Przemowa
JD zrobiła piorunujące wrażenie. Naprawdę. Zapadła taka cisza, że słychać było cykady gdzieś poza terenem stadionu. Kainici wyglądali na zmieszanych - nawet ci najstarsi, najgroźniejsi. Od dziwacznych Baali po konserwatywnych Ventrue.
Jak czuje się ktoś, na kogo patrzą najpotężniejsze istoty tego świata?
Ashford poznał to uczucie.
Jego mowa zrobiła wrażenie na niemal wszystkich... z wyjątkiem
Lilith. Ta podeszła teraz bliżej, do pierwszej linii swych obrońców. Wciąż dziwnie było na nią patrzeć w ciele matki.
JD wiedział jednak, że stawka jest zbyt wysoka, by pozwolić sobie na sentymenty.
- Naprawdę? -
Lilith uśmiechnęła się do niego z politowaniem -
Naprawdę uważasz, chłopcze, że to Bóg przeklął Kaina? Nie myślałam, że ktoś jeszcze będzie wierzył w te religijne bajania. I to też Twoja wina, Kainie, że nawet twoje dzieci nie znają prawdziwej historii. Może im teraz powiesz? To chyba świetny moment, żeby raz na zawsze skończyć z tymi bzdurami. Powiedz im kto eksperymentował z Kamieniami Żywiołów. Kto stworzył wampiry, wilkołaki, magów i co tam jeszcze... Czyja ambicja kazała poprawiać to, co stworzyła natura... lub Bóg, jak zwał, tak zwał. Powiedz im, Kainie.
Ojciec wszystkich wampirów zwiesił głowę jak zrugany chłopiec. Choć nie powiedział ni słowa, wszyscy chyba poznali odpowiedź. Powoli podniósł spojrzenie na
JD i ten ujrzał w jego oczach najszczersze przeprosiny świata.
- Ja... - zaczął mówić
Kain, lecz jak na komendę rozległo się pikanie, dzwonienie, kukanie...
Wszystkie te dźwięki obwieszczały jedno: godzina
20:00 wybiła.
Przez chwilę wszyscy stali jak zaczarowani i
JD już miał nadzieję, że unikną masakry, lecz
Lilith uniosła zdobiony runami miecz, wycelowała nim z
Kaina i powiedziała:
- Ty... zginiesz.
Jak na komendę dwie masy Kainitów ruszyły się z miejsca, by zetrzeć się w najbardziej niesamowitym i krwawym starciu, jakie kiedykolwiek miało miejsce na Ziemi.
I choć większość oczu, rąk, szponów i wszelkiego rodzaju broni była zwrócona na
Kaina i Lilith, byli też tacy, którzy pamiętali Brujaha - siewcę zamętu -
Josepha Dawna Ashforda.
- Piękny mamy dziś wieczór, nieprawdaż diabolisto? - usłyszał za swoimi plecami
JD.