Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-05-2016, 21:27   #31
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Becka rzuciła się w bok, by odturlać od Zombie. Sukinkot był jednak za blisko i ją dopadł. Złapał się jej, akurat gdy dawała susła w bok, efektem czego… znalazł się pod nią. Silne łapy nie puściły, a krzyk strachu pilotki zamienił się w wycie z bólu, gdy nieumarły wgryzł się w jej ciało. Trysnęła krew kobiety, przeżywającej naprawdziwszy horror. Próbowała w dzikiej szamotaninie oderwać jakoś od siebie szczękę oprawcy… w końcu się udało, wśród jej wycia i okropnego dźwięku rozrywanej skóry.
- ŁŁAAAAaaaAAAaaaaaAAAaaaAAAAA - Becka wrzeszczała w niebogłosy.
Xiu strzeliła.

I strzeliła celnie. Zombie zmiotło w bok, spod Becky, gdzieś pod ścianę. Pilotka zaś, pozbawiona “podparcia” padła na podłogę, z obiema dłońmi przystawionymi automatycznie do swej szyi.
- AaaaAAAaaaAAaa - pilotka krzyczała dalej, zarówno z bólu jak i przerażenia, a jedno mieszało się na przemian z drugim, prześcigując się które jest silniejsze.
Xiu poderwała się na równe nogi, cudem nie wywracając się na twarz i podskakując do Becky.
- Pokaż mi to… mocno cie ugryzł? Ja pierdole trzymaj, nie pokazuj, tamuj krew… - spanikowana, chwyciła kobietę pod ramiona odciągając ją pod ścianę jak najdalej od zombiaka. Opierając delikatnie pilotkę plecami o chłodne podparcie, zamieniła broń na topór, ruszając z kopyta na przeciwnika. Nie zamierzała się rozckliwiać nad nędzną kupą mięcha. Odcinając szkaradny łeb, kopnęła go niczym piłkę, prosto na drugi koniec korytarza. Chowając energetyczną broń, podeszła do towarzyszki, przypatrując się obrażeniom. W zależności od tego jak bardzo były rozległe, musiała zdecydować co dalej ma zrobić.

- Kurwa… nawet nie wiesz jak to wyglądało z boku… - odsapnęła rozluźniając się, po wstępnych oględzinach. - Uff… dobra, dobra… zaraz… dobra. Dasz rade iść? Ponieść cie? Albo czekaj… Kurwa! - wojowniczka pieprznęła się łapskiem w hełm, aż gruchotnęło.
-Siedź i oddychaj i tamuj krwawienie, sprawdzę zrabowane laboratoria. - rzuciła ruszając w kierunku zbitych szyb kolejnych pomieszczeń.
Becka siedziała więc oparta o ścianę, tak jak ją posadzono i trzymała się za ranę, tak jak jej powiedziano. Nie wiedziała co się z nią stanie i czarno to widziała, ale trzymała ranę jak jej powiedziano. Jęczała głośno z trudem łapiąc oddech, a łzy same napłynęły jej do oczu.

Olbrzymka szybko zorientowała się, że w jednym laboratorium powiewa tak zwanym chujem i raczej gówno znajdzie, dlatego nawet nie kłopotała się z wejściem przez zbitą szybę.
Kolejne pomieszczenie było już bardziej obiecujące i wojowniczka znalazła kilka opatrunków. Zgarniając je wszystkie, pobiegła do towarzyszki i klękając na jedno kolano, zabrała się za robotę.
- To koniec, już po mnie. Ugryzł mnie jak cholera, zaraził mnie zombiactwem, jestem całkiem zarażona. Teraz to i szczepionka mi nie pomoże. Będę takim zombie, tylko rozkład i głód - biadoliła Becka pesymistycznym i smutnym głosem, załamującym się okazyjnie na złapanie oddechu. - A ja jestem młoda, ja tak nie chce - warknęła na sprzeciw potencjalnemu losowi, który mógł ją czekać i którego tak się teraz obawiała.
- Cichaj… rana nie jest taka głęboka, kilka szwów i po sprawie… - Xiu starała się pocieszyć jakoś dziewczynę. Opatrując ranę, najlepiej jak potrafiła. - Gdzie masz ten zastrzyk… weź go od razu. - poleciła, doklejając plaster na pokaźnej kulce gazy władowanej w sam środek ugryzienia.
- Tak... Myślisz? Dzięki. Ja. Tak, mam go - zaczęła Becka, nadal nieco zdezorientowana. Gdy chciała odpiąć swoją zbroję, zobaczyła, że całe dłonie (tak - te same które wcześniej zdradzały oznaki zakażenia) uwalane ma w krwi zombie... A zaraz potem, gdy już lepiej oprzytomniała i zaczęła odzyskiwać zmysł dotyku, poczuła że nie tylko na rękach ma jakieś brejowate, zakaźne ciała obce! Jakby mało było nieszczęść...
Wtedy też, na korytarzu znów pojawił się znienawidzony już chyba przez obie hologram SI stacji. Spojrzała ona z… pogardą na obie kobiety.
- Wszyscy tu zginiecie - Powiedziała.
- Morderca! - odparła zaraz Becka, starając się nie otwierać za szeroko ust i rękawami zczyscić z twarzy... cokolwiek tam na niej miała.
- Cholera, też jesteś ufajdana tym świństwem. Masz jakąś chustkę? - powiedziała już cicho, spoglądając na Xiu i porządnie wycierając swe dłonie w spodnie. - To wszystko moja wina. Jakbym wiedziała, że ta wariatka zrobi z tego taki cyrk, to bym zostawiła tę durną szczepionkę tam gdzie była - zdradziła Becka, odpinając pancerz, aby dostać się do leku, który miała nadzieję jej pomoże... mimo wszystko.
- Szczep się mała i pierdol te juchę… gorzej być nie może, uwierz mi. - Xiu uśmiechnęła się łobuzersko, ale zapomniała, że ma hełm i kobieta jej nie widzi.
- A ty niewyruchana suczo idź se znajdź jakieś dildo i się nim kurwa UDŁAW! - co za wiele to nie zdrowo, a z tej pindy to już nawet śmiać sie nie dało, tak bardzo była wkurwiająca.
Natomiast pewność siebie Xiu i jej werwa do działania, były motywacją która naprawdę podziałała na Beckę. Kobieta w pośpiechu oczyściła ręce i twarz w jeden z przyniesionych przez Xiu opatrunków... napierw w jeden, a potem zużyła jeszcze drugi. Żałowała przy tym, że nie wzięła swego kasku, ale któż mógł przewidzieć takie okoliczności. Zaraz potem odpięła szybko zbroję i już właściwie czystą dłonią, ostrożnie wyciągnęła szczepionkę z pomiędzy swych piersi, nawet ich nie dotykając (na wszelki wypadek).
Aplikator zaś wyjęła z kieszeni i nie tracąc czasu podłączyła jedno do drugiego. Szybka decyzja i zaaplikowała sobie szczepionkę pod obojczykiem, uznając że lek podany blisko rany zakaźnej powinien zadziałać szybciej i lepiej, a jednocześnie łatwo dostanie się on do krwioobiegu.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 30-05-2016, 15:11   #32
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
W końcu odnaleźli dziewczyny na tej nieprzyjaznej stacji. Kierując się krzykiem i dźwiękami rozmów. Niestety tą samą metodą mogły zostać zwabione mięsożerne trupy. Nightfall patrzył po zastygłych ciałach, to po wrzeszczącej Bece, holograficznej panience grożącej im śmiercią i Xiu, próbującej tamować krwotok. Nie potrafił ocenić rozległości obrażeń, wszystko i wszyscy spływali czerwienią. Energia z jaką panikowała Ryder, dawała nadzieję, że nie jest aż tak źle. Ciężko ranni zwykle miewali ledwo siły by obejrzeć film ze swojego życia, puszczany od tyłu.
- Kąpiel we krwi wrogów nie dodaje ich siły - zabezpieczał teren, wyłapując niepożądane ruchy w otoczeniu. - Podobnie jak zjadanie wątroby i zdzieranie skalpów. Ile jeszcze razy przyjdzie mi tłumaczyć? - zażartował cierpko.
Nie chciał nic mówić o stanie Leeny, ani o udanej replikacji antidotum. Nie w obecności uszu SI. Czekał, aż Xiu tymczasowo zabezpieczy rany pilotki, by mogli rozpocząć ewakuację.
- Skoro już znaleźliśmy dziewczyny, i są nawet całe… nie mieliśmy się obaj wybrać na poziom 6 po dalsze kombinezony? - Wtrącił nieśmiało inżynier - A dziewczyny poszukać szczepionek też na poziomie 7? Może pójdziemy dalej razem, będzie bezpieczniej?
- Zdecydowanie razem - zgodziła się Becka. Właściwie wcześniejsze rozdzielanie się nie było dobrym pomysłem, nie po tych wszystkich cholerstwach, które spotkali na stacji.
- SI zdradziła, że chce nas zabić. Może coś poradzisz? - rzuciła do Uchu, licząc na jego zdolności hackowania.

- Nie zapominaj się, bo zaraz będziesz zbierać pysk z podłogi. - olbrzymka zwróciła się warkliwie do Nighta. Czy była wdzięczna za wsparcie? Taaaaak. Czy się cieszyła na widok mężczyzn? Cieszyła…by się gdyby ci raczyli mieć mordę zamkniętą na kłódkę.
- Wstawaj Becky… wezmę cie pod ramię. - wojowniczka wstała służąc ramieniem pilotce.
- Dzięki - odpowiedziała Becka, wstając z pomocą Xiu na równe nogi. - Mogę chodzić, nie jest tak źle - powiedziała, z wdzięcznością spoglądając na swoją wybawicielkę.
Night miał teorię. Teoria brzmiała, że Xiu przesadza z wojskowymi sterydami na bazie hormonów, stąd ten nadmiar agresji. Jeśli nie przeszkadzały jej skutki uboczne w postaci męskiego zarostu, kwadratowej szczęki i zaniku biustu, jej sprawa. Jednak obracanie się przeciwko członkom własnej załogi wykraczało poza zakres wszelkiej tolerancji, nawet w postaci gróźb.
- Też się cieszę, ze spotkania... - zmielił w ustach. Ocenił, że bardziej gotowi do drogi już nie będą. Ruszył przodem, jako szpica. W półmroku uśmiechnął się cynicznie, przechodząc w kompletne close range engagement hand signals. Zasada "żadnych słów więcej" bardzo mu się podobała. Jak za dawnych czasów. Wysunięty na czele, wyciągnął za siebie wyprostowaną rękę, by potem zgiąć ją w łokciu do kąta prostego, zacisnąć pięść i dwukrotnie poruszyć w górę i w dół. I nie, to wcale nie znaczyło "takiego wała".
- Znaczy się mamy iść? Ale tu jest jeszcze jedno laboratorium. Nie odchodźmy teraz, potrzebujemy szczepionek - powiedziała Becka, pokazując nieznacznie na “laboratorium 2”, którego jeszcze nie zdążyły z Xiu odwiedzić i przeszukać.
Mężczyzna spojrzał na Beckę zza osłony hełmu. Miał więc rozumieć, że ewakuacja rannej do punktu medycznego nie jest konieczna i można kontynuować misję? Wskazał Xiu i poklepał się trzema palcami w ramię w okolicach pagonu, po czym uniósł dłoń nad głowę i zatoczył półokrąg. Miał złe przeczucia, absencja zombie i przytłaczająca cisza wwiercająca się w uszy, potęgowała wrażenie, że coś jest bardzo nie tak. Im więcej czasu spędzali w obliczu złego ducha tej stacji, tym gorzej dla nich. Byli wystawieni jak baran na rożnie. Tylko czekać, aż małe, metalowe sługusy w końcu tu dotrą, odetną im drogę i upieką wyziewami plazmy.
- Tak szybko, jak się da - ponaglił.
Rozglądał się za kamerami i sensorami, którymi posługiwała się SI, by ich lokalizować. Chciał pouszkadzać jej zmysły.
-Jebać szczepionki. Nic tam nie ma w tych dziurach. Ledwo co trochę waty znalazłam na opatrzenie. - żachnęła się Xiu, zgarniając porozrzucane części ekwipunków i broni. Jej słowa sprawiły, że Becka bała się nie tylko o siebie ale także o Xiu. Wszak obie były zarażone (po ugryzieniu i obryzganiu Becky pewnie bardziej), ale tylko pilotka dostała szczepionkę.
- Wracamy do swoich… a na pewno ty wracasz… dzisiaj się już wystarczająco ubawiłaś… - kobieta zawiesiła karabin Becky by ta się zbytnio nie przeciążała.
- Tak - odpowiedziała nieśmiało Becka kiwając nieznacznie głową, choć osobiście nie użyła by określenia “ubawić się”, to wyczuła sarkazm. W ogóle, była wdzięczna Xiu za opiekę i wsparcie, oraz oczywiście za odstąpienie jej jedynej dawki leku jaką posiadali. Mogła, czy nawet wypadało jej powiedzieć coś więcej na ten temat, ale Becky nie potrafiła aż tak zebrać wszystkich myśli do kupy, pomijając już poniekąd niewłaściwy czas na dyskusje. - Dzięki - powiedziała krótko.
Wtedy to, poczuła że zrobiło się jakoś chłodniej, a jedno jej spojrzenie w dół wystarczyło, aby zorientować się w sytuacji. Natychmiast odwróciła się, stając plecami do chłopaków i szybko przystąpiła do zapięcia swej zbroi.
- Znaleźliście potrzebne skafandry? - olbrzymka odwróciła się do Uchu, przeszywając nerwusa przenikliwym spojrzeniem. Fakt, że szczur był tchórzem, nie ułatwiał im współpracy w tak trudnych warunkach.
- Niestety tylko jeden, drugi był zniszczony… musimy poszukać na innych poziomach. Chyba się nie gniewasz? - Szczurzy inżynier spytał rozbrajająco.
W myślach Xiu rozległ się dziki, samotny skowyt.
- To… dlaczego ich nie szukacie…? - kurwa twoja zajebana mać - Mówiłam jasno i wyraźnie, że masz skołować WSZYSTKIE. - ty spierdolony futrzasty mutancie!
Olbrzymka miała ochotę walić czołem w ścianę, oni się nie posuwali do przodu… oni się cofali.
Uchu cofnął się o krok, po czym wbił wzrok w podłogę.
- Pozostałe… no te najbliższe, są na niższych poziomach… mówiłem, żebyśmy się tam teraz razem wybrali… proszę nie krzycz…
- Ech… dobra… walić skafandry, walić szczepionki, walić SI, walić to kurwa wszystko… - Xiu oparła się czołem o ścianę, zmuszając swój umysł do kolejnego wysiłku intelektualnego. Najgorszym było jednak to, że nie ważne jak bardzo kombinowała, to i tak wszystko się pierdoliło… i to nie dlatego, że byli za słabi na walkę z przeciwnikiem… ale dlatego… że zachowywali się jak jebane mózgi w słoikach, na wystawie w muzeum ewolucji, na planecie Xendrom.
Becka nie sądziła, że Xiu może potrzebować wsparcia... jakiegokolwiek. Zważywszy jednak na sytuację ogólną i brzemię dowodzenia jakim wojowniczka została obciążona, można się było załamać. Osobiście Becka wymiękła po ugryzieniu jej przez zombie, ale to właśnie Xiu wsparła ją moralnie. Wypadało więc odwdzięczyć się tym samym, prawda?
- Damy radę... Znajdziemy co potrzeba. Wyjdziemy z tego... - Becka starała się rozluźnić atmosferę (i oczywiście Xiu), choć nie zdobyła się na nic więcej poza słowami.
Night ciężko wypuścił powietrze. Nie przywykł do tak trudnych współpracowników. Xiu namaszczona przez Leenę nie pozwoli przejąć nad sobą dowodzenia, a do rozkazywania się nie nadawała. "Jasne, wyślij jeszcze szczura na szósty, gdy sama ledwo dajesz radę z piątym". Zaklął w myślach, na głos nie chciał. Już widział jak rozjuszona biega za Doc'iem. Szukał w sobie pokładów cierpliwości, metod jak się wspiąć na jakieś jebane szczyty dyplomacji. Kurwa, po chuj sie męczyć. Jedyną osobą, przed którą Xiu czuła respekt była kapitan. Niech ona się pałuje.

- Drużyna poszukiwawcza do HQ. - uruchomił unikom. - W sile z oddziałem Xiu. Becka lekko ranna, stan stabilny. Czy mamy wyruszyć na poszukiwania skafandrów na niższe poziomy? Odbiór.
- Właśnie miałam do was zagadać - Odezwała się w komunikatorze Leena, na otwartej częstotliwości, by słyszeli wszyscy - Xiu, Becka, co tam słychać? Wróciłam do świata żywych... Becka, chcesz do nas, by Cię Doc obejrzał? A jak poszukiwania szczepionek idą? Chłopakom dosyć kiepsko, mamy tylko jeden skafander… może połączycie siły i zajmiecie się jednym i drugim?
- Jest chujowo. Becki mało nie zeżarło, SI pierdoli jakby nie dymała od miesiąca, a misja po skafandry przerosła wspaniałomyślnych dwóch alfa, którzy wrócili z podkulonym chujem i teraz piłują mordę. A przynajmniej jeden, bo drugi boi się cienia własnych wąsów. Dobrze, że przynajmniej ty masz ubaw. - rzuciła do uni wojowniczka, zaprzestając łupania głową w ścianę w tym samym momencie, w którym wymyśliła nowy plan działania i nie musiała się dodatkowo stymulować.
Skoro Leena się obudziła i najwyraźniej miała się dobrze, olbrzymka mogła odhaczyć na liście problemów jeden z punktów, spychając go w czeluści podświadomości.
- Liczę, iż dasz radę, moja mała. Szczepionki i skafandry, a potem się spotykamy wszyscy, i wreszcie wynosimy z tego burdelu? - Głos pani kapitan brzmiał wyjątkowo miło w tej chwili, zdaje się, że Xiu tego teraz potrzebowała. Kogoś, na kogo mogła w pełni liczyć? Konkretnie i na temat, bez gadki o dupie maryny?
- Ja się trzymam. Rana boli jak jasna cholera, ale Xiu zatamowała krwawienie. Boję się tylko, że mogło mnie to zainfekować ponad siły antidotum. Jedną dawkę znalazłyśmy i ją zażyłam - dodała Becka.

- UCHU… co możesz powiedzieć o systemie, który uruchomiła ta wirtualna pinda? Oraz jak możemy go… ją wyłączyć. - Rzuciła konkretnie Xiu.
Pierwszy raz od dłuższego czasu inżynier się uśmiechnął, choć tylko na chwilę, sporadycznie…
- Już jej nieco namieszałem, wirusem komputerowym własnej roboty. W każdym bądź razie, nie ma takiej władzy, jakiej by się jej wydawało. W skrócie zaś: kamery i mikrofony, wszystko losowo widzi... - Zerknął na swój mini dysk - ...od teraz. Oprócz tego, SI ma procesorki pełne roboty, by odzyskać władzę nad karabinami i działkami. Chwilowo więc jesteśmy jak najbardziej bezpieczni… no od niej w każdym bądź razie. Zombie, i inne stwory, nad tymi nie mam kontroli.
Becky ulżyło trochę na wieść, że Uchu zdziałał coś w sprawie systemu. Gdyby teraz jeszcze Bullit powiedział jej, że nie jest ani trochę zainfekowana, to już w ogóle byłoby... nie tak źle.
- A co z mutantami? Czy SI ma wgląd do… - Xiu zawiesiła głos. W czym się kurwa trzyma mutantów? W akwariach? Klatkach? Lodówkach? Celach? -... Czy mogła wypuścić coś… co zaraz nas wywęszy i zeżre? Kończy nam się amunicja, musimy zahaczyć o jakiś skład zanim gdziekolwiek się ruszymy. - “I po szczepionkę dla mnie.” Tego ostatniego jednak nie wypowiedziała na głos.
- Obawiam się, że tak. Może nas czymś zaatakować… nie mam nad nią kontroli, jedynie utrudniam jej działania - Humanoidalny szczur wyciągnął swój mini-dysk, i zaczął w nim grzebać - Amunicja...amunicja… no mam coś. Pięterko niżej, i w sumie nie tak za daleko od naszej drogi do skafandrów. Mały skład, z dumnym oznaczeniem “Zbrojownia AR 05”.
Olbrzymka podeszła do szczurka, pochylając się nad jego ramieniem i zapuszczając przydługiego żurawia w jego komputer. - Jeszcze powiedz… gdzie tu jest dysk twardy tej całej panny SI. - ostatnie zdanie, mruknęła bardzo cicho, tak, że gryzoń ledwo mógł ją zrozumieć.

Uchu spojrzał na wizjer Xiu z wyjątkowego bliska, po czym zaczął szybko przebierać palcami na swoim gadżecie.
- Rdzeń głównego komputera znajduje się na poziomie 7 - Powiedział równie cicho, co kobieta.
-Prześlij to na kompa Doca… mam go przy sobie. - odmruknęła odsuwając się. -Ok… to idziemy na zakupy i po SKAFANDRY… - odparła już głośniej, wymownie oglądając się to na jednego, to na drugiego mężczyznę. - Becka ty nie zostałaś zaproszona, wracasz grzecznie do ambulatorium.
- Dzięki - odpowiedziała krótko Becka, nie mogąc się doczekać badań - a konkretnie to ich wyników. Póki co nie miała pod tym względem szczęścia, zresztą pod żadnym odkąd weszli na pokład tej przeklętej stacji, więc nie paliła się do dalszych poszukiwań. Teraz to kwestia o jej własnego stanu zdrowia była dla niej najważniejsza, a ta niepewność i potencjalna perspektywa stania się zombie naprawdę zżerały jej nerwy.
- Powodzenia. Nie dajcie się, i trzymajcie kontakt radiowy - skinęła im głową na pożegnanie. Zabrała jeszcze opatrunki dla doca i ruszyła znaną jej trasą do ambulatorium.
Przeładowując broń, Xiu zreferowała Leenie na prywatnej linii, wstępny plan, po czym ruszyła przed siebie. W ostatniej chwili przypominając sobie o karcie. - Becka… karta. - rzuciła krótko wyciągając łapsko po znaleźne. - Tak na zaś. - dodała pogodniej.
- A tak - powiedziała pilotka, gdy przypomniano jej o karcie dostępu i zatrzymała się natychmiast. - Zapomniałam - dodała, oddając kartę Xiu. Dobrze, że ona o niej pamiętała.
Night w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie. Na początku nie obiecywał sobie zbyt wiele po ustaleniach, lecz pod koniec stwierdził, że Xiu potrafi być nawet całkiem do rzeczy. Rzadko, bo rzadko, w momentach, w których przekierowuje większość zasobów do zasilania mózgu, a nie mięśni. Może jeszcze będą z niej ludzie, może...
- Amunicja to chuj. Pewnie spodoba ci się przenośny generator. Niewyczerpalne źródło zasilania karabinów, a przynajmniej niewyczerpalne w najbliższym stuleciu - mężczyzna zrównał się krokiem z dziewczyną. I tak miał zamiar ją wyprzedzić, zwiad był jego działką. Szkoda by było, gdyby drużynowy czołg nieuważnie wlazł na minę. - Jest na nie trzech chętnych, więc zgarnia je ten kto ubije więcej ścierwa - mężczyzna liczył coś na palcach, mrucząc pod nosem. - Piętnaście zombie, robot i glista... prowadzę - z miną "deal with it", karabinem na ramieniu i rozkołysanym krokiem, zostawiającym dużo miejsca dla wielkich cojones, ruszył na niższy poziom. Jak na alfa przystało.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 30-05-2016 o 15:14.
Mekow jest offline  
Stary 01-06-2016, 21:21   #33
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Xiu, Nightfall (Uchu) poziom 6


Trio awanturników sprawdziło ostatnie laboratorium, nie znajdując jednak tak bardzo w tej chwili potrzebnych szczepionek… ruszyli więc o poziom niżej, celem zgarnięcia kolejnych skafandrów (Xiu miała z tym związane wielkie nadzieje, zgrzytając od czasu do czasu słyszalnie dla innych zębami). Po skafandrach zaś, nie zostało nic innego, jak zejść jeszcze niżej, na poziom 7, ponieważ tam ponoć też mogły być antidotum na szalejącego wszędzie wirusa.

Jednak po kolei… po zjechaniu windą pięterko niżej, znaleźli się na poziomie, gdzie wcześniej walczyli z cholernym cyborgiem, i jak sam “pan pochodnia” gadał, im niżej, tym gorzej odnośnie Zombie i wszelkich innych badziewi. Co też za mordercze byty przyjdzie im jeszcze zlikwidować, zapuszczając się jeszcze bardziej w dół stacji?


Poziom 6 był podejrzanie spokojny. Zresztą wszystko było podejrzanie spokojne. Na ostatnich Zombie natknęli się już jakiś czas temu…a teraz nic, żadnych szwędających się po korytarzach, żadnych pomruków gdzieś w oddali, czyżby wredna SI szykowała coś wyjątkowo paskudnego?

Night niemal na równi z Xiu na przedzie, cicho i w skupieniu, z karabinami gotowymi do akcji, Uchu za nimi, z trzęsącymi się łapkami, będący chyba już powoli blisko załamania. Jednak jakoś się trzymał, stulił pyszczek i przestał jojczyć o bezpiecznych ścianach ambulatorium… posuwali się więc do przodu.

Xiu zauważyła jakiś ruch na korytarzu przed nimi, na skraju pola widzenia, coś tam gdzieś śmignęło wyjątkowo szybko, jakiś cień. Niemal w tym samym momencie Night również to coś usłyszał. I chyba już wiedział, co to było. Pazury, szybkość. Cholerny “Wściekły pies”, przyjemniaczek z kolczastym ogonem, wrócił.

Towarzystwo chwyciło mocniej swoje spluwy, rozglądając się bacznie za zagrożeniem, gdy… “whooosh”.

Drzwi. Duże, pierniczone drzwi, wysunęły się nagle prosto z podłogi pod ich butami, jednego czy drugiego nawet prawie pociągając ze sobą w górę, praaaawie przytrzaskując. To zdecydowanie śmierdziało działaniami SI, chcącej ich w ten sposób rozdzielić, uprzykrzyć im życie, lub wciągnąć w pułapkę? Albo wszystko na raz...


- Uchu, co to jest za gówno do cholery?? - Odezwała się Xiu, po drugiej stronie zapory - Dasz radę jakoś otworzyć??
- Nie wiem, czekaj, próbuję - Odparł Inżynier, grzebiąc w swoim mini dysku. Nigdzie bowiem nie było widać panelu sterującego owymi drzwiami… czyżby były to jakieś awaryjne, solidne wrota, chociażby przeciwpożarowe, lub na wypadek spadku ciśnienia, wywołanego uszkodzeniem stacji?
- Kurcze, nie umiem! - Zdenerwował się Uchu - Nie otworzę… przykro mi.
- Szlag by trafił tą całą Si i pieprzoną stację!
- Warczała przez komunikator Xiu - Znajdźcie inną drogę, brać te skafandry, spotkamy się w zbrojowni. Cholera, chyba mam czworonożne towarzystwo!. Bez odbioru!

Uchu i Night zostali więc sami.
- Pani kapitan, mamy problem - Inżynier kontaktował się teraz przez unicom z Leeną - Pani kapitan? Halo? Odbiór? Ktokolwiek z załogi Fenixa? Halo??

Ale w komunikatorach dało się tylko słyszeć szumy i cholerne charczenie. Za naprawdę zaś solidnymi wrotami dało się słyszeć przytłumione strzały...





Becka, Doc(Leena + Isabell) poziom 4


W ambulatorium pojawiła się pilotka. Była znów cała ubrudzona krwią, do tego na twarzy miała resztki jakiejś organicznej brei, i po raz kolejny została ranna. Musiał się więc nią natychmiast zająć Bullit, na jej widok zakładający szybko rękawiczki…

A propo samego Doca i Isabell. Becka obserwowała dziwną scenkę, nim jeszcze weszła do ambulatorium, z racji posiadania przez owe pomieszczenie dużych szyb w wielu miejscach, pozwalających na swobodne zajrzenie do wenętrza. Stojący sobie spokojnie Doc, unoszący w górę swoją koszulę z okolic brzucha… i pochylona przed nim Isabell, blisko jego ciała, z głową w okolicach właśnie… no w TYCH okolicach. Czy ona mu robiła dobrze???

Ryder zreflektowała się nad tym zjawiskiem jednak nieco za późno, wchodząc już do środka, i przeszkadzając tej parce… w czymkolwiek właśnie robili.

No cóż.

~

Ucieszył ją fakt odzyskania przez Leenę przytomności. Chwilkę z nią porozmawiała.

Po tym zaś, jak już Doc ją opatrzył w asyście Isabell, zapewniając, iż rana nie jest zbyt poważna, pilotka po raz kolejny wybrała się pod prysznic. Zdecydowanie zbyt często babrała się na tej stacji we wszelakich płynach wrogów (jakkolwiek to absurdalnie brzmiało).


Myła się w najlepsze pod prysznicem, gdy ktoś jej wlazł do łazienki. W pierwszym momencie serce aż jej podeszło do garła, na myśl iż mógł to być Zombie lub jakiś inny potwór, i że skończy w tak dziwaczny sposób, zeżarta nago…

- Heeeej, umyć Ci plecki? - “Potworem” okazała się Isabell. I z tonu jej głosu, i z tego co wywąchała, gdy ją opatrywano, Becky była już pewna, iż młoda wraz z Bullitem, podczas ich nieobecności, popijali sobie w najlepsze w ambulatorium.


***


W tym czasie Bullit z Leeną zajęli się planowaniem, i to przez duże “p”, przed komputerem w gabinecie lekarskim.
- Zbieramy skafandry, szczepionki, i stąd wiejemy - Powiedziała Leena - Wirus komputerowy Uchu daje nieźle SI popalić. Trzymamy się pierwotnego planu, dostajemy na Fenixa, i tyle nas widzieli.
- Nie zaszkodzi zniszczyć po drodze kamery, mikrofony i tym podobne - Spojrzał na nią Bullit.
- No tak, tak… ale z tym wycinaniem sobie drogi, czy i uszkadzaniem jakiś obwodów, kabli, czy zwał jak zwał, laserem, ja bym była ostrożna. Jeszcze przetniemy coś, co nie powinniśmy i wylecimy w powietrze? - Dodała pani kapitan - To jak Uchu to wszystko planował? Tu.. i tędy… potem… tu? - Leena “przewijała” mapę stacji na komputerze, ale mając tylko jedną sprawną rękę, szło jej dosyć opornie.

- Ugh... - Wstała z fotela, robiąc miejsce Dave'owi - Pomóż, masz sprawne obie ręce.

Jak więc poprosiła, tak zrobił, sadowiąc się przed monitorem… i nawet nie zdążył dotknąć klawiatury, gdy pani kapitan usadowiła się na jego kolanach bokiem, obejmując zdrową ręką jego kark. Jakby nic, wpatrywała się w ekran, choć w kącikach jej ust czaił się uśmieszek.








.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 01-06-2016 o 21:23.
Buka jest offline  
Stary 02-06-2016, 12:48   #34
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nighta dziwił i niepokoił brak obecności zombie. Miał cichą nadzieję, że wirus wpuszczony do sieci przez Uchu, wyprostował SI światopogląd... lub jeszcze mocniej go wykrzywił. Tak bardzo, że trupy uznała za materiał nadający się do utylizacji razem z nimi. Chciał, ale nie wierzył. Nigdzie nie widział ciał. Nigdzie nie dało się słyszeć strzałów świadczących o czyszczeniu placówki. Nie wyobrażał sobie, by roboty mogły robić za psy pasterskie i zaganiały nieumarłych do zagrody. Prędzej kontrolowała je za pośrednictwem nanitów. To go przerażało. Bezmyślne trupy potrafił pokonać. Sterowane złą wolą bytu nawiedzającego stację, stanowiły dużo większe zagrożenie. Może gromadziła je właśnie w jednym miejscu. Przy w dokach, aby nie pozwolić im uciec, albo wokół swojej cielesnej powłoki, aby nie mogli dopaść jej samej. Czarne wizje nie opuszczały jego głowy.

Mężczyzna zatrzymał się, odchylił klapę panelu kontrolnego pancerza. Naciskając kilka klawiszy poprawił parametry wizji. Autokorekta na podstawie warunków środowiskowych szwankowała, obraz mrowił, brakowało ostrości. Choć może to jemu samemu ciemniało przed oczami od ciągłego wypatrywania ukrytego zagrożenia. Długie korytarze, pulsujące czerwienią światła rzucające chwiejne cienie utrudniały, męczyły wzrok. Co gorsza miał wrażenie, że temperatura znacząco wzrosła. Może znajdowali się bliżej źródła zasilania bazy, może duchota była efektem wyłączonych systemów wentylacji. SI wypuszczała właśnie całe powietrze w kosmos, kto wie. Nerwowo przełknął ślinę, pokonując kolejny zakręt.

To stało się tak szybko. Przyspieszony pokaz slajdów, nie pozostawiający wiele czasu na reakcję. Wróg odwracający uwagę, drzwi wysuwające się spod nóg, krzyki, przytłumione strzały niknące w oddali. Dopóki słyszał strzały wszystko było dobrze. Wiedział, że tak. Jak nic nie chciał usłyszeć ciszy. Z głową przytuloną do grodzi powtarzał jak mantrę "dasz radę Xiu, dasz radę...". Łapał każde stuknięcie, każdy zgrzytliwy oddech stacji. Cokolwiek co przypomina dźwięk karabinu.

- Kurwa... - oderwał się od chłodnej powłoki. - Łatwa robota. Zawozimy towar, bierzemy kasę, idziemy się najebać. Tak to szło? - spoglądał zrezygnowany w dal korytarza, zanim wreszcie zdecydował się ruszyć. - Twój pupil Uchu? - skierował posępne spojrzenie na inżyniera. - Chciałby cię polizać... Powiedz, jak one do chuja jeżdżą windami? - idąc wzdłuż chodnika, rozpływał się w mroku. Powoli pozwalał strawić metalowym trzewiom kosmicznej stacji, aż znikł całkowicie. Chciał zniknąć.

Nie minął kwadrans, gdy unikom zaczął sygnalizować nadchodzące połączenie. Były trzaski, niknące w szumach niewyraźne słowa. Powoli krystalizował się głos Leeny. Słaby i mrożący krew.
- Za późno... przyjdziecie za późno... - w tle dało się słyszeć krzyk. Strachu, nie strachu, śmierci. Co trzeba zrobić człowiekowi, by wrzeszczał w ten sposób? Mlaskliwe echo rozdzieranego ciała, głodne zawodzenia. Ciepły, stygnący głos Leeny - Uciekajcie...

Inżynier pobladł, oparł o ścianę i osunął, kryjąc pyszczek w łapkach.
- Nie, nie wierzę, niemożliwe - starał się przekonać, że to co usłyszał to sen, zły sen z którego zaraz się obudzi. Znów będzie na pokładzie Feniksa. Wyjdzie z kajuty, minie w korytarzu Xiu idącą naprawić czajnik, która udając złość, pogoni go, gdy tylko spróbuje pomóc. Wpadnie na uśmiechniętą kapitan, opuszczającą właśnie gabinet Doc'a, stojącego w drzwiach z papierosem w ręku, bezczelnie wpatrującego się w jej tyłek. Porozmawia z Becky o wpływie ostatniej kalibracji na sterowność statku. - Nie, nie, nie... nie chce.

Nightfall stał skamieniały. Nie wiedział co robić. Bezsilność krępowała jego ruchy. Zawiódł wszystkich.
- Wiem, że mnie pragniesz - skądś, z bliska usłyszał nagle szept Isabell. Zmysłowy i prowokujący płynął ze słuchawki unikomu. Wstrząsnął nim dreszcz, który zjeżył włosy na głowie. - Chodź do mnie, pocałuj... tu... i tu... i umrzyj. Już na zawsze będziemy raaazzzeeeem - szept przeszedł w złośliwy, syntetyczny jazgot, śmiech. Night gwałtownie wyciągnął odbiornik z hełmu. Chciał cisnąć nim o ziemię, rozdeptać. Powstrzymał się.

-Weszła na częstotliwość komunikacyjną. Na podstawie zarejestrowanych rozmów symuluje nasze głosy - Gryzoń w skupieniu uderzał w klawisze komputera, biegał wzrokiem po liniach wyświetlanego kodu. Zagłuszał transmisję. Strzelec nigdy jeszcze nie widział go tak zaciętego. -Ja, jej tego nie wybaczę - uczucie gniewu musiało być dla niego czymś nowym, nieoswojonym.

Szybkim krokiem zmierzali wzdłuż nitki nakreślonej na przestrzennej mapie stacji. Z odległości kilkudziesięciu metrów dobiegło ich wołanie. Złowrogi pogłos odbijał się jeszcze chwilę od ścian by zniknąć na zawsze. Brzmiał jak ból i wściekłość wyrywająca z gardła Xiu. Night nie wierzył już niczemu. Ona sama? Emisja z głośnika? Kolejna pułapka? Strzelec zaklął, kopiąc w ścianę korytarza. Równie dobrze to jemu mogło odwalać. Wariował, słyszał poległych towarzyszy. Odwalało. Uniósł głowę. Przed nim wyblakłe światło lampy padało na wzmocnione drzwi. Poświata wyrywała ciemności napis z czerwonej farby - AR 05. Dotarli do celu.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 02-06-2016 o 13:07.
Cai jest offline  
Stary 07-06-2016, 19:55   #35
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Mieli plan w miarę składny i sensowny. Zbyt długo tkwili na tej stacji czekając na nie wiadomo co. Należało zebrać się do kupy, zebrać i… eeech…
To było… podstępne z jej strony. Jak Doc mógł teraz myśleć o mapie mając taki słodki ciężar na kolanach? I jeszcze tak… ugh… wcześnie po dziwnym zachowaniu Isabell.
-Ten... tego…- wdech wydech… samokontrola jak to radziła Azari-chan, samokontrola. Nawet nie miał czasu porządnie opaść, a tu znowu coś się ocierało.- To czego szukamy?
Dobrze że obie ręce miał na klawiaturze.
- Sprawdzamy jeszcze raz drogę na Fenixa, czy na pewno wszystko z nią okej - Leena powierciła się na jego “kolanach”, po czym spojrzała na Doca zdziwiona.
- Uwiera mnie twój blaster… czy cieszysz się z mojego powodu? - Spytała, po czym parsknęła śmiechem.
- Jesteś już dużą dziewczynką i zdecydowanie za długo mnie znasz by wiedzieć, że moje rewolwery wiszą gdzie indziej. To wina tej nowej… dziewicy… mam wrażenie że jest deczko stuknięta. Albo kłamie… albo i jedno i drugie.- odparł z przekąsem Bullit.-Boisz się, że nas ktoś śledził po drodze tutaj, czy planujesz już kolejny kurs?-
- Jak stuknięta, i kłamczuch z niej okropny, to w sumie by do nas pasowała... - Uśmiechnęła się pani kapitan. Obejmując go ciągle jedną ręką, przewieszoną przez kark, mężczyzny, przysunęła swoją głowę do jego głowy, dotykając go czołem gdzieś w okolicy skroni.
- Raczej nikt nas nie śledził. A mam już małego plana, i popieram wakacje, po tym co teraz, zdecydowanie ich potrzebujemy - Na końcu musnęła nosem jego ucho.
- Czyli ruszamy do mojego znajomego miejsca?-mruknął Dave i uśmiechając się kwaśno.- Pani kapitan winna zmienić jednak nieco kryteria doboru… Isabell, nie wiem czy się do nas nadaje? To dość pokręcony sposób stuknięcia… macała mnie po brzuchu dygocząc jak w febrze. Ta dziewczyna ma problemy z mężczyznami.
- No przecież żartuję… odstawimy ją do domu, zgarniemy za jej uratowanie nagrodę. Odpocząć możemy na jej rodzinnej planecie, nie jest tam ponoć źle. A kto nie ma problemów z facetami? - Spytała, i… zaczepnie ukąsiła Bullita w ucho.
- Znaczy… na planecie pełnej takich zwichrowanych osóbek jak ona? Ja bym tego nie nazwał odpoczynkiem.- mruknął Doc delikatnie chwytając za pierś pani kapitan. Lekko ją ugniatając przez koszulkę, mruknął.-Skup się Leena… chyba że już skończyliśmy korzystać z ich sprzętu. Nie powiedziałaś mi co mam robić moimi dłońmi.
- Czy ja zawsze muszę wydawać rozkazy? - Niby to się obruszyła, wstając z Doca, po czym usiadła na nim okrakiem - Tak, już skończyliśmy - Przyciągnęła go zdrową ręką za kark, i namiętnie pocałowała.
-Wiesz… jesteś pani kapitan… rozkazywanie to twoja działka. Czasami potrafią dodać ikry do zabawy…- mruknął Bullit po oddaniu pocałunku i stanowczo podciągnął koszulkę dziewczyny, by odsłonić jej piersi.
- Oprzyj się lekko o biurko… potrzebuję troszkę miejsca do zabawy skarbami.- rozkazał stanowczo, przy okazji wygaszając komputer, a jego dłonie sięgnęły po owe dwie sprężyste krągłości prowokująco znajdujące się przed jego twarzą.
- Dobrze, panie doktorze - Leena cofnęła się w tył, schodząc z mężczyzny, a opierając się tyłkiem o krawędź biurka.
Odsłonięty biust został wydany na pastwę mężczyzny. Leena patrzyła jak jej piersi są masowane i miętoszone przez zachłanne dłonie Doca, a potem poczuła też i język mężczyzny smakujący jej skórę i wargi zaczepnie całujące sztywniejące szczyty jej piersi. Kudłata głowa zasłaniała akurat ten widok. Pani kapitan zamruczała od pieszczot, jakimi ją obdarzał mężczyzna, oddech przyspieszył, a ciało minimalnie zadrżało. Była zdecydowanie równie podniecona co on, przyciągając jego głowę bardziej ku sobie, ku swej piersi.

Usta Doca potulnie muskały skórę piersi Leeny, z początku przynajmniej. Potem jednak zaczął kąsać jej skórę, sprawiając że krew zawrzała w jej żyłach. Palcami wodził po jej udach, by w końcu dotrzeć do zapięcia jej spodni. Przygryzła znowu figlarnie usta, gładząc mężczyznę dłonią po policzku. Gdy rozpiął jej pasek, usiadła zaś bardziej w tył na biurku.
- Mam się położyć? - Spytała.
[i]- Raczej.. wstać i zdjąć spodnie i resztę… wiesz.. powinnaś być na górze… ze względu na rękę.[i]- mruknął pobudzony Doc oblizując usta i rozbierając Leenę… wzrokiem. Jeszcze było z czego rozbierać.
- Chcesz siedzieć na fotelu? - Uśmiechnęła się, rozpinając własne spodnie, i ukazując już fragment czarnych majteczek.



-Tak… rozleniwiony jestem…- mruknął Bullit wędrując spojrzeniem po pani kapitan i sam uwalniając główny blaster z okowów ubrania i bielizny. Był już wycelowany w Leenę i gotowy do użycia. Na ten widok, pani kapitan wstrzymała się w pół ruchu, po czym zbliżyła do mężczyzny, pochylając w jego stronę, pochwyciła “blaster” dłonią, po czym zaczęła go tak przez chwilę pieścić, jednocześnie znów namiętnie składając pocałunek, łącznie z figlami języczkiem. Cóż miał zrobić mężczyzna, jeśli nie pozwolić jej na zabawę i mężnie znosić rozkoszne tortury jakimi raczyła go obdarzyć bez wybuchu entuzjazmu. Nie było to łatwe… ale Doc jakoś sobie radził.

Tak się z nim drocząc, i jednocześnie pieszcząc, spojrzała w kierunku… otwartych drzwi gabinetu, w którym przebywali.
- Czekaj chwilkę - Mruknęła, ściągając buty metodą noga o nogę. Następnie szybko ruszyła do drzwi, zamykając je, gdy zaś wracała, nawet nieco zmysłowo zsunęła z siebie spodnie, które w końcu opadły na podłogę. Stanęła ponownie przed Bullitem z uśmieszkiem na ustach.
-Co teraz?- spytał niepewnie Bullit przyglądając się półnagiej Leenie.-Chyba powinnaś już… no… zająć swoje miejsce na fotelu i umieścić… drążek sterowniczy… tam gdzie masz.. ochotę.

Leena pochwyciła w milczeniu jego dłoń, po czym skierowała ją między swe nogi, na czarne, cieniutkie majteczki. Doc wyczuł momentalnie, iż jest ona mocno podniecona…
- Możesz mi je ściągnąć? - Szepnęła.
-No nie wiem… nie wiem…- mruknął żartobliwie Bullit wodząc palcami po owym kawałku bielizny i muśnięciami palców jedynie “dorzucając drew do ognia”.-Jesteś pewna że to ja powinienem je zdjąć?
- Wredoto... - Leena stanęła dokładnie między jego nogami, po czym odwróciła się tyłem do Doca, lekko wypinając w jego stronę pupcię - No przecież widzisz, że mam tylko jedną rękę sprawną...
- Wiem wiem…- rzekł z uśmiechem Doc i Leena poczuła delikatnego klapsa na pośladku.-I masz też sprężystą pupcię.
Mruknęła, gdy dostała klapsa, a później nawet krótko zachichotała, kręcąc chwilę ową pupą praktycznie przed jego nosem.
- A ty masz… duże działo - Powiedziała, powstrzymując się od parsknięcia.
-Toooo… prawda- usta Doca musnęły pośladek, po czym mężczyzna zaczepił zębami o jej bieliznę by zsunąć ją w dół. Nie było to łatwe ale ostatecznie majteczki Leeny zaczęły osuwać się w dół, na jej uda. Najwyraźniej chyba już zniecierpliwiona pani kapitan, pomogła bieliźnie opaść aż na podłogę, lekko wiercąc się w miejscu. Następnie zrobiła kroczek w przód, i oparła się o biurko, jednocześnie oczywiście pochylając w przód. W tak bezwstydnej pozie, z lekko rozchylonymi nogami, zaprezentowała mężczyźnie wszystko, co miała.
- Podoba się? - Spytała, nieco odwracając głowę w jego kierunku.
-To głupiutkie pytanie… oczywiście że mi się podoba. Ale ty nie powinnaś przemęczać drugiej ręki.- przypomniał Doc wodząc po jej krągłościach pożądliwym wzrokiem i gestem zachęcił.-Choć tu i dosiądź swego rumaka.
- Tak mi będzie wygodniej… nie daj mi więc już czekać! - Bezwstydnie ześliznęła zdrową dłonią w dół po swym ciele, prosto ku swemu kwiatowi, rozchylając jego płatki.
Co więc Doc mógł zrobić, poza wykonaniem polecenia? Wstał z krzesła i przybliżywszy się do Leeny, pochwycił ją za pośladek i zanurzył działo w gniazdku rozkoszy. Zrazu delikatnie, ale potem trzymając ją obiema dłońmi za pupę, stanowczymi ruchami bioder zdobywał jej ciało. Pani kapitan na początku jęczała nawet cicho, szybko jednak gabinet lekarski wypełniły jej dosyć głośne oznaki rozkoszy… wspinała się na wyżyny ekstazy w wyjątkowo szybkim tempie.
- Szybciej! - Odezwała się już tylko raz.
Nie trwało to długo nim ich oddechy osiągnęły staccato, tak jak przyjemność wyżyny. Ciała zroszone potem przytuliły się po nagłym wybuchu eksplozji do siebie, drżąc od niedawnej przyjemności.

Bullit obejmując delikatnie w pasie panią kapitan mruknął cichutko do jej ucha.- To było rozkoszne Leena. Acz, jak poza tym się czujesz? Ręka ci nie zmęczyła się od opierania, albo nogi? Powinnaś się jeszcze oszczędzać.
- Wszystkiego po trochu... - Szepnęła, odrobinę drżąc.
-Co teraz? Chcesz usiąść? Położyć się.. wykąpać?- zapytał Doc podtrzymując ją.-A może od razu się zdrzemnąć?
- Najpierw chyba nieco doprowadzić do porządku, ubrać, nie sądzisz? - Uśmiechnęła się - Pomożesz mi?
-Oczywiście... najpierw bielizna.- Doc ostrożnie puścił Leenę, po czym podciągając własne spodnie, pokuśtykał w kierunku rozrzuconych ubrań kapitan.

Ubrali się więc, usiedli… znaczy się, Leena usiadła w fotelu, a teraz Doc oparł się o biurko. Zapalili “papieroska po”, a Bullit pozwolił jej nawet na małego łyka procentów z flaszki…
A po tym położył ją grzecznie spać. Kapitan musiała nabrać sił, jeśli mieli się stąd w miarę szybko ewakuować. Potem zaś… Becka pewnie się jeszcze myła, więc Bullit postanowił zrobić mały obchód całego ambulatorium na wszelki wypadek. No i jeszcze były pomieszczenia mieszkalne, których nikt nie spenetrował. A zawierały w sobie obietnicę… zapasów jedzenia. Żarcie też by im się przydało. Doc po prawdzie już robił się głodny.

***

Kajuta mieszkalna lekarza okazała się dosyć przestronna… i mocno zagracona. Do tego te ślady krwi, prowadzące z łóżka do drzwi łazienki. No cóż, to nie wróżyło nic dobrego. Była jednak w jednym rogu lodówka, był i widoczny od razu barek wypełniony kolorowymi flaszkami, i kolejny komputer, migający na czujce. Ogólnie, panowała tu dziwna atmosfera, co podkreślały różnych kolorów reklamy-neony na ścianach. Czyżby hobby tutejszego konowała?



Bullit zaklął pod nosem i chwycił rewolwery w swe dłonie. Sytuacja się mu nie podobała i dlatego ruszył śladem krwi. Jeśli prowadził on do “zombiaka”, albo innego potwora to należało szybko usunąć.

Doc zajrzał ostrożnie do łazienki i się zdziwił. Leżała tam zakrwawiona parka: młodsza kobieta w nieco skąpym stroju, oraz starszy mężczyzna w jej ramionach. Było sporo krwi, i nawet już nieprzyjemnie śmierdziało, a na pojawienie się Bullita nikt nawet nie drgnął...
Bullit dla zachowania bezpieczeństwa delikatnie nogą próbował rozdzielić ciała. Dość się nasłuchał horrorów przy ogniskach i wystarczająco dużo zobaczył tutaj, by nabrać nieufności do trupów. Replikacja szczepionek wszak była zbyt długotrwała, by ryzykować. Swoją drogą… czy wszystkie babki na tej stacji łaziły w bieliźnie? Dziwny dress code jak na stację badawczą.

Gdy Doc trącił nogą martwego mężczyznę, ten zsunął się w końcu z kobiety, opadając bezwładnie na podłogę. Wtedy też dopiero, kosmiczny kowboj, zauważył, co było nie tak z kobietą. Nie miała ona jednej ręki, była w wielu miejscach śmiertelnie ranna i nie była człowiekiem. Gwałtownie otwarła oczy, spoglądając w… wylot laserowego rewolweru, instynktownie wymierzonego w jej twarz.
- D….. d….bzzzzzzt! Doktor nie żyje - Powiedziała komputerowym głosem, a jej głową targnęły niekontrolowane wyładowania.



-Tjaaa… widzę. Czym jesteś? Podaj swój status i funkcję.- spytał Bullit kucając i przyglądając się androidce.
- Bzzzzzzzt. Doktor. Nie. Żyje. - Powtórzyła, wyraźnie zepsuta - CCCarrie. Model 34tb, Bioreplika przeznaczona do użytku intymnego.
-Jesteś podłączona do sieci informatycznej stacji? Rozpocznij diagnozę hardware i software.- Doc wydał polecenia chowając broń do olstr i próbując pomóc wstać Carrie.
- Negative - Odpowiedziała Carrie komputerowym głosem, i akurat w momencie kiedy ją Doc chwycił za dłoń, próbując postawić do pionu, pojawiło się kolejne “Bzzzzzzt” i… mężczyzna dostał wyładowaniem elektrycznym. Puścił ją, porażony prądem, a ona przywaliła o podłogę z gracją worka kartofli. Ręka mężczyzny pulsowała bólem…

-Kto by pomyślał, że jeszcze masz w sobie tyle energii.- syknął obolały Doc i rzekł.-Przeprowadź diagnozę software’u i hardware’u i podaj wyniki.-
- Obce formy życia... - Powiedziała nagle zwyczajnym, kobiecym głosem, wpatrując się prosto w niego. Bullitowi mimowolnie przeszły ciarki po plecach. Niby maszyna, jednak… - Doktor nie żyje. Jestem uszkodzona… zasilanie na wyczerpaniu. Nie chcę umierać...
-Jesteś robotem do towarzystwa… nie możesz umrzeć.- odparł Doc rozcierając drugą dłonią porażoną prądem kończynę.-A ja nie mogę cię nawet dotknąć, nie mówiąc o naprawie. Wyłącz system, tylko zanim to zrobisz… powiedz jak się ciebie włącza.-

- Proszę... - Z jej zdrowego oka spłynęła po policzku łza - Nie chcę…. bzzzzzzzt! - Rzuciło całym jej ciałem. Zamrugała owym okiem.
- Carrie. Model 34tb, na co masz ochotę przystojniaczku? - Uśmiechnęła się do Doca zalotnie.
“-Ok… to było dziwne.”- Bullit zastanawiał się jakie przeróbki SI doktorem umieścił w tym modelu, bo inaczej tego wytłumaczyć nie mógł.-Carrie… podaj sposób włączania cię i wyłącz zasilanie. Pewnie twój system diagnostyczny poinformował cię o uszkodzenia twego ciała.-

Biodroidka rozpoczęła mozolną próbę wstania z podłogi. Oprócz brakującej ręki, i wielu innych, widocznych obrażeń na jej ciele, okazało się również, iż ma uszkodzone kolano. Tryskały z niego smary, i wyraźnie dało się słyszeć pracę hydrauliki, odpowiedzialnej za funkcjonowanie owej nogi. Miała na sobie nieco sfatygowaną koszulę nocną.
- Diagnostyka systemu zakończona… szkody, nienaprawialne - Zachwiało nią, jednak jakoś wstała. Spojrzała Docowi prosto w oczy - Zagrożenie wykryte… dlaczego chcesz mnie zniszczyć? - Spytała na końcu słodkim głosikiem.
-Nie chcę cię zniszczyć. Nie potrafię za to naprawić. Jestem lekarzem, nie technikiem, a ty w dodatku masz przepięcia, więc nawet cię dotknąć nie mogę.- stwierdził spokojnym monotonnym głosem Bullit jakby mówił do dziecka.-Więc nawet podłączyć cię do zasilania nie jestem w stanie. Dlaczego uważasz, że chcę cię zniszczyć? To nielogiczne.

- Nielogiczne… nielogiczne... - Carrie zaczęła znów niekontrolowanie trząść głową, choć bez słyszalnych wyładowań - Podłącz mnie... - Znów przemówiła komputerowym głosem, padając przed nim na podłogę, z wyciągniętą w stronę Doca ręką.
-Poczekaj…- rzucił Doc i wyszedł z łazienki, by znaleźć przewód zasilający w mieszkaniu doktorka. Przecież gdzieś musi jakiś być.

Bullit przeszukiwał pomieszczenie za kablami, prawdę jednak powiedziawszy, chyba sam nie wiedział, czego dokładnie szuka… usłyszał Carrie, wychodzącą z łazienki, i podtrzymującą się ściany.
- Tam leżą - Wskazała na miejsce obok zakrwawionego łóżka, po czym usiadła przy biurku niedaleko drzwi do łazienki, tam był bowiem terminal. Na podłogę ciekło z niej nieco sztucznej krwi oraz smarów…
-Super.- mruknął pod nosem Bullit i ruszył po owe kabelki. A gdy je znalazł ruszył by podłączyć je do terminala, a następnie podał je maszynie, której… oprogramowanie było bardzo wadliwe. Jak upartego babsztyla. Nie rozumiała ze przy takich uszkodzeniach, samo naładowanie baterii niewiele da.

Bullit się jednak mylił. Gdy podszedł do Carrie z kablami, podłączył je najpierw do terminalu, a następnie ona podłączyła drugą końcówkę do pojawiającego się gniazda na swej szyi, ekran terminalu zaczął wypełniać się masą danych, przeskakujących z zawrotną szybkością. Jednak więc połączyła się z systemem?
- Czego mam szukać - Powiedziała komputerowym głosem, nawet nie spoglądając w stronę Doca.
-A skąd mam wiedzieć? Miałaś podładować akumulatory.- rzekł zaskoczony Doc, któremu wcale nie podobały się działania sex-bota. Zwłaszcza ze całym systemem do którego Carrie się podłączyła zarządza wroga im SI.-Najlepiej się odłącz.

Biodroid wyciągnął kabel z gniazda na szyi, i odwrócił głowę w kierunku Bullita.
- Mówiłam, że wszyscy tu zginiecie - Carrie… odezwała się głosem Si. Gwałtownie wstała z krzesła.
- Nie wierzę wróżbom Cyganek, nawet tych elektronicznych.- Bullit beznamiętnie sięgnął po broń cofając się poza zasięg Carrie. Miał przewagę wynikająca z faktu, że robot ledwo trzymał się kupy i miał problemy z poruszaniem. Kilka strzałów z rewolwerów powinno unieszkodliwić tą kupę złomu.Wyciągnął oba i strzelił z nich jednocześnie.

Charakterystyczny świst spolaryzowanych impulsów energii towarzyszył eksplodującej głowie sex-bota i słowom Doca.- Gnij w cyfrowym piekle elektroniczna suko.
I jak gdyby nic zaczął szaber… nie przejmując się trupkiem doktorka, któremu dla pewności rozwalił łeb przed przeszukiwaniem. Z czegoś trzeba żyć…
Pierwszym znaleziskiem Bullita był nieźle zaoparzony barek. Tutejszy medyk cenił dobrą szkocką. W ilościach hurtowych, bo aż osiem nie napoczętych butelek tam było. W lodówce było sporo różnych produktów żywnościowych i to z górnej półki. Żadnej liofilizowanej żywności, żadnych kapsułek, żadnego suszu. Wszystko świeże lub prawie świeże… wszystko sprowadzane z pobliskich planet. Jakieś żółtawe mięso, pokryte łuskami jajka i czerwone owoce z mackowatymi wypustkami, oraz inne potrawy… zapewne jadalne.
Midrachiański robak bagienny…


Co kto lubi, o ile człowiek zdołał się przemóc, to robak okazywał się smakowity. Bullit miał okazję się przemóc, więc nie miał nic przeciwko. Jedzenie nadawało się na ucztę przed ucieczką i dlatego Bullit postanowił zabrać wszystko.
Zaś w szafce z ubraniami oprócz strojów za małych dla Bullita, Doc znalazł seks- zabawki, zarówno samoobsługowe jak i do wspólnych zabaw. Oraz masę kobiecej bielizny wyjątkowo figlarnej. Bullit zgarnął co ładniejsze egzemplarze. W sam raz na prezenty da dziewcząt. Zabawki zostawił… jakoś nie miła powodu by brać. Za to zabranie małej skrzyneczki ukrytej pod kobiecą bielizną miało sens. Ta zawierała bowiem pistolet do zastrzyków.
I trzy ampułki z czymś. Skoro doktorek trzymał to właśnie tutaj, to te ampułki z pewnością nie zawierały leków. No cóż… przekona się w statku, zwykla spektrometria powinna ujawnić naturę zawartości ampułek.

***
Po tych przeszukiwaniach, i przeładowaniach rewolwerów, Doc skierował się do kolejnych pomieszczeń, których zbadać zapomnieli towarzysze, przygotowany na wszelkie niespodzianki. A przynajmniej tak sądził. Kolejne pomieszczenie, jakie odwiedził mężczyzna, było izbą mieszkalną 2 samców, co rzuciło się od razu w oczy, dzięki sporej ilości roznegliżowanych panienek na ścianach, pod postacią zwyczajowych plakatów, a nawet prostych, niewielkich hologramów 2D. Do tego sporo zwyczajowych książek, osobistych szpargałów, i coś, co wyglądało na jakiś rodzaj konsoli do gry, zapewne w VR. To tak oczywiście na pierwszy rzut oka…
- Jacyś zboczeńcy tu mieszkają… -zaśmiał się pod nosem Doc, niemniej przypuszczał, że przede wszystkim załoga była męska w większości, co sprawiało że musieli się… zadowalać na inne sposoby. W końcu stacja pewnie była tajna i nie można było liczyć na przyjazd statku pełnego panienek do towarzystwa. Książki szczególnie zainteresowały Doca. Nie spodziewał się na tak high-tech stacji, tego archaicznego rozwiązania. Więc zaczął je przeglądać.
Zbiór archaicznych woluminów był naprawdę różnorodny, były tam i jakieś fabularne opowiastki, nawet horror o Zombie(sic), do tego cała masa różnorodnych zagadnień medyczno-technicznych… raczej nic interesującego, ot tematyka jajogłowych. Choć w sumie jedna z owych książek pozostała w jego dłoni na dłużej niż 5 sekund: “Allmanach Ras Wszechświata”, wyprodukowany jednak już trzy lata temu…
Reszta była śmieciem. Bullit zabrał ją więc, co ciekawsze książeczki medyczne, oraz konsolę VR. Sprawdził jeszcze czy pod plakatami nie ma jakichś tajnych skrytek … i nie znalazłszy żadnej ruszył sprawdzić co u Leeny.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 07-06-2016, 20:28   #36
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
- Jesteś w stanie je otworzyć? - Nightfall zapytał towarzysza ochrypłym głosem. Drapało go w gardle. Zakasłał, przykładając pięść do ust. - Wiesz co robić - odsunął się od wrót z uniesionym karabinem, gotowy do strzału.

Uchu przytaknął, po czym podłączył mini disk do panelu sterującego drzwi zbrojowni. Chwilę trwało, gdy coś majstrował w swoim komputerku…
- Kurde - Powiedział, spoglądając na kompana - To nie takie łatwe, te są porządniej zabezpieczone, zajmie mi to chwilkę...

Night rozejrzał się po okolicy. Na razie wyglądała spokojnie. Szczur miał więc zapas czasu, którego potrzebował, w teorii.
- Nie spiesz się - mężczyzna rozciągnął mięśnie karku przekrzywiając głowę. - Jeśli w środku siedzi jakieś szkaradztwo, które chce nas zeżreć, tym bardziej się nie spiesz.

Na ostatnie słowa inżynier zamarł w pół ruchu. Spojrzał na towarzysza.
- Myślisz…że Xiu będzie ok? - Spytał.

- Myślę, że nie pozwoli sobie na śmierć, zanim nie rozsmaruje ostatniego z przeciwników na ścianie - Night uśmiechnął się krzywo. - Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale... wezmę z niej przykład.

- Ta cała brutalność... - Westchnął Uchu, grzebiąc ponownie w swoim mini dysku - Ja jeszcze nigdy nikogo nie zabiłem. Chyba nie potrafiłbym żyć z tą świadomością.

- Na tej stacji nie będziesz musiał - mężczyznę zaczynała męczyć pozycja ciągłej gotowości do strzału, konieczność nieustannego skupiania uwagi. Opuścił nieco karabin, rozluźnił się. - Wszyscy, albo już nie żyją, albo są zdezelowanymi maszynami ze zjebanym sterowaniem. Shinigami... wyobraź sobie, że pomagasz uwięzionym duszom przedostać się na drugą stronę.

- Czekaj… chwilę… zaraz... - Stękał Uchu, i w końcu dało się słyszeć przyjemne, pozytywne bzyczenie w panelu drzwi - Mam! - Ucieszył się.

Strzelec wpatrywał się w zamknięte jeszcze drzwi, na szybko analizując możliwe warianty reakcji na przeciwników, walczących wręcz i na dystans. Mobilnych i stacjonarnych, jak jakaś przeklęta wieżyczka. W końcu się zaśmiał. "Jaka kurwa taktyka? Nie ma żadnego oddziału, jesteś kurwa sam... w pojedynkę nie ma zabezpieczenia odwrotu, nie ma zajęcia pomieszczenia w ułamku chwili, nic nie ma. Jest śmierć. Wśliznął się ostrożnie do środka i… nastąpiło spore rozczarowanie zawartością. Nie było tony uzbrojenia, nie było wielkich bajerów. Ledwie pięć karabinów plazmowych, tyle samo pistoletów. Mundury, kaski, hełmy, oporządzenie… sporo magazynków energetycznych. No i trochę granatów, na pierwszy rzut oka, różnego rodzaju.


Strzelec zdecydował się na baterie zasilania karabinów. W zdobycznym pistolecie od razu wymienił całe ogniwo. Uśmiechnął się do granatów. Małe wybuchające skurwiele mogły przeważyć szalę zwycięstwa na ich korzyść. Pakował je gdzie tylko mógł, kilka przytraczając do oporządzenia, do szybkiego użycia. Przyglądał się, czy zmagazynowana broń posiada interesujące modyfikacje. Nie chciał się nadmiernie obciążać, ale plazmówki można było wziąć dla reszty. Nie wiedział kto jest w stanie skutecznie ich używać. Doc'a i Leenę widywał zazwyczaj z bronią krótką.
- Uchu... - spojrzał na inżyniera. - Weź dla siebie coś większego. Na widok pistoletu zombie poumierają, ale co najwyżej ze śmiechu.
Mijając wieszaki z uniformami przypomniał sobie o butach dla znajdy. Problemem było, że nie zapytał o rozmiar. Starał się odgadnąć, które by pasowały.

- Ja nie umiem strzelać z karabinu, przewrócę się, strzelę gdzieś w sufit, jeszcze co wybuchnie... - Marudził Uchu, rozglądając się po pomieszczeniu.

Nightfall wspiął się kilka razy na place. Ocenił stan obciążenia. Pozwolił gratom się ułożyć. Mimo, że trochę zabawili w zbrojowni, wojowniczka wciąż nie dotarła. Posępniał.
- Potrafisz wytyczyć prawdopodobne trasy, którymi mogłaby nadejść Xiu? Od drugiej strony grodzi do tego miejsca. Chce się trochę rozejrzeć.

- Dobra, czekaj chwilę... - Powiedział nieco niezadowolony Uchu, mając już przewieszony przez plecy karabin plazmowy, i kilka granatów. Czyżby nie podobała się jemu rola małego tragarza?
- Ok, to musimy tędy - Wskazał palcem kierunek.

- Tak to jest na wojnie - Night wszedł w tryb mądrych sentencji. - Kilogramy amunicji docenia się dopiero, gdy zaczyna jej brakować. A gdyby ekwipunek za bardzo ci ciążył i w razie potrzeby nie pozwalał na szybką ucieczkę. Wtedy wyrzuć co zbędne - doradził, idąc drogą wskazaną przez inżyniera.

~*~*~

Ruszyli więc ponownie korytarzami, szukając tym razem “przez chwilę” Xiu. Nigdzie zaś znowu nie było Zombie, nie było innych potworków… i nagle trafili w miejsce, dziwnie znajome. Duża dziura w podłodze, przez którą było widać poziom niżej. To tutaj Doc potraktował wcześniej zgraję Zombie granatem, gdy część załogi Fenixa chowała się przed nimi w… szatni? Tak, inżynier był pewny co do miejsca, poinformował o tym towarzysza, szybko wyjaśniając, co tu zaszło kilka godzin temu. Nigtfall zauważył jednak coś nietypowego, coś, co uruchomiło w jego głowie wszelkie możliwe dzwonki alarmowe. Szlam na krawędziach dziury. Zupełnie, jakby coś nią przelazło, coś dużego, ledwie mieszczącego się w otwór o średnicy niemal 2 metrów. Coś, co z całą pewnością nie było na liście nikogo, odnośnie życiowych spotkań…

Strzelcowi nie spodobało się to co zobaczył, ani trochę. Xiu ze zmutowanym psem mogła dać sobie radę, jeśli jednak spotkała to "coś" co przecisnęło się przez dziurę, nie byłby już taki pewien. Nie był też pewien, czy i oni będą w stanie, jeśli na niego trafią. Spróbował ocenić kierunek, w którym potwór się przemieszczał. Z dolnego piętra na wyższe, czy odwrotnie. Szukał śladów śluzu na podłodze i suficie, drogi którą bydlak mógł podążyć.
Nie chciał się przyznawać, nawet przed sobą, że górnolotne frazesy o "braterstwie broni", "niezostawianiu towarzyszy na placu boju" ulatywały z niego jak szczury z okrętu, a tym co wybijało na powierzchnię była nieskrępowana troska o własny tyłek.
- Poszukamy jej, gdy odzyskamy komunikację - powiedział na głos, starając się przekonać i samego siebie, że to najlepsze z rozwiązań. - Wracamy do przerwanej misji - cieszył się, że Uchu przez przyłbicę hełmu, nie jest w stanie spojrzeć mu w oczy.

Ruszyli więc dalej, kończąc eskapady na 5 poziomie, schodząc jeszcze niżej, w poszukiwaniu skafandrów. Uchu złamał bez problemów kod windy, zjechali na dół. Poziom 6… jak to biadolił “człowiek pochodnia”? Im niżej, tym niebezpieczniej? Zdecydowanie obu towarzyszom nie podobał się ten fakt ni w ząb… Piętro było równie spokojnie, jednak cuchnęło niesamowicie. Był to smród przyprawiający o mdłości, i od razu naszły ich myśli, iż są to zapewne resztki załogantów stacji, masa krwi, flaków i cholera wie czego jeszcze, zalegające tu gdzieś po wszelakich “posiłkach”? Uchu aż się zatrząsł z obrzydzenia. Gdzieś naprawdę w oddali, echem po korytarzach, niosło się dziwne dudunienie… a skafandry znaleźli bez najmniejszych problemów, ledwie po dwudziestu krokach od windy.


Szło dobrze, nad wyraz. Night nie chciał więcej kusić losu. Mieli wszystko co trzeba. Xiu pewnie już nie żyła, zabita przez to wielkie "coś", więc nie musieli przejmować się czymś równie błahym jak szukanie antidotum na obrzydliwie cuchnącym, przyprawiającym o wymioty poziomie. Nic tylko zabrać skafandry i w podskokach spierdalać. Ostatnia myśl bardzo mu się spodobała. Wsiąść na statek, odpalić silniki, upić się i zapomnieć. Zmyć z siebie i z pamięci cały ten smród.
- Daleko stąd po antidotum i jednostki centralnej SI? - przemówił przez niego dawny, cholerny on. Pan szlachetny i praworządny kurwa jego mać. - Warto się tam pchać? Co byłbyś w stanie zrobić, mając dostęp do hardwaru? - zapytał cicho, jakby sam nie chciał słyszeć tych słów. - To w chuj ryzykowna decyzja i nic nikomu nie będę narzucał. Równie dobrze możemy zawracać.

- Raz, dwa, trzy... - Inżynier liczył skafandry. Z tym już co leżał w ambulatorium, mieli więc cztery. Ich jednak nie było tylko czworo...
- Jesteśmy na tym samym poziomie, co główny komputer - Uchu spojrzał na mężczyznę nad wyraz poważnie - Mogę ją zniszczyć, raz na zawsze

- Gdyby ją wyeliminować, odzyskalibyśmy kontrolę nad stacją? - Night rozważał. - Moglibyśmy wtedy na piątym zrobić wygodny korytarz do doków. Zamknąć drzwi, których nie chcemy, pootwierać te potrzebne. Użyć wieżyczek, robotów strażniczych do oczyszczenia drogi? Zapomnieć o skafandrach i przedzieraniu się przez szósty? - chciał się upewnić, czy Uchu byłby w stanie to zrobić.

- Zapominasz o fakcie, iż na 5 pełno Zombie… no i mamy wielką wyrwę w strukturze stacji, i czeka nas spacerek w próżni, stąd to wszystko - Inżynier potrząsnął akurat trzymanym w dłoni skafandrem - A zresztą, pewnie Si już szykuje na nas kolejną pułapkę, do tego wszystkiego zgubiliśmy Xiu.

-Jak nie starczy kombinezonów, to i tak przyjdzie przedrzeć się przez zombie. - Night zastanawiał się chwilę. - Załatwmy sukę, będzie jeden problem z głowy - podjął decyzję. - A jak ona załatwi nas, będziemy mieli z głowy wszystkie problemy, raz na zawsze. Same pozytywy. Gotowy? - musiał wiedzieć czy inżynier przystaje na następny krok.

- Przecież my z tego nie wyjdziemy żywi - Powiedział Uchu, z wyraźnie szklącymi się ślipkami - A ja bym jeszcze chciał nieco pożyć… nie lepiej wrócić do Leeny, spróbować szczęścia w pierwotnym planie?

Night popatrzył na gryzonia. Decyzje jak ta musiały być podejmowane jednomyślnie.
- Dlaczego w tym świecie to nie dobrzy zawsze wygrywają? Tylko dlatego, że są no... dobrzy? Przecież to wystarczający powód - westchnął ciężko, porzucając plan. - Gdzie są jeszcze miejscówki ze skafandrami? Potrzebujemy trzech więcej.

- Nie wiem… tak daleko nie zaglądałem. Pewnie jeszcze niżej, a ja tam już nie zejdę. Nic mnie nie zmusi, nie pójdę dalej, niżej. Przykro mi - Uchu chwycił za swój mini dysk, wyciągając go w stronę Nighta.

- To, że kurwa co? Mam tam iść sam, czy będziemy ciągnąć losy, którą z siedmiu osób kopnie zaszczyt wejścia w kombinezon i opuszczenia stacji? Ja pierdolę, to już moja samobójcza misja brzmiała lepiej. Nie jakieś "zginął, bo przegrał w marynarza" - Night się obruszył - Chuj i tak będą większe szanse niż pięćdziesiąt procent. Jak tam chcesz. Zgarniajmy co jest i spadamy - złapał za skafandry, kierując się do wyjścia. - Ah, a ta szczepionka? Daleko jest? Dobra nic, spadamy - doszedł do wniosku, że zarażeni może nie wezmą udziału w loterii.

- Nie rycz po mnie… źle mnie zrozumiałeś. Owszem, mamy za mało kombinezonów ale… no cóż, jedni lecą na tyły owych Zombie, i je rozwalają od zaplecza, a pozostali walą od frontu, heroicznie… brzmi lepiej? - Szczurowaty humanoid nagle zabłysnął werwą.

- Uchu, widać, że nie byłeś w wojsku - Night uśmiechnął się pod nosem. - To tak zwany język branżowy. Po którymś z porannych apeli w towarzystwie niedojebanego sierżanta wchodzi w krew. Aż za bardzo. Chodźmy panie inżynierze - powiedział dużo sympatyczniej. - Zanim, któraś z tutejszych maszkar da nam wykład o niekompletności umundurowania.

Udali się więc na powrót do windy, by pojechać nią z 6 levelu na 4, na powrót do pani kapitan i reszty w ambulatorium. Wszędzie zaś, cisza, spokój, obóz harcerski, zamiast walki z przerażającymi przeciwnikami… winda nadjechała, nic z niej nie wyskoczyło, wsiedli więc i ruszyli w górę. I zamiast około pięciu sekund jazdy, rozległ się nagle potężny huk, poparty zgrzytem, a windą zatrzęsło, i się zatrzymała. Coś na nią wskoczyło?? Uchu spojrzał lekko spanikowany na Nighta… i aż krzyknął, gdy coś przywaliło w dach windy. I drugi raz, i trzeci, i sufit zaczął się powoli wybrzuszać w dół, od owych potężnych ciosów.

Bum! Bum! Bum!

Adrenalina wypełniła żyły Nightfalla, gotując jego ciało na reakcje obronną. Przyglądał się powstającym wybrzuszeniom. Analizował hałasy bestii masakrującej dach windy. Próbował określić jej pozycję. Tak atakować, aby nie uszkodzić lin dźwigu. Wypuszczał powietrze w nieco obłąkańczym, histerycznym chichocie, gdy obniżył sylwetkę chcąc utrudnić potworowi szybkie wyciągnięcie go z konserwy. Skierował lufę do góry i otworzył ciągły ogień w stronę sufitu. Amunicji miał na szczęście pod dostatkiem.
- Drzwi, wydostaniemy się? - rzucił do towarzysza. Pewnie zadziałały czujniki przeciążeniowe. Wiedział, że z pasażerem na gapę do góry nie pojadą. Zostawały dwie opcje, albo w końcu przebije blachy i ich zeżre, albo spierdolą się na niższe poziomy. Żadna nie podobała się strzelcowi.

- Nie chcę umierać!! - Wydarł się Uchu, i podobnie jak towarzysz, próbował stać się jednością z podłogą. On również sięgnął po karabin… i zaczął niekontrolowanie nawalać pełnym ciągiem po suficie windy.
- Aaaaaaaaa!!!! - Wrzeszczał, waląc ile wlazło. W windzie zapanował chaos.

- Popatrz, popatrz - Nightfall przekrzykując strzały, kątem oka obserwował inżyniera. - Zgodnie z przepowiednią. Przewróciłeś się, strzeliłeś w sufit, tylko jeszcze nic nie wybuchło! - wyszczerzył się w grymasie szaleńca. - Hahahaaaaa! - dołączył do okrzyku.

Efekty takiego ostrzału mogły być tylko jedne. W końcu coś na dachu windy pieprznęło, zaiskrzyło się zaś nawet w środku, i… wszystko zaczęło nagle lecieć na łeb na szyję. Cała winda runęła w dół, zapewne z powodu uszkodzeń wywołanych takim ostrym ostrzałem.
- Nieeeeeeeee!! - Wrzeszczał teraz inżynier, zaprzestając już walenia z karabinu.

Strzelec obijając się o wnętrze opadającej kabiny, wciąż nie mógł przestać się śmiać. Czekał, aż zadziałają zabezpieczenia. Hamulce, które powinny ich zatrzymać, gdyby właśnie winda opadała z za dużą prędkością. O ile cokolwiek zadziała. Tak, czy inaczej, gotował się na twarde zderzenie z podłogą. Miał tylko nadzieję, że to coś z dachu zostało wystarczająco mocno podziurawione. Też nie chciał umierać... wiedząc, że nie zabierze ze sobą ścierwa do grobu.
 
Cai jest offline  
Stary 09-06-2016, 20:14   #37
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Becka i Isabell

- Hej, wystraszyłaś mnie - uśmiechnęła się Becky. Stała raczej tyłem, z odwróconą w jej stronę głową, ale nie czuła się onieśmielona. - Plecki chętnie. Sama jakoś tak nie sięgam - zażartowała i uśmiechem.
- Przyniosłam Ci na powrót Twoją koszulkę - Powiedziała Isabell, będąc tam “gdzieś” w łazience, Becky bowiem, nawet gdyby się odwróciła, nie potrafiła dokładnie określić miejsca przebywania dziewczyny przez przyciemnione ścianki kabiny prysznicowej - Mam w końcu już kombinezon, to obejdę się bez...
- Póki co tak, ale nie można chodzić cały czas w jednym - zauważyła Becka. - Ja obstaję przy obietnicy podzielenia się ciuchami. Na Feniksie - powiedziała, wystawiając dłonie pod główny natrysk i nabierając w nie wodę. - Spróbujesz też jednej takiej nalewki... no, chyba że masz już dość napojów wyskokowych? - dodała i odwracając głowę z powrotem przed siebie zużyła zgromadzoną w dłoniach wodę do opłukania twarzy.
- Jak to wszystko przeżyjemy, to się chyba pierwszy raz w życiu upiję do nieprzytomności - Rozległ się jej głos, nieco bliżej kabiny - Ze szczęścia - Dodała szybko.
Becka uśmiechnęła się zadowolona, że trafiła się “swojska” dziewczyna. Ale miała rację - najpierw musieli wyjść cało z tej pułapki.
- Sądzę, że zrobimy jedną wielką popijawę. Wszyscy, całą załogą - powiedziała ochoczo. - W takich przypadkach dzieją się różne dziwne i śmieszne rzeczy - dodała rozbawionym głosem. Mogłaby opowiedzieć parę takich akcji, ale prawda była taka, że słuchanie takich opowieści nigdy nie dawało tak dobrego i zabawnego efektu, jak bycie ich faktycznym świadkiem lub co najlepsze - ich uczestnikiem.
- Chcesz się też umyć? Wiesz, zanim zużyję całą wodę - zagadała, mając świadomość, że rozmówczyni się do niej skrada.
- A to można tak, całą zużyć? - Zdziwiła się Isabell, stojąc już przed kabiną - No wiesz… w sumie miałam Ci umyć plecki - Zachichotała.
- Nie wypada zużyć całej, ale przy tej szalonej SI to nawet możliwe - odpowiedziała Becka. - No to... zapraszam. Tylko nie zamocz sobie kombinezonu - dodała, uchylając nieznacznie drzwiczki kabiny i wyglądając na zewnątrz… tym samym nieco pesząc stojącą tam już dziewczynę. Isabell oblała się rumieńcem, spoglądając w twarz pilotki. Jednak jej wzrok zsunął się w dół, po ciele Becky, ledwie na ułamek sekundy, ta to jednak oczywiście zauważyła. Isabell stała tam, zupełnie jak ją widziała po raz ostatni, w swoim “zdobycznym” kombinezonie, boso…
- No… miałam… mogę… to umyć Ci te plecki, tak? - Dziewczę wpatrywało się już uparcie w oczy Ryder.
- Tak tak, wskakuj - zachęciła Becka, z figlarnym uśmieszkiem. - Zazwyczaj z plecami jest ciężko samej, a trochę mi się oberwało i... no, bardzo mi tym pomożesz - powiedziała z uśmiechem i skinęła jej zachęcająco głową.
Zdawała sobie sprawę, że wspólny prysznic zapewne zadziała podwójnie relaksująco... przynajmniej podwójnie, ale przy stresie związanym z okolicznościami ogólnymi było to bardzo wskazane.
- Jak zechcesz, mogę się potem odwdzięczyć tym samym - powiedziała uprzejmie.

Isabell wyraźnie słyszalnie nabrała powietrza, po czym uśmiechnęła się do Becky.
- Dobrze, więc odwróć się - Powiedziała, nie mając chyba zamiaru wchodzić do kabiny, ani tym bardziej zdejmować kombinezonu - I podaj proszę mydełko...
Becka oczywiście nie nalegała na całkiem wspólny prysznic, a zarazem nie sprzeciwiała się samemu myciu pleców. Podała Isabell niebieskie mydło i odwróciła się plecami (i swoją zgrabną pupą) do Isabell... Wtedy to nagie plecy pilotki zaprezentowały uroczy/miłosny tatuaż.


Tatuaż Becky był nieomal wielkości dłoni i znajdował się na jej lewej łopatce.
Kobieta zgarnęła mokre włosy i przerzuciła je przez zdrowe ramię do przodu, aby nie przeszkadzały one Isabell w myciu pleców.
- A co tam popijaliście z Bullim? Zostało jeszcze coś? - zagadała.
Odrobinkę drżące dłonie zaczęły mydlić jej ramiona, wyjątkowo wolno i z dużą dozą delikatności.
- No eee… sama nie wiem - Szepnęła w końcu Isabell - Tak, zostało jeszcze kilka flaszek, Night przyniósł...
- “Kilka flaszek”? - odparła zadowolona Becka. Pytając o pozostałości, miała na myśli raczej jakiegoś kielicha, a tu proszę uprzejmie - aż kilka butelek!
- To się nam przyda. Dla mnie kieliszek lub dwa - rozmarzyła się pilotka, jednocześnie rozkoszując się delikatnym masażem. - A jak smakowało? - spytała. Nawet jeśli Isabell nie wiedziała co piła, to może po smaku, po posmaku, oraz sile itp, jakoś do tego dojdą.
- Oj… no takie dobre to było, wcale nie ostre… pachniało jak… orężada - Dłonie Isabell zsunęły się odrobinkę w dół, na łopatki Becky - I chyba też bąbelki miało - Zachichotała krótko - Nie wiem co to było… szampan??
- Jak z bąbelkami i smak jakichś owoców, to mógł być szampan. Ale jest tyle odmian i źródeł pochodzenia, że ciężko by było dojść. Wiele ma też takie nalepki, że nie da się tego przeczytać, bo to jakieś mało znane pismo - powiedziała Becka, której zwykle obojętne było co pije, dopóki jest to zwykły alkohol i tak też smakuje.
- O tak, właśnie tam najtrudniej dosięgnąć... Nawet podrapać się też nie można - dodała i zachichotała zadowolona z pomocy. Isabell, słysząc jej słowa, podrapała ją więc tam nawet, cichutko śmiejąc się pod nosem. Becka uśmiechnęła się zadowolona.
- Jeszcze nigdy nie spotkałam takich jak wy. Jesteście… no… cool - Powiedziała, schodząc dłońmi w końcu odrobinkę niżej - Chciałabym być taka jak wy… wiesz o tym, że ja pierwszy raz podróżowałam poza naszą planetę? Niezły numer co?
- Życie jest samo w sobie wystarczająco ciężkie, więc umilamy je sobie jak możemy. Tak jest przyjemniej, dla wszystkich - odpowiedziała Becka z uśmiechem, odwracając głowę w bok, choć i tak nie na tyle aby zobaczyć rozmówczynię. - Czyli los rzucił cię na głęboką wodę, - powiedziała, patrząc już przed siebie - wtedy jest najtrudniej. Ale można się też dużo nauczyć - dodała.
- Chyba nie mam już ochoty na poznawanie wielkich nieznanych kosmosu... - Powiedziała banalnie, a jej dłonie znów ześliznęły się kilka centymetrów w dół, ledwie już powyżej pupy Ryder - Wiele rzeczy to dla mnie nowość... - Isabell szepnęła na granicy słyszalności.
Becka zastanowiła się przez krótką chwilę. Przyjemnie było mieć taką pomoc i nawet szkoda było, że plecy się powoli kończyły...
- Jak na przykład picie? - zagadała, również bardzo cicho... zdając sobie sprawę, że pewnie nie tylko o to chodziło. - Nie trzeba się zrażać po tym co jest tu. Są naprawdę piękne miejsca, widoki, jedzenie, przedstawiciele przeróżnych gatunków, sporty... No i oczywiście drinki - rozmarzyła się Becka. - “Wszystko dostępne w różnych rozmiarach, kolorach i smakach” - dodała, jakby cytując jakąś reklamę z biura podróży.
- Myślę, że spodobałoby Ci się u mnie w domu. Tego tam wszystkiego pod dostatkiem. Musicie koniecznie tam choć chwilkę ze mną zostać, będziesz mile zaskoczona - Powiedziała Isabell, znów ześlizgując się dłońmi kilka centymetrów niżej. Zaczęła myć, i delikatnie masować pośladki Becky. Oddech młodej dziewczyny zaś stanowczo przyspieszył.


Backy zamilkła na chwilę, wstrzymując jednocześnie oddech. To już nie były jej plecki, jak się umawiały... jednak... pilotka nie miała nic przeciwko... a właściwie, to była nawet za! Przy tych wszystkich okropnościach jakich ostatnio doświadczyła i wszystkich zagrożeniach jakie na nią czekały, kilka chwil relaksu zdecydowanie dobrze jej zrobi.
Tętno jej podskoczyło a oddech przyspieszył, zaś w nieco zaparowanej kabinie prysznica zrobiło się jej znacznie cieplej. Becka rozkoszowała się masażem i nawet pochyliła się odrobinę, wypinając trochę i w efekcie lepiej prezentując swoją niezwykle zgrabną pupę.
- Tak - mruknęła zadowolona. - Tak, odwiedzimy twoją planetę - powiedziała oddychając ciężko, niby rozwijając swoją wypowiedź.
Isabell zaś, jedynie mruknęła coś cichutko, pochłonięta czynnością, jaką właśnie wykonywała… jej dłonie wędrowały po tyłeczku pilotki, masując, myjąc, lekko ugniatając pośladki, i nagle, nagle jedna z dłoni dziewczyny, wsunęła się w sam środeczek owej pokrytej pianą pupci, a paluszki zaczęły pocierać wrażliwe zakamarki Becky.
Pilotka nie od dziś wiedziała, że pupa jest jedną z jej najwrażliwszych stref erogennych. Mycie, które szybko przeobraziło się w masaż i pieszczoty ewidentnie dały o sobie znać. Przy akompaniamencie cichych pomruków zadowolenia, Becky oddychała szybko, a wyraz zadowolenia nie znikał z jej twarzy - choć oczywiście nikt tego nie widział. Ciepłe i zaparowane powietrze kabiny prysznica też robiło swoje i dodatkowo ją rozgrzewało. Bez specjalnych przemyśleń czy planów, zareagowała instynktownie i stanęła w szerszym rozkroku, dając w ten sposób Isabell dostęp do swojej kobiecości.
Paluszki młodszej dziewczyny rozpoczęły harce po ciele towarzyszki. Zrazu spokojne, delikatnie ruchy dłoni stały się szybsze, bardziej zdecydowane, pieszcząc kwiatuszek Becky na całego, wśród szybszych oddechów obu dziewczyn. Nagle druga dłoń Isabell dołączyła do zabawy, ślizgając się po brzuchu pilotki, to raz niżej, to wyżej, w końcu podążając do jednej z jej piersi. Zaczęła ją masować, lekko ugniatać, paluszkami delikatnie pobudzać suteczek… Ryder było już naprawdę “gorąco”.
Isabell miała jednak tylko dwie ręce, co pozostawiało tylko jedną na piersi Becky. One zaś lubiły dostawać po tyle samo pieszczot, więc potrzebna była kolejna ręka. Nie tracąc czasu, Becka prawą dłonią chwyciła swoją drugą pierś i zaczęła ją intensywnie pieścić. Oddychała szybko i pojękując z rozkoszy łapała jeden głęboki oddech za drugim. Jej serce biło gwałtownie, a myśli biegały jak oszalałe, do tego stopnia że zdawało jej się iż faktycznie słyszy rozbrzmiewającą wokoło muzykę swojego idola. Odruchowo stanęła w jeszcze szerszym rozkroku, stawiając drżące już lekko nogi na brzegach kabiny, a jedynym objawem rozwagi było przytrzymanie się wolną ręką prysznica, co pomogło, a wręcz umożliwiło jej utrzymanie równowagi.
Intensywność pieszczot, jaką otrzymywała Becky, i podniecenie jakie rozpalało jej ciało, szybko zaprowadziło ją na wyżyny rozkoszy, a jej niekontrolowane już jęki wypełniły całą łazienkę… kończąc w przydługim, dosyć głośnym jęku, oznajmiającym przeżywaną chwilę ekstazy, wprost targającej jej całym ciałem. Było tak wspaniale, i tak mocno to przeżyła, iż prawie się przewróciła w przód, gdy ugięły się pod nią nogi, na szczęście nieco przytrzymała ją w pasie Isabell, efektem czego, pilotka po postu zsunęła się na swe kolana, zalegając tak w prysznicu, wciąż z obmywającą jej ciało wodą. Drżała na całym ciele jeszcze przez dłuższą chwilę, a stojąca za nią już w kabinie dziewczyna gładziła ją delikatnie po głowie.

Pilotka klęczała tak przez dłuższą chwilę, pozwalając ciepłej wodzie obmywać jej rozgrzane ciało. Uśmiech zadowolenia i spełnienia nie znikał z jej twarzy, a oddech powoli wracał do normy.
- O rany... - wydusiła z siebie, niezwykle zadowolona i spełniona.
Dopiero potem wstała i ze szczerym uśmiechem spojrzała Isabell w oczy. Jej wzrok zszedł zaraz jednak na usta przyjaciółki, a jej własne szybko do nich powędrowały. Dając Isabell skromnego buziaka w usta, Becky zachichotała figlarnie. Cała akcja była dość niespodziewana, ale bardzo przyjemna i odprężająca.
- Chcesz się umyć? - spytała cicho, z uśmiechem i tajemniczym błyskiem w oku.
- Nie trzeba… naprawdę... - Isabell powoli znikał uśmiech z twarzy, zostając już jedynie ledwie w kącikach ust. Młoda zdecydowanie coś tu chyba kręciła, albo się wstydziła? Albo obawiała Becky i rozwinięcia sytuacji tym razem dotyczącej jej osóbki? - Obejdzie się - Krótko pogłaskała ramię Ryder.
- W porządku - odpowiedziała Becka obdarzając dziewczynę iście przyjacielskim uśmiechem.
- Jeśli później zmienisz zdanie, to polecam ustawienia temperatury na 6 i ciśnienia na 4 - powiedziała wskazując nieznacznie odpowiednie przyciski w panelu prysznica - ale oczywiście jak kto woli.
Isabell zrobiła jednak kroczek w tył, wychodząc z kabiny… więc i pilotka wyłączyła wodę, po wyjściu zaś, Becky od razu odczuła różnicę temperatur. Jej skóra była rozgrzana przez gorącą wodę, ale jak wiadomo mokre ciało szybko traci ciepło, więc kobieta złapała jeden z ręczników i szybko się nim otuliła.
- Muszę przyznać, że to było niezwykłe - rzuciła Becka ze szczerym uśmiechem. - Niespodziewane, ale bardzo... - zachichotała rozbawiona.
- No… tego... - Isabell zaczesała palcami kosmyk włosów za ucho, lekko się uśmiechając - Jesteś… piękna - Przygryzła chyba z nerwów, lekko swe usta. Była znów tą płochliwą Isabell co wcześniej…
- Dziękuję - odpowiedziała z uśmiechem Becka - ale z ciebie też śliczna dziewczyna - dodała od razu, posyłając jej miły uśmiech. Uznała, że lepiej było skupić się na wyglądzie ogólnym, niż na zmysłowości budowy ciała.
Isabell pochwyciła duży ręcznik, by Ryder mogła się nim owinąć… po chwili zaś podała kolejny, na włosy, a wkrótce i trzeci, wśród ich obu śmiechów, zarzuciła jej na ramiona. Zaczęła ją wycierać, zaczynając znowu od plecków.
Becky od razu zrobiło się przyjemnie ciepło. Ona sama zaczęła wycierać sobie głowę, wiedząc z doświadczenia iż włosy potrzebowały sporo czasu aby wyschnąć.
- Powiedz mi coś o swojej planecie - zaproponowała uprzejmie.
- Jest naprawdę przyjemnie, ciepło, są morza, rzeki, jeziora, masa ciekawych miejsc do odwiedzenia, nie jest to jednak żadne prymitywne miejsce, o nie, technologia jak najbardziej, miasta są nowoczesne i tak dalej, ale jednocześnie zrobione w starym stylu, bardzo ładne. - Isabell ożywiła się na wspominki o domu - No i nie ma żadnych problemów z jakimiś wrogami, napadami, czy i nawet… wojnami - Ostatnie dodała nieco ciszej, wycierając przez ręcznik ciało Becky. Znów jej dłonie harcowały po tyłku pilotki, choć tym razem bez żadnych podstępków.
- Brzmi naprawdę fajnie - powiedziała Becky ze szczerym uśmiechem. - A jak wygląda wasze słońce? Macie księżyce? A jakieś specjalne potrawy? - Podpytywała się dalej, wyobrażając sobie ich wschody i zachody, na tle wymienionych przez dziewczynę atrakcji.
- Słońce… no normalne, żółte - Zaśmiała się Isabell, przechodząc teraz na przód Becky, i z rumieńcem na twarzy wycierała przez ręcznik jej piersi - Księżyce są aż 3, i wszystkie zamieszkane. A potrawy… no... są naprawdę różnorodne, wszystkiego po trochu. Wydaje mi się, że zasmakują każdemu.
Becka uśmiechnęła się figlarnie, gdy jej rozmówczyni pomagała jej się wytrzeć, skupiając się właśnie na tych częściach jej ciała.
- Koniecznie trzeba będzie polecieć i spróbować - stwierdziła pilotka - A jak ona się nazywa? - spytała jeszcze, gdyż jej mentalna próba wytyczenia kursu zakończyła się niepowodzeniem.
W tym czasie Isabell zeszła już niżej, wycierając brzuszek Becky, i poniżej brzuszka… i wzięła nawet jeszcze jeden ręcznik, i zaczęła wycierać jej nogi, a na końcu nawet i stopy Ryder, co było naprawdę zarazem słodkie, jak i zadziwiające.
- Bellater 4 - Powiedziała, klęcząc-siedząc na podłodze, spoglądając w górę, prosto w oczy Becky z naprawdę wyczekującą minką.
Becka co prawda nigdy tam nie była, ale wiedziała co najważniejsze o tej planecie. Przez krótką chwilę przyglądała się Isabell uważnie, a usta same jej się otworzyły, aby dopiero po chwili wydobyć z siebie jakieś słowa.
- A, to słyszałam. Kojarzę... Yyy... To ja, nawet wiem już jakie te, jakie koordynaty wprowadzić, żeby tam polecieć. - Becka starała się zachować spokój jaki tylko mogła i uśmiechała się, maskując swoje zmieszanie i zaskoczenie.
W oczach Isabell zamigotały łezki. Wciąż przed pilotką na podłodze, opuściła głowę, wbijając wzrok gdzieś obok jej stóp, a dłonie ułożyła na swych kolanach.
- Zawsze tak jest - Szepnęła w końcu łamliwym głosem - Uważasz mnie za potwora prawda? Czar prysnął...
Reakcja Isabell była już którąś z rzędu niespodzianką w ciągu ostatniej godziny. Limit zdziwień pilotki był już więc wyczerpany i kobieta zareagowała właściwie od razu.
- Co? Nie. A skąd? Jakim znowu potworem? Nigdy - zaprzeczyła stanowczo Becka i nie tracąc ani sekundy klęknęła przed Isabell, zrównując się z nią i spoglądając jej prosto w oczy.
- Jesteś śliczna, jak mówiłam. Zresztą co tu dużo gadać: bardzo cię lubię i bardzo chętnie się z tobą zaprzyjaźnię. O! - powiedziała szczerym, spokojnym i dość poważnym głosem, uśmiechając się przyjaźnie do rozmówczyni. Becky naprawdę zależało na dziewczynie i nie miała najmniejszego zamiaru jej skrzywdzić. Owszem, mogła zrozumieć, że ktoś mógł uważać przedstawiciela gatunku Isabell za potwora - niektórzy nawet za takiego potwora na 8 w skali 1-10... Ale Becka osobiście absolutnie się z tym nie zgadzała.
Isabell spojrzała na pilotkę załzawionymi oczkami, po czym lekko się uśmiechnęła.
- Naprawdę? - Szepnęła, po czym… rzuciła jej się na szyję. Przytuliła mocno, i zaczęła szlochać Ryder w ucho. Czyżby to teraz były nagle łzy radości?
Becka nie wahała się ani chwili i odwzajemniła uścisk, obejmując Isabell na wysokości łopatek. Szczery uśmiech nie znikał z jej twarzy i nieomal sama była gotowa uronić kilka łez, ale jakoś się przed tym powstrzymała.
- Naprawdę - odpowiedziała cicho, ale za to prosto do ucha... przyjaciółki.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 18-06-2016 o 12:43.
Mekow jest offline  
Stary 09-06-2016, 22:21   #38
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Becka, Doc(Leena + Isabell) poziom 4

Bullit wrócił do ambulatorium taszcząc ze sobą sporo zdobycznych fantów. Były i flaszki z alkoholem, było sporo pożywienia, było kilka fancików do “użytku prywatnego”, jakie mężczyzna znalazł w obu pomieszczeniach mieszkalnych… było tego tyle, że potrzebował nawet sporą skrzynkę, żeby to wszystko przenieść.

Zastał drzemiącą Leenę, tam gdzie ją zostawił, choć ledwie się pojawił, pani kapitan otworzyła oczy, uśmiechając się do niego. Podobnie zresztą, jak i Becka wraz z Isabell. Obie zniknęły w łazience, a ta pierwsza miała mokre włosy, łatwo można było połączyć pewne fakty ze sobą, i te rozpromienione buźki…

Jakoś tak wyszło.

Tak najlepiej określić obecną sytuację, a nawet kilka, mających miejsce w całkiem bliskiej przeszłości. Obecnie jednak, prawie-cała załoga Fenixa, rozpoczęła coś, co można było nawet nazwać małą bibą. W końcu ile to minęło już godzin, od kiedy ktoś z nich coś jadł?



“Napijemy się łyczka, dwa… no przecież nie będziemy pić wody, może też skażona...”

“Zjeść też co wypada, w końcu w brzuchu burczy…”

Od zadania do zdania, od łyczka do drugiego, od kęsa na spróbowanie, do spałaszowania całej porcji. Nie była to impreza z prawdziwego zdarzenia, żadna tam popijawa, ot raczej chyba w kierunku stypy, coś w stylu może nawet ostatniego posiłku. Mieli w końcu niedługo się przebijać w kierunku własnego statku, by opuścić tą przeklętą stację, a na ich drodze mogły czekać naprawdę wredne szkarady. Dużymi krokami nadchodziła sytuacja z cyklu “Wóz albo przewóz”.

***

Problemem okazała się jednak łączność. A raczej jej brak, zarówno z Uchu, Nightem, czy Xiu. Kolejny problem, jakby ich mieli tak mało… kolejny stres, kolejne pytania. Czy towarzysze sobie radzili, czy mieli problemy? Czy plan przebiegał, jak powinien, czy byli może ranni, w potrzasku, a może… może już towarzyszy nie było?

- Jak Night nas tak zastanie, to nam nogi z dupy powyrywa - Zażartowała ich przywódczyni.

Leena napiła się ledwie łyk. Nie mogła, nie chciała, po tak krótkim czasie od operacji. Gdyby nie zaistniała sytuacja, z pewnością miałaby gdzieś polecenia Doca odnośnie jej stanu, jednak tym razem nie można było się zataczać od ściany do ściany.

- Nie umiem się skontaktować z resztą - Oznajmiła w końcu pani kapitan, obecnym w ambulatorium - Nie muszę mówić, że to nie jest dobrze? Ma ktoś jakieś pomysły co robimy?





Nightfall(Uchu) poziom…?

W końcu winda się zatrzymała.

Strzelec i Inżynier spadali ledwie chwilkę, kilka sekund, po czym winda wyhamowała wśród sporych zgrzytów. Lufy obu ich karabinów były minimalnie rozgrzane, na wyświetlaczu Uchu widniała zaś liczba 10, u Nighta z kolei 20. Sporo wystrzelali w owy sufit…

Z którego zaczęło kapać coś zielonego. Czyżby to była posoka tego czegoś, co znajdowało się na windzie? Nie mieli jednak czasu dumać nad tym faktem, gratulować sobie zwariowanych decyzji, czy i nawet rechotać tym razem z radości. Zielona jucha bowiem, przy każdym skapnięciu na podłogę, doprowadzała do jakiejś reakcji chemicznej, powodującej niewielkie syczenie i powstawanie… oparów.


Naprawdę nie było na co czekać, i wdychać jeszcze więcej. Co, jak im się płuca od tego gówna roztopią, albo i stanie równie co nieciekawego? Obaj zaczęli się więc siłować z drzwiami windy, po chwili dając wspólnie radę je otworzyć.

No tak.

Tkwili dokładnie między jakimiś piętrami, choć były spore prześwity, umożliwiające wyjście, zarówno górą, jak i dołem. Uchu jednak nie miał zamiaru się najwyraźniej podciągać, i wydrapywać z windy, zaczął bowiem spoglądać w dolną szczelinę, wypatrując ewentualnych, nowych kłopotów. Nowych kłopotów jednak nie było, za to stare dały o sobie znać. Coś na dachu windy zawarczało dosyć głośno, po czym zabrało się ponownie za owy dach. Tym razem jednak dało się słyszeć dźwięki wyginanego metalu… sukinkot próbował się dostać do środka, odginając blachy.

- Wiejemy! - Krzyknął szczurzy humanoid, wyrzucając z windy swój karabin. Następnie sam zaś prześliznął się sporą szczeliną, spadając gdzieś w jakimś korytarzu na podłogę z jękiem…

Co innego mógł zrobić Nightfall? Zostać w windzie i samotnie nawalać do stwora, który już za chwilę poradzi sobie na tyle z dachem, żeby urwać głowę mężczyzny? W końcu bydle wytrzymało około 50 strzałów z karabinów, i nadal nie zdechło. Do tego jeszcze te cholerne opary… skaturlał się więc za Uchu, lądując jedynie odrobinę lepiej niż włochaty towarzysz.

Oj bolało, oj tak.

- Tędy! Tędy! - Wskazał szczurek jakiś kierunek łapką, wśród zgrzytów rozrywanego dachu windy. Bestia była tuż za nimi… Night wrzucił we wciąż otwarte drzwi windy całkiem standartowy, sympatyczny granat, po czym zaczął najzwyczajniej w świecie wiać.

Buuuuuuuum!!

I lekkie dzwonienie w uszach, i uśmieszek zadowolenia… starty w pył rykiem dobiegającym już z windy(która po wybuchu nie spadła niżej).

Wpadli w jakieś korytarze.


- Co robimy, gdzie biegniemy? To chyba poziom 7! Trzeba jakoś się od stwora odgrodzić! Może ciężkie drzwi? - Paplał jak najęty Uchu, rozglądając się w najprawdziwszej panice - No przecież nie chcesz na niego zastawić pułapki??!! - Spojrzał na końcu na mężczyznę, wrzeszcząc do niego chyba nieświadomie.






.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 13-06-2016, 21:23   #39
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Miejsce, w którym się znaleźli przyprawiało o szaleństwo. Nightfall oddalając się od windy zdał sobie sprawę, że w ciągu tych kilku godzin przeszedł więcej patologicznych zmian nastroju, niż rekordziści z oddziałów zamkniętych. Od smutku i przygnębienia do euforii ze skłonnością to niebezpiecznych zachowań. Z paranoją i stanami lękowymi po drodze. Teraz znowu był czysty, a przynajmniej takie miał przeświadczenie. Jakby wszystko z niego zeszło, gdy wyczerpał limit emocji ostatnim atakiem chorej ekscytacji. Może nadszedł ten etap, już całkiem zobojętniał, dostosował się, przywykł. Za jakiś czas stwierdzi, że musi szukać mocnych wrażeń, żeby poczuć cokolwiek. Jak ludzie, których kiedyś znał. Tyle niebezpiecznych misji, by potem normalne życia stawało się puste. Nic ich nie cieszyło. Byli wyjałowieni. Hazard, szybka jazda wozem, udział w grupach przestępczych. Łapali się wszystkiego co potrafiło ich ożywić, pozwoliło czuć ponownie.

- Uciekamy! - mężczyzna wystrzelił do przodu, szarpiąc towarzysza za rękaw, aby skończył wreszcie gadać i uruchomił tyle sił w nogach ile tylko posiadał. - Jeśli to go nie zabiło, nie wiem co jeszcze może - wydusił spomiędzy skurczów płuc, pracujących na wzmożonych obrotach. - Zamykajmy za sobą co tylko się da. W razie czego mam plan awaryjny.

Rozsypać w korytarzu granaty, oddalić się i zdetonować je ostatnim z nich. Nie dodał już, że po zagrywce va banque nie zostanie nic więcej. Potem, jeśli będzie potem, należało zorientować się w lokalizacji na podstawie dostrzeżonych oznaczeń pomieszczeń i korytarzy. Wytyczyć trasę na górne poziomy. I liczyć, że znowu nie trafią na jakieś bydle. Na siódmym wydawało się to niemożliwe.

Spanikowany Uchu zabrał się więc za piersze lepsze drzwi, mogące zablokować dotarcie goniącemu ich “czemukolwiek”. Psiocząc pod nosem, podłączył swój mini dysk do panelu sterującego, po czym psiocząc jeszcze więcej, zaczął grzebać w ustrojstwie, wydając komendy wirtualne… Night w tym czasie zabezpieczał teren, gotowy na… cokolwiek. I owe cokolwiek w końcu wyszło z resztek windy, i pomknęło korytarzami, prosto na nich.

30 metrów, 20… Night przełknął głośno ślinę na widok przeciwnika, a Uchu… narobił w portki. Tak, zdarza się.



Nie było czasu na granaty, na planowanie czegokolwiek.
- Aaaaaaaaaaaa!! - Wrzeszczeli obaj. Jeden zamykając wrota, drugi waląc z karabinu w bydlę nadciągające korytarzem. Uchu w ostatniej chwili próbował przygarnąć do siebie jeden z kombinezonów próżniowych, jednak łapska bestii wbiły się w niego, drzwi zaś zamknęły, a kombinezon… utknął w owych drzwiach, po czym został najzwyczajniej w świecie rozdarty na pół, a hełm pęknął, wciągany w zbyt mały otwór.

Bum!

Póki co, byli bezpieczni, choć gacie mieli chyba pełne obaj.

-Przynajmniej już wiemy co zeżarło zombie - Night odsapnął odkładając karabin od oka, było naprawdę blisko. -Ruszajmy - udawał, że nie dostrzega obsranych portek inżyniera. Widywał, jak umierającym dość często puszczały zwieracze. Chwilę przed, czy chwilę po otrzymaniu śmiertelnej rany, efekt ten sam. - Zamkniemy po drodze jeszcze kilka grodzi i spróbujemy zgubić maszkarę - popędził biegiem jak najdalej od dobijającego się do drzwi potwora.

Jak Night chciał, tak też zrobili, wiejąc jeszcze dalej, byle z dala od dobijającego się do zamkniętych drzwi monstrum. Uchu zamknął po drodze kolejne, i po chwili zaś kolejne wrota. Teraz powinni być bezpieczni?
- Dobra... - Inżynier zaczął grzebać w swoim podręcznym gadżecie - ...to mamy kilka minut, niż ta maszkara się przebije? Musimy iść tu, potem w lewo, prosto, i powinna być inna winda, którą możemy do góry, może być? - Spytał towarzysza, pokazując jemu na chwilę ekran swojego mini dysku.

-Do dzieła - Nightfall przyglądał się danym wyświetlanym na sprzęcie inżyniera. Szybko omiótł oznaczenia pomieszczeń, które przyjdzie im mijać w drodze do windy. Poza tym nie miał zamiaru mitrężyć w miejscu ani chwili dłużej. - W drogę. Łączność wciąż zerwana? - zapytał przemieszczając się zgodnie z wytyczoną trasą.

- Kochanie… jesteś tam? - Usłyszał Night w unicomie - Tęsknię za Tobą…. gdzie jesteś? Jestem taka samotna… moje rozpalone uda czekają na Twój rozgrzany blaster...

-Tak, wciąż wchodzi na linię... - Nightfall poznał odpowiedź, zanim Uchu zdążył się odezwać. -Wiesz dobrze czego pragnę, mała. Zdolność analityczna jak na SI przystało. Tylko dlaczego blaster? Posłuchaj, wzięłaś to od Doc'a? Czy w momentach poza kompilowaniem jądra czytujesz erotyki dla gospodyń? - strzelec nawet się zaciekawił.

- Skarbie, chodź do mnie, jestem kilka poziomów wyżej… czekam na Ciebie mój ogierze. Nie daj mi tyle czekać, jestem taka gorąca... - Słyszał w komunikatorze. I to był naprawdę głos Isabell.

Nightfall odchrząknął, mogła go tak nabrać raz, gdy był zdezorientowany i pod wpływem burzy emocji. Dalsze forsowanie prób przez SI, wydało mu się nietrafione. Choć przyznał, chciałby kiedyś usłyszeć z ust Isabell nieco sprośności. Jak taka słodka, niewinna i oblana wstydliwym rumieńcem, szepcze mu do ucha nieprzyzwoite fantazje z jego udziałem.
- Uchu, nie będę wnikał w naturę twoich wirusów dopóki są skuteczne. Ale... gdyby nie wyszło mi z Isabell, napisz mi taki symulator - poprosił z łobuzerskim, nieco szyderczym uśmieszkiem. - Wgrałbym go sobie w sexdroida o wyglądzie Iss. No nie patrz tak na mnie, to nie ja zamieniłem SI w niewyżytą seksualnie maszynę.

- Halo? Jesteś tam? Czy wy jeszcze żyjecie? Martwię się o Ciebie… odezwij się…. - Usłyszał w końcu mężczyzna. I sam już nie był pewien, tego co słyszy. Uchu z kolei zamknął kolejne drzwi, i smród z jego portek wcale nie był taki tragiczny…

Strzelec wahał się chwilę. Czyżby SI zeszła z tonu? Jeśli wciąż zaszczycała ich swoją obecnością, to odpowiedź będzie bez różnicy. Przed momentem z nią gadał, więc wie że żyją. Oby tylko nie miała pewności co do ich lokalizacji. Natomiast jeśli to załoga, to faktycznie mieli prawo się niepokoić. Mogli też uzależnić dalsze działania od tego, czy on i Uchu jeszcze żyją. Zaklął, że nie udało mu się przeforsować konieczności ustalenia haseł i odzewów identyfikacyjnych.
- Tu drużyna Bravo, status Xiu M.I.A, powtarzam status Xiu M.I.A. Zmierzamy do punktu zbornego. Bądźcie przygotowani na szybki wymarsz. Mamy niechciane towarzystwo.

- Boję się… proszę wróć, chcę się przytulić… tęsknię za Tobą. Jest mi naprawdę źle… Night, kochany? - czy on zaczął oglądać lufę swojego karabinu z nie tej strony co powinien? Taka gładka, sterylna… raz nacisnąć i po sprawie, wszystko z głowy…głowy.

Uchu zamknął kolejne drzwi. Pociągnął towarzysza za rękaw.

Strzelec westchnął, wyłączając unikom. Nie miał czasu, ani nastroju na sentymenty. Nie, gdy jego tropem podążał kosmiczny pożeracz. Isabell nie mógł odmówić wdzięku, pewnego rodzaju uroku, który sprawiał że miał do niej słabość. I właśnie ta słabość tak cholernie wybijała go z rytmu, gdy słyszał jej głos i nie mógł zapewnić, że wszystko będzie dobrze i że jest bezpieczna i nie musi się już niczym martwić. Przyspieszył kroku.

- Rozpoczęto procedurę dekompresji - Odezwała się nagle beznamiętnym głosem Si - Oczyszczanie korytarzy za pięć… cztery… trzy... - Dwaj towarzysze spojrzeli zdezorientowani po sobie. Nie było czasu założyć skafandrów, nie w tak krótkim czasie. Gdzieś w pobliżu musiała byś śluza, prowadząca poza stację, podwójna śluza, jeśli się nie mylili… teraz to jednak chyba nie miało znaczenia.
- ...jeden, zero - Dokończył system.

Ffffffffffuuuuuuushhhhhhhhh….




Nightfall zaklął, nie mógł pozwolić jej wygrać, nie w ten sposób. Kilkanaście metrów dalej mignęło mu wejście do jakiegoś pomieszczenia. Skład, magazyn, chuj wie co? Obojętne.
-Szybko, biegiem - pogonił inżyniera do wzmożonego wysiłku. Niewielka odległość, której pokonanie wykańczało jak maraton. Każdy krok dusił, boleśnie kłując w płucach. W drodze mógł tylko bezsilnie patrzeć, jak cenne powietrze, napędzane sporą różnicą ciśnień, znika we wlotach wentylacji, porywając ze sobą drobinki kurzu. Gdy tylko znaleźli się wewnątrz, strzelec huknął w przycisk zamknięcia drzwi i pospiesznie pouszczelniał złodziejskie kratki ucieczki tlenu.
-Pomysł dobry. Wykonanie ograniczone możliwościami sprzętowymi. Witamy w prawdziwym świecie, głupia - Night splunął z pogardą. Wciskał się w skafander próżniowy. -Mamy jeszcze kilka wdechów. Jak dobrze pójdzie, SI zabije dla nas to duże ścierwo. Cielsko wielkie, zakład, że wymaga sporo gazu do oddychania. Tlenu, czy tam innego gówna, którego w próżni nie znajdzie.

Magazyn. Znajdowali się w zwykłym, niewielkim magazynie, w którym stało kilka zwyczajowych skrzyń, nic specjalnego. Obaj ubrali więc czym prędzej skafandry, a zamontowane w nich czujniki oznajmiły zaś po chwili ich szczelność. Nie pozostało więc nic innego, jak wyjść ponownie na korytarz, i ruszyć w dalszą drogę? Taką przynajmniej miał ochotę Uchu, chcąc chyba jak najdalej od miejsca, gdzie utknęła poprzednio goniąca ich maszkara.
- Słyszysz mnie? - Szczur odezwał się do Nighta przez łącze w skafandrach.

-Głośno i wyraźnie - strzelec potwierdził. -Unikamy walki za wszelką cenę. Uszkodzenie skafandra to... wiadomo - przypomniał o niezbyt przyjemnym fakcie. - Jak ona rozszczelniła stację, otworzyła śluzy? - zapytał. Obecność śluzy w pobliżu oznaczałaby możliwość pozyskania jeszcze kilku kombinezonów. - Chodźmy, oby ten duży skurwiel się udusił. Z całego serca mu życzę.

Na korytarzu panowały pustki i cisza. Sztuczna grawitacja zaś wciąż działała, mogli więc spokojnie, normalnie iść przed siebie… tak więc też zrobili. Czy fakt, iż nie znajdowali się w stanie nieważkości, oznaczał, że SI zamknęła już śluzę? Było to dziwne, ale na tej stacji było naprawdę mało normalnych rzeczy, zdążyli się więc przyzwyczaić.

Po pokonaniu kilku kolejnych drzwi, wkrótce dotarli do jakiś schodów, prowadzących zarówno w górę, jak i w dół. Chwila… czy oni nie mieli iść właśnie do owej śluzy, która chyba była w pobliżu? W celu zdobycia dodatkowych skafandrów?
- Kolejne skafandry są na poziomie niżej - Wyjaśnił zdziwionemu towarzyszowi Uchu - Ano tak to sobie tu wszystko poukładali… brak skafandrów w pobliżu śluzy, naprawdę dziwaczny tok myślenia. Więc albo idziemy niżej, albo do góry, i wracamy do reszty. W każdym bądź razie, chciałbym jak najszybciej opuścić ten poziom, tu jest w końcu w pobliżu główny rdzeń samej SI...

Night zwiesił głowę, zacisnął dłoń na granacie EMP. Chciałby móc go zdetonować prosto w twarz tego chorego tworu technologii kwantowej. Nie chodziło nawet, że od dłuższego czasu prowadziła z nimi niebezpieczną grę i była irytująca, lecz o fakt, że jeśli powtórzy swój najnowszy numer na poziomie ambulatorium, nikt nie ocaleje. Rozwiązaniem było, albo zniszczyć ją doszczętnie, albo skutecznie się zabezpieczyć. Jedno z dwóch, z czego drugie nieco mniej ryzykowne, pozornie. Niestety konieczne.
- Kurwa, poziom niżej, lepiej zastrzel mnie od razu. Musimy to zrobić - Night pokonał kilka pierwszych stopni w drodze w dół. - Chyba, że jesteś w stanie jeszcze bardziej namieszać jej w systemie, aby trzymała łapy z dala od śluz?

- No dobra, chodźmy, byle szybko - Ruszył za nim zdenerwowany Uchu. Schodami w dół, poziom niżej… i było naprawdę ciemno. Inżynier włączył lampy przy hełmie. Po zrobieniu ledwie kilku kroków, znaleźli zaś szafy ze skafandrami… i były dwa. Nie więcej.

Strzelec nie pochwalał użycia lamp przez Uchu. Strumień światła był widoczny z daleka, mógł przyciągnąć niepotrzebną uwagę, rzucał mylące cienie. Rozumiał jednak, że nie wszyscy należeli do oddziałów specjalnych i posiadali cybernetyczne modyfikacje oczu. Na szczęście szafy z kombinezonami nie były daleko.
-Zgarniamy co jest i w długą - roztrząsanie co dalej, należało pozostawić bardziej odpowiedniemu miejscu. Zawrócił, tym razem ciesząc się, że będzie się wspinał, a nie opadał coraz głębiej i głębiej.

Oczywiście, jego uśmiech został szybko starty. Jakże by inaczej… gdzieś w ciemnościach 8 poziomu rozległo się wycie, pomruki, jęki. Pieprzone lampy hełmu Uchu nie sięgały tak daleko, jak wzrok Nighta. Och jak on tego miejsca nienawidził.



Nadchodzili.

Dawno ich nie widział, jęczące, postękujące, rozpadające się od zgnilizny bractwo.
-Zgaś lampy, złap mnie za ramię i nie puszczaj, choćby otworzyła się szczelina w ziemi i próbowała wciągnąć do samych piekieł. Wycofujemy się. Podwójne tempo. Drogę mniej więcej znasz, będę przypominał o większych przeszkodach. - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Oby pogubiły się, gdy dojdą do tego punktu

- Dobra - Powiedział Uchu, i ruszyli schodami w górę… i nie trwało minutę, nim nie puścił Nighta, lub raczej ten nie “wyśliznął” się inżynierowi z dłoni. Fuck.
- Gdzie…?! - Wrzasnął humanoidalny szczur w ciemności, towarzysz jednak już przy nim był. Ruszyli więc ponownie, jeszcze wolniej niż przed chwilą, w końcu Uchu taszczył aż 2 dodatkowe skafandry. Gdzieś na dole dobiegały ich już dosyć wyraźne odgłosy zdechlaków, nie dotarły one jednak jeszcze do schodów.

I wtedy pojawiły się czyjeś kroki z góry. Powolne, ciężkie, dudniące wręcz na metalowych stopniach. Ktoś schodził po schodach, mozolnie, prosto na nich.

Między młotem, a kowadłem. Tak się kiedyś mawiało? Pomijając, co to do cholery jest kowadło? Na szczęście zdołali dotrzeć z Uchu na pułap poziomu siódmego i mogli wymknąć się w bok, uniknąć zmiażdżenia. Niech ciężkie kroczące coś idzie sobie dalej w dół i używa zasobności inwentarza, w które naukowcy wspaniałomyślnie go wyposażyli na zombie. Tyle co strzelec zdążył zniknąć za winklem, przywrzeć do ściany i zamrzeć, nie chcąc zdradzić się żadnym dźwiękiem. Wychylając ostrożnie kawałek głowy, obserwował z ukrycia, co to za ścierwo i w którą stronę podąży.

Owe “ścierwo” okazało się humanoidalne, nawet średnio opancerzone, z hełmem, obieszone karabinami, ściskając Rail Gun w łapach… nieco kuśtykało, i dziwnie, chrapliwie oddychało. Xiu?? Tak, to była Xiu!.

- Wiedziałem, wiedziałem, że nie tak łatwo ją zatrzymać - strzelec szepnął do czającego się tuż obok inżyniera. - Zmutowane psy zjada bez popitki, wieńcząc konsumpcje głośnym beknięciem. Nie strzelaj Xiu! - powiedział głośniej, chcąc zapobiec wszelkim nerwowym ruchom. -Wychodzimy! - powoli opuścił kryjówkę. Patrzył z uznaniem na wojowniczkę. - Cholernie dobrze cię widzieć. Rzuciłbym się nawet w ramiona, gdybym się nie bał, że połamiesz mi ręce.

Rail Gun błyskawicznie wycelowany w jego (nie)skromną osobę. To tak instynktownie skierowała lufę w jego stronę, prawda? Ale ta lufa nie została opuszczona… przez cholernie długą sekundę, i drugą. W końcu opuściła broń. Odchrząknęła, nie odsłaniając zasłony.
- Macie te jebane skafandry? - Spytała z typową dla siebie nutą.

-Wygarnięte od czwartego do ósmego poziomu, wciąż jednak o dwa za mało - Night przeszedł do konkretów. - Właśnie zmierzaliśmy na górę do pozostałych. Z dołu nadciągają zombie. Poziom siódmy został rozszczelniony przez SI, otworzyła śluzy. Kręci się tu wielka stonoga - zdawał raport. - Dwadzieścia metrów długości, około dwa w kłębie. Segmentowa budowa ciała, każdy wyposażony w szponiaste odnóża. Pancerz na grzbiecie, żrąca krew.

- No i co, sracie w gacie? - Spojrzała w dół schodów, potem w bok, zupełnie jakby się zastanawiała, która opcja walki będzie bardziej szalona - Szczur, uni mi nie działa. Naprawisz, albo się wymienimy? - Dodała.
- Nam też nie Xiu, to jakieś zakłócenia - Odpowiedział Uchu.
- Dobra, chuj z tym… aha, i byłam w zbrojowni - Potrząsnęła karabinem, chyba z zadowolenia, a na końcu zakaszlała.

I spod kasku wypłynęła krew.

Rysy stężały na twarzy Nighta. Xiu może i była twarda, może chciała, by za taką ją mieli. Fakt faktem, nigdy nie przyza, że coś z nią nie tak. Nawet przy potrójnym złamaniu otwartym i nożu sterczącym z pleców.
-Daj trochę tych gratów - strzelec zbliżył się do dziewczyny. - Wiem, że marzy ci się rozróba, ale kurwa, mowy nie ma. Wracamy do ambulatorium. Doc musi się tobą zająć - był poważny jak nigdy.

- Dla mnie już za późno - Szybkim ruchem przytknęła lufę Rail Guna do torsu mężczyzny - Więc mnie kurwa nie prowokuj… posprzątam tu jeszcze trochę. Wy już wracajcie.

Night pokręcił głową. Chyba rozumiał. Też wybrałby taką śmierć, niż zdychanie na szpitalnym łożu. Położył Xiu rękę na ramieniu.
- Daj im popalić - uśmiechnął się spod hełmu, choć czuł olbrzymi balast w sercu, uścisk w gardle. - Nie zapomnimy o tobie. Może kiedyś się jeszcze spotkamy, jeśli zdołam się dostać do miejsca dla takich złodupców jak ty. Żegnaj.
Postąpił kilka kroków po schodach, czekając na Uchu.

- Ale Xiu... - Zaskomlał Uchu.

- Powiedziałam, wypierdalać - Warknęła kobieta, i gwałtownym ruchem ściągnęła swój kask.



Łubudu. Uchu zemdlał.

Xiu z kolei zaśmiała się gardłowo, po czym przewiesiła karabin, sięgając po 2 granaty.

- Chodźcie do mamy skurwiele... - Ruszyła schodami w dół, do wyraźnie słyszalnych już Zombie.
 
Cai jest offline  
Stary 17-06-2016, 17:00   #40
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dłoń Doc z dużą siłą uderzyła w jego czoło. To że Xiu miała problemy z łącznością nie było niespodzianką, to że Night się nie łączył było kłopotem, ale Uchu? Był ich technikiem, złotą rączką, szczurek nie mogący się z nimi skontaktować kompromitował się jako spec od komputerów.
- No to pięknie… mamy się z nimi bawić w berka? To proponujesz Leena?- stwierdził zapalając papierosa.
- Nie proponuję… głośno myślę - Uśmiechnęła się przelotnie pani kapitan, zabierając odpaloną fajkę Bullitowi, po czym sama “wzięła macha” - Rzućcie pomysłem ludzie...

Isabell, przerywając pałaszowanie konserwowanych czułek meduzy Dotoleranskiej, spojrzała w ich stronę z durnym uśmieszkiem na twarzy, wzruszając ramionami. Najwyraźniej nie miała zielonego pojęcia, jak pomóc w obecnej sytuacji… też mi nowinka.

- Zgadzam się, że nie możemy dłużej tak siedzieć po próżnicy, podczas gdy oni mogą walczyć o życie - zauważyła Becka. - Ale szukanie ich na ślepo też mija się z celem. Jeszcze sami w coś wpadniemy... - zgodziła się z Docem.
- Odzyskanie łączności to zadanie dla Uchu, więc sami wiele tu nie zdziałamy. Ale jeśli dostaniemy się na Feniksa, możemy załatwić tę pokręconą SIksię, a wtedy wszystko pójdzie łatwiej - zaproponowała pilotka. Oczywiście w żadnym wypadku nie miała zamiaru zostawiać nikogo z załogi na tej okropnej stacji - wprost przeciwnie, chciała aby wszyscy opuścili ją cali i zdrowi.
- Co rozumiesz przez załatwienie Si z Fenixa? - Zaciekawiła się Leena, oddając fajkę Bullitowi.
- Uchu mówił, że rdzeń SI znajduje się na 7 poziomie. Można podlecieć Feniksem od zewnątrz i rozwalić ten poziom pociskami CHE - odpowiedziała Becka, przedstawiając swój pomysł. - Oj, ale nie wiemy czy tam nie ma też reaktora, a to by wysadziło całą stację. No to może nie tyle rozwalić poziom 7, co odstrzelić go od reszty stacji, przy użyciu Quantum Cannon... Na pewno są jakieś oznaczenia na zewnątrz kadłuba, na wypadek nieszczelności i napraw, więc wiadomo będzie gdzie strzelać - powiedziała pilotka. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że najpierw musieli dostać się na pokład ich statku, a to wcale nie będzie takie łatwe. Sama więc nie była zbytnio przekonana co do swojego pomysłu, ale... zawsze był to jakiś plan działania.



Leena przywołała do siebie Isabell. Przekazała młodej dziewczynie swój unicom, wyjaśniając na jakich częstotliwościach ma próbować połączeń z resztą załogantów. Następnie zaś zwróciła się do Becky i Doca:
- A co jeśli SI uzna to za zwyczajowy atak na stację, i zrobi użytek z systemów obronnych? W końcu skoro już ma kontrolę na działkami i innymi duperelami tu wewnątrz, to pewnie i nad resztą też… a ja jakoś nie mam ochoty, żebyśmy siedząc już w Fenixie oberwali jakimiś rakietami.
- Istnieje też spora szansa że zacznie nas ostrzeliwać już podczas odłączania się od bazy… więc zamiast na ostrzeliwaniu bazy lepiej się skupić na uniknięciu zniszczenia ognistego ptaka. - zastanowił się Bullit i podrapał za uchem.-Co do łączności. Ja popróbuję stąd ją jakoś uaktywnić. Nie jestem może hakerem pełna gębą, ale może mi się uda.

- A, no tak, racja. O tym nie pomyślałam - przyznała Becka. - Ale jeśli chodzi o resztę załogi, to w razie czego wycofywali by się właśnie tutaj. Więc jeśli idziemy na poszukiwania, to zostawmy im jakąś wiadomość, choćby głupią kartkę... No bo jak tu przyjdą i nas nie będzie to... - Becka machnęła ręką, sugerując że wówczas byłoby “wyrąbane w kosmos”.
- Powinniśmy też podążyć trasą którą oni podążali, by ich dogonić, a potem… na Feniksa. Nie mamy po co tu siedzieć. Ostatecznie, mając szczepionkę, mogę ją zreplikować i w naszym laboratorium.- ocenił Bullit.
- Wiemy wszyscy, że prędzej czy później przyjdzie nam opuścić przytulne kąty ambulatorium… jednak wy naprawdę chcecie teraz ruszać na poszukiwanie reszty, i szlajać się raczej bez celu po stacji? Nie czasem 5 minut temu właśnie taki plan był do d? - Uśmiechnęła się Leena.
- Wszystko przez to, że SI zakłóca łączność - zauważyła Becka, zastanawiając się przez chwilę czy mogliby jakoś zakłócić jej zakłócanie. Szybko jednak zrozumiała, że Uchu już się tym zajął na miarę jego możliwości, co oznaczało że ona nic już więcej nie wskóra.
-Pójdziemy trasą… którą wiemy, że szli i jeśli znajdziemy ich odbijamy do Fenixa. Jeśli jednak zgubimy jakikolwiek trop, to też trzeba będzie zawrócić do statku. Może z niego ich namierzymy.- ocenił Bullit i rozłożył szeroko ręce.-Ale tu mnie masz Leena… nie mamy żadnego dobrego planu. Najwyraźniej popełniliśmy błąd w ogóle wybierając się na wycieczki. Cokolwiek teraz zrobimy ostatecznie będzie kiepskim planem.
Becka mogła się tylko zgodzić z Docem i pokiwała nieznacznie (trochę wilgotną) głową. Spojrzała na Isabell, ale nieśmiała dziewczyna też nie rzuciła żadnym rewelacyjnym pomysłem działania. Widząc jej minę, Becka posłała jej sympatyczny uśmiech na poprawę nastroju.
- Sprawdź, co miałeś sprawdzić, będziemy kurwić za chwilę - Pani kapitan mrugnęła do Doca.

Jak więc sam wcześniej proponował, tak zrobił… jednak się nie udało. Bullit dwoił się i troił, nie był jednak w stanie przywrócić łączności. Hakerem był raczej kiepskim, a zadanie wymagało naprawdę sporej wprawy… grzebiąc tak jednak w komputrze, zwrócił uwagę na fakt, o którym chyba wszyscy - z nim łącznie - zapomnieli. Dzięki wybiegom Uchu mieli przecież dostęp do rozmieszczonych na całej stacji kamer!
No cóż.. dobre i to. Dave zabrał się za mozolne przeskakiwanie po kamerach, poczynając od tych znajdujących się w ich małym azylu, a potem metodycznie sprawdzając kolejne i poszerzając krąg badanego obszaru… na poziomie 4 panował spokój, nigdzie również nie zauważył kręcących się Zombie. Na 5 poziomie (gdzie niby ostatnio byli “zaginieni” towarzysze… również pustki. I ścierwo leżącego na jednym z korytarzy dziwacznego czworonożnego zwierzaka, coś jakby przerośniętego wilka z długim ogonem zakończonym kolcem? Chyba go ktoś z załogantów wykończył… droga do Fenixa była jednak nadal zablokowana. Tam kręciło się naprawdę sporo nieumarłych gnid, do tego również Doc zauważył, iż karabiny/działka podsufitowe były w ruchu. Niedobrze.
Poziom 6… również nieco Zombie, do tego chyba ze 2 znajome już robociki, patrolujące korytarze. I nigdzie śladu załogantów. Gdzie oni się do cholery podziali? Poziom 7,8,9 niemal absolutne ciemności, niemożliwe do przeniknięcia obiektywem kamery… no chyba, że pogrzebie w opcjach, i przypadkiem się okaże, że te wścibskie oczka mają jakąś nigtvision albo i podczerwień?

Becka w tym czasie pakowała ich zdobyczne rupiecie, a pani kapitan podesłała jej Isabell do pomocy. A było w końcu co pakować… inną zaś sprawą, kto to wszystko będzie taszczył?
- Pakujemy się? Znaczy więc, że się zbieramy, że opuszczamy to miejsce? - Isabell była wyraźnie podekscytowana, uśmiechając się od ucha do ucha.

-Czwórka podejrzanie spokojna. Na piątce pustki. Przed stateczkiem pełno sztywniaków. SI się na nas uwzięła. Szóstka zombie … zombie i robociki. Niższe… jeszcze gorzej. Bo nic nie widać.-stwierdził Bullit zapalając papierosa. -Jak dla mnie możemy się stąd zwijać. Nie ma co tkwić. Można by zostawić pożegnalny liścik, ale wiesz co? Nie wiem co w nim napisać.
- Hmmm… to może wyskoczymy na chwilę do SI i damy jej w mordę na pożegnanie? - Zaśmiała się Leena, a na jej słowa aż Becka i Isabell odwróciły w jej stronę głowy - To by nam również pomogło w ucieczce… no wiecie, karabiny na korytarzach, działka i rakiety na zewnątrz?
- Tylko gdzie ona ma mordę? - rzuciła spokojnie Becka, nadal pakując manatki.
-Nie bardzo się orientuję gdzie jest SI, ale gdziekolwiek jest to z pewnością obwarowana właśnie tymi karabinami i działkami i potworami.- ocenił Bullit sytuację.-Byłoby ciężej niż do statku
- Szlag by to trafił... - Pokręciła głową pani kapitan - I tak źle, i tak do dupy... - Uśmiechnęła się pod nosem - Ale czekaj, przecież to nie powinna być chyba tajna informacja, może wystarczy sprawdzić w komputerze położenie rdzenia?
-Może da się to sprawdzić, ale i tak droga do niego będzie usłana pułapkami, jakby sama SI była zrobiona ze złota.- stwierdził kwaśno Doc przesuwając palcami po wirtualnej klawiaturze. -To w końcu główna gosposia tego grajdołka.
- Wiem panie kapelusz, wiem, pytam tylko, spokojnie... - Leena klepnęła go zaczepialsko w ramię - Jeszcze nie idziemy na samobójczą misję.
- Komputer - rzuciła dziarsko Becka, a doznając olśnienia zafundowała sobie głośnego plaskacza w czoło. - SI to program. Nie musimy wyłączać rdzenia, aby mieć ją z głowy. Jeśli wyłączymy albo rozwalimy zasilanie stacji, włączy się na awaryjne, a to powinno zostawić już tylko podtrzymywanie życia - zauważyła Becka.
-Suka nie potrzebuje dużo energii do zasilania, więc nawet przy awaryjnym Si się nie wyłączy. Poza tym zasilanie stacji, to kolejne mocno obwarowane pomieszczenie…I samego zasilania bez ładunków wybuchowych nie da się tego ruszyć. Nie wiem na czym chodzi ta stacyjka, ale obstawiam zimną fuzję. Jak rozwalać to z dużej odległości.- ocenił Doc po namyśle.To już lepiej uderzać w SI… albo po prostu odcinać jej kończyny. Przecież nie kieruje stacją zdalnie tylko przez sieć przesyłową. Można odcinać jej połączenia… można tak dość do centrum, ale nam chyba wystarczy droga na wolność.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 18-06-2016 o 20:31.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172