Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2016, 23:21   #17
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Pędząc ku jarlowi i walce bliżej tyłów langhusu Frey widok zobaczył co krew jego pobudził. Dwie wielkie bestie co bez ran się zdawały, stały na przeciw Agvindura i Ødgera. Eggnir od swego pana oddalony nieco z łuku szył lecz strzały nie powstrzymywały olbrzymich bestii. Liczne srebrne blizny na ich ciałach wskazywały, że nie pierwsza ich walka to była. Ludzie Rudowłosego widać, że ranieni lub polegli niewielkie wsparcie dać mogli aftergangerom.
Większy z potworów z razu znajomym się zdał Freyowi. Czy to przez posturę, czy to przez kolor futra pokrywającego jego wielkie, umięśnione cielsko. Frey ujrzał jak właśnie kły zacisnął na przedramieniu Agvindura. Na ten widok Eggnir po miecz sięgnął i rzucił się desperacko bronić jarla, a hirdmani Ødgera choć poranieni ciężko, ruszali ku desperackiej obronie swego pana, który niczym fryga tańczył taniec na śmierć i życie z drugim wilkołakiem. Skald wyczuł za sobą ruch i myśli przebiegły przez ułamek chwili, że mógł to być Volund biegnący za nim w sukurs. Z drugiej strony mógł to być drugi z suczych synów, jako że atak na klin jakim wypadli z langhusu zdawało się przeprowadzać dwóch zmiennokształtnych. Ale tedy czemu drugi nie włączył się do krótkiego boju nad przepaścią?

Freyvind nigdy nie darzył Agvindura przesadną miłością. Była między nimi więcej niż chłodna przyjaźń, był szacunek skalda do jarla… ale nie na tyle by rzucać się mu na ratunek mając za plecami potencjalnie kolejną z bestii. Skald nie zwolnił, dalej biegł przez kilka kroków ku walce toczącej się przed nim, jednak w pewnej chwili wstrzymał się, wywinął obrót do tyłu zamiatając powietrze szerokim zamachem miecza, gotów zaatakować lub bronić się przed tym kto był za jego plecami.
Zobaczył kobietę, szarooką, wysoką i smukłą. W krwi umazaną, której krople z ust właśnie zlizywała. Głowę lekko przekrzywiła na bok i miecz ogromny do ataku uniosła. Bez słowa i w ciszy. Gdyby była to aftergangerka zaproszona na thing, Agvindur choćby o niej by wspomniał. Gdyby była pomiotem Lokiego, nie w ludzkiej formie podchodziła by do starcia. Kimkolwiek była, atakowała w ludzkiej postaci na siedzibę dość starego i potężnego einherjar jak jarl Ribe. Freyvindovi daleko było do strachu, lecz to wstrząsnęło nim bardziej niż widok wielkiego pół-wilczego bydlęcia wynurzającego się z nicości. Zamachnął się mieczem zastawiając tarczą, ale była szybsza. Powietrze zafurczało pod niesamowicie precyzyjnie wymierzonym ciosem uderzanym od góry, mającym na celu końcem ostrza rozrąbać głowę aftergangera od wierzchołka głowy po szczękę. Tarcza przygotowana na ewentualny cios z boku nie miała szans uchronić Freyvinda, który w bok rzucił się w ostatniej chwili przyjmując cios na osłonięte kolczugą ramie. Gdyby był odrobinę mniej szybki niewielką różnicę by mu to dało, gdyż oberwałby w bark jaki szarooka mimo zbroi moze odwaliłaby od ciała tym piekielnie mocnym ciosem, na szczęście dostał w zewnętrzną część ramienia, a ostrze ześlizgnęło się po ogniwach kolczugi nie wyrządzając skaldowi więcej krzywdy niż solidne obicie ręki.
Kobieta uśmiechnęła się i jakiś błysk ognia pojawił się w jej oku.

Miecz Freyvinda już leciał ku niej szerokim poziomym zamachem na wysokości piersi kobiety. Szybkim ruchem cofnęła dłoń by się zastawić ile się da od swej lewej i udało jej się to, choć niewystarczająco. Miecz aftergangera wstrzymał się na ostrzu szarookiej, ale jego potworna siła pozwoliła w tym uderzeniu przepchnąć parujące ostrze i zagłębić się na cal w boku przeciwniczki.
Nie wybiło jej to nawet z rytmu, a gdy skald sięgnął po moc krwi aby zasypać ją nieosiągalnym dla nawet najlepszych śmiertelnych wojów gradem ciosów i uniósł broń do kolejnego, wybiegła mu swym mieczem naprzeciw. Ostrza uderzyły o siebie gdy sparowała cios, a jej rana widoczna pod rozciętym kubrakiem zaczęła się zabliźniać.



Kobieta wlepiła szare spojrzenie w oczy skalda i ten zamiast gotować się do kolejnego ciosu zamarł przez chwilę z uniesionym mieczem. Jej wzrok jaśniał i ciskał gromy, wywoływał przerażający strach paraliżujący i odbierający wolę działania. Skald poczuł jakby patrzył w ślepia samego Fenrira gotującego się by połknąć go jak zapisane jest samemu Odynowi gdy nadejdzie Ragnarok. W umyśle skalda były tylko dwie myśli: uciekać, lub desperacko bronić się cofając się w strachu.
Zacisnął dłoń na rękojeści jakby chciał wycisnąć sok z żelaza i nie odrywał spojrzenia od szarych oczu. Zagryzł zęby, a ostre kły pokaleczyły mu dziąsła, sięgnął do najgłębszych pokładów swej odwagi i silnej woli.
- Odin! - krzyknął po raz kolejny tej nocy, wbrew przerażeniu czyniąc krok do przodu i wyprowadzając cios.
Chyba się tego nie spodziewała, lub też afterganger wzmocniony krwią był dla niej za szybki by mogła zareagować na kolejne ciosy, których wszak miało nie być gdyby skald zareagował tak jak to przewidywała i miała nadzieję.
Ucieczką.
Pierwsze uderzenie było wykonane nad wyraz nieczysto i jedynie przecięło kubrak na brzuchu szarookiej, za to kolejny rozciął jej głęboko ramię od barku po łokieć.
Cofnęła się odruchowo, lecz choć zdziwiona, to nie znać było po niej bólu ni zniechęcenia. Uniosła ręce, lecz nie w geście poddania, bo nim je opuściła znikąd pojawiły się dwa ogary i z miejsca rzuciły się na skalda.



Freyvind wciąż czuł strach, ale przezwyciężając go poczuł jak rośnie w nim złość. Zamiast skupić się na czarnych bestiach z zamachu uderzył mieczem na szarooką uśmiechającą się z pewnością siebie. Rzuciła się w tył, ale zbyt wolno, miecz przeorał ją na skos od ramienia po biodro, jednak choć poważnie ją ranił to zbyt płytko by zabić. Kobieta nie zdecydowała się kontynuować starcia, cofnęła się jeszcze o krok i… po prostu wyszła.
Z tego świata w inny, dowodząc ostatecznie, że była jak podobna rodzajem do tego, który z nicości pojawił się przed głównym wejściem do langhusu.

Tymczasem oba ogary rzuciły się na skalda z zajadłością godną Thora uderzającego na Jotunów. Freyvind uniknął zębisk pierwszego i zastawił się tarczą, czując jak wielkie cielsko uderza w nią całą mocą, a zębiska grzechoczą po żelaznym umbie. Odwinął się i ciął po grzbiecie tego psa, który był bliżej, żłobiąc na nim długą bruzdę jaką pozostawiło ostrze.
Drugi zanurkował pod tarczą i wpił zębiska w udo, poniżej kolczugi targając ciałem aftergangera i wyszarpując kawał mięsa jaki już w jego zębach zaczął rozpadać się w proch. Skald zacisnął szczęki wydając z siebie cichy skowyt bólu i cofnął przygotowując do kolejnego cięcia atakujących go maszkar, jednak jedna z zakrwawioną paszczą, a druga skomląc choć szczerząc zębiska: wycofywały się i zaraz zniknęły tak jak przed chwilą ich pani.



Freyvind rozejrzał się widząc Agvindura i Odgera stojących i szukających przeciwników jacy również zniknęli. Eggnir leżał ciężko ranny, a wszyscy towarzyszący aftergangerom hirdmani jacy jeszcze żyli byli poranieni i wspierając się na broni lub tarczach formowali koło wokół swych zdezorientowanych panów. Zza budynku wybiegał właśnie Biarki z mieczem w dłoni i Chlotchild rozglądająca się czujnie, a wraz z nimi kobieta z napiętym łukiem szukająca celu by szyć weń strzałami.
Wydawało się, że chwilowo zagrożenie minęło.

Freyvind z niepokojem rzucił spojrzeniem ku załomowi budynku gdzie zostawił Elin, Volunda i Sigrun, oraz resztę domowników jarla jacy wyszli z płonącego langhusa głównymi wrotami. Po czym wrócił wzrokiem do Agvindura i Ødgera. Uderzył mieczem w tarcze i uniósł ostrze w górę na znak zwycięstwa, po czym potoczył się do głównego wejścia, skąd przybył.
Jego ghule doskoczyły do niego nim doszedł za załom budynku. Widzieli krew, bladość większą niźli zazwyczaj nawet jako afterganger, półprzytomny wzrok gdy patrzył na rozbryzgi krwi przy porozrzucanych ciałach.
- Panie, napij się! - Franka przyskoczyła do skalda łapiąc go za rękę.
Ten odtrącił ją z wysiłkiem się kontrolując. Zapach krwi i ochocza propozycja. Zęby kaleczyły dziąsła zagryzionych szczęk.
- Odstąp, bo nie wydolę - wychrypiał. - Do... cna osuszę.
Grim na tyle długo był sługą dwóch einherjar, że przez dziesięciolecia widział niejedno. On akurat zrozumiał odciągając dziewczynę gdy afterganger spojrzał na placyk gdzie zostawił Elin, Volunda i jasnowłosą śmiertelniczkę - ulubienicę jarla.

Ich brak zaniepokoił go, lecz brak ciał dwójki einherjar i trup wilkołaka (aktualnie wyglądający jak wielce rozrośnięty męża) utwierdziły go w tym, że nie doszło tu do kolejnej walki. Tamci chyba nie zostawiliby truchła swojego pobratymca.
Jeden z huscarli Agvindura, ten jaki oberwał cios w tworzonym naprędce murze tarcz drugiego rzutu uciekinierów z langhusa, żył jeszcze leżąc w pobliżu wciąż ziejącej głęboką czeluścią przepaści.
Choć nie wyglądało na to aby ten stan miał się utrzymać długo.
Potworna rana była nie do opatrzenia, a wybrańcy Odyna nie mieli czasu i dostatecznej ilości płynu życia w sobie by leczyć wszystkich ciężej rannych w starciu z pomiotem Lokiego.
Freyvind uklęknął przy zbrojnym jaki toczył nieprzytomnym wzrokiem i choć nie mógł się poruszyć to grabił ziemię rozcapierzoną dłonią starając się sięgnąć do miecza jaki wypuścił gdy dostał cios w plecy. Afterganger podłożył mu broń na piersi i zacisnął dłoń umierającego na rękojeści. Z ust około trzydziestoletniego woja dało się słyszeć mocne westchnienie ulgi. Jego oczy powoli zasnuwały się mgłą. Uśmiechnął się. Mocniej uchwycił miecz.
- Valhalla... - wyszeptał.
- Tak, do zobaczenia w Valhalli - odpowiedział mu wampir i wbił kły w jego szyję. Niecierpliwie.
Gdy poczuł krew umierającego prawie jęknął z rozkoszy i ulgi. życiodajny płyn wypełniał go, zapełniał pustkę jaka ssała jeszcze przed chwilą sprawiając wręcz fizyczny ból.
Głód był straszny, picie na takim głodzie było wręcz nieopisywalną rozkoszą.
I niemożliwe do powstrzymania.
Choćby chciał, nie mógł teraz przerwać.
Umierający w pierwszej chwili "pocałunku aftergangera" również zatracił się w rozkoszy charakterystycznej dla 'wypijanych' śmiertelnych. Lecz gdy nie mogący się opanować Freyvind pozbawiał go resztek życiodajnej siły, wyprężył się. Odchylił głowę i umarł.
Skald uniósł głowę i oblizał zakrwawione wargi.
Wstał znad ciała wciąż niepełny, wciąż czujący głód, ale już nie taki jak wcześniej.
Grim patrzył na to w spokoju, Chlotchild spięta, czujna i wyczekująca.
Freyvind spojrzał na szarzejące niebo.
Nie mieli dużo czasu.
Poszedł szukać Agvindura.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-06-2016 o 08:32.
Leoncoeur jest offline