Samantha wyszła za Jacobem wciąz trzymając go na muszce. Jego niedoczekanie, że zwróci broń w innym kierunku, albo przestanie w niego mierzyć. Nie wierzyła, ani nie ufała w to, że ten zechciałby jej pomóc czy też ją uratować. Odbierała jego zachowanie jako niechęć i wykorzystywanie jej w walkach, jako dobrej tarczy oraz tarana, który swoją siłą wbijał się w grupę i rozwalał wszystko. Nie interesowało go to, czy zostanie ranna i jak sobie tym poradzi. Mówiąc ogólnikowo i wręcz kolokwialnie; miał ją w dupie. Tak to widziała i choć obraz jej się zamazywał, a całość wyglądała jak przerzucane klatki, a nie płynna wizja, jakoś dawała radę iść dalej, a szmata, którą trzymała przy dziursku w brzuchu, była już co najmniej do wyciśnięcia. Ledwie minęli kolejny zakręt, gdy wypadł między nich Ferat.
- Jacob? Chłopie, dobrze że was widzę! Tam jest ich więcej. Denis, on… a potem Richard… - zaczął tłumaczyć bez ładu i składu.
Samantha zmrużyła oczy, w których wciąż tliła się nieufność.
- Do medyka - rzuciła rozkazująco bez zbędnych poprawności językowych i kultury, machając pistoletem. Nie znała typa i też mało ją obchodził. W sumie tego Denisa też już nie kojarzyła, a Rysiek był wkurzający... No i o co ten lament? Potem popieprzyło się jeszcze bardziej. Dym, który nagle omiótł cały korytarz był gęsty i duszący, uniemożliwiający patrzenie. Kidd zaczęła wątpić w jakąkolwiek medyczną pomoc, więc co? Witać się już ze śmiercią, czy może jeszcze trochę posapie w mało pociągający sposób?
- Pierdolmy medyka, chuja zdążymy - warknęła z gracją i kulturą, jak prawdziwa kobieta. Aby dopełnić obraz jej piękna, brakowało jeszcze, żeby splunęła... Oj, chyba się zbierało.
- Do śluzy, trzeba brać dupę w troki. Ty, nowy... Prowadź, ale już. Bo ci wyjebie dziursko w brzuchu jakie ja mam - i po tym plunęła krwią na podłogę pokładu. Machała pistoletem jak chorągiewką, chyba bardziej dla podniesienia swojego ego, niż realnej groźby. Jej żywot zawisł na włosku i stał się istną wyliczanką, nic tylko wziąć kwiatka i wyrywać płatki, wyliczając po kolei "umrze, nie umrze, zdechnie, nie zdechnie..." .