Liszaj zerknął na monetę tyle, ile było trzeba by spamiętać wzór i puścił dalej, analizując słowa Setha, które coraz bardziej utwierdzały go w przekonaniu, że robota nie jest warta uncji szlamu.
Zerknął na Welingera nieprzychylnie, wnioskując po jego przemowie, że to ani chybi pojeb, który w całej sprawie może jedynie reszcie kłopotów przysporzyć. Dalej był jeszcze błazen żonglujący piłeczkami, który wyglądał jakby z cyrku uciekł, a tego starego penie suchoty męczą.
Johanowi nie uśmiechało się zadzierać z kochersami i robić przy tym za wątpliwej jakości przynętę w towarzystwie bandy wariatów. Co innego tropić szczury i zastawiać na nie pułapki na swoich zasadach, a co innego wleźć pomiędzy nie po omacku. Zwłaszcza, że efekt ich działań miał już kiedyś okazję oglądać.
Wystukał fajkę o kant stołu i schował, przekonany, że nic tu po nim. Postanowił jednak wysłuchać do końca tego, co postanowią, by przypadkiem nie znaleźć się między młotem a kowadłem. Mordheim niekiedy okazywało się bardzo ciasnym miastem. |