Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2016, 12:37   #10
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Umowa zawarta


Widok obdartusa, którzy rzekomo powinien być, jako funkcjonariusz, kręgosłupem moralnym w wieży, nieco zaskoczył Dana. Zapewne gdyby nie fakt, że mężczyzna przedstawił się mu jako komisarz, białowłosy uznałby bez zastanowienia, że trafił w złe miejsce. Oczywiście, sam po sobie dobrze wiedział, że pozory potrafią mylić, dlatego z góry ustalił, że obdartus nie może być byle pierwszym lepszym gliną. W końcu kto chciałby przyjąć na takie stanowisko osobę o aparycji bezdomnego, gdyby ten nie miał ponadprzeciętnych zdolności lub przydatnych umiejętności.
Białowłosy postanowił jednak nie ukrywać swoje zaskoczenie. Komisarz zapewne wielokrotnie musiał spotykać się z taką reakcją, więc udawanie poważnego mogłoby wydać się mu bardziej sztuczne. A Dan chciał zrobić dobre wrażenie, skoro chciał znaleźć tu zamaskowanego kretyna i być może pracę.
-Nazywam się Dan Amersis. Przyszedłem tutaj w sprawię zamaskowanego mężczyzny, który kilka godzin temu zrobił… no, nieco zdemolował dach w Jastrzębiej Górce. Czy nie został on czasem zabrany tutaj?
- Zgadza się, przed chwilą został zabrany do aresztu - potwierdził “żulik”, po czym zagadnął po chwilowej obserwacji. - Przyszedłeś tu z nim pogadać?
- Tak. Ale chciałbym się jeszcze wcześniej dowiedzieć, jak długo go będziecie tu trzymać i czy istnieje możliwość wpłacenia kaucji za wypuszczenie go - zagadnął Dan.
- Można wpłacić kaucję, w tym przypadku 10000 kredytów. Oczywiście, można z nim porozmawiać, niemniej muszę towarzyszyć przy przesłuchaniu.
Cholerny pies” - pomyślał Dan, któremu zdecydowanie nie podobał się fakt, że ich rozmowie ma przysłuchiwać się osoba trzecia. “Z drugiej strony, przecież nic złego nie zrobiłem”.
- Oczywiście, rozumiem - odpowiedział całkiem swobodnie.
- Zatem proszę za mną - zasygnalizował Eraser i udał się do pomieszczenia. Dość skromnego, żeby nie powiedzieć pustego, bo poza stołem i krzesłami nie było w tym pokoju niczego.
- Ruso, proszę przysłać aresztowanego, Strife’a - “żulik” powiedział coś do ATSa, a po chwili para bojowych robotów przyprowadziła do pomieszczenia znajomego zamaskowanego typka, który spojrzał na Dana. Przez maskę trudno było powiedzieć więcej o jego reakcji na spotkanie białowłosego. Eraser udał się pod ścianę, nie znikając z pomieszczenia. Pokój został zamknięty.
- Yo! - powiedział wesoło Dan na widok zamaskowanego. Nie był do końca pewien jak powinien zacząć, gdyż nie mógł stwierdzić w jakim nastawieniu w stosunku do niego był aresztowany. Zapobiegawczo białowłosy wolał uznać, że niezbyt przyjaznym. Spoważniał. - Nie uważasz, że zachowałeś się w tamtej sytuacji nazbyt… agresywnie? Nie potępiam twoich metod działania, ale sam widzisz, jak skończyłeś.
- Weź spierdalaj - warknął pod nosem koleś. - W chuja leciałeś, wystawiłeś mnie, a teraz przyszedłeś - po co? - łypnął na Dana.
- Chciałem ci złożyć propozycję. Może i jesteś narwany, ale z pewnością do miękkich i słabych nie należysz. Oczywiście, nie chodzi mi tutaj o nic nielegalnego i nazbyt ryzykownego - stanowczo zastrzegł białowłosy. - Zapłacę za ciebie kaucje, a w zamian ty mi pomożesz znaleźć kilka osób. Co ty na to? Może, że wolisz gnić w tym miejscu nie wiadomo ile.
- Taa? - mruknął zamaskowany. - To może ja też mam propozycję. Wpłacisz za mnie kaucję, poszukam tych gości, o których mówisz, ale biorę zaliczkę zaraz po wyjściu. A jak znowu zrobisz mnie w chuja, to tobie pierwszemu rozpierdolę ryj. Zgoda?
- Przez własną głupotę, a nie przeze mnie, się tu znalazłeś - powiedział sucho Dan. Westchnął. - A czy 10000 kredytów na wypuszczenie Cię stąd, nie jest aby przypadkiem najlepszą zaliczką?
- To jest kaucja - mruknął zamaskowany. - A niech będzie na początek. - zgodził się.
- Dobra. Mam nadzieję na udaną współpracę, ale nie licz na to, że drugi raz cię stąd wyciągnę, jeżeli znowu przeholujesz. - Dan wstał z krzesła i wyciągnął dłoń w stronę zamaskowanego.
- Dobra - zamaskowany po chwili uścisnął rękę.

=***=


Kaucja wpłacona, gość teoretycznie bez zobowiązań wobec funkcjonariuszy. Teoretycznie nic nie powinno już stać na drodze porozumienia.
Teoretycznie powinien być luz.
Jegomość luzackim krokiem opuścił przybytek w towarzystwie Dana, jak gdyby nigdy nic.
- To jak ci było na imię? - zamaskowany zagadnął do białowłosego.
Dan zaczął zastanawiać się przez moment, czy aby na pewno powinien wyjawić swoje imię zamaskowanemu. Jeżeli zostanie przyłapany podczas wypełniania swojego zlecenia, to mógłby wyjawić przypadkiem kto go wynajął.
- Dan - odpowiedział. W końcu zamaskowany wiedział jak wygląda. To by wystarczyło, by go zdemaskować. - A ty? Ah! Zapomniałbym. Żeby nie było, że jestem gołosłowny - powiedział, po czym wyciągnął z ATSa zakupioną wcześniej butelkę Whiskey, którą zaraz wręczył kolesiowi. - Jak obiecałem. Może i trochę przeholowałeś wtedy, ale na pewno skutecznie udało ci się odstraszyć tamtego natręta. Kimkolwiek był, teraz na pewno pomyśli kilka razy, nim odważy się do mnie zbliżyć.
- Strife - wyjawił zamaskowany, choć Dan powinien był wiedzieć, w końcu wpłacał za niego kaucję. Niemniej typkowi wcale nie przeszkadzało, że się przedstawia ponownie.
Na widok whiskey bardziej ożył. - Dzięki - rzucił. Zębami odpakował sobie butelkę, wypluł nakrętkę i upił zdrowego łyka. - Tak, to jest życie, takie mocno zjebane, ale ze smakiem - po czym napił się ponownie. - A niech jeszcze raz spróbuje, to jego własna stara pomyli go z durszlakiem - dodał, odnośnie tajemniczego stalkera.
- Przypuszczam, że jeszcze nie jeden raz przyjdzie nam się z nim spotkać - odparł Dan. Jeżeli jego przypuszczenie były słuszne, to osobą która ich obserwowała, musiał być jeden z jego braci, lub osoba z nim w jakiś sposób związana. - Prawdę mówiąc, zadanie które dla ciebie mam, będzie miało związek z tym typem. Ale szczegóły omówimy w moim apartamencie. Jest całkiem niedaleko stąd. Wolałbym nie ryzykować, że znowu ktoś będzie nas obserwował i podsłuchiwał.
- No to prowadź - odparł Strife.
Faceci udali się do willi, w której pokój wynajmował Dan. Nie mieli większego problemu po drodze - to była dość spokojna okolica, w której nikomu nie paliło się do rozrób. Strife był zadowolony z tej dozy spokoju.
Gdy znaleźli się w pokoju Dana, Strife walnął pytanie do Dana [z grubej rury], o jakiego typa chodzi.
Kiedy przybyli do pokoju, Dan walnął się na wygodny fotel. Swoją katanę odpiął od pasa i położył obok siebie. Przez chwilę spoglądał za okno na piękną górską panoramę, zaraz jednak zwrócił się do swojego nowego podwładnego.
- Poszukuje braci. Trzech. - Dan lekko uniósł rękę w górę i wyprostował palec wskazujący. - [i]Pierwszy ma na imię Kan. Ma ciemne włosy i opaskę na prawym oku. Zdrowe oko ma, tak jak ja, złote. Jest dosyć wysoki, skory do wpadania we wściekłość. Nie wiem jak teraz, ale wcześniej bardzo lubił pić do nieprzytomności.[i] -
Białowłosy wyprostował teraz środkowy palec.
- Drugi Fan. Mojego wzrostu, brązowe włosy, złote oczy. Tchórz jakich mało. Podejrzewam, że to on mógł wtedy nas obserwować.
W końcu wyprostował trzeci palec.
- I ostatni, moim zdaniem najbardziej niebezpieczny Gan. Ma czarne włosy, ale ostatnio jak go widziałem miał jeden różowy, dłuższy kosmyk włosów. Jest ciemniejszej kancacji ode mnie, a od lewej ręki ciągnie się mu aż po klatkę piersiową tatuaż ze smokiem. Też ma złote oczy.
Dan skończył odliczać. Rozwalił się nieco wygodniej w fotelu, splótłszy ręce za głową.
- Mamy między sobą wiele różnic, ale mimo to jesteśmy nieco podobni z budowy i rysów twarzy. A no i najważniejsze. - Białowłosy sięgnął po swój miecz, oparty do tej pory wygodnie o fotel. - Wszyscy mają takie katany. Może nie są identyczne, ale z łatwością można rozpoznać podobieństwo między nimi. Mam nadzieje, że tak się nie stanie, ale jeżeli przypadkiem musiał z którymś walczyć, to miej się na baczności kiedy dobędą broni…
Strife wyciągnął notesik, jedyną lewą ręką, położył się na podłodze i zaczął w nim skrobać::
- Dobra, czyli trzy pizdy do odstrzelenia… pierwszy Kutas, opaska na oku... drugi Fajfus, yhmmmm - mruczał pod nosem, notując zawzięcie. - no i git - po czym notes schował za pazuchę. - A gdzie można byłoby ich spotkać? - podrapał się po czerepie, myśląc nad czymś. - Pewnie tam, gdzie można się najebać. Czyli wszystkie monopole, bary, lokale… - myślał na głos wyliczając miejsca, gdzie można było natknąć się na pierwszego brata. Wyglądało na to, że ostatnie wydarzenia na komisariacie i na czwartym piętrze przydały mu rozumku i powagi… troszkę. - A kolejną dwójkę fagasów spotkamy chuj nie wiadomo gdzie. Będzie biba. - stwierdził, uśmiechając się głupio. - Ciekawe, czy przy tym pierwszym zadziała metoda kija i wódki.
-Bardzo możliwe. Barman w lokalu, w którym zrobiłeś okna dachowe, mówił mi, że widział typa z opaską na oku i takim mieczem jakiś czas temu - odpowiedział białowłosy. - Wystarczy, że odkryjesz gdzie mieszkają albo pracują.
- Dobra, to się da zrobić - odparł buńczucznie były aresztowany. - A wiesz coś więcej, co potem było z tym pizdusiem? - spytał Strife.
-Nie. Wiem tylko, że był pięć dni temu w tamtym barze. Zaproponowałbym, byś to tam zaczął szukać, ale mam wrażenie, że nie zostaniesz tam zbyt dobrze przyjęty - stwierdził Dan z uśmiechem.
- Po chuj tam iść? - zdziwił się Strife. - Wiemy, że Kandzia była tam kilka dni temu. I chyba więcej się tam nie pojawiła, nie?
Dan pokiwał w zamyśleniu głową.
-W sumie racja. Jakbyś się czegokolwiek dowiedział o którymś z nich, to daj znać. Będę tu mieszkał na pewno przez jakiś czas.
- To daj namiary do siebie, jakiś telefon czy cuś.
Białowłosy sięgnął po niewielką karteczkę znajdującą się na stoliku obok.
- Obecnie nie mam telefonu. Tu masz wizytówkę hotelu. Jak będziesz coś miał, to zadzwoń na podany numer i przekaż, że chcesz ze mną rozmawiać. Ktoś powinien przekierować rozmowę na ten pokój. Jak skołuję sobie jakiś telefon, to podam nowy numer. W sumie, ty też możesz mi podać namiar na siebie. Tak byłoby łatwiej.
- Jasne - Strife wyciągnął wizytówkę. Była doprawdy kozacka… profesjonalny rozwiązywacz problemów, załatwi każdy problem w wystrzałowy sposób. Dan otrzymał namiary do najemnika, znaczy się kumpla. - Będę w kontakcie. To ja idę na spacer - gunslinger schował wizytówkę od Dana do ATSa. - No to bywaj!
Kozak wyszedł z pokoju Dana. Sam zaś białowłosy nie powiedział już ani słowa, jedynie skinieniem głowy żegnając swojego nowego podwładnego. Rozwalił się wygodnie w fotelu, rozważając w myślach, jakie kroki powinien teraz uczynić. Teraz, gdy miał już do dyspozycji Strife’a, wolał nie ryzykować prowadzenia śledztwa. Równie dobrze mógłby przesiedzieć w pokoju kilka następnych dni, czekając aż informacje same do niego przyjdą, jednak szybko przypomniał sobie o jeszcze innym problemie. Jego fundusze zmniejszyły się niebywale po zapłaceniu kaucji. Potrzebował pracy, a przynajmniej jakiegoś źródła zarobków.
Znowu nasunął mu się pomysł, by zacząć szukać pracy w policji. Zaraz jednak zwątpił. Ten namolny glina słuchał całej jego rozmowy ze Strifem i z pewnością miałby obiekcje w sprawi przyjęcia go do pracy. Z drugiej jednak strony… Dan miał przecież dar przekonywania.
 
Hazard jest offline