Maher nawet nie zareagował na twoje zaczepki i schował pistolet do kabury, poza twój zasięg. Przyglądał ci się uważnie przez chwilę i chyba uznał iż nic ci jednak nie jest gdyż burknął tylko - Ty teraz odpoczywasz, a ja pracuję. - wstał i podszedł do okna, uchylił zasłoniętą żaluzję tylko na tyle by móc wyjrzeć na ulicę. Zaczął mówić nie odwracając na ciebie wzroku: - To nie policja, czy tajniacy, chodzą inaczej. Wyglądają raczej na mendy z półświatka, jak twoja rodzinka. Pierwsze pytanie to: czy to ludzie Mogilewicza czy ktoś inny, może konkurencja. Drugie pytanie to: która odpowiedź na pytanie pierwsze jest gorsza?
Wódka spływająca przez gardło mogła smakować tylko w jeden sposób - jak wódka. Zamiast palenia, ssania w żołądku pozostawało jedynie uczucie czegoś obcego, nieswojego, jakby napić się wody z mydłem. Tamara mogła przysiąc, że dokładnie czuje miejsce w którym znajduje się teraz wlany alkohol. Nie było rozgrzania jedynie lekka zgaga. Najcieplejszym miejscem w pomieszczeniu wciąż wydawał się być Maher. Tamara dokładnie widziała jak pod jego skórą poruszają się ścięgna i mięśnie.
Za jakiś czas zadzwonił telefon, wyświetlił się numer Vadima. - Mara! nic ci nie jest? - jego głos był naturalny. - gdzie jesteś? przyjadę i zabiorę cię w bezpieczne miejsce. - w tle słyszałaś dźwięk zamiatania potłuczonego szkła, wiertarek i młotków.
__________________ Our obstacles are severe, but they are known to us. |