Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2016, 21:21   #33
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Xiu, Nightfall (Uchu) poziom 6


Trio awanturników sprawdziło ostatnie laboratorium, nie znajdując jednak tak bardzo w tej chwili potrzebnych szczepionek… ruszyli więc o poziom niżej, celem zgarnięcia kolejnych skafandrów (Xiu miała z tym związane wielkie nadzieje, zgrzytając od czasu do czasu słyszalnie dla innych zębami). Po skafandrach zaś, nie zostało nic innego, jak zejść jeszcze niżej, na poziom 7, ponieważ tam ponoć też mogły być antidotum na szalejącego wszędzie wirusa.

Jednak po kolei… po zjechaniu windą pięterko niżej, znaleźli się na poziomie, gdzie wcześniej walczyli z cholernym cyborgiem, i jak sam “pan pochodnia” gadał, im niżej, tym gorzej odnośnie Zombie i wszelkich innych badziewi. Co też za mordercze byty przyjdzie im jeszcze zlikwidować, zapuszczając się jeszcze bardziej w dół stacji?


Poziom 6 był podejrzanie spokojny. Zresztą wszystko było podejrzanie spokojne. Na ostatnich Zombie natknęli się już jakiś czas temu…a teraz nic, żadnych szwędających się po korytarzach, żadnych pomruków gdzieś w oddali, czyżby wredna SI szykowała coś wyjątkowo paskudnego?

Night niemal na równi z Xiu na przedzie, cicho i w skupieniu, z karabinami gotowymi do akcji, Uchu za nimi, z trzęsącymi się łapkami, będący chyba już powoli blisko załamania. Jednak jakoś się trzymał, stulił pyszczek i przestał jojczyć o bezpiecznych ścianach ambulatorium… posuwali się więc do przodu.

Xiu zauważyła jakiś ruch na korytarzu przed nimi, na skraju pola widzenia, coś tam gdzieś śmignęło wyjątkowo szybko, jakiś cień. Niemal w tym samym momencie Night również to coś usłyszał. I chyba już wiedział, co to było. Pazury, szybkość. Cholerny “Wściekły pies”, przyjemniaczek z kolczastym ogonem, wrócił.

Towarzystwo chwyciło mocniej swoje spluwy, rozglądając się bacznie za zagrożeniem, gdy… “whooosh”.

Drzwi. Duże, pierniczone drzwi, wysunęły się nagle prosto z podłogi pod ich butami, jednego czy drugiego nawet prawie pociągając ze sobą w górę, praaaawie przytrzaskując. To zdecydowanie śmierdziało działaniami SI, chcącej ich w ten sposób rozdzielić, uprzykrzyć im życie, lub wciągnąć w pułapkę? Albo wszystko na raz...


- Uchu, co to jest za gówno do cholery?? - Odezwała się Xiu, po drugiej stronie zapory - Dasz radę jakoś otworzyć??
- Nie wiem, czekaj, próbuję - Odparł Inżynier, grzebiąc w swoim mini dysku. Nigdzie bowiem nie było widać panelu sterującego owymi drzwiami… czyżby były to jakieś awaryjne, solidne wrota, chociażby przeciwpożarowe, lub na wypadek spadku ciśnienia, wywołanego uszkodzeniem stacji?
- Kurcze, nie umiem! - Zdenerwował się Uchu - Nie otworzę… przykro mi.
- Szlag by trafił tą całą Si i pieprzoną stację!
- Warczała przez komunikator Xiu - Znajdźcie inną drogę, brać te skafandry, spotkamy się w zbrojowni. Cholera, chyba mam czworonożne towarzystwo!. Bez odbioru!

Uchu i Night zostali więc sami.
- Pani kapitan, mamy problem - Inżynier kontaktował się teraz przez unicom z Leeną - Pani kapitan? Halo? Odbiór? Ktokolwiek z załogi Fenixa? Halo??

Ale w komunikatorach dało się tylko słyszeć szumy i cholerne charczenie. Za naprawdę zaś solidnymi wrotami dało się słyszeć przytłumione strzały...





Becka, Doc(Leena + Isabell) poziom 4


W ambulatorium pojawiła się pilotka. Była znów cała ubrudzona krwią, do tego na twarzy miała resztki jakiejś organicznej brei, i po raz kolejny została ranna. Musiał się więc nią natychmiast zająć Bullit, na jej widok zakładający szybko rękawiczki…

A propo samego Doca i Isabell. Becka obserwowała dziwną scenkę, nim jeszcze weszła do ambulatorium, z racji posiadania przez owe pomieszczenie dużych szyb w wielu miejscach, pozwalających na swobodne zajrzenie do wenętrza. Stojący sobie spokojnie Doc, unoszący w górę swoją koszulę z okolic brzucha… i pochylona przed nim Isabell, blisko jego ciała, z głową w okolicach właśnie… no w TYCH okolicach. Czy ona mu robiła dobrze???

Ryder zreflektowała się nad tym zjawiskiem jednak nieco za późno, wchodząc już do środka, i przeszkadzając tej parce… w czymkolwiek właśnie robili.

No cóż.

~

Ucieszył ją fakt odzyskania przez Leenę przytomności. Chwilkę z nią porozmawiała.

Po tym zaś, jak już Doc ją opatrzył w asyście Isabell, zapewniając, iż rana nie jest zbyt poważna, pilotka po raz kolejny wybrała się pod prysznic. Zdecydowanie zbyt często babrała się na tej stacji we wszelakich płynach wrogów (jakkolwiek to absurdalnie brzmiało).


Myła się w najlepsze pod prysznicem, gdy ktoś jej wlazł do łazienki. W pierwszym momencie serce aż jej podeszło do garła, na myśl iż mógł to być Zombie lub jakiś inny potwór, i że skończy w tak dziwaczny sposób, zeżarta nago…

- Heeeej, umyć Ci plecki? - “Potworem” okazała się Isabell. I z tonu jej głosu, i z tego co wywąchała, gdy ją opatrywano, Becky była już pewna, iż młoda wraz z Bullitem, podczas ich nieobecności, popijali sobie w najlepsze w ambulatorium.


***


W tym czasie Bullit z Leeną zajęli się planowaniem, i to przez duże “p”, przed komputerem w gabinecie lekarskim.
- Zbieramy skafandry, szczepionki, i stąd wiejemy - Powiedziała Leena - Wirus komputerowy Uchu daje nieźle SI popalić. Trzymamy się pierwotnego planu, dostajemy na Fenixa, i tyle nas widzieli.
- Nie zaszkodzi zniszczyć po drodze kamery, mikrofony i tym podobne - Spojrzał na nią Bullit.
- No tak, tak… ale z tym wycinaniem sobie drogi, czy i uszkadzaniem jakiś obwodów, kabli, czy zwał jak zwał, laserem, ja bym była ostrożna. Jeszcze przetniemy coś, co nie powinniśmy i wylecimy w powietrze? - Dodała pani kapitan - To jak Uchu to wszystko planował? Tu.. i tędy… potem… tu? - Leena “przewijała” mapę stacji na komputerze, ale mając tylko jedną sprawną rękę, szło jej dosyć opornie.

- Ugh... - Wstała z fotela, robiąc miejsce Dave'owi - Pomóż, masz sprawne obie ręce.

Jak więc poprosiła, tak zrobił, sadowiąc się przed monitorem… i nawet nie zdążył dotknąć klawiatury, gdy pani kapitan usadowiła się na jego kolanach bokiem, obejmując zdrową ręką jego kark. Jakby nic, wpatrywała się w ekran, choć w kącikach jej ust czaił się uśmieszek.








.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 01-06-2016 o 21:23.
Buka jest offline