Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2016, 23:05   #11
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Obwodnica Warszawy, trasa S2, południe.
Detektywowi zostało czekać w kwestii Wojtka. Czekał też w kwestii sprzętu, który mieli mu dostarczyć ludzie Karola. Jednak było kilka kwestii, w których czekał już zbyt długo. Założył słuchawkę bezprzewodową i wybrał numer do byłej żony. Chciał z nią porozmawiać. Sytuacja komplikowała się z każdą minutą. Ich córka potrzebowała pomocy. A jeżeli będzie to nadal odkładać, to może się okazać, że zamiast jej pomóc to skończy na dnie Wisły.
Gdy tylko wydawało mu się, że sygnał zniknął i odebrała rzucił:
- Asia? Możemy się spotkać?
- Coś się stało? - spytała ostrożnie. Ale nie powiedziała od razu “nie”. To było już coś.
- Martwię się o Teresę. Odkąd was spotkałem pod szpitalem. Męczy mnie to. Nie chcę wam się narzucać, ale pamiętaj, że to jest też moja córka. Może mogę jakoś pomóc? - Detektyw nie chciał przyznać, że wie o LSD i marihuanie, na tym etapie to mogłoby raczej zdenerwować byłą żonę.
Joanna milczała przez jakiś czas, aż Wojciech odruchowo zerknął czy połączenie wciąż trwa, czy też ex-żona je zerwała. Trwało.
- Jest pewien problem Wojtek z Teresą, nie na telefon. Koło 16:00 jesteś wolny?
- Jestem wolny cały czas. Możemy się spotkać na jakiejś kawie, czy cokolwiek. Daj znać, mogę po ciebie podjechać.
- Nie trzeba, o 16:00 w Złotych Tarasach.
- Ok, to się zdzwonimy.
Po skończonej rozmowie Sykurski zerknął jeszcze raz na tableta. Zbliżał się do zjazdu przy za którym migała czerwona kropka na mapie. Widocznie jeden z ochroniarzy Progresji wybrał się w niedzielę na obiad.

Detektyw zaparkował samochód. Zapalił i obserwował okolicę. Wiedział już, że sledzenie typa było ślepym zaukiem, ale trzeba jeszcze dyskretnie odzyskać nadajnik GPS. Zaczekał aż ulica opustoszeje i puścił się powolnym spacerem. Koło Lanosa zauważył, że ma rozwiązany but i przy okazji w czasie schylania się odczepił nadajnik od nadkola. Później ruszył jak gdyby nigdy nic dalej spacerem, obchodząc okoliczne ulicę i wracając inną drogą do swojego Fokusa. Dochodziła piętnasta, więc nie było sensu zwlekać. Ruszył do złotych tarasów.

Złote Tarasy, Centrum, ul. Złota, popołudnie.
Detektyw zostawił większość elektroniki w samochodzie. Zabrał tylko telefon komórkowy. Może od razu powinien porozmawiać z Asią zamiast rzucać się na szukać bezcelowo w internecie podejrzanych znajomych córki. Usiadł na jednej z ławek w galerii i czekał do 16:00. Jak tylko telefon wskazał wyczekiwaną godzinę zadzwonił do byłej żony.
- Jestem w Coffe Bean - powiedziała po odebraniu połączenia. - Drugi poziom.
- Już idę. - Natychmiast się rozłączył i ruszył we wskazane miejsce. Odruchowo poprawił jedynie przepaskę, żeby zasłaniała opatrunek. Nie wyglądało to tak jakby chciał, ale przynajmniej nie raził innych po oczach przesiąkniętnym bandarzem. Szybko dotarł na miejsce i rozejrzał się w poszukiwaniu byłej żony. Gdy tylko ją ujrzał podszedł do stolika, który zajmowała.
- Cześć - ta chwila niepewności co dalej była przerażająca. Straszne jest gdy okazuje się, że budowane wspólne życie się rozleciało i pewnego dnia nie do końca wie się jak zachować się przy tej drugiej osobie. Tyle razy ich ciała splatały się w miłosnym uścisku, a teraz były żołnierz stał i gapił się jakby nie wiedzieć czy wypada mu pocałować ją w policzek na powitanie, czy może jest to absolutne przekroczenie pewnych granic. W końcu wyciągnął dłoń do uścisku po czym usiadł na przeciw Joanny. Zdjął jeszcze kurtkę, którą położył na wolnym krześle.
- Miło cię znowu widzieć. Szkoda, że w związku z - urwał, bo nie wiedział jak mówić o córce bliskiej przedawkowaniu. - Zamówiłaś coś?
- Jeszcze nie. Co się stało? - wskazała na swoje oko patrząc przy tym wymownie na opaskę detektywa.
- Wypadek przy pracy. Nic poważnego, ale przez jakiś czas nie mogę otwierać oka. Zamówmy jakąś kawę i ciasto. Co się stało że Teresa wylądowała w szpitalu? - Sykurski pomachał w stronę kelnera.
- Tylko najpierw obiecaj, że Teresa nie dowie się, że Ci powiedziałam. I że nie zrobisz nic głupiego.
- Ja głupiego? Oczywiście że nie. Znasz mnie przecież - mrugnał zdrowym okiem - Nic nie powiem młodej. O co chodzi?
Zanim jednak doczekał się odpowiedzi podszedł kelner.
- Dla mnie poproszę szarlotkę z lodami i espresso, a dla żon.. - Sykurski zaciał się na chwilę i dodał - Cappucino i sernik. Nadal lubisz sernik prawda?
- Tak - uśmiechnęła się lekko - Pewne rzeczy się nie zmieniają.
- Szkoda, że inne się zmieniają nie po naszej myśli. Wróćmy do młodej. Co się dzieje?
- Zabujała się w jednym chłopaku. Trzy-cztery lata starszym. Łobuz, chuligan, ale jej imponuje. Chce chodzić na imprezy ze starszymi, zaczynają się walki o godzinę powrotu do domu. Nie zwykłe marudzenie, awantury. Bo Jarek przecież wieczorami, to ona też. To że popalała trawkę i wyczułam to jeszcze przełknęłam. Dostała za swoje, ale wiesz, ze tego się nie upilnuje. Przegadałam z nią długo. Sama przecież popalałam w liceum. Zrozumiała, obiecała się w to nie bawić. Niedawno wyciągnęła koleżankę z klasy na wagary. Do znajomego tego chłopaka, gdzie młodzież robiła sobie afterparty po nocnym chlaniu. Podobno chłopak chciał ją naćpac by… - zawiesiła głos. - Teresa strasznie źle zareagowała na LSD. Przestraszyli się, wezwano karetke...
- Co to za jeden? Zabiję gnoja. - Powiedział identycznym tonem jak wcześniej zamawiał espresso.
- Obiecałeś - fuknęła i skrzywiła się. - Z pewnością pomoże to Teresie jak ojciec trafi do więzienia.
W detektywie się kotłowało. Tam gdzieś jakiś smarkacz chciał zrobić krzywdę jego córeczce. Jego skarbowi. A on nie mógł nic na to poradzić.
- Dobrze, obiecałem. Nic mu nie zrobię. Jak ona się czuje po tym wszystkim? Mam nadzieję, że teraz patrzy na niego nieco inaczej.
- Obwinia siebie. Ze zepsuła im imprezę - odpowiedziała grobowym tonem dziękując kelnerowi jaki przyniósł właśnie zamówienie.
- Rozmawiałaś o tym z kimś z policji? Przecież za posiadanie LSD grożą normalnie kratki. - Detektyw osunął się lekko na krześle. Nie spodziewał się, że sytuacja jest aż tak kiepska.
- To był pierwszy raz gdy brała kwas, tak?
- Tak, przyrzekała. Wojtek ona nawet nie wiedziała co to jest. Trawka, amfa, wiadomo. Słyszała choćby z filmów o heroinie, kokainie. Dziewczęta ostrzega się przed pigułkami. Nie wiedziała nawet, że bierze narkotyk. - wyjaśniła. - A o policji myślałam. Tylko się boję. Raz, że to ją zamiesza, niby jako ofiarę, ale zawsze. Dwa… nie wiem jak zareagują koledzy tego sukinsyna, jak ona będzie zeznawać. W jej wieku, w szkole… wiesz jak młodzież potrafi się niszczyć. Nastolatki czasem kończą na sznurze przez szczucie na facebook. Na razie działam by ją przenieść do innej szkoły.
Sykurski jednym sprawnym ruchem opróżnił filiżankę espresso.
- Rzeczywiście, masz rację. Może mógłbym się im przyjrzeć bliżej? Zwłaszcza temu chłopakowi?
- Mógłbyś. Wiesz jakby ich powsadzać za coś nie związanego z Teresa… by ona miała spokój, a on i jego koledzy problemy - spięła się lekko mówiąc to. Spojrzała czujnie na byłego męża.
Na twarzy Wojtka pojawił się uśmiech.
- Tym właśnie zajmuję się w pracy detektywa. Daj mi wszystko co o nim wiesz. Imię, nazwisko, nicki z forów. Numer telefonu. Ja zobaczę co można jeszcze znaleźć. Jeżeli mają dostęp do LSD to raczej nie będzie trudno go wsadzić. Zrobię co w mojej mocy - wyciągnął rękę na stoliku, jakby szukając dotyku byłej żony, jednak zrobił to dość niepewnie. Nie widząc reakcji ze strony Joanny W końcu sięgnął po szarlotkę.
- A co z Zuzką? Jak jej idzie w szkole?
- Z Zuzią na szczęście w porządku. Piątkowa uczennica. Radosna, żywa. Naciąga mnie na nauki jazdy konnej, praca w stajni daje jej dużo frajdy. Trochę się boję… wiesz, one zawsze były ze sobą blisko… - nie konczyła czemu. - Nie chciałabym, aby Zuzia zapatrzyła się w to co robi starsza siostra.
Wojtek pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Zobaczę co da się zrobić. Podaj te namiary na tych chłopaków. A gdzie teraz są dziewczyny?
- W stajni. Zuzia jeździ tam co niedziela. Wysłałam z nią Teresę by nie siedziała w domu rozmyślając o głupotach. Zaraz po nie jadę. Wyślę ci mailem wszystko co mam na tego chłopaka.
- Dziękuję. Usuń później maila, bo jak któraś z młodych się dowie, to stracą do ciebie zaufanie. Wystarczy im już wyrodny ojciec. A jak ty się czujesz w tym wszystkim?
- Tak jak zawsze. Sama - ton nie zmienił się na chłodny.
Wojtka ścisnęło w gardle. Nie wiedział czy go prowokuje. Chce wyprowadzić z równowagi, czy raczej dać drugą szansę? Miał mętlik w głowie. I do tego wszystkiego miał w głowie świadomość, że ludzie którzy pozbawili go oka wiedzą o Joannie i dziewczynkach. Właśnie perspektywa niebezpieczeństwa jakie może na nie sprowadzić w tym momencie go paraliżowała.
- Przepraszam - powiedział z trudem i opuścił wzrok.
- Musi Ci być bardzo ciężko, zwłaszcza po tym wszystkim z Teresą - wziął głęboki oddech. - Dziękuję, że zechciałaś się spotkać. Brakuje mi was.
- Nie jest łatwo. - Otarła usta chusteczką. Po serniku. Dokończyła kawę. - A co do Twojego ‘braku’, każdy ponosi konsekwencje swoich czynów i decyzji. - Wzruszyła ramionami. - Może gdyby Ci brakowało wcześniej jak wolałeś tłuc się po Bliskim Wschodzie to coś byś z tym zrobił. Teresa ma do Ciebie żal. Możesz coś dla niej zrobić, by naprawić choć troszkę to co spieprzyłeś Wojtek. - Nie bawiła się w ceregiele, delikatność czy ostrożne ubieranie myśli w słowa. Ale to ‘prosto z mostu’ nie było przepełnione gniewem, pretensjami czy lodową wyniosłością. A to już było coś.
Wojtek przywołał kelnerkę z rachunkiem.
- Tak, to prawda. Wszystko co robimy niesie za sobą pewne konsekwencje - podsumował detektyw zostawiając pieniądze kelnerce.
- Będę czekał na kontakt od ciebie.
Zawahał się. Nie wiedział jak jej dać do zrozumienia, że chciałby ją objąć na pożegnanie. Jak jej powiedzieć, że mogą się już nie zobaczyć? Jej strata, choć miała miejsce lata temu bolała bardziej niż strata oka. W końcu wykrzesał na pożegnanie uśmiech, którym obdarzył byłą żonę i ruszył w stronę parkingu.

Nie marnował czasu. W samochodzie natychmiast odpalił papierosa. Jeszcze nie wiedział co zrobi z tymi dzieciakami, choć już pewne kwestie zaczynał planować. Gdy kończył pierwszego papierosa podawał numer swojej karty kredytowej na stronie sklepu znalezionego dzięki sąsiadce. Przy kolejnym papierosie rwący ból w lewym oczodole przypomniał o kolejnej dawce tabletek. Wziął dwie, ale i tak musiał siedzieć i czekać aż zaczną działać. Ból pulsował na całą głowę. Nie mógł się skupić. Nie mógł myśleć, a co dopiero prowadzić. Po około trzydziestu minutach ból ustał na tyle, że detektyw wyjechał z parkingu. Jechał do domu. Miał w końcu się z nim skontaktować Buła. A ktoś od Karola miał mu oddać laptopa
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 14-04-2016, 19:43   #12
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Nowakowskiego, Śródmieście, ul. Stawki, popołudnie
Derby przegrane, Komórka Wojtka wyłączona, z Eweliną awantura... ten dzień nie układał się pomyślnie.
Buła pociągnął z butelki ze smakiem przełykając łyk piwa. Jego dziewczyna pogrążona w fochu udawała, że ogląda telewizję. Nie bardzo wiedział o co jej chodzi. Niby zadał to pytanie, ale w zamian usłyszał "jak nie wiesz, to nie ważne". Przypomniał sobie internetowy mem z wizerunkiem zapłakanego mężczyzny i podpisem "Dziś ustaliłem, że jestem w trzecim dniu awantury o jakiej nie mam pojęcia".
Czy jakoś tak.
Przeciągnął dłonią po twarzy.
Znów wybrał numer Kleszcza i znów automatyczne połączenie z pocztą.
Zaklął szpetnie.




Szpital Wolski, Wola, ul. Wolska, popołudnie
Posiłki szpitalne były koszmarne, tego nie dało się jeść. Dlatego właśnie Piasecki wcinał kebaba przemyconego mu przez jedną z pielęgniarek. Służba zdrowia o pensje pracowników dbała nie lepiej niż o podniebienia i żołądki pacjentów. "Jak pójdzie pani z Jagiełłą, i przyniesie mi tu coś normalnego do jedzenia to należy on do Pani": zadziałało Kebeb za stówkę, najdroższy kebab w mieście.
Detektyw w pierwszej chwili jedynie zerknął na komórkę jaka właśnie zaczęła wydzwaniać.
Mruknął coś do siiebie i w końcu podniósł telefon z szafeczki.
- Piasecki słucham - odezwał się odbierając po przełknięciu jednego z kęsów.
- Mr Piasecky, we have little problem... - rozległ się poważny, sztywny głos w słuchawce. Niemożliwy do pomylenia z żadnym innym gdy już raz się go usłyszało.
Detektyw jęknął w duchu.
- Wiem, że to trwa długo, ale to nie jest łatwe - odezwał się po angielsku. - Liczę na to, że góra dwa, trzy dn...
- Panie Piasecki... Proszę się skupić i posłuchać (...)




Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, późne popołudnie
Bałaganem się nie przejmował, był daleki od prób ogarnięcia mieszkania. Oko nie rwało już tak mocno, casus mocnych przeciwbólowych, byle organizm nie przyzwyczaił się za szybko do blokerów. Laptopa nie było, czyli gnoje ze Świątyni Opatrzności nie buszowali dziś po jego mieszkaniu - wszak mieli dostarczyć. Raz jeszcze spojrzał na drzwi i zamki, z ciekawości. zadnych prób włamania.

Wojtek pokręcił głową... i usłyszał dźwięk sygnalizujący nadejście sms do jego komórki.

Cytat:
No hej, kazali lapka dostarczyć, ale mam troche do roboty i praga mi nie po drodze. Zostawiam w skrytce bagażowej na dworcu centralnym. 14F kod 7771.
WGdy kończył czytać komórka rozdzwoniła się.
Piasecki...


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 30-04-2016, 20:06   #13
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, późne popołudnie

- Tak? Co jest? -
odebrał telefon od Piaska.
- Słuchaj Wojtek, sprawy się pokomplikowały. Chłopak jakiego szukamy został zgarnięty przez kogoś… - Piasecki brzmiał na solidnie wkurwionego.
- Tylko mi kurwa nie mów, że przez BOR albo Ruską mafię.
- … - w słuchawce zapanowała cisza. - A skąd to wiesz? - sapnął zaskoczony.
- Kurwa - po stronie Wojtka też ucichło na chwilę. - BORowiki przetrzepały mi mieszkanie dwa dni temu. A Rosyjski mafiozo wypalił mi oko wczoraj w środku lasu na zadupiu. - Sykurski głośno oddychał do słuchawki - i co dalej?
- Co kurwa? - Piasecki aż się zachłysnął - Jakie BORowiki? I Jak to oko - był wstrząśnięty. - Ruski go capnęły. Wiem to od zleceniodawcy. Nie rozumiem w ząb. Płaci chore pieniądze, za to by gnojka znaleźć, a ma o nim wiedzę jak ta, że go porwali.
- Nie wiem…. to jest kurwa jakieś “Z archiwum X”. Ja pierdolę.
Detektyw usiadł na kanapie i poruszał na boki głową.
- I co z tym zleceniodawcą? Mamy go wyciągnąć? Czy co?
- Wątpię by on miał o mnie mniemanie takie, aby wierzyć, że jakiś podstarzały detektyw odbije chłopaka z rak ruskiej mafii Wojtek. - W głosie Piaseckiego dało się usłyszeć mimo wszystko nutkę rozbawienia. Choć niewielką, był spięty. - Organizuje jakąś grupę szturmową by tego Kleszcza odbić. Grubo. Nie wiem kim jest ten typ, ale chciałbym miec takich przyjaciół jak on ojców dziewczyn której robił na boku dziecko. Zadanie nie uległo zmianie, wciąż tego Kleszcza trzeba znaleźć. Dać namiar gdzie Ruskie go przetrzymują. To paradoksalnie może byc łatwiejsze. Sukinsyn sam to pieprzone widmo, teraz siedzi gdzieś na dupie pod Kałachem.
- Może… - odpowiedział jakby się nad czymś zamyślił. - Wiesz, na Ruskich szykuje się policja. Do tego ten cały Kleszcz zdaje się mieć nie tylko wpływowych znajomych ale i wpływowych wrogów. Mam dziwne przeczucie, że w ciągu tygodnia w mieście wybuchnie mała wojna. Nic tylko czekać aż w wiadomościach będą wzmianki o porachunkach gangów. Kałachy, granaty.
- Już były - przerwał mu starszy detektyw. - We wtorek czy środę była strzelanina z użyciem broni maszynowej na Olszynce Grochowskiej. Jeden ruski trup. Trochę wcześniej jakaś wysokiej klasy Betka w pościgu za kimś zrobiła ostry karambol na Wale Miedzeszyńskim. Kierowca trafił do szpitala MSWiA, z moich źródeł wiem, że policyjni znaleźli go na łóżku szpitalnym ze skręconym karkiem. A 11go gdy tu był marsz niepodległości chodzą ploty o jakiejś grubej strzelaninie w Kampinosie. Złota kurwa polska jesień.
Sykurski odpalił papierosa.
- Taa. PKP. Pięknie, kurwa pięknie. - Zaciągnął się głęboko - dobra, chyba jakoś dam radę go zlokalizować. Mam nawet coś. Zresztą, gdybym nie był blisko, to nie odwiedził by mnie weteran ze Specnaz.*
- Co? Ruscy cię…? Wojtek, Ty weź nie pierdol, Ty żartowałeś z tym okiem?
- Taa. Przecież z fajką i przepaską wyglądałbym jak Snake Plisken z “Ucieczki z Nowego Jorku”. Ale owszem, był u mnie typ, który nie wyglądał na przedszkolankę z kremlowskiej szkółki niedzielnej. Szukał info o Kleszczu. Ale to było wczoraj.
- Wiesz... starczy, że ja nie wiadomo czy będę chodził. Choć tu kumple z byłej firmy w miarę pewni, że przypadek. Skurwysyn faktycznie pijany popisywał się jazdą na wariata po wyjściu z klubu. Słuchaj, wyślij mi mailem opis tego Ruska, może coś znajdę. I ciekawe, że wczoraj Cie pytał o Kleszcza, dzisiaj go już mają. A Jeff nie odbiera. W sensie poczta…
- Kurwa - najwyraźniej ten przecinek zdominował wypowiedzi detektywa. - Mówiłem mu, żeby kurwa uważał. On zawsze wie lepiej. Ja pierdole. Co do Ruska, to nie ma wiele do opisywania. Na imię mu Anton. Były komandos. Od 83 w spadochroniarzach. W Afganistanie. Ma tatuaż przy szyi z nazwą jednostki i rocznikiem. Wzdłuż linii szczęki ma główki w turbanach. Mogę zgadywać, że to Mudżahedini. Wszyscy, którym o nim mówię robią przerażone miny i szeptem dodają, żebym nie wymieniał jego imienia.
- Tu srogie pojeby od Wielkiego Brata się jakiś czas temu pozjeżdżały. Jeszcze w firmie robiłem. Wołomin wziął na cel jeden niezależny gang ostatni po Twojej stronie Wisły, co się do końca stawiał. Kurwa…, jak z Asterixa. Mafia co wpływ na pół kraju i banda lokalsów. Ci wpuścili Ruskich. Laska, ”Bałałajka” ze specnazu, lub GRU, w sensie dawniej. Uciekała przed FSB, wpadła tutaj z garstką czerwonych. Rok później Wołomina już nie było. Nikt nie wierzy w związek, bo to byłby wręcz absurd…
- GRU powiadasz. Ruski wywiad? Hmm - zaciągnął się dymem - A może z nimi jak z naszym WSI? Oficjalnie dla wojska robią, a w praktyce zabezpieczają swoje interesy? Handel bronią? Informacją? Czemu nie?
- Od dwóch tygodni w Rembertowie negocjuje z Ruskimi Yakuza zza oceanu. To wiem, od tego gliny, co drążył w Kleszczu przed Tobą. - Ton Piaska był dość grobowy. - Ale to jak dla mnie za wysoka liga co i kto tu miesza. Wiem tyle, że FSB faktycznie dziwkę po Rosji ścigało, więc albo prowokacja level master, albo ona faktycznie z Rosji spierdoliła by zrobić swój złoty sen w Wawie.
- Bez różnicy. To jest liga, w której albo się szybko wzbogacimy, albo okaże się, że wyłowią nas z Wisły w kawałkach. Dobra. Dzięki za info. Odezwę się, jak będę miał lokalizację Kleszcza.
Detektyw zgasił papierosa i zaczął ubierać kurtkę. Miał jeszcze komputer do odebrania ze skrytki.

Dworzec Centralny, Śródmieście, aleje Jerozolimskie 54, skrytki bagażowe, wieczór.

Wojtek dotarł na miejsce dość szybko. Jednak niedzielny wieczór był bardzo luźny na drogach. Mogłoby być tak zawsze. Przy odbiorze paczki detektyw najpierw przez pewien czas obserwował skrytkę. Gdy przez dwadzieścia minut nie zaobserwował niczego podejrzanego w końcu podszedł odebrać przesyłkę. W szafce był komputer i telefon. Zabrał je i ruszył do najbliższego fastfooda z wi-fi, żeby uruchomić laptopa. Obejrzał go dokładnie.
Grzebali w nim. Był rozkręcany, więc pewnie zamiast bawić się w obchodzenie hasła przepieli dysk do innej stacji. Trudno. Należało założyć, że ma wstawione jakieś nowe tylne drzwi do systemu. Pewnie też lokalizator. Wojtek za często korzystał w pracy ze szpiegowskich telefonów, żeby wierzyć teraz, że nie naszpikowali jego kompa swoją elektroniką. Cieszył się tylko, że w przeciwieństwie do stacjonarki, laptop był odcięty od jego chmury. Pilnował się, żeby nie używać swoich haseł. Zresztą z tego komputera nigdy tego nie robił. Miał tu wszystkie rzeczy, których nie mógł oficjalnie mieć. Bazy danych, i inne półlegalne programy i materiały. Dlatego na całym dysku nie było żadnego pliku, który pozwoliłby powiązać urządzenie z detektywem Wojciechem Sykurskim. Powoli sprawdzał czy Karol ze swoją ekipą nie zostawili czegoś ważnego po sobie. Chociażby kontakt.
Nie zauważył nic, ale w czasie szukania rozdzwoniła się komórka, która była przy laptopie
Zerknął tylko na telefon. Skojarzył numer z ostatnio sprawdzanymi, ale nie był pewien czy to przedstawiciele Świątyni
- Sykurski, słucham.
- Jak postępy? - zimny męski głos wypełnił słuchawkę dając do zrozumienia, że to nie Karol
- Cześć - odruchowo powoli się rozejrzał. Wiedział, że jest obserwowany. Był przekonany, że zdalnie przez komputer, ale może też ktoś pofatygował się osobiście.
- To zależy. Wiem, kto ma Kleszcza. Ustalam teraz gdzie.
- Ile ci to zajmie? Kto go ma to nie tajemnica.
- Gdy będę mieć konkret to zadzwonię. Choć każda podpowiedź przybliży mnie do celu. -
Detektyw skończył się rozglądać i zaczął sprawdzać programy, które miał na komputerze. Zaczął od programu do namierzania.
- Gdybym miał konkrety, sam bym znalazł miejsce gdzie go trzymają. Zobaczę co wie policja. - Rozłączył się.
Zimny i wyrachowany nie zaskakiwał. Zachował się dokładnie tak jak detektyw się spodziewał. Detektyw oparł czoło o lewą dłoń zwiniętą w pięść. Musiał się skupić, a czuł jednocześnie, że leki słabną. Chyba brał je za często i tolerancja organizmu się podnosiła. Zapisał w telefonie numer Ernesta jako “Zimny”, żeby więcej nie mylić go z Karolem.
W końcu wziął telefon i zadzwonił do swojego starego kolegi z wojska.
- Adam, cześć. Sorry, że truję ci dupę w niedzielny wieczór, ale zastanawiam się, czy masz może znajomych w dawnym WSI?
- Ja nie, może ktoś z moich znajomych ma. A w czym dokładnie rzecz?
- Wiesz co, grubsza sprawa. Podobno facet, którego ostatnio szukam zadarł z Ruskimi. I podobno zgarnął go były GRU. Pewnie mają w okolicy Wawy jakiś przyczółek jeszcze z czasów gdy nasz Wielki Brat był na wschodzie, a nie na zachodzie. Szukam tropów - odpowiedział szczerze Sykurski.
- No jak Ruskie, to pewnie ta mafijka z Rembertowa…
- No dokładnie ta. Coś więcej może wiesz o nich? Kto tam jest nad tym całym Antonem?
- Cipa zwie się “bałałajka”. - odpowiedział, choć bez emocji. Albo po prostu Wojtek ich nie wyczuł. - Szefuje nad ta bandą. Anton… jest jednym z jej najbliższych podkomendnych. Może nie top, ale blisko.
- Bałałajka to nie jest jakiś instrument? Ależ musi być głośna. Wiesz gdzie mogłaby kogoś przetrzymywać? Bo raczej nie ma typa u siebie. Skoro ona jest na policyjnym widelcu, to byłoby cienko.
- Trzyma się czysto. Uważa na siebie. Nie, nie ma opcji by tam. Ona wie, że w każdej chwili może przyjść ktoś z nakazem. Ale gdzie ma swoje meliny od ciemnych sprawek? Wojtek, jakbyśmy wiedzieli… - urwał, nie dokończył.
- No i dlatego pytałem o kogoś z WSI. Ta Bałałajka jest podobno z GRU. Oni swego czasu ściśle współpracowali z naszymi. Na bank mają stare kwatery w Wawie. Jakieś mieszkania… Garaże. Chuj wie co. W każdym razie ja na jej miejscu wykorzystałbym właśnie taką miejscówkę. Jakbyś kogoś miał to podeślij mi kontakt. A poza tym wszystko dobrze?
- Popytam. Choć pod tym kątem prześwietlaliśmy ją już z wywiadem służbowo. Wiesz, na wszelki wypadek, po tym co się zaczęło na Ukrainie.
Nadzieja w Wojtku umarła. Jeżeli kapitan Adam Krupa już zrobił rozpoznanie tej kobiety, to wykorzystał wszystkie dostępne środki. W swojej pracy musiał minimalizować ryzyko. Od tego zależał bezpieczeństwo nie tylko konwojowanych ładunków, ale też jego ludzi. A ten człowiek nie wystawiał nigdy swoich na niepotrzebne ryzyko.
- Dobra. Dzięki. Jakbyś mógł to podeślij mi na maila to co masz na tę babę i Antona. Będę wdzięczny. Zwłaszcza jeśli znajdę haka na tego drugiego skurwiela - gdy kończył zdanie ból w oku wyraźnie przypominał mu co czuł do byłego żołnierza Specnaz.
- Spoko. My może nie mamy jakichś z policją super układów. Pieski mają swoja robotę. W tej kwestii nas jednak połączono swego czasu. Dość niedawno - Kapitan urwał. - Wiesz… my tu w razie co siła bojowa jakaś, policja na mafię. Wywiad badał czy to nie forpoczta konusa z Kremla jak się zaczęło w Doniecku. Wiem tyle, że raczej nie. Suka przez Pana Władimira też ścigana. Nas przełączono na off, ale abwehra coś tam bada pewnie jeszcze. Ostrzegam, info wyciągać może być ciężko.
- Oki. Dzięki. I tak bardzo mi pomogłeś.
Detektyw wrócił do przeglądania komputera. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Nerwowo stukał palcami w blat, po czym w telefonie sprawdził maila. Czekał na informacje od żony. Nic nie przychodziło, a czas leciał. W końcu zamówił sobie kolację w postaci hambrgera z colą. Najedzony ruszył z komputerem na parking. Gdy tylko jego płuca zaczerpnęły świeżego powietrza sięgnął po paczkę papierosów. Palił delektując się. Z jakiegoś powodu mógł myśleć o wystawieniu Ernesta ani o szukaniu Kleszcza. To były tylko nic nie znaczące imiona i nazwiska. A gdzieś tam jego mała córeczka miała problem. Duży problem. Drugą fajkę palił już w samochodzie. Płuca nalegały. Za dużo czasu spędził w fastfoodzie nad laptopem-pluskwą. Żałował, że nie był w stanie sobie poradzić z komputerem. Był pewien, że monitorują każdy jego ruch. Nie tylko samo przenoszenie laptopa z miejsca na miejsce, ale też wszystkie rzeczy sprawdzane na komputerze. Zaczął się zastanawiać czy nie powinien znaleść sobie zaufanego hakera do pomocy w pracy. Owszem, sam nieźle radził sobie z komputerami, ale raczej na zasadzie socjotechinki i znajdwania powiązań. Wykorzystywał błędy ludzi udostępniających informacje o sobie w internecie. Mógł namierzyć kogoś z kim rozmawiał, dlatego, że kupił program, którego nie można oficjalnie kupić. A gdyby tak miał zaufanego hakera, to poprosiłby go o włamanie się do sieci komórkowej i lokalizację telefonu bez żadnych połączeń. Póki co musiał radzić sobie z tymi kontaktami, które miał.
- Cześć Krzychu - powiedział do słuchawki bluetooth. - Potrzebuję twojej pomocy. Widzisz w mojej układance pojawiła się nowa postać, z cyklu tych o których nie można rozmawiać. Chodzi o zapewne przemiłą Rosjankę. - odpowiedziała mu cisza. Jednak połączenie nie zostało zerwane. Czuł, że zabrnął głęboko w tym wszystkim. Krzychu też o tym wiedział i pewnie dlatego myślał co powiedzieć Wojtkowi.
- Napytasz sobie kiedyś biedy, oj napytasz. To szefowa tego ruskiego gnoja o którego pytałeś o ile dobrze rozumiem o kogo pytasz. Bo przemiłych Rosjanek o których nie bardzo idzie rozmawiać to się znajdzie trochę. Na przykład w Sogo.
- Gdzie można ją znaleźć? I gdzie ukryłaby się, gdyby nie chciała dać się znaleźć?
- Ma podobno wille w Rembertowie. Nie wiem dokładnie, adresu ci nie podam. A co do ukrywania się… nie słyszałem o takim przypadku. Wojtuś, ta kurwa to kaliber naprawdę gruby, po co Ci ona?
- Podobno ma kogoś, kogo chcę znaleźć.
- Ktoś bliski, czy robota?
- Powiedzmy, że wdepnąłem w to na tyle mocno, że robota może wejść mi z buciorami do domu. A nie lubię mieć błota na dywanie.
- Popytam… ale nie za mocno. Ja nie wdepnąłem i wdepnąć nie chcę.
- Jasne. Nie masz się co narażać. Dzięki za info o Rembertowie. Trzymaj się.
- A Ty uważaj na siebie - odpowiedział Krzychu nim sie rozłączył.

Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, noc

Gdy przekroczył próg mieszkania sprawdził ponownie maila w telefonie. Tym razem było już info o “chłopaku” ich córki. Robert Kret.
- Ja pierdolę. Gdzie wywiało Kowalskich i Nowaków? Krety, kleszcze, co jeszcze? - pytał sam siebie robiąc kawę. W końcu siadł przy biurku, na którym położył laptopa i z użyciem tableta zaczął szukać informacji o Robercie. Po półtorej godziny grzebania w portalach społecznościowych i sprawdzaniu udostępnianych linków ból oka stał się nie do zniesienia. To pewnie przez kawę, która przyspieszyła tętno i procesy metaboliczne w ciele byłego wojskowego chemika. Położył przed sobą pół standardowej dawki leku przeciwbólowego i piwo. Już raz doświadczył interakcji farmakologicznej tej pary. Teraz tylko szybko sporządzi notatki z profilowania Kreta. Zwykły nastolatek. Z upodobaniami do meczy i ruchów “patriotycznych”. Zabawne, bo na ustawkach mógł nawet zarobić w mordę od Kleszcza. Świat jest mały, ale czy aż tak? Wyznawca CHWDP… czy też innych “Psy policyjne winny zdechnąć”. Który nastolatek stosuje “winny” zamiast powinny? Może to grupa poliglotów? Później miliony stron o legalizacji. Legalizacja legalizacją, ale z kwasem już się w internecie nie obnosił. Później Hip Hop. Detektyw nawet przesłuchał kilka utworów. Żadnej potencjalnej zahaczki… Łyknął prochy. wypił piwo robiąc tylko jedną przerwę na złapanie oddechu i ruszył pod prysznic. Po dziesięciu minutach leżał twarzą w poduszce.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 17-05-2016, 21:31   #14
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, poniedziałek rano.

Ból okazał się nie do wytrzymania około piątej nad ranem. Detektyw potykając się dotarł do łazienki. Łyknął tabletkę i zmienił opatrunek. Wrócił do łóżka i po sprawdzeniu telefonu próbował ponownie zasnąć. W końcu chwilę przed szóstą leki zaczęły działać i przyszedł sen. A wraz ze snem gorące słońce Iraku. Po raz kolejny był z oddziałem Amerykanów w fabryce sarinu. Wszystko działo się tak samo. Ginął jego kolega. Ginęli marines. A na końcu, w podziemiach nad ciałami martwych talibów stał Anton. Zaciągał się z cygara. Gdy Sykurski szarżował na niego z karabinem ten tylko złapał dłonią lufę i odrzucił broń. Wojciech złapał pistolet i nóż. Przeszedł do wyuczonej walki w ręcz. Walka trwała kilka sekund. Szybkie ataki nożem były parowane. Strzały z pistoletu przechodziły tuż obok głowy Rosjanina. Po sześciu wystrzałach kolejnym dźwiękiem była broń z brzdękiem odbijająca się od beczki. Plutonowy Sykurski próbował zaatakować gołymi rękami, jednak Anton bez trudu uniknął ciosu i trafił w splot słoneczny detektywa. Wojtek poczuł jak wypuszcza powietrze i uderzył o posadzkę. Patrzył na Antona. Ten jednak trzymał za włosy młodą blondynkę. Żołnierz nie mógł się ruszyć. Patrzył jak Anton wyjmuje z ust cygaro i powoli przysuwa je do oka Tereski. Dziewczyna krzyczy i szarpie się, a później opada bezwładnie. Rosjanin tylko spokojnie się zaciągnął i podszedł do unieruchomionego detektywa.
- Dajte drugo glaz, malczik.

Około jedenastej detektyw się obudził. Gdy patrzył na siebie w lustrze w łazience wyglądał jak wrak człowieka. Bandaż wkoło głowy wcale nie poprawiał wrażenia. Zdjął opatrunek i postanowił się ogolić. Zaczął traktować ból jak coś, co go napędza. Zamiast kawy rozkoszował się tym jak w czaszce kolejne neurony wariują w poszukiwaniu zaginionego oka. Tylko raz zaciął się na szyi, co uznał za sukces. Później w skupieniu sporządził opatrunek. Był mniejszy niż poprzednio. Po raz pierwszy gaza i bandaż nie wystawały za przepaskę. Uśmiechnął się do swojego oblicza. Był poniedziałek. Nowy dzień. Nowy tydzień. Nowe możliwości. Uruchomił laptopa i wpisał w google “bałałajka”. Wybrał wyszukiwanie grafiki i powiększył na całą stronę.
- Kurwa. Myślałem, że to jakiś bęben - powiedział odpalając papierosa. Z tabletu wybrał ogłoszenia firm sprzątających. Znalazł jedną z nich, zadzwonił i umówił się na sprzątanie “biura”. Później zapalił kolejnego papierosa. Nadal nie miał wiadomości od Buły. Zadzwonił do swojego kuzyna. Ten nadal był zalatany. Trochę za bardzo, żeby o śledztwie policyjnym rozmawiać przez telefon. Umówili się na wieczór.

47 LO im. Wyspiańskiego, Praga południe, ul. Międzyborska, przed południem.

Detektyw zaparkował daleko. Wybrał zacienione miejsce. Za pomocą lornetki rozglądał się w poszukiwaniu Kreta. Celem na dalszą część dnia było sprawdzenie czym zajmuje się dzieciak w wolnych chwilach. Jak spędza dzień. Jakie miejsca odwiedza. Zwykła obserwacja jaką prowadził dziesiątki razy. Tylko gdzieś w głowie cały czas przewijała się Bałałajka i Wojciech Kleszcz. Kret nie zachwycał. Dusza towarzystwa. Prawie nigdzie nie chodził sam. Zawsze z dwoma lub trzema kumplami. Po szkole zamiast do domu ruszył na piwo pod chmurką. Tak... to nie był materiał na zięcia. Prawdopodobnie szlajali się z kolegami od domu do domu. Pewnie zmieniali miejscówki w zależności od tego, którzy rodzice ruszali do pracy, czy na inne zajęcia.

Po 18:00 uznał dalszą obserwację za bezcelową. Przejrzał zdjęcia, zapisał adresy miejscówek. Na stacji benzynowej wypił kawę, zatankował i zapalił papierosa. Sprawdził maile i oba telefony. Niedługo miał się spotkać z Tomkiem. Oko bolało jak cholera. Wziął tabletkę. Tym razem minęło dobre pół godziny zanim się uspokoił. Jeszcze dzień, lub dwa i nie będzie już zakładał opatrunku. Wsiadł do forda i ruszył pod komisariat.

Komenda główna policji, centrum, wieczór.

Na miejscu zaparkował na parkingu dla “gości” i zapalił papierosa. Tomkowi wysłał wiadomość:
Cytat:
“Czekam na parkingu.”
Rozejrzał się dookoła. Odkąd odebrał komputer z dworca nie znikało uczucie, że jest pod obserwacją. Niby nikogo nie było, choć wątpliwość pod czaszką drążyła, niczym kropla skałę.

Policjant wyszedł z Pałacu Mostowskich dość szybkim krokiem po drodze przeglądając coś w telefonie. Skierował się ku detektywowi, minę miał niewyraźną ze zmęczenia, był tez czymś wzburzony choć starał się to maskować.
- Cześć, nie mam za dużo czasu.
- Nadal problem z Ruską na Rembertowie? - Zapytał detektyw gasząc papierosa.
- Taaa, sytuacja jest... rozwojowa. - Tomasz skrzywił się. - Dziś mieliśmy żonglerkę granatami na ulicy, jeden z naszych w stanie stabilnym w szpitalu.
- O kurwa - Wojtek sięgnął po kolejnego papierosa - zaraz z kałachami na ulice wyjdą, albo czołgami wyjadą.
- Kałachy już były, strzelali się pełnymi magazynkami na torowisku na Grochowie. Jest srogo. Góra jeszcze starego naciska coraz mocniej. Mam tu tego od dzisiejszych granatów, chyba wziął na celownik Ruskich. W sumie dzięki temu, że się chciał włamać do jednej hacjendy, a nasi go wczoraj nakryli i ganiali, ogarnęliśmy do kogo chciał się włamywać. Nie zgadniesz, “Chłopak z Rembertowa”, brakuje nam ludzi, kasy, sprzętu i pola manewru - rzucił sfrustrowany.
- A ten który chciał się włamać? Co to za jeden?
- Były żołnierz. Jedni wracają z Iraku i łapią pracę, inni wracają z Iraku i strzelają się z Ruskimi. Różnie bywa. Ty mam nadzieję, nie zaczniesz szaleć? - Tomek wykrzywił się pół żartem wskazując korelacje zatrzymanego z przeszłością Wojtka. Wpatrywał się przy tym w jego opatrunek na oku
- Ja mam dla kogo żyć. W niedziele spotkałem się z Asią. Moja córka wpadła w złe towarzystwo. Dzieciaki jak to dzieciaki, trawka, alkohol. Tylko jest tam taki typek, który miał dostęp do LSD. Obiecałem Asi, że przyjrzę się sprawie. Tylko po cichu. Może jak coś ustalę to wam dilera na tacy podam. Ale to temat na potem. Ten Kleszcz, o którego pytałem. Zadarł z Ruskim. Mam podstawy sądzić, że gdzieś go trzymają. Jakieś pomysły?
- Jakbyśmy mieli namiar gdzie suka ma punkt w którym trzyma porwanych, a może i towar z przerzutów, to byśmy ja już mieli. - Tomek znów się skrzywił. - Mamy tylko trochę strzępów info. Na pewno druga strona Wisły, nie dalej od Rembertowa niż półokrąg przebiegający w pobliżu Wyszkowa, Kałuszyna, Garwolina. Gdzieś w lesie. Czyli gówno nie info, bo to tyle możliwości, że tylko usiąść i zapłakać. Ale...
- Kim się wysługuje? Ona na bank jest w swojej willi, a kto jeździ doglądać jej interesu? Wiesz, ja nie muszę mieć zgody prokuratora i dwunastu pieczątek, żeby podrzucić komuś lokalizator do samochodu - spojrzał na kuzyna. Wiedział, że najwięcej może załatwić na zasadzie wzajemnej pomocy. Wiedział też, że policja w naszym pięknym kraju ma dużo bardziej ograniczone możliwości w pewnych kwestiach, w których ograniczeń mieć nie powinna.
- Dobra, posłuchaj. - Policjant zbliżył się. - To poufne info ze śledztwa, więc zatrzymaj to dla siebie. Ten którego dziś zgarnęliśmy latał za ruskimi od dłuższego czasu. Przewijał się w różnych motywach, między innymi w strzelaninie na Powiślu, gdzie jakiś Rusek gołymi łapami zabił dziewczynę powiązanego z mafią dilera. Współpracuje, zeznaje, choć nie mówi wszystkiego. Ewidentnie kogoś kryje. Wiem od niego tyle, że Ruski porwały tu w Polsce jakąś dziewuchę z USA, na handel z Yakuzą, on chciał ją znaleźć i odbić. Pieprzony rycerz. Twierdzi, ze działał sam, ale ja tego nie kupuję. Jakiś Amerykaniec zastrzelił byłego członka gangu jaki przejęła Bałałajka, tego samego dnia kumpel zastrzelonego, aktywny w skali mafijki dostał kulkę w łeb w Rembertowie i spalony wraz z mieszkaniem. Inny Amerykanin (były Marines jak ustaliliśmy) zatrzymany z naszym “granaciarzem” na Powiślu. W strzelaninie na Olszynce Grochowskiej Ruscy nie kosili się z żadnym lokalnym gangiem. To nie porachunki grup zorganizowanych, jak ustaliliśmy. Stracili człowieka, choć wedle zeznań naszego świadka zasadzili się na “granaciarza” w dziesięciu. Kumasz? W dziesięciu z zasadzki na jednego typa. Zaskoczyło ich jego wsparcie, 1-2 osoby z bronią szturmową. Mam jeszcze pełno dziur, ale zaczynają mi się pewne sprawy zazębiać. Wychodzi na to, ze te wszystkie jatki to prywatna wojenka kogoś, kto napuścił gnojka co dziś zgarnęliśmy i jankesów po armii na Rosjan by odbić dziewuchę. Może Yakuza aby nie musiec z Bałałajką iśc na deal by przejać Amerykankę? Ale wtedy po co by o niej wspominał? Nie ogarniam.

Tomasz kopnął oponę samochodu sfrustrowany tym, że to wszystko “może”, poszlaki, nitki, żadnego pewnego obrazu.
- W każdym razie, chłopak chciał włamać się do Ruska, bo podobno ten lub jego dwóch podkomendnych jakiś czas temu odwoziło dziewczynę z mety na Grochowie by gdzieś ją głęboko ukryć. Dla mnie 2 plus 2 to 4. Dziewucha pewnie siedzi tam gdzie ten Twój Kleszcz. - Odwrócił się i zacisnął mocno szczęki przez chwilę, jakby myślał o czymś nieprzyjemnym. - Gdyby nie ten granat co ranił naszego, to może byśmy i puścili gnojka, by dalej skakał Bałałajce i jej ludziom do gardła. Bo nie mamy za dużo czasu. Stary się jeszcze trzyma, ale jak zmieni się nam nadszyszkownik i zastąpi go ktoś wsadzony przez rząd... ukręcą łeb śledztwu, tak jak skręcili interwencję u Ciebie. No ale w tej sytuacji nie ma opcji. Morale w firmie i tak cienkie by wypuszczać gościa, który prawie zajechał jednego z naszych. Kurwa, ten wariat odpalił granat 50 metrów od podstawówki. - Tomasz był ewidentnie wkurwiony, sprawa go przerastała. Detektyw wyłapał między wierszami to co chciał przekazać mu kuzyn. Gość, którego zamknęli miał wsparcie. I to wsparcie mogło też przysłużyć się Sykurskiemu.
- Ten marines, jakieś tropy gdzie może być? A ten Rusek, co odwoził tę laskę… Nie wozi się czasem starą Beemką piątką? I nie pytałem ja czasem o niego przedwczoraj w waszej stołówce? - Strzepnął popiół obok samochodu.
- Czym się wozi nie wiem. Ale tak. Wyszło, że to ten o którego pytałeś. Nasz mały specnazowy fistaszek. Oficjalnie nic na niego nie mamy, branie na 48 też bez sensu, przekonywanie by puścił nam farbę… nie mamy argumentów. Powiem Ci Wojtek… Nawet nie wiesz jak to wkurwia, gdy wiesz, nie podejrzewasz - wiesz, że skurwiel jest umoczony równo, a możesz mu skoczyć. To cholerne przekleństwo u nas.
- Wyobrażam sobie. Dlatego nie mógłbym być gliną. W wojsku przychodził rozkaz i szło się robić to co nam kazali. A tutaj to wszystko posrane jakieś. To co z tym amerykaninem? I gdzie tego Antona znajdę?
- Amerykanin, nie wiem. “Granaciarz” zaprzecza jakoby działał z kimś. Mamy jego dane ze sprawy na Powiślu jak był powinięty, Cyrus Farell, ale gdzie jest? Szukaj wiatru w polu. Anton… Jego dom na Zniczej jest pod obserwacją. To nawet zabawne… “Granaciarz” nam otworzył oczy próbą włamu kto tam mieszka, zostawiliśmy obserwatora, on zgłosił “Granaciarza” jaki wrócił tam następnego dnia i obserwował. Nakazu nie mamy, nie dostaniemy. W prokuraturze pracują rozsądni ludzie, nie chcą się wychylić by nie oberwać od parasola tych ruskich skurwieli w rządzie. Innymi kanałami nacelować specnaza na razie nie poszło.
- Śledzicie go gdy opuszcza chatę, czy też nie macie pozwolenia? Jeżeli nie, to podrzucę mu nadajnik do beemki. Tego Farella też przydałoby się znaleźć. Jest w Polsce jakaś jednostka z którą służył? Widzisz, żołnierze sobie pomagają. Zwłaszcza jeżeli byli ta tej samej zmianie. Mógł tam szukać kontaktu. A ten wasz “granaciarz” już odesłany, czy macie go tutaj? Może warto by było z nim pogadać bez kamer. Może mógłbym z nim pogadać jak wojskowy z wojskowym?
- Sęk w tym, że Rusek nie pokazał się w domu od wczoraj w tej chatce, więc nie ma jak go śledzić. W kwestii Farella padła decyzja o zostawieniu mu wolnej reki. Jest w sprawę umoczony równo, po uszy, ale póki co nie szalał. Przynajmniej nic o tym nie wiemy. Szukamy go, owszem, ale bez ciśnienia. Niech szarpie Ruskich być może jest ostatnim cynglem mocodawcy jaki montował tu ekipę “granaciarza”. A co do niego, nie da rady. Do listy przewin dostał artykuł 115. Nie przemycę cię do niego.
Sykurski skinął głową. Jego kuzyn mógł wiele, ale nie był wszechmogący.
- Dobra, dziś zacznę obserwację Antona. Gdybyście mieli info o miejscu pobytu Farela to daj mi je możliwie szybko. Dziś muszę pogadać z jeszcze kimś. Sprawdź mi też w jakiej jednostce służył. Czy w Wawie jest ktoś z ich znajomych. Może macierzysta jednostka “Granaciarza”?
- Ustalę to. Na razie w przesłuchaniu skupialiśmy się na innych sprawach. Dam znać.
- Ok. Dzięki za wszystko. Nie ma co zwlekać, jadę. Do zobaczenia - detektyw uścisnął dłoń policjanta. Gdy ich spojrzenia się spotkały dla obu oczywistym było, że mogą się już nie zobaczyć.

Samochód, gdzieś w drodze do Rembertowa, późny wieczór.

Słuchawka Bluetooth ostatnio częściej towarzyszyła Wojtkowi w czasie jazdy. Tym razem czekała go rozmowa, której nie planował przeprowadzić tak wcześnie. I nie chodziło o to, że jest po dwudziestej. Dzwonił na numer, który ostatnio ktoś odebrał w przytulnym kościele wysyłając mu do domu gwardię z bronią automatyczną.
- Słuuuchaam? - ten sam anemiczny głos rozległ się po kilku sygnałach po drugiej stronie słuchawki.
- Wojciech Sykurski, detektyw. Chciałbym porozmawiać z Karolem, ale gdy widzieliśmy się ostatnio w lesie, to nie zostawił numeru do siebie - po przerwie na kilka oddechów dodał - dzwonię z samochodu i jadę do Rembertowa, jeżeli chcecie mnie namierzać.
Chwilę potrwało aż ktoś się odezwał.
- Słucham? - w słuchawce rozległ się głos lekko pulchnego bokobrodacza.
- Cześć. Tu Wojtek. Dzwonił do mnie ten cały Ernest. Pytał jak postępy w szukaniu Kleszcza. - Detektyw celowo zaczął rozmowę od imienia, którym najbardziej byli zainteresowani jego przyjaciele z “Agencji”. - Co ciekawe potwierdził, że Kleszcz jest w rękach Bałałajki. I tu pojawia się moje pytanie do was: jak bardzo ufacie Antonowi?
- Czemu dzwonisz na ten numer?
- Bo nie zostawiłeś do siebie kontaktu. - Sykurski spojrzał w lusterko i pokiwał głową w geście rezygnacji. Miał wrażenie, że to o czym mówi jest oczywiste.
- Jak to? - był zdziwiony - Nie dał ci numerów jak przywoził laptopa?
- Komputer odbierałem ze skrytki na dworcu. Czy mam rozumieć, że dobrze, że nie dzwonie teraz z telefonu, który był razem z komputerem w skrzynce?
- Jakiej skrzynce? - Chwila ciszy. - No przecież ja zajebie tego sk… Wybacz ojcze.
- Dostałem sms, że się nie wyrobi, komp jest w skrytce na dworcu. W smsie był numer skrytki i kod. W skrytce był mój laptop i telefon, który zabraliście z mieszkania. Chwilę po zabraniu sprzętu zadzwonił na tamten numer Ernest. Ucieliśmy sobie niemiłą pogawędkę i tyle. Może moglibyśmy się gdzieś spotkać i porozmawiać? Cała ta zabawa z telefonami mi się nie podoba.
- Urwę mu nogi przy samej… - nie dokończył. - Sprawdź czy nie masz w książce adresowej komórki numerów wpisanych pod naszymi imionami. Lub pliku na laptopie.
Detektyw skręcił, żeby zjechać na pobocze.
- Miał ci dać numery, widocznie uznał, że przekaże nieosobiście - kontynuował rozmówca. - Na wszelki wypadek wyślę sms z numerem do siebie. Do Antona nieaktualne. Nie dzwoń na ten numer, oddzwonię ja za jakiś czas. - Karol rozłączył się.
Detektyw korzystając z tego, że zatrzymał samochód zaczął przeglądać spis telefonów w drugim telefonie.
- Co to kurwa znaczy do Antona nieaktualne? Jak mnie wpieniają ludzie szukający pomocy i nie dający nic od siebie.
Stał tak na poboczu czekając na wiadomość, aż w końcu przyszedł SMS z numerem Karola. Zapisał numer i ruszył.

Niedaleko domu Antona, Praga Południe, ul.Znicza, Noc

Wojtek zaparkował między blokami na ulicy Budrysów. Najpierw spalił papierosa, później wział aparat i ruszył na spacer po okolicy. Rozejrzał się za tajniakami, którzy pilnują domu gangstera. Spodziewał się, że pewnie ukryli się jak zwykle w służbowym aucie marki Kia, albo może w Skodze. Passat mógłby świadczyć, że przysłali naprawdę wysokiej klasy policjantów. W każdym razie po określeniu położenia policji ruszył z aparatem wzdłuż Zniczej. Pierwsze kilka kroków zajął się grzebaniem w ustawieniach automatyki aparatu. Regulował czasy naświetlania i czułość aparatu. Nie chciał niepotrzebnie odpalać lampy błyskowej. Niewiele zmieni to jakość zdjęć, a wiąże się z tym, że zobaczą go z dystansu. Porobił kilka zdjęć na próbę, po czym odbił ze Zniczej tuż przed domem Antona. Obszedł go od drugiej strony, wręcz oddalając się od budynku. Szedł w stronę szkoły podstawowej 246. Jak można rzucać granatami tuż za rogiem? Ten cały Granaciarz musiał być psychopatom. W końcu pod samym boiskiem oparł się o płot i porobił kilka kolejnych zdjęć posesji. Rozejrzał się czy przypadkiem zlokalizowani wcześniej policjanci nie ruszyli na nocny spacer za nim. Gdy już się upewnił, że nie widać starych ani nowych znajomych przewiesił aparat przez ramię i ruszył na stojące nieopodal drzewo. Gdyby jego rodzice wiedzieli że w wieku blisko czterdziestu lat Wojtek w swojej pracy łazi po drzewach pewnie przewracaliby się w grobach. Wlazł możliwie wysoko.
Korzystając, że był na tyłach budynku zamieszkiwanego przez Antona zmienił obiektyw w aparacie bawiąc się zoomem. Wysokie ISO kompensowało krótki czas naświetlania, ale i tak dla poprawienia jakości zdjęć detektyw położył lustrzankę nieruchomo na wygiętym pniu.
Rozejrzał się jeszcze chwilę. Był pewien, że w bloku pod numerem 26 siedzi obserwator policyjny. W końcu trudno o lepsze miejsce. Sam został jeszcze nieco czasu na drzewie. w Nadziei, że coś zaobserwuje. Jego czuły słuch wychwycił charakterystyczny trzask jaki zdecydowanie nie pasował do odgłosów nocy. Krótkofalówka policyjna? Odruchowo odwrócił głowę w kierunku z którego dobiegł go dźwięk, budynku w jakim założył obecność kogoś z firmy i jak się zdaje miał rację. Dobiegał z góry, lecz okna i drzwi balkonowe były pozamykane. Balkon? Raczej nie, kąt do obserwacji był średni, tylko tyły budynku Antona, zresztą z balkonu od tej strony z pewnością już by go zauważono. Cichy trzask powtórzył się.
Z Dachu. Detektyw jednym ruchem palca zmienił w aparacie ustawienia na “auto”. Obrócił obiektyw w stronę dachu i z którego dochodziły trzaski i wcisnął przycisk. Mrok nocy rozświetlił błysk lampy, a sam detektyw szybkim ruchem zsunął się na niższy poziom drzewa, a stamtąd na ziemię. Wzdłuż ogrodzenia szkolnego boiska kierował się na północny wschód. Niemal odruchowo wysunął kartę pamięci z aparatu i schował do najmniejszej kieszeni dżinsów. Robiąc duże koło wokół Zniczej wrócił do samochodu.

Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, chwila po północy

Sykurski wrzucił kartę pamięci z aparatu do laptopa. Pomijając zdjęcia Karola i jego kolegów zaczął przeglądać fotki ze Zniczej. Willa była zmyślnie zbudowana. Ciężko będzie się włamać. Zresztą poprzednia osoba, która tego próbowała już siedziała w więzieniu. Detektyw rozluźnił się. Czuł się jakoś tak lepiej w wysprzątanym mieszkaniu. Miał za sobą długi dzień. Po głowie w kółko chodziło mu to co słyszał o Antonie. Ostatnie chwile przed pójściem spać poświęcił na kolejne zakupy internetowe. Tym razem odbiór osobisty we wtorek. Zamówienie wykonał oczywiście z tableta. Nie dlatego, że bał się o ludzi Karola obciążających jego kartę kredytową, ale najzwyczajniej nie chciał, żeby wiedzieli gdzie będzie musiał przespacerować się następnego dnia. W końcu wziął sobie długa gorącą kąpiel i wysłał SMS do kuzyna.
Cytat:
Nie macie czasem w aktach numeru komórki do tego Amerykanina?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 18-05-2016, 23:06   #15
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

Mieszkanie Nowakowskiego, Śródmieście, ul. Stawki, noc (wtorek 16.11)
- Zaraz cholera!! Ja pierdole, pojebało? - Buła zaspanym wzrokiem toczył wokół idąc do drzwi wejściowych do których ktoś się dobijał.
Otworzył je.
- Jest noc skurwys... - urwał.
- Spieprzyłam! - zapłakana dziewczyna odepchnęła go ręką i weszła do środka ze spuszczoną głową pociągała nosem.
- Mila? - Nowakowski wydawał się zaskoczony, ale jedynie zamknął za nią drzwi.
- Buła...? Co się dzieje? - z sypialni rozległ się zaspany głos.
- Mają Wojtka, zgarnęli go poprzedniej nocy i...
- Coooo?! Kto, jak?
- Wszarze... -
Znów się rozpłakała.
- O kurw... - Nowakowski opadł bezsilnie na fotel w salonie do którego weszli i drżącą ręką sięgnął po paczkę fajek leżącą na stoliku obok nie dokończonej Perły.
- Co tu się dzieje, kto to? - Dziewczyna Buły zajrzała do pokoju tocząc wzrokiem po obojgu. Była rozczochrana, zaspana, ale widok ślicznej blondyneczki szybko ją rozbudzał. Zmarszczyła brwi.
- Znajoma...
- O trzeciej w nocy?!
- Skarbie, to...
- Wywalaj stąd mała! -
w dziewczynie gospodarza włączył się motyw terytorializmu.
- Kotek, ona...
- Niech spierd...
- Zamknij się!!!! -
wydarła sie Mila. - Każ jej spieprzać albo powyrywam kudły - wykrzyczała chyba do Buły, choć przez łzy ciskała gromy patrząc na prześcieradłową lady. Była w czymś między skończoną rozpaczą a furią.
Nowakowski zerwał się i zgarnął swoja połówkę do sypialni, przez chwilę dobiegały stamtąd werbalne oznaki dość żywej i niełatwej dyskusji. W końcu wrócił (sam) i dał znać Milenie by poszła z nim do kuchni.
- Szukał miejscówki wilczej suki i go dopadli, bo wziął telefon, bo jego dawna flama...
- Kurwa, Mila, weź mów z sensem!
- Mają go Olek, a on miał u siebie laskę high-class, której kiedyś zrobił dziecko. Kazał się nią opiekować. Zanim śmignął na zwiad.

Buła pokiwał głową że nadąża.
- Starsi nic nie zrobią uważają, że działanie i miotanie się po mieście wsypie resztę moich jacy działają w Wawie. Niby cisną ssaczy by ci pomogli... ale nikt nie wie, gdzie mogą Wojtka trzymać, Sebastian im to wskazał i nie ma podbitki by ich stawiać pod ścianą. Zresztą jak ssacze będą odbijać, to będzie tam Ernest. Postara się by przypadkiem Wojtek żywy nie wyszedł. Laska jaką się zajmowałam sama organizowała ekipę na ratunek, ona chyba dużo może. Amerykanka w ambasadzie jedli jej z ręki... I jak mi się urwała to zgarnęli ją do pałacu. - Przez jej głos przedzierała rozpacz. - Po południu.
- Ja pierdole...
- Obskoczyłam parę osób. -
Pociągnęła nosem. - Moi w Wawie co byli pod Wojtkiem, krewniacy i trochę zwykłych małp z klimatu. Wszyscy gotowi pieprzyć polecenia Kampinosu. Ale wciąż nie wiemy gdzie. - Milena rozłożyła ręce w bezsilności.
- Przyszłaś więc do kolejnej małpy?
- Olek cholera! Przyszłam bo to Twój przyjaciel.

Nowakowski zapalił kolejnego fajka, choć tamten wciąż radośnie ćmił się oparty o popielniczkę jaką zabrał z salonu.
Bawił się telefonem rozmyślając o czymś.




Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, ranek (wtorek 16.11)
Po przebudzeniu detektyw wziął przeciwbólowe i zmienił opatrunek. Po prysznicu zgrał zdjęcia robione na Zniczej i zaczął je przeglądać analizując słabe punkty domu sukinsyna jaki lubił bawić się cygarami. Szukał słabych punktów, jednak wobec obserwacji policyjnej z dachu bloku tuż obok chatki specnazowca, słabe punkty samego domostwa były problemem drugiej kategorii. Kamera zamocowana na ścianie od strony szkoły wyglądała na nieruchomą, a przynajmniej wedle różnych ujęć jej pozycja nie zmieniała się, czyli nie była wczorajszego dnia włączona na ruch automatyczny, lub nie miała w ogóle takiej opcji po prostu będąc zamocowana na sztywno. Ale była. Doświadczenie sykurskiego i znajomość sprzętu wyliczyło ewentualne "martwe strefy" podejścia rzez ogrodzenie. Wszak tylko z tej strony miało to chyba sens, od strony ulicy Zniczej, czyli od frontu zbyt wiele decydował czynnik ludzki: sąsiedzi lub ktoś idący ulicą, tego nie można było wykluczyć nawet w środku nocy. Wojciech znalazł co najmniej dwa potencjalne miejsca podejścia od strony szkoły w martwej strefie kamery. Na ogrodzeniu nie było czujników ruchu montowanych czasem w miejscówkach osób jakie zdarzało mu się obserwować - tu nie miałoby to sensu.
Sykurski zastanowił się ile razy dzieciaki z 246-tej forsowały ogrodzenie by wyjąć stamtąd solidnie, ale źle kopnięta piłkę. Podejście (wyłączając obserwatora dzielnej policji) było nie tyle realne, co z jego doświadczeniem, średnio problematyczne.

Ze zdjęć nie miał dużej szansy ocenić jednak jak chroniony był sam dom. Od tej strony było wejście "od ogródka" stylowane na tarasowe lub balkonowe, choć na poziomie gruntu. Jednak czy i jak zamontowany jest tam cichy alarm, z fotek ustalić szans nie miał. Zauważył, że okno nad drzwiami na ogródek było uchylone wertykalnie.

Westchnął sprawdzając która godzina na komórce.
Była 7:40, ale zaciekawił go widok dostarczonego sms jaki mu wisiał w skrzynce.

Cytat:
Jest sprawa, trochę się pojebało. W sensie Wojtka Kleszcza. Oddzwoń. Buła.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 31-05-2016, 21:39   #16
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację

Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, ranek (wtorek 16.11)

Detektyw zaśmiał się do telefonu. Był bardzo ciekaw nadchodzącego przełomu. Z poziomu SMS wybrał opcję “zadzwoń”.
Czekał aż Buła odbierze.
- Halo? Sykurski, jest problem… - Nowakowski brzmiał na mocno zdeprymowanego.
- Na problemy Sykurski. A jak. Wiesz, że miałeś dzwonić w niedziele wieczorem? Dlaczegóż to czekałeś dwa dni? - Detektyw starał się sprawiać wrażenie jakby mu nie zależało już na informacji o Kleszczu.
- Miałem, ale jak skontaktuje się… - Buła najwidoczniej przestał grać jełopa, że niby to Kleszcza nie zna i tylko teoretyzuje nad taką możliwością. - Wojtek nie odpowiadał, w nocy dowiedziałem się, że go capnięto. Ty chcesz go znaleźć, my chcemy go znaleźć. Mamy wspólnotę interesów.
- Mieliśmy cały czas. Zanim wpadł w ręce Bałałajki.
Po drugiej stronie panowała cisza, Bułę chyba zatkało.
- S… skąd wiesz? - wydukał w końcu.
- Mam wrażenie, że wszyscy w mieście to już wiedzą. Jak mogę ci wiec pomóc drogi kolego? - na twarzy detektywa wykwitł uśmiech.
- Wątpię by wszyscy. Pewne kręgi… po Tobie się nie spodziewałem. Spotkamy się?
- Kiedy i gdzie? - Detektyw wstał i ruszył po kurtkę, żeby jak najszybciej spotkać się ze swoim rozmówcą.
- Miau Cafe, Zawiszy 14 na Woli. Będziemy tam w ciągu pół godziny.
- W takim razie do zobaczenia.
Detektyw rozłączył się, zabrał kluczyki i ruszył do swojego Forda. Fajkę palił już w aucie.

Miau Cafe, Zawiszy 14 na Woli, rano
Sykurski siedział w aucie. Listopad robił się coraz zimniejszy, a wtorek po ósmej rano nie miał co liczyć na wejście do lokalu. Obserwował okolicę paląc przy otwartym oknie. Pub wyglądał na zamknięty o tej porze, choć Nowakowski stał przed nim paląc szluga i przytupując lekko.
Detektyw wysiadł z Forda i pomachał do Buły. Nie było sensu, żeby stali na zimnie. Choć w sumie we fordzie nie działał termostat.
- Skąd wiesz o Bałałajce i tym, że ona go capnęła? - chłopak zaczął dość bezpośrednio gdy podszedł do auta Sykurskiego.
- Jestem detektywem. Zarabiam na chleb dowiadywaniem się różnych rzeczy. Wiesz gdzie go może trzymać? - Zaprosił gestem Nowakowskiego do samochodu, lecz ten pokręcił głową, wskazał wejście do Cafe, choć na razie nie przejawiał wrażenia jakby miał zamiar wchodzić.
- Jakbyśmy wiedzieli, to byśmy tam wpadli - burknął rozgoryczony. - Nie znalazłbyś go Sykurski, nie by Ci umniejszać… samo to, że wiesz o tym że suka go ma: urzekło. - Minę miał średnią. - Możemy jednak nacelować gdzie go trzymają. My go odzyskamy, Ty osiągniesz cel. Nie pytam czy w to wchodzisz, sek w tym, że… - urwał. - Może być grubo.
- Może zacznijmy od tych sęków - Sykurski zamknął auto i ruszył pod drzwi kafejki, pubu, czy co to tam było.
- Bo nie wierzysz, że bym go namierzył. Ok. Możesz wątpić w moje możliwości. Teraz mówisz, że możecie go nacelować i odzyskać. Ok. To powiedz mi kurwa po chuj dzwonisz do mnie przed 8 rano? - w głosie Detektywa nie było agresji. Nie było też żadnego zabawnego tonu. W zasadzie gdyby się wsłuchać, to nie było w nim żadnych emocji.
- Możemy. My. Ty, ja, znajomi. Wierze w to, a nie pierdolę pewnikami. Paru znajomków w środku kombinuje. Jak jesteś dobry, a na to wychodzi i masz wspólny cel z nami, można obgadać plan działania. - Wydawał się zirytowany.
Detektyw zgasił peta i wrzucił do kosza.
- Ok. To powiedz jaki macie plan i jak mogę się wam przysłużyć. Za długo w tym siedzę, żeby uwierzyć, że pogadamy sobie, wy wszystko załatwicie, a później spotkam się z tym całym Wojtkiem.
- W środku. - Burknął jakiś taki jakby nieprzekonany. - Nie ma co marznąć bez sensu. - Spojrzał na samochód detektywa, do którego ten chciał sam wsiąść z tego samego powodu.
- Prowadź - powiedział Sykurski wkładając ręce do kieszeni kurtki. Prawą dłoń zacisnął na schowanym tam paralizatorze. Średnio uśmiechało mu się po raz kolejny oberwać.
Buła chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Pub był jeszcze zamknięty dla klienteli, ale siedziało tam kilka osób. Na sali kręciło się lub spało na stołach kilka kotów. Pub był specyficzny, sierściuchy latały tu zwykle pośród klientów. Klimat zapożyczony z jednej krakowskiej knajpy nie wszystkim by pasował, ale ci tu nie zaglądali. Osoby jakim nie przeszkadzało, że kot układa się na kolanach w najmniej spodziewanym momencie chwalili sobie tę miejscówkę.
- … Wali mnie to. Mam pod opieką brata jaki oberwał i niepełnosprawnego dziadka. I zasadniczo tylko tydzień urlopu. W przyszły poniedziałek muszę być w robocie w Londynie. - Mówił jakiś nieźle zbudowany rudy typ kołujący jak w zamyśleniu kuflem piwa. Miał na kości jarzmowej wytatuowane “CHAOS” w dość więziennym stylu.
- Jesteś mu coś winien nie? - zaperzyła się młodziutka blondynka.
- Mówiłem przed wyjazdem, że wypisuję się z tych gierek. Nie jestem jednym z was… - urwał tak jak inni zwracając sie ku Nowakowskiemu i detektywowi jacy weszli do środka.
Pozostali, w liczbie czterech mężczyzn i jednej kilka lat starszej niż blondynka ciemnowłosej dziewczyny też spojrzeli na nowoprzybyłych.
- O kurwa, ja go zna… - Miecio z Progresji stanowiący część aktualnych rezydentów Miau Cafe, aż się lekko uniósł z krzesła. Sykurski rozpoznał go instynktownie krótkim przebłyskiem jego gęby pojawiającej się w pełnym bólu wspomnieniu.
- Cześć - powiedział detektyw rozglądając się. Jedno wyjście, dość daleko. Duże okno. Masa mebli. Jednego był w stanie ogłuszyć paralizatorem. Może kolejnego rzuci na glebę. Czuł, że może być gorąco.
- Ładny lokal - nie prowokował. Czekał na rozwój wypadków, w końcu gdyby chcieli spuścić mu manto, to mogli to zrobić w ciemnej uliczce a nie w kawiarence przed jej otwarciem.
- Co on tu robi do chuja?! - spytał Miecio z typową błyskotliwością dla ludzi jacy przebijają się zawodowo w rejony “Pan juz wychodzi” wygłaszane do klientów klubu. Ewentualnie łamania rak lub nóg.
- Szuka Wojtka… - Zaczął Buła.
- No kurwa Amerykę odkryłeś? To jego wpuściliśmy w jajo jak Wojtek sam kazał.
- On chce znaleźć, my chcemy znaleźć… - Buła wydawał się mieć słaba pozycję w tej grupie, tłumaczył się przed mięśniakiem.
- Pewny? - spytała blondynka choć patrzyła na detektywa i jakby nie kierowała pytania do Nowakowskiego.
- Skoro tutaj jestem, to zdaje się, że nie macie wielkiego wyboru. Znacie takie powiedzenie: Ręka rękę myje? Pomogę wam na ile umiem, ale chcę się spotkać z Kleszczem po tym wszystkim. - przyszedł w końcu czas, żeby również Sykurski zaznaczył swoje miejsce w tej grupie.
- Czemu go szukasz? - Blondynka przekrzywiła głowę . - Co wiesz?
- Wiedział, że to Bałałajk… - Buła zaczął tłumaczyć to co sam wiedział.
- Olek, weź się zamknij, niech mówi. - Dziewczyna osadziła go wskazując krzesła. Choć wyglądała na najmłodszą w towarzystwie, a z gęby jawiła się jak podręcznikowy przykład słodziutkiej idiotki, wyglądała jakby z jakiegoś powodu cieszyła się w tej grupie sporym autorytetem.
- Wiem, że jest w tym mieście co najmniej kilku skurwieli, którym Kleszcz zaszedł za skórę. Większość dość wpływowych. Mają wtyki prawie wszędzie. W ABW, czy innym gównie, które zrobiło mi nalot na chatę. Problem jest taki, że ludzie Bałałajki, a konkretnie Anton, współpracowali z tymi, którzy wbili się mi na chatę. A teraz z dnia na dzień nie współpracują. Dziwnym trafem po tym jak złapali waszego Kleszcza. Jak to brzmi. Nie myślał o zmianie nazwiska? - pytanie retoryczne które miało pomóc detektywowi w grze na czas. Charakterystycznym był fakt, że gdy o tym mówił kilka osób spojrzało na siebie porozumiewawczo, a kilka, w tym “Chaos” patrzyło jakby nie wiedzieli o co chodzi.
- W każdym razie wszystko się pokomplikowało. Anton wystawił swoich dawnych współpracowników, z którymi szykował coś na - detektyw pstryknął dwa razy palcami lewej ręki jakby usiłując sobie przypomnieć imię - tego zimnego Ernesta - tym razem potoczył wzrokiem po zebranych dokładnie oceniając ich reakcję na padające imię.
Blondynka, Miecio i dwóch mężczyzn jakby znów załapało coś. Szczególnie ona wykrzywiła się na moment słysząc to imię.
- Jesteś pewien, że nie współpracują już? - spięła się jakby to pytanie w tym momencie było najważniejsze.
- Żyjemy w czasach, w których niczego nie można być pewnym. Wiem, że tamci chcieli znaleźć Kleszcza. Anton też chciał znaleźć Kleszcza. Teraz Kleszcza ma Bałałajka, a więc szefowa Antona. Przypuszczam, że Ruski dostał co chciał i się wypiął na znajomków z Polski. A oni na niego. - Detektyw cały czas miał ręce w kieszeniach kurtki. Wiedział, że stojąc między nimi musi wyglądać na niesamowitego cwaniaka. Zawsze mógł to zrzucić na karb swojego wieku, bo wszyscy wkoło wydawali się młodsi.
- Ale co w tym wszystkim wskazuje jakby Anton i tamci zerwali współpracę. - Zainteresował się typek przed trzydziestką o dość agresywnym wyrazie twarzy . Też był spięty i zainteresowany tymi szczegółami. Był jednym z tych co zareagowali na imię Ernesta.
Sykurski zacisnął szczękę.
- Przypuszczam, że ci stojący za ABW potrzebowali Kleszcza jako przynęty na Ernesta. Nie mam pojęcia na co potrzebuje go Anton, ale skoro Ernesta jeszcze nikt nie wystawił, to zakładam, że Anton zostawił sobie waszego Wojtka dla siebie. Zatem domniemuję zerwanie współpracy. Owszem, mogę się mylić. Może chcą tylko przeczekać dopięcia dealu z Japończykami. Czy teraz ja się czegoś od was dowiem? - Sykuraski pozbył się swoich dwóch ostatnich kart. Pozostało mu czekać. na ich reakcję.
- Jakimi kurwa Japończykami - rzucił zirytowany “Chaos”.
- Ci… jak to mówisz “stojący za ABW” mają układ z Ernestem i jego ekipą. silny. Nierozerwalny by się zdawało na razie. Stąd dziwią rewelację jakby się popieprzyło tam u nich - powiedział ten sam ‘agresywny’, jaki odzywał się ostatnio. Wstawką Rudego jakby się nie przejmował.
- Wojtka, ta suka i Ernest chcą dorwać od lat - odezwała się cicho Blondynka. - On żyje, jest im potrzebny by zajebać nas wszystkich, ale jest twardy, nie powie im łatwo… - urwała. - Mamy trochę czasu. Jesteś zawodowcem, masz motywację. My też nie będziemy siedzieć na dupach. Czego potrzebujesz? Grunt by znaleźć miejsce gdzie go przetrzymują.
- Bałałajka jest pod obserwacją policyjną. Siedzi na dupie, żeby przypadkiem nie naprowadzić psów na ślady nielegalnych interesów. Myślę, że wysługiwała się Antonem dopóki ktoś nie wysadził samochodu na jego ulicy. Teraz ten rusek też jest pod obserwacją. Kto kolejny mógłby doglądać ich interesu, tak żeby swobodnie działać?
Nie skończył mówić, jak zaczął dzwonić jego telefon.
- Przepraszam - puścił paralizator i sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki wyjmując aparat. Rzucił okiem na wyświetlacz i zobaczył numer Karola, po czym odpalił menu automatyczne, żeby wysłać wiadomość
Cytat:
"Przepraszam, jestem na spotkaniu”
i wyciszył aparat
- Jest paru jego ludzi, może oni się nie ukryli. - “Agresywny” zadumał sie. - Damy radę zorganizowac chyba ich namiary.
- Mam lokalizatory, możemy im je podrzucić do samochodów. Ktoś musi jeździć po tych nielegalnych miejscówkach Bałałajki. Siedzą gdzieś w lesie. W jakiejś szopie pewnie. Anton też przez jakiś czas nosa z nory nie wyściubi. - Na chwilę zamilknął, jakby nad czymś myśląc i po chwili dodał:
- Podobno facet, który mi płaci za znalezienie Kleszcza dysponuje środkami do jego odbicia, tylko mam mu podać namiar gdzie jest. Podobno też razem z nim może być jakaś dziewczyna. Amerykanka chyba. Coś o tym wiecie?
Blondynkę jakby coś trafiło.
- Środkami do odbicia? Kto? Jaka Amerykanka? - spięła się widocznie.
- Facet woli pozostać anonimowy. Nawet dla mnie. Kontaktujemy się przez pośrednika. Udało mi się jedynie ustalić, że ma wpływy w amerykańskiej ambasadzie. A ta Amerykanka.. cóż, chyba to jej szukał ten facet, który wysadził auto pod domem Antona. Moja wtyczka z policji twierdzi, że też jest w rękach Bałałajki, a to by znaczyło, że z dużą dozą prawdopodobieństwa są przetrzymywanie gdzieś razem.
Przez chwilę patrzyła z szeroko rozdziawioną buzią.
- O w mordę… to by znaczyło, że Twoim mocodawcą jest ojciec Indiry…! - wyglądała na zszokowaną.
- Kim jest Indira? - zapytał z zaciekawieniem
- Córka jankeskiego dyplomaty. Kilka lat temu była w Warszawie na tripie… Wojtek zrobił jej wtedy dziecko - Wyglądała na zagniewaną. - Pojawiła się niedawno, była u niego. Kryła się przed Ernestem i resztą jego… hm, ekipy. Dorwali ja wczoraj po południu. Ernest. Wcześniej byłam z nią, Wojtek kazał mieć ją na oku by była bezpieczna. Jej ojciec montować miał ekipę by odbić Wojtka.
Detektyw był zły na siebie. Kompletnie zignorował tę poszlakę na początku śledztwa. Z jakiegoś powodu założył, że Amerykanka przebywa w Londynie. Przecież było by ją tak łatwo namierzyć. Banalnie wręcz. Obcokrajowiec w Warszawie. Spotkała się z Kleszczem, a to oznaczało, że mogła mu utorować drogę do niego. Kilka dni temu. Zanim stracił oko. Oko, które właśnie w tym momencie odezwało się przenikliwym bólem, jakby przypominając o powadze sytuacji. Później pojawiła się kolejna myśl. Tablica z poszlakami. W pokoju, w czasie wizyty Karola i kolegów. Musieli natrafić na ten ślad. Cóż, detektyw musiał przyznać sam przed sobą, że spaprał na całej linii. Co było o tyle ciekawe, że właśnie stał między grupką dzielnie stawiającą opór Rosyjskiej mafii od kilku lat i to właśnie oni brali jego za profesjonalistę.
- Zatem, jeżeli uda nam się ustalić gdzie on jest, to możemy spróbować go odbić z pomocą mojego mocodawcy.
- Większa ekipa, większe szanse - mruknął Miecio.
- Tak, trzeba nacelować miejsce gdzie go przetrzymują. wtedy można połączyć siły. - Blondi pokiwała łebkiem. - Jest tylko jedno ale. Większość z nas, nie może tknąć chłopców Bałałajki. Bo rozpęta się tu piekło…
- Większa ekipa, większe szanse. Najlepiej trzy na jeden, co - rzucił wyzywająco w kierunku Mietka, po czym kontynuował już do blondynki - czy są jeszcze jakieś układy, układziki i zależności, o których powinienem wiedzieć? Bo z tego co słyszę, to Ernest trzyma z tymi w czarnych garniturach. Anton, też z nimi trzyma. Bałałajka trzyma z Antonem. Na moje jesteście sami przeciw wszystkim. A większość z was nie może
Blondyna i Agresor spojrzeli po sobie. Jak widac reszta mniej się tu liczyła.
- Tamci niby z ABW, trzymają ściśle z Bałałajką, Anton to jej jeden z głównych cyngli. My… - zawahała się. - My mamy układ z ekipą z Pałacu Kultury. Ernestowymi - poprawiła się. - Choć to układ z konieczności. Gdyby nie tamta sztama… Ernest chce zabić Wojtka, to jest skomplikowane. Ale układ musi byc, bo nas rozjebią. Najpierw ich, potem nas.. Jest ultimatum, “Pałac” ma pomóc w odbiciu Wojtka, albo zostaje sam, a więc pewnie będzie trzech na jednego licząc squad Twojego szefa.*
- Ok. Skoro gramy już w otwarte karty, to jak zapatrujecie się na to, że coś mogłoby stać się Antonowi? Mam do niego osobistą sprawę.
- Niech skurwysyn zdycha w mękach - wycedził “Agresywny”. - Ale jest zimna wojna. Nie otwarta. Jak ktoś z nas, lub kojarzonych z nami skubnie kogoś od nich… to tu będzie Sarajewo. Wiemy, że chcą od Wojtka info jak nas wyrżnąć, ale będą chcieli po cichu. Jak my zaczniemy to oni się odwiną. Na ostro, otwarcie. Mamy w tej kwestii związane ręce.
- Dobra. W aucie mam dwa lokalizatory. Znajdźcie dwie osoby od nich, które załatwiają ich ciemne interesy, w czasie gdy Anton i Bałałajka pozują do zdjęć policyjnych. Nie ryzykujcie, podrzućcie je tylko. Ja przeanalizuję ich trasy. Ktoś pewnie jeździ doglądać waszego Wojtka.
Detektyw wyczuł wibracje komórki. i przerwał na chwilę wypowiedź.
- Wiecie, mam kontakt w policji, możemy im nawet nalot zafundować, a tego raczej z wami nie skojarzą. A teraz myślę, że możemy już kończyć to spotkanie i rozejść się. W razie czego Buła ma do mnie numer.
Obrócił głowę, bo rzucanie spojrzenia jednym okiem było dość kłopotliwe.
- Mietek też powinien mieć, w końcu podpierdolił mi telefon
- Jak cię boli, że 3-1, to możemy i 1-1 - zwalisty ochroniarz zaczął się podnosić.
- Chyba właśnie przez takie nastawienie macie tyle problemów. Człowiek chce pomóc, a tu jak nie dostanie w mordę, to dzień stracony - detektyw znów spojrzał na blondynkę - to co? Jesteśmy w kontakcie?
- Tak. - Pokiwała głową. Mietek coś chciał powiedzieć, ale “Agresor” usadził go wzrokiem. - Będziemy coś wiedzieć o ludziach Antona, to Buła da znać. Dzięki… jak właściwie masz na imię?
Uśmiechnął się do dziewczyny, bardziej z ironii całej sytuacji niż z sympatii do niej.
- Wojciech. Wojciech Sykurski.
- Wojtek szuka Wojtka - też się uśmiechnęła. Szeroko, chyba po raz pierwszy tego spotkania tak naturalnie. - No to jestem dobrej myśli. Milena.
Gdy wychodził z lokalu poprosił Bułę ze sobą. Przy samochodzie przekazał mu dwa lokalizatory i opisał działanie. Można je było montować na magnes, więc najlepiej przy nadkolu, bo tam mało kto zagląda. Na pożegnanie rzucił tylko:
- Szkoda, że potrzebowaliście tyle czasu, żeby mi zaufać.

Gdy tylko ruszył i za rogiem zniknęła kawiarenka wyjął telefon chcąc sprawdzić wiadomość od Karola. Okazało się jednak, że sms nie był od grubaska, a od Tomasza.

Mam numer tego Farrela, wzięty podczas przesłuchań po jatce na Powiślu. ale sprawdzalismy - numer na kartę, Raczej chwilówka. Zapewne już siedzi na innym <numer>.



Detektyw lewą ręką uruchomił słuchawkę bezprzewodową i na następnym czerwonym świetle wybrał numer Karola.
- Halo? - rzucone szybko, bardzo zdenerwowanym tonem.*
- Możemy się spotkać? Jest kilka tematów do obgadania, a wolałbym nie gadać o tym przez telefon - głos detektywa był jak zawsze spokojny.
- Oddzwonię - znów szybko, znów zdenerwowanym tonem, nie pasowało to zbytnio do pucułowatego bokobrodacza.
Wojtek powiedział jedynie “Ok” i się rozłączył. Miał kilka rzeczy, które musiał zrealizować jeszcze tego dnia.

BUOS, Rembertów, ul. Korkowa 147, około południa.
Sykurski czekał aż brodaty blondyn sprawdzi jego zamówienie. Sprawdził i zniknął gdzieś na zapleczu. Ślęczał w tym sklepie już pół godziny. Pomyśleć, że liczył na to, że wejdzie i odbierze to co chciał… Nie w tym pięknym kraju.
W końcu kojarzący się z wikingiem sprzedawca wrócił z pudełkiem. W środku było to, za co Wojtek zapłacił.
- Wszystko się zgadza. Oto pański towar. A tutaj dowód osobisty i reszta dokumentów. Muszę tylko jeszcze zapytać do naszych celów statystycznych: po co panu drugi pistolet?
- Poprzedni to Glock. Automat. Zaciął się ostatnio na strzelnicy i nabój w komorze wybuchł mi w oko. Chcę uniknąć więcej takich wypadków. Dlatego tym razem rewolwer - opowiedział bez emocji kłamstwo powtarzane wcześniej przed lustrem.
“Wiking” wklepał coś w swoim komputerze i powiedział mechanicznie:
- Proszę pamiętać, że ma pan pięć dni na zarejestrowanie broni. Czy mogę zaproponować jakieś akcesoria? Dodatkową amunicję?
- Akcesoria nie bardzo, ale amunicja się przyda. Wybieram się na strzelnicę, a tam strasznie dużo sobie za nią liczą.

W samochodzie detektyw założył sobie kaburę i wsunął do niej rewolwer. Później go wyjął i załadował amunicję. Założył na siebie kurtkę i zapalił papierosa. Czekał na telefon od Karola a w między czasie wysłał SMS z komórki, o której w głowie myślał “służbowa”:

Cytat:
“Możemy sobie pomóc. Proszę o kontakt”
Wpisał numer Farella i już miał wysłać, gdy przypomniało mu sie, że pisze do obcokrajowca.
Poprawił wpis na:
Cytat:
“We can help ourselves. Please call”
jednak nim kliknał wyślij, komórka padła. Sykurski rzucił ją w głąb schowka samochodowego.
Był wtorek, a to oznaczało, że musiał zweryfikować śledztwo dla prywatnego przedsiębiorcy, który najął go kilka dni temu.

Cerekiewiska koło Radomia, popołudnie.


Detektyw zwijał kamery. Irytował go fakt, że w hali produkcyjnej nie można było palić. Z jednej strony głos rozsądku podpowiadał, że już nikt nie pracuje. Z drugiej strony miał w hali kilkanaście ton łatwopalnych materiałów. Żałował, że nie spalił w samochodzie. Teraz ręce trzęsły mu się gdy zdejmował kolejną kamerę. Materiał musiał być wystarczający. U klienta znowu pojawiła się awaria. Kolejne kilkutysięczne straty. Czyli ktoś ponownie dokonał sabotażu. Ale tym razem któraś z kamer musiała coś zarejestrować. Idealnie. Spłaci większą część zadłużenia karty kredytowej.A co z resztą? Cóż… resztę spłaci jak rozwiąże sprawę kleszcza. Udało mu się zjednać sobie grupę z Miau Cafe. To mógł być kamień milowy w całym śledztwie. Zabrał ostatnią kamerę i natychmiast po minięciu progu hali zapalił papierosa.
Podeszła do niego Kamila Zach. Pomachała przed swoją twarzą dłonią, jakby rozganiająć dym. Detektyw nie lubił gdy ludzie zamiast powiedzieć, że przeszkadza im dym papierosowy chowali się za tak idiotycznymi gestami.
- I jak? Wie pan kto z naszych pracowników nas sabotuje?
- Mam blisko tydzień materiału filmowego z pięciu kamer. Będę musiał poświęcić kilkanaście godzin na zapoznanie się z wideo. Myślę, że w czwartek, albo w piątek będę mieć jakiś konkret.
Pokiwała głową ze zrozumieniem.
- Panie Sykurski, tutaj chodzi o duże pieniądze. Proszę o tym pamiętać - powiedziała swoim władczym tonem.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Cóż ona wie o dużych pieniądzach? Właśnie był na tropie największego układu w Wolnej Polsce. Jakaś organizacja miała swoje wpływy w kościele i w rządzie. Coś mówiło detektywowi, że nie miał do czynienia z agencja rządowa, która infiltruje kościół. Może to jakaś sekta, która wciągnęła w swoje szeregi szychy z CBA czy BOR? Kim jest ekipa z Pałacu Kultury? Ernest. Wyrachowana szycha, która zdaje się spinać wszystkie tropy. Co łączyło go z sektą Karola? I co ważniejsze, co przestało go łączyć? Dlaczego Sekta chce się go pozbyć? Co poszło nie tak między rosyjską mafią a Sektą? Dlaczego tak potężne grupy chciały wykończyć kilku miłośników kotów? I co ważniejsze: jak taka dziwna grupa wyrzutków nie dała się wykończyć tak potężnym organizacjom? Tak, to w co wdepnął Sykurski było bez wątpienia wielką aferą. Zgasił papierosa, a peta schował do kieszeni.
- Bez wątpienia pani Zach, wasze kilka uszkodzonych basenów jest w tym momencie moim priorytetem. Właśnie dlatego, że rozumiem powagę sytuacji dołożę wszelkich starań, żeby zakończyć tę sprawę możliwie szybko.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-06-2016, 21:16   #17
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, Wieczór
Droga nie była ciężka, ani długa… a jednak natłok myśli wymęczył Wojciecha. Gdy Detektyw wyciągał klucze by otworzyć mieszkanie usłyszał dźwięk komórki. Dzwonił Karol Bokobrodacz.
“Dojrzał” - pomyślał Sykurski z przekąsem. Na korytarzu otworzyły się drzwi w których stanęła Karolina. Popatrzyła na detektywa, ale słysząc dźwięk komórki nie powiedziała nic.
Przekrzywiła głowę gotowa najwidoczniej do przymknięcia drzwi z powrotem, by mógł swobodnie rozmawiać gdyby odebrał komórkę. Detektyw wyciągnął dłoń z uniesionym palcem. Jego usta ułożyły się w nieme słowa: “zaraz do ciebie przyjdę”. Jednak nie rozmawiał na korytarzu. Wszedł do mieszkania, zamknął za sobą drzwi i powiedział:
- Sykurski, słucham - przedstawił się odruchowo, choć był pewien, że Karol wie do kogo dzwoni.
- Masz czas teraz? - spytał pulchny mężczyzna. - Wszystko się trochę posypało.
- Wiesz, mam wrażenie, że wszystkie moje rozmowy zaczynają się od kilku dni od tego zwrotu - detektyw chciał zaproponować spotkanie, ale stwierdził, że poczeka co ma do powiedzenia Karol.
- Wplątałeś się to masz - rozmówca mruknął. - Ale jak słyszysz takie zwroty znać, ze wciąż żyjesz. - Zastanowił się nad czymś. - Będę w Kościele św. Anny za pół godziny.
Detektyw cały dzień czekał na ten telefon. Zerwał się niemal natychmiast.
Do Karoliny tylko zapukał i przeprosił, że jednak musi wyjść.
- Wrócę późno, więc może pogadamy jutro?.
Zaciekawiona, patrzyła na niego czujnie z jakimś błyskiem w oku. Nie mówiła nic poza:
- ok, może być i jutro

Kościół św. Anny, Stare Miasto, ul. Krakowskie Przedmieście, Wieczór

Minęło wiele miesięcy odkąd Detektyw był ostatni raz w kościele. Zawsze imponowało mu to uczucie wywoływane przez takie budowle. Czuło się obecność jakiegoś bytu. Czuło się potęgę, w czasie gdy człowieczek był malutkim pyłkiem gdzieś wewnątrz. Nie spodziewał się, że świątynia jest otwarta o tej porze. Zgasił papierosa jeszcze przy samochodzie i ruszył na umówione spotkanie.
Nie wiedział czy kościół akademicki był otwarty normalnie o tej porze, czy też to jakieś kontakty typa zorientowanego wokół grupy “Świątyni Opatrzności”. Faktem było jednak, że wrota ustąpiły gdy Sykurski postanowił wejść do środka.
W świątyni było pusto i ciemnawo jednak bystre oko detektywa wychwyciło korpulentną sylwetkę siedzącą w pierwszym rzędzie na prawo od ołtarza. Detektyw szedł powoli wzdłuż lini ławek. Kościół zawsze był powodem kłótni w domu. Jego dziadek, zatwardziały ZOMOwiec nie mógł dopuścić, żeby ktoś posądził go o wiarę w Boga. Za to babcia dbała o to, żeby zaadoptowany przez nich wnuk przyjmował wszystkie sakramenty. Był to ciekawy okres w życiu detektywa. Wtedy odnajdował wsparcie w kościele. Później przyszło wojsko i misje zagraniczne. Ciężko uwierzyć, że miłosierny Bóg dopuszcza do tego wszystkiego co tam oglądał. Gdy wrócił do Polski to czasy gdy jako nastolatek chodził do kościoła nie zważając na razy wymierzane przez dziadka, wydawały mu się dziwnie surrealistyczne. Coś w nim umarło tam w Iraku. Jednak pewne przyzwyczajenia pozostały. Gdy dotarł do ławki, w której siedział Karol przyklęknął i przeżegnał się. Wyszeptał kilka słów wyuczonej modlitwy i dopiero po tym wsunął się w ławkę obok mężczyzny. Nic nie powiedział. Czekał z dłońmi splecionymi przed sobą.
- Tak co niedziela do kościółka? - zagaił bokobrodacz po chwili milczenia. - Widzę pewną praktykę.
- Przejdźmy do konkretów zanim będziesz chciał mnie wyspowiadać - detektyw ucieszył się, że ma Karola po swojej prawej. Przynajmniej widział go kątem oka, a nie musiał odwracać całej głowy.
- W dupie mam twoje grzechy - mruknął zapalając cygaro. - Ten na górze z pewnością też. - Wstał. - Choć, pogadamy na górze.

Karol podszedł do drzwi zakrystii i upewniając się, że Sykurski idzie za nim poprowadził go korytarzykami i schodami na wieżę dzwonniczą robiącą za taras widokowy. O tej porze roku była zamknięta wieczorami, choć widok był naprawdę piękny. Rozświetlona sylwetka Stadionu Narodowego, Most Świętokrzyski, oświetlony plac zamkowy, w oddali faeria świateł wieżowców ścisłego centrum.
A zamykali ledwie godzinę po zmroku.
- Jest spory problem - Karol pociągnął z piersióweczki i na powrót wsadził cygaro w zęby. - Miałeś sobie szukać Pana Kleszcza, ale dla nas ważniejsze było zdobycie przez ciebie zaufania Ernesta, byś go nam wystawił własnie “na Kleszcza” którego on chce dorwać. - Zmarszczył lekko brwi. - Ale naszego człowieka-duszka dorwali ludzie Antona. I Ernest już to wie.
- Karol, jak tak sobie szczerze rozmawiamy, to co się zjebało między wami a tymi z Pałacu Kultury? I czy mogę zapalić? - Detektyw sięgnął po paczkę papierosów. Zapytał w zasadzie odruchowo.
- A ktoś ci broni palić? - wzruszył ramionami. Nie odpowiadał na razie na drugie pytanie. Dopiero po dłuższej chwili spojrzał na Sykurskiego i pyknął cygarem. - Tych z pałacu i ich ekipę trzeba zniszczyć. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Nic się nie popsuło, nie miało się co psuć. Trzeba ich zajebać. Twój łeb w tym jak wystawić nam Ernesta skoro jak twierdziłeś masz z nim kontakt, a on nie łączy cię z nami czy ruskimi.
Detektyw zaciągnął się.
- Już wiem, że od dłuższego czasu w Warszawie rozgrywa się po cichu jakaś zimna wojna. Ale chcę wiedzieć jakie zmiany zaszły, że teraz nagle zimna wojna zmieni się w otwarty konflikt. Dlaczego nie ruszaliście go wcześniej? Macie zasoby. Możecie zajechać limuzynami pod Pałac, wejść w swoich ciemnych okularach, garniturach i posprzątać. Mogliście od dawna. I co się stało z Antonem i Bałałajką? Najpierw ucinamy sobie wspólny piknik w lesie, a teraz jest dla nas problemem to, że zwinął kolesia, którego szukam? Karol, pomogę wam. Ale nie jestem już żołnierzem. Nie ruszę w ciemno do walki, dlatego, że przychodzi taki rozkaz. Potrzebuję zwiadu. Chcę wiedzieć na czym stoję i co się wkoło dzieje. - Po wypowiedzi włożył papierosa do ust zaciągnął się i obserwował miasto.
- Albo kiepsko słuchasz, albo kiepsko główkujesz. - Karol zmrużył oczy. - Od lat Kleszcza szuka i Rembertów i Pałac by go ujebać przy samych jajach. A obie grupy to grube ryby na poziomie nie do ogarnięcia. Jakby III RP poszła na wojnę z pałacem to najpewniej zrobiliby “czwartą”. To ten poziom chłopcze. - Wydmuchał dym. - A gnoja znaleźć nie mogli. Ergo jego nie da się znaleźć o ile on sam tego nie chce. Ktoś kto cię wpuścił w ta robotę wpieprzył cię w bagno totalne. Ktoś niezorientowany w układach w mieście, niezorientowany kim jest Kleszcz...
- A kim takim jest? - Przerwał mu wywód detektyw.
- To on ogarnia siatkę w mieście dla grupy kampinoskiej. Nie tak silni gracze, ale też sporo mogą. Byli języczkiem u wagi. Tracąc oczy i uszy w mieście wycofają się. Pałac osłabnie, Rembertów będzie mógł zacząć wojnę.
- Co w tym wszystkim robią Japończycy z którymi dyskutuje Bałałajka?
- Nic, sprawa.. która dla nas nie jest ważna. Ona ma różne interesy.
- A czemu sie zjebał układ z Ruskimi? Bo jak rozumiem traktujecie ich jako mniejsze zło niż Ernesta i jego ludzi. Czy nie byłoby w waszym wspólnym interesie, żeby dali nam Kleszcza jako przynętę? Przecież też chcą się pozbyć Ekipy z Pałacu.
- Kleszcz im potrzebny. By wyśpiewał im namiary na ludzi z grupy kampinoskiej w mieście. I… jak mi się zdaje mają nadzieję, że kampinos da pałacowi ultimatum. By pałac odbił Pana Wojtka inaczej zerwą układ. Ruscy mają nadzieję, ze komando ekipy Ernesta samo wpakuje się im w zasadzkę przy próbie odbicia. Więc nie dadzą go nam. Mamy luźny układ, sojusz na pałac, ale każdy działa niezależnie, po swojemu. Przyjdzie czas, ze i ich… - urwał pociągając aż końcówka cygara się rozżarzyła.
- Jeżeli wejdę w łaski Ernesta, to Pałac nie wpadnie w pułapkę Rembertowa. Sami będziecie się z nim męczyć. Nie lepiej pozwolić im, żeby się wytłukli? Odnoszę wrażenie, że jesteście sami przeciw wszystkim - w głowie miał wspomnienie z porannej rozmowy w Miau Cafe.- Co powstrzyma Ruskich przed skoczeniem wam do gardeł, jeżeli Ernest zniknie z równania? A ten cały Kampinos? Z nimi macie układy?
- Kontakty, haki. - Bokobrodacz strząsnął popiół z cygara. - W kieszeniach grupy pałacowej siedzą ludzie z finansjery, władz lokalnych, posłowie. Jak będzie wyżynać ich Bałałajka, nie dowiemy się nawet kto. Jak my ich będziemy wyławiać przejmiemy zaplecze, wykorzystamy przeciw Ruskim. - Wzruszył ramionami. - Ale owszem Gdyby zorganizowac srogie pierdolnięcie by wszyscy się przetrzepali to nam to pasuje. Ryzykujemy jednak, że Nie będzie tam kopalni hamburgerów. Zginie Ernest, może ktoś jeszcze, Kampinos się wycofa, Bałałajka zacznie wymiatać. To poważna polityka. Ty masz jednak większy problem.
Detektyw spokojnie pociągał dym z papierosa. Nawet jeżeli ostatnie słowa miały być groźbą, to nie przejął się nią zbytnio. Potrzebowali go, inaczej tutaj by go nie było. Tak jak Kampinos rano. Paradoksem było, to, że w ciągu kilku dni z nic nieznaczącego podstarzałego detektywa znalazł się w centrum zdarzeń kształtujących przyszłość państwa.
- Zdawało mi się, że moim największym problemem jest to jak zakraść się w łaski Ernesta. Wiesz, nie mam Kleszcza. W zasadzie nie mam żadnej informacji, która mogłaby zachęcić go do spotkania. Nie mam też wielkiej charyzmy dzięki której go ot tak przekonam. A dzięki koledze ze Specnaz nawet do tego Ernesta zalotnie nie mrugnę. Powiedz mi, jak sobie to wyobrażacie?
- Tak. Właśnie w tym twój problem. Spierdoliło się. Stało się coś dziwnego, bo dorwali Kleszcza. Miasto… ta część która jest świadoma tych rozgrywek, jest w szoku. Przestałeś być kartą na Ernesta. Moi uważają cię za niepotrzebnego. Uważają, że należy przestać się w ogóle tobą interesować
- Ale ty jesteś innego zdania. Inaczej byś nie dzwonił i nie zabierał na randkę do kościelnej wieży. Prawda?
- Nie. Myślę, że ojczulek może mieć rację.
- To po co ten cyrk ze spacerem po kościele w nocy?
- Bo ktoś cię w to gówno wpakował. Ty z głupoty radośnie zanurkowałeś w szambo. Trochę mi cię szkoda, marny widok z tym okiem. Więc uznałem, że lepiej byś wiedział. Ostrzec. Anton dowie się, że nam jesteś niepotrzebny. To kwestia kilku dni.

- To dobrze, że zdążyłeś mu powiedzieć o mojej żonie. Musiałby się sam fatygować w innym wypadku - detektyw zgasił papierosa.
Karol milczał. Odwrócił się lekko ćmiąc cygaro i patrząc na Stadion Narodowy.
- Jak już dotrę do tego Ernesta i zdobędę jego zaufanie, to jakos specjalnie dać wam znać? Choć z drugiej strony, co wtedy będę mieć ze współpracy z wami? Przecież Ernesta nie ruszacie. Anton Ernesta nie rusza. O ile dobrze rozumiem swoją sytuację, to czegoś ode mnie chcecie nie proponując nic w zamian.
- A jak mamy go ruszyć? - na twarzy bokobrodacza pokazała się złość.
- A co z Kampinosem? Z nimi nie mieliście nigdy układów. To do nich należał Kleszcz, prawda? Zdają się być poinformowani, a nie mają zasobów. Nie myśleliście o chwilowym sojuszu? W ogóle na ile jesteście liczącą się siłą? Bo z tego co słyszę, to Bałałajka i Ernest trzęsą wszystkim, a wy chowacie się po kościołach i świątyniach.
- Nie bój, mamy swoje zaplecza. Podejrzewam, że samo rozwinięcie tu naszej działalności wzbudziło w pałacyku niezły ból dupy. - Karol bodaj po raz trzeci skupił się na odpowiedzi ad rem, jednocześnie pomijając motyw relacji ekipy ze świątyni z Kampinosem. - Ale jak nie mamy namiarów na skurwieli, jak nie mamy ich wystawionych bym mógł pójść z kimś z naszych i kropnąć… to zostaje akcja zaplecze na zaplecze. Takie siłówki spływają krwią. Giną ludzie Sykurski. Pałacowi to zwisa, nam nie.
- Dobrze słyszeć, że komuś zależy na życiu ludzkim. Skoro macie zaplecze, to czy moglibyście zdobyć dla mnie namiary jednego faceta? Może mi się przydać w kwestii wystawienia wam Ernesta.
- Mogę spróbować.
- Cyrus Farell. Amerykanin. Wyślę ci jego numer. Koleś wyraźnie podgryza Bałałajkę, więc według zasady wróg mojego wroga może pomóc uzyskać zaufanie Ernesta i tych z Pałacu.
- Spróbuję. Ale może nie być łatwo. Policję trzymają pałacowi. Nasze zaplecze nie działa w skali takiej drobnicy.
- Czy jest coś na czym Ernestowi zależy równie mocno co na Kleszczu?
- Nie wiem, jest mocno związany z jednym ze swoich ludzi. Przechwyciliśmy go niecały tydzień temu.
- I? Szczegóły Karol, szczegóły. Chcę wam pomóc, ale nie czytam w myślach. Co to za typ? Czy mogę zadzwonić do Ernesta i powiedzieć mu, że znalazłem jego człowieka i może jest nim zainteresowany?
- Nie. To znaczy jak chcesz. Ale Ernest wie, że mamy Janka. W relacjach między nami i pałacem nie ma miejsca na rozmowy, układy, wymiany jeńców. Chcesz to jakoś wykorzystać? Proszę. W sumie ciebie przechwyciliśmy bo dzwoniłeś na jego komórkę.
Sykurski zapalił kolejnego papierosa, to co chciał zaproponować nie miało szansy powodzenia
- A jakbym przypadkiem pomógł temu Jankowi się wydostać z waszej niewoli? Odstawiłbym go Ernestowi. Zbudowałbym pewne zaufanie Janka do mnie. A przez to może i Ernesta? Bo tak w zasadzie po co wam ten Janek?
- Ty od nas? - Karol uśmiechnął się pobłażliwie. - Nawet on nie ośmiela się kombinować by go uwolnić, choć może rozważa atak na Bałałajkę w celu odbicia Kleszcza dla Kampinosu. I myślisz, że kupi bajkę, że Ty wyrwałeś nam Janka?
Odpowiedź nie rozczarowała detektywa. W zasadzie jak wszystko przyjmował ją jako surowy fakt. Zaciagnął się papierosem.
- No to muszę mu wystawić grupę “Kampinos” - powiedział niby bez żadnych oczekiwań, jednak obserwował reakcje grubaska.
Karol patrzył niezrozumiałym wzrokiem, jakby Sykurski właśnie zakomunikował mu, że odlatuje, bo nie chce używać schodów.
- Ernestowi? Wystawić jego sojuszników? - lekko zbaraniał.
- Karol, w tym mieście nie ma trwałych sojuszy. Przed tą rozmową byłem przekonany, że to wy mieliście najlepszy układ z Ernestem. I wiesz co czuję? Czuję, że jak pójdę do Ernesta to też mi opowie jak to on sam jest przeciw wszystkim. Co się stanie, jeżeli nic nie zrobię? Aaa, tak. Anton zburzy mój domowy Mir. Zginą ludzie. Pałacowi to zwisa, wam nie - parafrazował słowa Karola - i co potem? Jaką przewagę daje Kleszcz Bałałajce?
- Ernest nie jest nawet szefem “frakcji” pałacowej. Nie powie, że jest sam przeciw wszystkim. Nie on ogarnia sojusze jego grupy, ale jego szef - mruknął bokobrodacz.
- Mówiłem ci jaką Kleszcz daje Bałałajce przewagę. Ona wyciągnie od niego info i wymiecie Kampinos z miasta. Efekt: Pałac zostaje sam, zacznie się wojna. Albo będzie patrzeć jak Kampinos wycofuje się z wsparcia Pałacu nie przyjmujacego ultimatum uwolnienia Kleszcza. Efekt: ten sam. Albo też… Pałac pójdzie odbijać Kleszcza, sam zacznie fight na zasadach Bałałajki. Nikt nawet nie wie gdzie Kleszcza suka trzyma, Ernestowi będą strzelać w ciemno, dostaną po łapach. W każdej sytuacji ona tu wygrywa i rośnie w siłę, w każdej my nic nie zyskujemy.

Karol podszedł do balustrady i patrzył dłuższą chwilę w kierunku Wisły leniwie płynącej przez miasto. Odwrócił się w końcu.
Na jego jowialnym obliczu było zmęczenie zmieszane z determinacją.
- Opcje mamy dwie. Pierwsza to odłowić Ernesta i przejąć jego wpływy, a pałac będzie mieć argument przed Kampinosem zwlekania z akcją i ich sojusz się nie rozpadnie. Bałałajka zniecierpliwiona wykona ruch. Może zły, może za szybki.
Zastanowił się nad tym i lekko uśmiechnął jakby oceniał ją i prawdopodobieństwo jej posunięć.
- Druga to sprawić by pałac wiedział dokładnie gdzie uderzyć, wziął ze sobą Kampinos, nie wiem kurwa, antyterro póki trzymają policję, co tylko mają. I pierdolnąć Bałałajkę w miękkie. Niech się tam wszyscy wyrżną, tak że zapłacze matka ziemia, a Wietnam będzie przy tym teatrzykiem kukiełkowym dla dzieci. Wszyscy tak poprzetrącają sobie kręgosłupy, że nic tylko dobić po kolei.
Sykurski długo przetrzymywał dym w płucach słuchając wizji Karola. W końcu go wypuścił i wciągnął powietrze znad Warszawy.
- Chcę pogadać z Jankiem - stara dobra technika negocjacyjna. Powaga na twarzy, zaciśnięta szczęka, wyzywające spojrzenie. To nie była prośba. To było żądanie - I chcę wszystkiego co macie na Kampinos i Ernesta. Zdjęcia, adresy, kontakty.
- Z Jankiem… Hm. Spróbuję przekonać ojczulka. Ale na “wszystko o Erneście i kampinosie”, to możesz zapomnieć.
Detektyw skinął głową.
Był żołnierzem. Nie negocjatorem. Ale jak każdy żołnierz słyszał o taktyce frontu wschodniego. W czasie drugiej wojny światowej Niemcy mieli problem z wysyłaniem wojskowych na trudne fronty. Dlatego dowódcy pytali “Wolisz jechać na front wschodni, czy … “ i podawali front na którym nikt nie chciał walczyć. Tyle, że w porównaniu z Rosją, ta druga opcja zawsze była atrakcyjna. Karol to chwycił. Zamiast dać komplet informacji i naprowadzić detektywa na ich źródła proponuje rozmowę z psem Ernesta. Sykurski musiał przyznać sam przed sobą, że jest zadowolony. Przed odpowiedzią zaciągnął się głęboko.
- To jeszcze oddajcie mi spluwę. Potrzebuję Farella i tego Janka. Farell chce dziabnąć Bałałajkę. Przekonam go, że Ernest nam pomoże. Janek opowie o dojściach do niego. Z Farellem pójdziemy pogadać o Bałałajce z kolegami Janka w Pałacu. Idealnie byłoby, gdyby Janek jednak się wydostał z waszych łapek, to wszystko nabrałoby kolorytu. Miałoby szansę powodzenia. Farell i ja byliśmy wojskowymi. A nawet najlepsi popełniają błędy. Niedopatrzenia.
- Zobaczymy. Porozmawiam z ojczulkiem, ale nie obiecuj sobie za wiele. - Mężczyzna z cygarem spojrzał na detektywa dziwnym spojrzeniem. Sykurski nie potrafił z niego nic wyczytać, ale sam fakt tej rozmowy był dziwny. Wojciech był tylko niewielkim trybikiem, na który można było machnąć ręką przy rozgrywkach tego kalibru. A ściągnął go tu, ostrzegł. Opowiadał… choć mgliście.
- A Janka nie puścimy. To były gromowiec, oddawać Ernestowi taką broń do ręki to kiepski pomysł.
- Chłopaczek po kąpieli we krwi. Fajnie. Będzie o czym z nim gadać, jeżeli ojczulek się zgodzi.
Sykurski zgasił papierosa.
- No to skoro już doszliśmy do kwestii oddawania broni... - po słowach Wojtka w powietrzu zawisła pauza.
- Nie doszliśmy.
- W takim razie masz do mnie coś jeszcze? - detektyw wsunął ręce do kieszeni kurtki.
- Nie. Przyczaj się. Ja dam znać czy naceluję Farella i co ojczulek powie na rendez-vous z tym chłopakiem od Ernesta.
- To ja już pójdę. Będę pod telefonem. Powiedz mi tylko po jaką cholerę wam jeszcze moja spluwa?
- Bądź pod telefonem. Do usłyszenia Sykurski. Do usłyszenia chłopcze. - Karol odwrócił się w stronę Wisły.
Detektyw odwrócił się i ruszył tą samą drogą, którą tam przyszli.

Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, późny wieczór.

Wojciech kupił w monopolowym butelkę whisky. Szedł pogadać z Karoliną. Miał cholerną ochotę podzielić się tym wszystkim co mu leży na sercu. Nie miał pojęcia czemu akurat z nią. Zapukał do jej mieszkania raz. Później drugi raz. Później zadzwonił. I nic. Na co liczył? Cholera wie… na pewno przejęła jego paczkę. Zdjął buty, uruchomił komputer i zaczął podłączać kamery. Alkohol wstawił do lodówki. Chwilę po tym obok myszki i klawiatury pojawiła się kawa i papieros. Uruchomił program do analizy obrazów i po chwili na podzielonym na sześć części ekranie zaczął oglądać obrazy z hali produkcyjnej. Obraz był przyspieszony czterokrotnie. Detektyw odniósł nawet wrażenie, że przez to tempo papieros szybciej się wypalił. W końcu detektyw przyspieszył obraz szesnastokrotnie, do momentu gdy w magazynie pojawił się sabotowany towar. Sykurski wypił kawę. Odpalił kolejnego papierosa i powiększył obraz z kamery bezpośrednio skierowanej na beczkę. Znowu spowolnił obraz do czterokrotnego przyspieszenia. Po godzinie drugiej zapisał stan poszukiwań i ruszył do łazienki.
Zmiana opatrunku stała się rutyną jak mycie zębów. Oko bolało coraz rzadziej. Gdy kładł się spać, myślał o żonie i córkach, a na ławie obok kanapy leżał załadowany rewolwer.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 08-06-2016, 19:44   #18
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Mieszkanie Sykurskiego, Praga Południe, ul. Wiatraczna, noc/ranek 17.11 (środa)
Tym razem sen nie był tak wyrazisty, po przebudzeniu Wojciech pamiętał tylko jedną dośc abstrakcyjną scenę. Tereska zła i z gniewnie wykrzywioną minką za każdym razem gdy Sykurski pociągał za spust i efektem był brak strzału. Chłopak któremu siedziała na kolanach miał łeb kreta zamiast ludzkiego, ale nie przeszkadzało to śmiać mu się dziko za każdym razem gdy to dziewczyna pociągała za spust. Był pewien że to śmiech, choć nie pamiętał żadnych dźwięków, sen przypominał nieme kino.
Rosyjska ruletka pomiędzy ojcem i córką trwała w najlepsze.
Długo.
O wiele za długo.
Doprowadzało to Antona do furii jaką łagodził wypalając oczy postaciom na obrazach wiszących wzdłuż nawy kościoła świętej Anny.
Karolina wraz z Mileną tańczyły wokół ołtarza przy którym odbywała się "rodzinna gra". Pierwsza dziko i euforycznie radosna, druga smutna i pogrążona w rozpaczy. Człowiek w żelaznej masce o brutalnych i zimnych rysach stał z boku i jedynie patrzył. Czerwonawy blask jarzył sie w dziurach oczodołów sztucznej twarzy.
Karol zamiatał posadzkę posuwając się mozolnie naprzód.

Wyczuwalny "klik rewolweru".
Bezgłośny śmiech.
Wypalone oko obrazu.
Taniec, szloch, euforia.
Czerwone ślepia.
Monotonny ruch miotłą.

Wszyscy usuwali się z drogi sprzątającego bokobrodacza i mieli coraz mniej miejsca. Pojedynczo znikali w zakrystii. Niechętnie. Ze złością lub żalem.
Tereska się wahała, w końcu gdy Karol zbliżył się do samego ołtarza i stanął z miotłą przy Sykurskim, córka znów wycelowała broń w swoją skroń. Znów niewypał.
Po raz pierwszy wymierzyła w Sykurskiego. Z desperacją, żalem, strachem.



Klik.

Uciekła porzucając broń. Uciekła śladem Antona, Mileny, Karoliny. Człowieka w masce.
Człowiek-Kret znów zaniósł się niesłyszalnym śmiechem. Wziął rewolwer i podjął grę dziewczyny jaka do tej pory siedziała mu na kolanach.
Włożył lufę w kreci pyszczek.
Bezgłośny strzał.
Głowa pękająca jak arbuz.
Wielki krzyż z figurą Chrystusa wiszący na ścianie, spadł trafiony kulą. Rzeźba pękła, zaczęła rozlewać się pod nią krew.
Sykurski podniósł broń wypuszczoną na ołtarz z ręki bezgłowego trupa.
Wszystkie sześć komór było załadowanych pociskiem.
Poczuł dłoń na ramieniu... ale nie obudził się.
Za drzwiami zakrystii mignęła mu uśmiechnięta twarz córki
Pogrążył w pierwszy od dawna spokojny sen bez snów.




Obudził się sam z siebie. Wypoczęty i rozleniwiony długim odpoczynkiem.
Jedna z komórek padła poprzedniego dnia, druga widocznie w nocy. Detektywowi tego ranka nie zagroził żaden budzik. Podłączył je sprawdzając czy nie ma żadnych wiadomości lub nagrań na pocztę głosową, nieodebranych połączeń. Nic takiego nie znalazł, Buła, Karol i "Zimny" milczeli. Było koło południa.

Gdy zalogował się na pocztę stwierdził, że świat jednak o nim nie zapomniał, choć po przeczytaniu wiadomości nie ucieszył się z tego powodu.


Cytat:
Od Joanna [mail]:Teresa nie wróciła dziś na noc. Dzwoniłam do niej. Odebrała, mówiła że nic jej nie jest. By się nie martwić. Nie brzmiała jakby działo jej się coś złego ale... boję się.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 08-06-2016 o 19:50.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172