Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2016, 12:48   #34
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Nighta dziwił i niepokoił brak obecności zombie. Miał cichą nadzieję, że wirus wpuszczony do sieci przez Uchu, wyprostował SI światopogląd... lub jeszcze mocniej go wykrzywił. Tak bardzo, że trupy uznała za materiał nadający się do utylizacji razem z nimi. Chciał, ale nie wierzył. Nigdzie nie widział ciał. Nigdzie nie dało się słyszeć strzałów świadczących o czyszczeniu placówki. Nie wyobrażał sobie, by roboty mogły robić za psy pasterskie i zaganiały nieumarłych do zagrody. Prędzej kontrolowała je za pośrednictwem nanitów. To go przerażało. Bezmyślne trupy potrafił pokonać. Sterowane złą wolą bytu nawiedzającego stację, stanowiły dużo większe zagrożenie. Może gromadziła je właśnie w jednym miejscu. Przy w dokach, aby nie pozwolić im uciec, albo wokół swojej cielesnej powłoki, aby nie mogli dopaść jej samej. Czarne wizje nie opuszczały jego głowy.

Mężczyzna zatrzymał się, odchylił klapę panelu kontrolnego pancerza. Naciskając kilka klawiszy poprawił parametry wizji. Autokorekta na podstawie warunków środowiskowych szwankowała, obraz mrowił, brakowało ostrości. Choć może to jemu samemu ciemniało przed oczami od ciągłego wypatrywania ukrytego zagrożenia. Długie korytarze, pulsujące czerwienią światła rzucające chwiejne cienie utrudniały, męczyły wzrok. Co gorsza miał wrażenie, że temperatura znacząco wzrosła. Może znajdowali się bliżej źródła zasilania bazy, może duchota była efektem wyłączonych systemów wentylacji. SI wypuszczała właśnie całe powietrze w kosmos, kto wie. Nerwowo przełknął ślinę, pokonując kolejny zakręt.

To stało się tak szybko. Przyspieszony pokaz slajdów, nie pozostawiający wiele czasu na reakcję. Wróg odwracający uwagę, drzwi wysuwające się spod nóg, krzyki, przytłumione strzały niknące w oddali. Dopóki słyszał strzały wszystko było dobrze. Wiedział, że tak. Jak nic nie chciał usłyszeć ciszy. Z głową przytuloną do grodzi powtarzał jak mantrę "dasz radę Xiu, dasz radę...". Łapał każde stuknięcie, każdy zgrzytliwy oddech stacji. Cokolwiek co przypomina dźwięk karabinu.

- Kurwa... - oderwał się od chłodnej powłoki. - Łatwa robota. Zawozimy towar, bierzemy kasę, idziemy się najebać. Tak to szło? - spoglądał zrezygnowany w dal korytarza, zanim wreszcie zdecydował się ruszyć. - Twój pupil Uchu? - skierował posępne spojrzenie na inżyniera. - Chciałby cię polizać... Powiedz, jak one do chuja jeżdżą windami? - idąc wzdłuż chodnika, rozpływał się w mroku. Powoli pozwalał strawić metalowym trzewiom kosmicznej stacji, aż znikł całkowicie. Chciał zniknąć.

Nie minął kwadrans, gdy unikom zaczął sygnalizować nadchodzące połączenie. Były trzaski, niknące w szumach niewyraźne słowa. Powoli krystalizował się głos Leeny. Słaby i mrożący krew.
- Za późno... przyjdziecie za późno... - w tle dało się słyszeć krzyk. Strachu, nie strachu, śmierci. Co trzeba zrobić człowiekowi, by wrzeszczał w ten sposób? Mlaskliwe echo rozdzieranego ciała, głodne zawodzenia. Ciepły, stygnący głos Leeny - Uciekajcie...

Inżynier pobladł, oparł o ścianę i osunął, kryjąc pyszczek w łapkach.
- Nie, nie wierzę, niemożliwe - starał się przekonać, że to co usłyszał to sen, zły sen z którego zaraz się obudzi. Znów będzie na pokładzie Feniksa. Wyjdzie z kajuty, minie w korytarzu Xiu idącą naprawić czajnik, która udając złość, pogoni go, gdy tylko spróbuje pomóc. Wpadnie na uśmiechniętą kapitan, opuszczającą właśnie gabinet Doc'a, stojącego w drzwiach z papierosem w ręku, bezczelnie wpatrującego się w jej tyłek. Porozmawia z Becky o wpływie ostatniej kalibracji na sterowność statku. - Nie, nie, nie... nie chce.

Nightfall stał skamieniały. Nie wiedział co robić. Bezsilność krępowała jego ruchy. Zawiódł wszystkich.
- Wiem, że mnie pragniesz - skądś, z bliska usłyszał nagle szept Isabell. Zmysłowy i prowokujący płynął ze słuchawki unikomu. Wstrząsnął nim dreszcz, który zjeżył włosy na głowie. - Chodź do mnie, pocałuj... tu... i tu... i umrzyj. Już na zawsze będziemy raaazzzeeeem - szept przeszedł w złośliwy, syntetyczny jazgot, śmiech. Night gwałtownie wyciągnął odbiornik z hełmu. Chciał cisnąć nim o ziemię, rozdeptać. Powstrzymał się.

-Weszła na częstotliwość komunikacyjną. Na podstawie zarejestrowanych rozmów symuluje nasze głosy - Gryzoń w skupieniu uderzał w klawisze komputera, biegał wzrokiem po liniach wyświetlanego kodu. Zagłuszał transmisję. Strzelec nigdy jeszcze nie widział go tak zaciętego. -Ja, jej tego nie wybaczę - uczucie gniewu musiało być dla niego czymś nowym, nieoswojonym.

Szybkim krokiem zmierzali wzdłuż nitki nakreślonej na przestrzennej mapie stacji. Z odległości kilkudziesięciu metrów dobiegło ich wołanie. Złowrogi pogłos odbijał się jeszcze chwilę od ścian by zniknąć na zawsze. Brzmiał jak ból i wściekłość wyrywająca z gardła Xiu. Night nie wierzył już niczemu. Ona sama? Emisja z głośnika? Kolejna pułapka? Strzelec zaklął, kopiąc w ścianę korytarza. Równie dobrze to jemu mogło odwalać. Wariował, słyszał poległych towarzyszy. Odwalało. Uniósł głowę. Przed nim wyblakłe światło lampy padało na wzmocnione drzwi. Poświata wyrywała ciemności napis z czerwonej farby - AR 05. Dotarli do celu.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 02-06-2016 o 13:07.
Cai jest offline