Drużyna przystała na szczodrą ofertę Orianny. Nie wszyscy byli pewni czy mogą jej zaufać, w końcu rzadkością jest, że ktoś bezinteresownie wyciąga pomocną dłoń i to jeszcze tak niespodziewanie. Nie mniej jednak - jak już ustalili - darowanemu koniowi (i to z wozem!) w zęby się nie zagląda, więc piegowata dziewczyna została "wcielona" do grupy poszukiwaczy przygód.
Korzystając z chwili postoju i odpoczynku od drogi, towarzysze rozpierzchli się po mieście, wcześniej umawiając się, gdzie i za ile spotkają się ponownie.
Ten czas Liska wraz z Orianna postanowiły wykorzystać na zaopatrzenie się na drogę, uzupełnienie zapasów oraz inne sprawunki. W tym samym czasie, brzydsza (może poza Liliusem) część drużyny postanowiła odszukać Yovane i przekazać jej wieści o Rodericu i Maricu.
Poszukiwania dziewczyny przypominały szukanie igły w stogu siana. Miasto było spore i pełne ludzi. Jednak motywowani przez Colina nie mogli się poddać. Za namową półelfa rozpoczęli poszukiwania od targu, gdzie rozpytywali o rzeczonych wcześniej ludzi. Pierwsze minuty przerodziły się w kwadranse. Czas leciał, a kolejni podpytywani przechodnie jak mantrę powtarzali "nie, nie znam" albo "nie wiem". Jednak upór łotrzyka okazał się godny podziwu i koniec końców opłacił się. Za którymś razem, kolejny przechodzień zapytany o Yovane powiedział upragnione "tak" i po chwili mężczyźni wiedzieli, gdzie kobieta mieszka. Czym prędzej się tam wybrali. Dom nieszczęśnicy okazał się niewielką kamienicą, w której mieszkało kilka rodzin. Budynek z czerwonej cegły, kryty dachówką wyglądał całkiem schludnie, choć widać było niedostatki finansowe. Przed wejściem znajdował się niewielki ogródek, w którym poza kwiatkami rosły warzywa. Wśród nich krzątała się młoda, atrakcyjna kobieta, jednak po jej obliczu widać było zmęczenie i utrudzenie pracą.
W między czasie, Orianna wraz z Liską przemierzały kolejne ulice Beregostu w poszukiwaniu odpowiednich sklepów i towarów. Gdy przechodziły koło gospody zobaczyły przed wejściem zbiegowisko, a w drzwiach karczmarza, który zabraniał wejścia do środka. Zaciekawione podeszły bliżej. Szyld głosił, iż była to Gospoda Feldeposta, a karczmarz, który wyglądem potwierdzał wszystkie stereotypy na temat tego zawodu, stał w drzwiach i ruchem dłoni nakazywał tłumowi aby się cofnął. - Nie można wejść. Mamy... eee... mały problem z... tymi no... A do dziewięciu piekieł! Nie wiem co to jest, za ścianą, która rozpadła się przy remoncie znalazł się korytarz i schody w dół, pod piwnice. Mój pomocnik, Ormak, zszedł na dół i słyszałem tylko jego krzyk a potem zawodzenie, huczenie i jakieś dziwne dźwięki. Czekam na straż, ale nie kwapią się, żeby to sprawdzić. Do tego czasu karczma jest zamknięta! -
__________________ Może jeszcze kiedyś tu wrócę :) |