dni temu. Zanim stracił oko. Oko, które właśnie w tym momencie odezwało się przenikliwym bólem, jakby przypominając o powadze sytuacji. Później pojawiła się kolejna myśl. Tablica z poszlakami. W pokoju, w czasie wizyty Karola i kolegów. Musieli natrafić na ten ślad. Cóż, detektyw musiał przyznać sam przed sobą, że spaprał na całej linii. Co było o tyle ciekawe, że właśnie stał między grupką dzielnie stawiającą opór Rosyjskiej mafii od kilku lat i to właśnie oni brali jego za profesjonalistę.
- Zatem, jeżeli uda nam się ustalić gdzie on jest, to możemy spróbować go odbić z pomocą mojego mocodawcy.
- Większa ekipa, większe szanse - mruknął Miecio.
- Tak, trzeba nacelować miejsce gdzie go przetrzymują. wtedy można połączyć siły. - Blondi pokiwała łebkiem. - Jest tylko jedno ale. Większość z nas, nie może tknąć chłopców Bałałajki. Bo rozpęta się tu piekło…
- Większa ekipa, większe szanse. Najlepiej trzy na jeden, co - rzucił wyzywająco w kierunku Mietka, po czym kontynuował już do blondynki - czy są jeszcze jakieś układy, układziki i zależności, o których powinienem wiedzieć? Bo z tego co słyszę, to Ernest trzyma z tymi w czarnych garniturach. Anton, też z nimi trzyma. Bałałajka trzyma z Antonem. Na moje jesteście sami przeciw wszystkim. A większość z was nie może
Blondyna i Agresor spojrzeli po sobie. Jak widac reszta mniej się tu liczyła.
- Tamci niby z ABW, trzymają ściśle z Bałałajką, Anton to jej jeden z głównych cyngli. My… - zawahała się. - My mamy układ z ekipą z Pałacu Kultury. Ernestowymi - poprawiła się. - Choć to układ z konieczności. Gdyby nie tamta sztama… Ernest chce zabić Wojtka, to jest skomplikowane. Ale układ musi byc, bo nas rozjebią. Najpierw ich, potem nas.. Jest ultimatum, “Pałac” ma pomóc w odbiciu Wojtka, albo zostaje sam, a więc pewnie będzie trzech na jednego licząc squad Twojego szefa.*
- Ok. Skoro gramy już w otwarte karty, to jak zapatrujecie się na to, że coś mogłoby stać się Antonowi? Mam do niego osobistą sprawę.
- Niech skurwysyn zdycha w mękach - wycedził “Agresywny”. - Ale jest zimna wojna. Nie otwarta. Jak ktoś z nas, lub kojarzonych z nami skubnie kogoś od nich… to tu będzie Sarajewo. Wiemy, że chcą od Wojtka info jak nas wyrżnąć, ale będą chcieli po cichu. Jak my zaczniemy to oni się odwiną. Na ostro, otwarcie. Mamy w tej kwestii związane ręce.
- Dobra. W aucie mam dwa lokalizatory. Znajdźcie dwie osoby od nich, które załatwiają ich ciemne interesy, w czasie gdy Anton i Bałałajka pozują do zdjęć policyjnych. Nie ryzykujcie, podrzućcie je tylko. Ja przeanalizuję ich trasy. Ktoś pewnie jeździ doglądać waszego Wojtka.
Detektyw wyczuł wibracje komórki. i przerwał na chwilę wypowiedź.
- Wiecie, mam kontakt w policji, możemy im nawet nalot zafundować, a tego raczej z wami nie skojarzą. A teraz myślę, że możemy już kończyć to spotkanie i rozejść się. W razie czego Buła ma do mnie numer.
Obrócił głowę, bo rzucanie spojrzenia jednym okiem było dość kłopotliwe.
- Mietek też powinien mieć, w końcu podpierdolił mi telefon
- Jak cię boli, że 3-1, to możemy i 1-1 - zwalisty ochroniarz zaczął się podnosić.
- Chyba właśnie przez takie nastawienie macie tyle problemów. Człowiek chce pomóc, a tu jak nie dostanie w mordę, to dzień stracony - detektyw znów spojrzał na blondynkę - to co? Jesteśmy w kontakcie?
- Tak. - Pokiwała głową. Mietek coś chciał powiedzieć, ale “Agresor” usadził go wzrokiem. - Będziemy coś wiedzieć o ludziach Antona, to Buła da znać. Dzięki… jak właściwie masz na imię?
Uśmiechnął się do dziewczyny, bardziej z ironii całej sytuacji niż z sympatii do niej.
- Wojciech. Wojciech Sykurski.
- Wojtek szuka Wojtka - też się uśmiechnęła. Szeroko, chyba po raz pierwszy tego spotkania tak naturalnie. - No to jestem dobrej myśli. Milena.
Gdy wychodził z lokalu poprosił Bułę ze sobą. Przy samochodzie przekazał mu dwa lokalizatory i opisał działanie. Można je było montować na magnes, więc najlepiej przy nadkolu, bo tam mało kto zagląda. Na pożegnanie rzucił tylko:
- Szkoda, że potrzebowaliście tyle czasu, żeby mi zaufać.

Gdy tylko ruszył i za rogiem zniknęła kawiarenka wyjął telefon chcąc sprawdzić wiadomość od Karola. Okazało się jednak, że sms nie był od grubaska, a od Tomasza.

Mam numer tego Farrela, wzięty podczas przesłuchań po jatce na Powiślu. ale sprawdzalismy - numer na kartę, Raczej chwilówka. Zapewne już siedzi na innym <numer>.



Detektyw lewą ręką uruchomił słuchawkę bezprzewodową i na następnym czerwonym świetle wybrał numer Karola.
- Halo? - rzucone szybko, bardzo zdenerwowanym tonem.*
- Możemy się spotkać? Jest kilka tematów do obgadania, a wolałbym nie gadać o tym przez telefon - głos detektywa był jak zawsze spokojny.
- Oddzwonię - znów szybko, znów zdenerwowanym tonem, nie pasowało to zbytnio do pucułowatego bokobrodacza.
Wojtek powiedział jedynie “Ok” i się rozłączył. Miał kilka rzeczy, które musiał zrealizować jeszcze tego dnia.

BUOS, Rembertów, ul. Korkowa 147, około południa.
Sykurski czekał aż brodaty blondyn sprawdzi jego zamówienie. Sprawdził i zniknął gdzieś na zapleczu. Ślęczał w tym sklepie już pół godziny. Pomyśleć, że liczył na to, że wejdzie i odbierze to co chciał… Nie w tym pięknym kraju.
W końcu kojarzący się z wikingiem sprzedawca wrócił z pudełkiem. W środku było to, za co Wojtek zapłacił.
- Wszystko się zgadza. Oto pański towar. A tutaj dowód osobisty i reszta dokumentów. Muszę tylko jeszcze zapytać do naszych celów statystycznych: po co panu drugi pistolet?
- Poprzedni to Glock. Automat. Zaciął się ostatnio na strzelnicy i nabój w komorze wybuchł mi w oko. Chcę uniknąć więcej takich wypadków. Dlatego tym razem rewolwer - opowiedział bez emocji kłamstwo powtarzane wcześniej przed lustrem.
“Wiking” wklepał coś w swoim komputerze i powiedział mechanicznie:
- Proszę pamiętać, że ma pan pięć dni na zarejestrowanie broni. Czy mogę zaproponować jakieś akcesoria? Dodatkową amunicję?
- Akcesoria nie bardzo, ale amunicja się przyda. Wybieram się na strzelnicę, a tam strasznie dużo sobie za nią liczą.

W samochodzie detektyw założył sobie kaburę i wsunął do niej rewolwer. Później go wyjął i załadował amunicję. Założył na siebie kurtkę i zapalił papierosa. Czekał na telefon od Karola a w między czasie wysłał SMS z komórki, o której w głowie myślał “służbowa”:

Cytat:
“Możemy sobie pomóc. Proszę o kontakt”
Wpisał numer Farella i już miał wysłać, gdy przypomniało mu sie, że pisze do obcokrajowca.
Poprawił wpis na:
Cytat:
“We can help ourselves. Please call”
jednak nim kliknał wyślij, komórka padła. Sykurski rzucił ją w głąb schowka samochodowego.
Był wtorek, a to oznaczało, że musiał zweryfikować śledztwo dla prywatnego przedsiębiorcy, który najął go kilka dni temu.

Cerekiewiska koło Radomia, popołudnie.


Detektyw zwijał kamery. Irytował go fakt, że w hali produkcyjnej nie można było palić. Z jednej strony głos rozsądku podpowiadał, że już nikt nie pracuje. Z drugiej strony miał w hali kilkanaście ton łatwopalnych materiałów. Żałował, że nie spalił w samochodzie. Teraz ręce trzęsły mu się gdy zdejmował kolejną kamerę. Materiał musiał być wystarczający. U klienta znowu pojawiła się awaria. Kolejne kilkutysięczne straty. Czyli ktoś ponownie dokonał sabotażu. Ale tym razem któraś z kamer musiała coś zarejestrować. Idealnie. Spłaci większą część zadłużenia karty kredytowej.A co z resztą? Cóż… resztę spłaci jak rozwiąże sprawę kleszcza. Udało mu się zjednać sobie grupę z Miau Cafe. To mógł być kamień milowy w całym śledztwie. Zabrał ostatnią kamerę i natychmiast po minięciu progu hali zapalił papierosa.
Podeszła do niego Kamila Zach. Pomachała przed swoją twarzą dłonią, jakby rozganiająć dym. Detektyw nie lubił gdy ludzie zamiast powiedzieć, że przeszkadza im dym papierosowy chowali się za tak idiotycznymi gestami.
- I jak? Wie pan kto z naszych pracowników nas sabotuje?
- Mam blisko tydzień materiału filmowego z pięciu kamer. Będę musiał poświęcić kilkanaście godzin na zapoznanie się z wideo. Myślę, że w czwartek, albo w piątek będę mieć jakiś konkret.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Panie Sykurski, tutaj chodzi o duże pieniądze. Proszę o tym pamiętać - powiedziała swoim władczym tonem.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Cóż ona wie o dużych pieniądzach? Właśnie był na tropie największego układu w Wolnej Polsce. Jakaś organizacja miała swoje wpływy w kościele i w rządzie. Coś mówiło detektywowi, że nie miał do czynienia z agencja rządowa, która infiltruje kościół. Może to jakaś sekta, która wciągnęła w swoje szeregi szychy z CBA czy BOR? Kim jest ekipa z Pałacu Kultury? Ernest. Wyrachowana szycha, która zdaje się spinać wszystkie tropy. Co łączyło go z sektą Karola? I co ważniejsze, co przestało go łączyć? Dlaczego Sekta chce się go pozbyć? Co poszło nie tak między rosyjską mafią a Sektą? Dlaczego tak potężne grupy chciały wykończyć kilku miłośników kotów? I co ważniejsze: jak taka dziwna grupa wyrzutków nie dała się wykończyć tak potężnym organizacjom? Tak, to w co wdepnął Sykurski było bez wątpienia wielką aferą. Zgasił papierosa, a peta schował do kieszeni.
- Bez wątpienia pani Zach, wasze kilka uszkodzonych basenów jest w tym momencie moim priorytetem. Właśnie dlatego, że rozumiem powagę sytuacji dołożę wszelkich starań, żeby zakończyć tę sprawę możliwie szybko.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline