Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2016, 23:11   #262
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Lilius wraz z Colinem przemierzali leśną gęstwinę, starając się poruszać jak najciszej. Ich serca biły tak mocno, że mieli wrażenie, że zaraz wyskoczą z piersi. Równocześnie wstrzymywali oddech, oczekując w napięciu spotkania ze stworem, który wydał przeraźliwy wrzask.

W tym samym czasie Gnorst ukryty wśród gęstych paproci obserwował sowoniedźwiedzia. Gdyby nie widział rzezi jaką stwór urządził to uznałby to spotkanie za ciekawe i podniecająca - w końcu nie często dane jest spotkać potwora z baśni, które opowiada się niegrzecznym dzieciom, żeby same nie chodziły do lasu. Jednakże w tym momencie czuł złość, bezsilność, obrzydzenie oraz pewną dozę strachu. Na szczęście zwierz nie zauważył łowcy i dalej podążał w tylko sobie znanym kierunku (który był rozbieżny z kierunkiem, w którym podążała karawana). Gdy tylko bestia zniknęła z oczu łowcy, ten wyskoczył z krzaków i ruszył ostrożnie w kierunku Colina i Liliusa, zamierzając ich ostrzec a następnie grupą wrócić do karawany. Jego plan się powiódł i już po chwili cała trójka była znowu razem.

Karawana powoli toczyła się dalej, a Liska wraz z Kordem szli tyłem, cały czas obserwując okolicę. Wyczekiwali jakiegoś sygnału od swoich towarzyszy, gdyż nie mogli pozostawić ich zleceniodawcy samych sobie, niezależnie od sytuacji. Nie przyszło im długo czekać, gdyż po chwili z krzaków wyłonił się Gnorst, Colin i Liliius. Pojawili się mniej więcej w miejscu, gdzie karawana zatrzymała się po raz pierwszy, także lekko się zdziwili, gdy nie zastali jej na miejscu, ale szybko udało im się namierzyć wozy.

Gdy cała drużyna była w komplecie, jej członkowie wymienili się doświadczeniami. Opowiedzieli o rzezi w lesie, liście i sowoniedźwiedziu. Byli zgodni co do jednego - nie mogą ryzykować konfrontacji z agresywną bestią, z czym również zgadzał się Berrycrank. Postanowili ruszyć dalej, jednak oznaczyć szlak dla innych podróżnych aby mieli się na baczności. Korzystając z zapasów karawany udało się im na szybko wykonać drewniane znaki, na których umieścili informację o grasującej w okolicy bestii.

Nie pozostało im już nic innego jak ruszyć dalej. Historia ojca z synem zabitych przez sowoniedźwiedzia przygnębiła wszystkich i przez dalszą część drogi nikt nie miał ochoty przerywać ciszy.

***

Podróż mijała spokojnie. Karawana późną nocą zajechała do Nashkel, górniczego miasta, którego kopalnia zaopatrywała w żelazo prawie całe Wybrzeże Mieczy. Niestety z racji później pory poszukiwacze przygód nie mieli okazji przyjrzeć się pierwszemu miastu, które odwiedzili na swojej drodze. Po ciemku nie robiło wielkiego wrażenia, choć karczma, w której zatrzymali się na noc była prawie dwa razy większa niż ta w Orilonie. Następnego dnia również nie było czasu na zwiedzanie. Berrycrank zarządził wyjazd tuż po świcie i gdy słońce wyjrzało zza koron drzew karawana była już daleko poza granicami Nashkel.


Kolejny dzień wędrówki (tym razem ku uciesze najemników) minął bez ekscesów i późnym popołudniem na horyzoncie dostrzeli cel podróży - Beregost.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=kWITPDka1gU[/MEDIA]
Miasto robiło wrażenie. Wielkie domy (jak na standardy Orilońskie), murowane z dachami krytymi dachówką, wybrukowane ulice zupełnie odbiegały od głównie drewnianych chat krytych strzechą, do których przywykli poszukiwacze przygód. No i ci ludzie! Pełno osób, które kręciły się po ulicach załatwiając swoje sprawy, rozmawiając i handlując. Karawana wjechała do miasta, przejechała przez jego rynek, zatrzymując się na placu na południowym krańcu zabudowań.

Ciągle pod wrażeniem miasta nie zauważyli, że dotarli do końca wspólnej drogi z Berrycrankiem. Udało im się - osiągnęli cel podróży, ochronili karawanę. Kolejne poważne zlecenie zakończone sukcesem, było się z czego cieszyć.

-No spisaliście się na medal. Dziękuję wam bardzo za pomoc, bez was ci bandyci by nas pewnie złupili i stracilibyśmy wszystko albo i jeszcze więcej. W sensie życie. Dobra, to tak jak się umawialiśmy.- powiedział Gnom, sięgając do sakwy leżącej na jego wozie - Macie tu po pięćdziesiąt sztuk złota na łebka, dorzucam jeszcze dziesięć, bo uważam, że dobrze wywiązaliście się z zadania. - po rozliczeniu się dodał - Co teraz z nią? - wskazał na bandytkę. - Dowieźliśmy ją do Beregostu jak chcieliście. Przekażecie ją straży?-
Kobieta dalej siedziała z obojętnym wyrazem twarzy, a jej oblicze przypominało bardziej lalkę niż żywą osobę. Strach, który jej towarzyszył można było zaobserwować jedynie po nienaturalnie bladej cerze i silnie zaciśniętych szczękach.

***

Gdy przyszedł czas pożegnań przewodnik karawany zwrócił się do najemników - Zostaniemy w Beregoście jakiś czas, może nawet tydzień, zależnie jak będą schodzić towary. Jakbyście kiedyś szukali pracy to śmiało możecie się do mnie zwrócić. Nasza współpraca pozostawia dobre wspomnienia. Jakby ktoś pytał to chętnie was polecę! No, bywajcie! Niech wam się darzy i bezpiecznych podróży! -

Wtedy Nagietek, który ostatnimi czasy był wyjątkowo cichy, przemówił - Dużo myślałem. Wyruszyliśmy razem, ale chyba nasza wędrówka dobiega końca. Rozmawiałem z Gelbusem i... zostaję z nim. Z jego karawaną. Przyda im się ktoś kto zna się na magii, mogę się tu dużo nauczyć. Wiecie, te wszystkie artefakty, które ma pochowane po skrzyniach! Po cichu liczę, że dane mi będzie się z nimi zapoznać, a może i z któregoś skorzystać! No i zarobek tutaj jest pewny i jak widać po podróży - przygód też nie brakuje. Bywajcie przyjaciele, może nasze drogi się kiedyś jeszcze przetną! -

***

Drużyna po załatwieniu sprawy z bandytką postanowiła załatwić sprawę transportu do Candlekeep. Mogliby iść tam na piechotę, jednak kufer zmarłego Nyrvera i inne szpargały wymagały wozu do transportu. Z Orilonu aż do Beregostu korzystali z karawany, jednakże teraz byli zdani tylko na siebie. Wśród ogromnego zamieszania, które panowało na ulicach (w porównaniu do ich rodzinnej wioski) udało im się podpytać jednego przechodnia o możliwość wynajęcia transportu, a ten wskazał im plac targowy, który sąsiadował z rynkiem i zasugerował, że takie biznesy najlepiej będzie próbować załatwić tam. Poszukiwacze przygód skorzystali z dobrej rady i chwilę później byli już na miejscu.

***

Wszystkie oferty wynajmu bądź kupna okazały się nie na kieszeń początkujących poszukiwaczy przygód. Jeśli sam wóz nie był problemem to koń, który mógłby go pociągnąć był już drogą sprawą i musieliby wydać większość zarobionego złota. Gdy już oswajali się z myślą, że będą ciągnąć skrzynię na własnych plecach podeszła do nich młoda, atrakcyjna dziewczyna i zaproponowała im pomoc w postaci środka transporu. Było to dość dziwne, gdyż panienka pojawiła się znikąd i awanturnicy byli prawie pewni, że nie mogła słyszeć o czym rozmawiali z innymi kupcami.

Jednakże darowanemu, nomen omen, koniowi w zęby się nie zagląda, więc i poszukiwacze przygód nie mieli zamiaru drążyć tematu. Każda pomoc w tej chwili była na wagę złota. Orianna, bo tak nazywało się owe młode i urocze dziewcze, zaproponowała, że użyczy wozu wraz z koniem pociągowym drużynie jednakże pod jednym warunkiem - będzie mogła się z nimi zabrać.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 01-06-2016 o 23:19.
Lomir jest offline