Vaella znów przebywała w Świątyni Pierwszego Ognia. Znajomy półmrok, wonne kadzidła, okrągłe balkony otaczające cały obwód ogromnej sali. Tym razem jednak nie znajdowała się na nich. Szła miękkim, aksamitnym dywanem w kierunku ołtarza, na którym czekało jej dziecko. Trzymała w prawej ręce nóż, a w lewej smocze jajo. Spoglądała w oczy Szkarłatnej Dziewicy, po której życie za chwile miała sięgnąć. Każdy krok przybliżał ją ku zostania morderczynią. Po to, aby jej dziecko mogło posiąść smoka i najróżniejsze rodzaje siły, jakie się z tym wiążą.
Znów spojrzała na balkony. Tym razem nie były zapełnione tłumem, wręcz przeciwnie - świeciły pustki. Musiała zmrużyć oczy, by zauważyć kolorystycznie zlewającą się z otoczeniem sylwetkę Wielkiego Kapłana. Stał nieruchomo w cieniach i w pierwszej chwili można było go pomylić z kolejną kolumną.
- Tylko śmierć okupi życie! Tylko śmierć okupi życie! Tylko śmierć okupi życie! - chór cieni zajął swoje miejsce, wyśpiewując coraz głośniej i głośniej przeraźliwą pieśń. Wwiercała się w mózg i uszy... tak bardzo, że aż zdołała obudzić młodą panią Bariar.
Vaella usiadła na łożu. Burza wciąż szalała za oknem; grzmoty i błyskawice mieszały się z sobą w tańcu. Oddychała prędko i płytko, próbując przypomnieć sobie, że jest bezpieczna, nic jej nie grozi i jest sama. Zapaliła świeczkę przy nakastliku i chwyciła mandolinę otrzymaną od ojca. Zaczęła na niej cichutko grać. Rozbrzmiało jedynie kilka taktów, gdy ujrzała poblask dochodzący zza wąskiej kratki u dołu drzwi; także usłyszała śmiechy i gromkie głosy, wśród których rozpoznała swojego męża. Odgłosy zdawały się coraz głośniejsze i głośniejsze... przybliżały się w kierunku jej komnaty.
Czyżby draco Bariar jednak zdecydował się spełnić swoją obietnicę i pojąć młodą żonę w objęcia? Tylko jeżeli tak było... to po co prowadził ze sobą towarzystwo?
Ostatnio edytowane przez Ombrose : 02-06-2016 o 22:08.
|